Peter Crouch powiedział fanom „bye”. Były gracz Liverpoolu i Tottenhamu historiami wypełniłby parę karier

Peter Crouch powiedział fanom „bye”. Piłkarski Jaś Fasola anegdotami wypełniłby kilkanaście karier
YouTube
Jako piłkarz – ograniczony fizycznymi limitami, umiejętnościami, utrzymywaniem formy i koncentracji. Jako pracownik – oddany, lojalny, nieoczekujący za wiele. Jako człowiek – dusza towarzystwa, ktoś, kogo każdy chciałby mieć na weselu i wieczorze kawalerskim. Panie i panowie, przed państwem Peter Crouch ex-piłkarz, ikona telewizji in spe.
Lis pola karnego, robot, maestro mediów społecznościowych, autor bestsellerowej książki i gospodarz audycji radiowej. Piłkarz, który potrafi rozpoznać absurdy dyscypliny, którą reprezentował, nie gubił się też w wirach sławy.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kariera rozchodziła się po jedenastu różnych klubach, w których wszyscy czuli do niego mniejszą lub większą, ale sympatię. Był jednym z ostatnich reprezentantów Anglii, przed Jamie Vardym, którzy grali na boiskach szóstoligowych i niżej. Wjechał gokartem w Dirka Kuyta na chwile przed finałem Ligi Mistrzów. Niewielu miało tak ciekawe przygody w swojej pracy.

Alien na szczudłach

Schlebianie i poklepywanie po ramieniu przyszło jednak później. Zanim do tego doszło, zewsząd był zalewany krytyką. Na początku kariery był bardzo wysokim i bardzo chudym chłopakiem, którego nazywano, po prostu, „dziwakiem”. W wieku 19 lat poważnie zastanawiał się nad tym, czy nie dać sobie spokoju z piłką. Trzeba było słyszeć te reakcje, kiedy grając w QPR, trener przywołał go z rozgrzewki i awizował zmianę. Tylu gwizdów na Loftus Road nie słyszano nigdy wcześniej, ani chyba nigdy później. To był wrzesień 2000 roku. W maju następnego ogłoszono, że został najlepszym piłkarzem drużyny, o czym zdecydowali oczywiście sympatycy Queen Park Rangers.
Crouch – gość wielu talentów, z najbardziej ciętym (ale kulturalnym!) językiem w grupie futbolistów. „Kim bym był, gdybym nie został piłkarzem? Prawiczkiem” – to klasyk, który zna niemal każdy fan przynajmniej angielskiej piłki. A to twitterowe zdjęcie z żyrafami w zoo z podpisem „Dla mnie lato to spędzanie czasu z rodziną”? Albo gdy podziękował internetowemu trollowi za to, że przestanie masturbować się do zdjęć jego żony (nawiasem mówiąc – modelki). Absolutny majstersztyk.
Nikt ze środowiska piłkarskiego nie ma takiego dystansu do siebie. Niezwykle przystępny i zabawny. Ale nie zapominajmy, nie był tylko komikiem, ale także zaciętym człowiekiem i niezwykle utalentowanym graczem.
Jako dziecko spędzał godziny na oglądaniu relacji z Serie A. Jego idolem byli Włosi: Gianluca Vialli i Gianfranco Zola – nie dziwne więc, że kibicował Chelsea. Był nawet jednym z chłopców do podawania piłek na Stamford Bridge, ale tu jego kariera załamała się dość szybko, kiedy ówczesny trener Dennis Wise krzyczał, że podaje futbolówki za wolno (gdy Chelsea przygrywała) lub za szybko (gdy wygrywała).

Piąte koło u wozu

Sam przyznał, że drwiny i szyderka mocno odbiły się na jego zdrowiu psychicznym w początkowych etapach kariery. Z kolei niepowodzenia syna mocno przeżywali rodzice: Bruce i Jayne. Ojciec zresztą pełnił bardzo ważne funkcje jako dyrektor agencji reklamowej, i nigdy nie miał skrupułów w wytykaniu dziennikarzom, co kiedyś pisali i mówili o młodym Crouchu.
Jednak ataki nie szły tylko ze strony mediów czy kibiców. Seria selekcjonerów reprezentacji Anglii, którzy mieli w składzie wysokiego napastnika, zdawała się realizować strategię nazwaną „każdy-tylko-nie-Crouch”. W różnych czasach, szkoleniowcom łatwiej przychodziło wystawiać do składu takie wynalazki jak Jay Bothroyd czy Bobby Zamora. Ale Crouch zawsze wracał, chociaż ciągle dostawał grzmoty. Krytykowany m.in. za to, że strzelał gole tylko przeciwko słabszym zespołom. Ostatnia bramka w reprezentacji? Przeciwko Francji.
Na swoich barkach wiózł Anglików, gdy ci, przetrzebieni kontuzjami, polegli w eliminacjach do Euro 2008. Rolę nie do przecenienia miał w kolejnych eliminacjach, tym razem udanych, do mistrzostw świata w 2010 roku. Ale co z tego, skoro już w RPA Fabio Capello zdecydował się na bardzo słabego Emile’a Heskeya? Wiele czynników złożyło się do gniewu, jaki poczuł, kiedy Roy Hodgson poprosił go o bycie jedynie kołem zapasowym dla reprezentacji podczas Euro 2012. Crouch odpuścił, niespodziewanie rezygnując z gry w kadrze.
A pamiętajmy, że bilans 22 goli w 42 występach dla Synów Albionu to więcej niż pół gola na mecz. Ten wskaźnik stawia go na angielskiej liście napastników minimalnie przed samymi asami: Alanem Shearerem, Bobbym Charltonem i Wayneem Rooneyem.

Benitez: prześladowca i brat

W Liverpoolu z kolei im mniejszym zaufaniem darzył go Rafa Benitez, tym, paradoksalnie, był pewniejszy siebie. Hiszpański trener na początku swojej pracy na Anfield stawiał na niego, a ten przez 18 meczów odpłacił mu się… zerowym dorobkiem bramkowym. A gdy Anglik odżył, dostawał coraz mniej szans. Peter zagrał również 13 minut w pamiętnym finale Ligi Mistrzów w Stambule. Wszedł jako rezerwowy, kiedy było oczywiste, że pierwotny plan Beniteza na Milan zupełnie się nie sprawdzał.
Crouch w późniejszych wywiadach zastanawiał się, czy jego brak w pierwszej jedenastce nie był spowodowany pamiętnym incydentem na torze gokartowym. Gdy nagle zauważył, że jego pojazd ma uszkodzone hamulce, w sekundę stanął przed wyborem. „Miałem uderzyć w Dirka Kuyta czy Xabiego Alonso? Kto był mniej istotny dla gry Liverpoolu. Wybrałem Kuyta”.
Relacje Petera z Rafą w późniejszych latach się poprawiły, a najlepszym tego dowodem był moment, kiedy szkoleniowiec już wówczas Chelsea stanął w obliczu wrogości ze strony sympatyków „The Blues”. To było w styczniu 2013 roku. Drużyny Stoke i Chelsea schodziły do szatni na przerwę, a do wybuczanego Beniteza podszedł Crouch i objął ramieniem starego szefa.

Weteran Premier League

Nigdy nie chciał opuszczać Liverpoolu, ale jak zwykle niewiele miał do powiedzenia w temacie. Tak samo było w przypadku Tottenhamu, dla którego strzelił zwycięskiego gola przeciwko Manchesterowi City. Gola, który dał „Kogutom” przepustkę do pierwszego startu w Lidze Mistrzów w historii klubu. W tym samym Tottenhamie odbywał już wcześniej staż, czyszcząc buty Davidowi Ginoli i pomykając na treningi wściekle zielonym volkswagenem polo.
No i te słynne zimne, wietrzne i deszczowe noce w Stoke. Siedział tam najdłużej w swojej karierze, całych osiem lat. Ale zamiast depresyjnych momentów, z pobytu w „The Potters” zabrał tylko dobre chwile. Z nich najlepiej wspominał będzie piękne bramki, jak ta przeciwko City (znowu!), no i oczywiście cała masa anegdotek, które zostały spisane w książce.
Jedna z lepszych? „W 2013 nastały ciemne czasy w Stoke. Wszystko zaczęło się od kurtki Matty'ego Etheringtona, która została spuszczona w toalecie. Etherington wziął kilka starych kawałków ryby i włożył je do butów, a także samochodu Jona Waltersa, którego zaczął o wszystko podejrzewać. Ten odwdzięczył się owinięciem zakrwawionej świńskiej głowy w spodnie Matty'ego. Etherington znalazł ją i... włożył do szafki Glenna Whelana. A przynajmniej tak chciał, bo ostatecznie wylądowała u Kenwyne'a Jonesa, który chwilę później wybił cegłą szybę w samochodzie Glenna”. To chyba najlepsza odpowiedź na pytanie, „jak być piłkarzem?”.

Post scriptum

Nie myślcie sobie, że o „wieszaku” szybko zapomnicie. To nie jest typ łatwo schodzący w cień. Akurat w jego przypadku emerytura nie oznacza traumy. Już zabezpieczono go medialnymi „poduszkami”. Będzie pracował w BBC i Amazon Prime w relacjach ze spotkań Premier League.
Jako ekspert z olbrzymim doświadczeniem z gry w Lidze Mistrzów i mistrzostwach świata oraz z barwnym językiem nie będzie się bał besztać byłych kolegów po fachu. Upragnione dni zemsty „Robota” właśnie nadchodzą. Teraz to on poszydzi z innych.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również