Petr Čech zawiesza rękawice na kołku. Jak niedoszły napastnik stał się bramkarską legendą Premier League?

Petr Čech zawiesza rękawice na kołku. Jak niedoszły napastnik stał się bramkarską legendą Premier League?
Christian Bertrand / shutterstock.com
Wieść o tym, że jeden z najlepszych i najbardziej utytułowanych bramkarzy ostatnich lat - Petr Čech kończy karierę, w ubiegłym tygodniu rozniosła się w trybie natychmiastowym. Nie ma się co temu dziwić - w maju będzie miał już 37 lat, a w obecnym sezonie jego dyspozycja nie jest najwyższa. To najlepsza pora, by ze sceny zejść docenionym, a dla nas okazja na przedstawienie jego sylwetki.
Petr Čech to piłkarz-instytucja. W swojej karierze klubowej wygrał wszystko: mistrzostwo oraz oba puchary w Anglii, a także Ligę Mistrzów i Ligę Europy. Wszystko w barwach Chelsea Londyn. Ponadto zdobył aż 4 Złote Rękawice w Premier League, przyznawane bramkarzom, którzy w całym sezonie zachowali najwięcej czystych kont. To, wspólnie z Joe Hartem, rekord w całej historii ligi.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jakby tego było mało, trzykrotnie został bramkarzem roku wg UEFA (2005, 2007, 2008), 9 razy był piłkarzem roku w Czechach i raz w Chelsea. Wybierany do drużyny Mistrzostw Europy w 2004 roku, najlepszy zawodnik Euro U-21, a także uznany za najlepszego bramkarza Ligue 1, kiedy to jeszcze bronił barw Rennes. Prawdziwa legenda.

Wysoki na bramkę

Karierę zaczynał jako... napastnik Viktorii Pilzno, któremu wróżono niezłą przyszłość. Wysoki, lewa noga, mocne uderzenie i spory potencjał do skutecznej gry głową, gdyż charakteryzował się doskonałym „timingiem” w powietrzu. Jednak w wieku 10 lat złamał nogę, co wykluczyło go z gry na pół roku i kiedy powrócił na boisko, miała miejsce sytuacja, która już na zawsze zmieniła jego życie.
W pojedynku z lokalnym rywalem bramkarz z Pilzna doznał kontuzji już na początku spotkania i nie miał go kto zastąpić. Do wejścia między słupki zgłosił się sam Čech, który szybko dostał wsparcie trenera, martwiącego się jeszcze o jego nogę i z pewnością liczącego na świetne warunki fizyczne swego podopiecznego.
Cech zagrał wtedy oszałamiająco, wprawiając w zdumienie nie tylko trenerów i kolegów, ale przede wszystkim samego siebie. Od tego czasu jego zamiłowanie do bycia bramkarzem rosło, by potem szybko zamienić się w pasję, dzięki której zbudował pozycję jednego z najlepszych golkiperów ostatniego 15-lecia.

Talent czystej wody

Jako 19-latek, przez Chmel Blsany, trafił w końcu do najlepszej drużyny w Czechach, czyli Sparty Praga. Z nią awansował do 2. rundy Ligi Mistrzów i ustanowił rekord ligi czeskiej - 885 minut bez straty gola. Jego pozyskaniem zainteresowane były wówczas Everton czy Arsenal, jednak zdecydował się na francuskie Rennes, w którym zapewne przewidywał większe szanse na regularne występy.
Sezon 2003/2004 był dla niego przełomowy, bo po świetnych występach na francuskich boiskach oraz Mistrzostwach Europy w Portugalii, został wytransferowany do Chelsea, której to biznesowe stery chwilę wcześniej przejął Roman Abramowicz. Nastała nowa era londyńskiego klubu, a Petr Čech jak się później okazało, stał się jej kluczową częścią.
Z miejsca zdobył uznanie ówczesnego trenera Jose Mourinho i przez kolejne 10 lat był nie tylko pierwszym bramkarzem zespołu, ale stanowił jego stalowy rdzeń. Był taką samą gwiazdą drużyny jak choćby John Terry, Frank Lampard czy Didier Drogba, którzy napędzali kolegów swym podejściem do treningów i posiadali wyjątkową charyzmę.
Čech był ich charakterologicznym przeciwieństwem, bo słynął ze stoickiego spokoju i ciężko go było wyprowadzić z równowagi. Na boisku zamieniał się jednak w „bulteriera”, który tak pilnie strzegł dostępu do własnej budy (dosłownie i w przenośni), że każdemu intruzowi momentalnie odechciewało się kolejnych prób ataku.
Czyste konta w Premier League
Sportbuzz
W najlepszych latach Petr bronił dosłownie wszystko. Niedościgniony na linii, świetny na przedpolu, a także obdarowany celnym podaniem zarówno nogą, jak i ręką. Odnośnie jego kończyn górnych, często żartował z niego Terry:
- Z Čechem nie warto grać w rzutki, ponieważ ma tak długie ręce, że zamiast rzucać, może bez problemów włożyć rzutkę w dowolne miejsce tarczy.

Czołgista w bramce

W 2006 roku miał miejsce incydent, o którym wie każdy kibic piłki nożnej. W październikowym meczu ligowym z Reading, Čech w jednej ze swych interwencji zderzył się ze Stephenem Huntem i musiał zostać zniesiony z boiska. Zemdlał w korytarzu, będąc już na noszach, a przez lata wielu kibiców mogło nie zdawać sobie sprawy, jak cienka granica dzieliła go od śmierci.
Czech doznał wklęsłego złamania czaszki. Kilka kawałków kości utknęło niebezpiecznie głęboko i aby utrzymać wszystko na swoim miejscu, lekarze wszczepili mu dwie metalowe płytki. Kazali też zapomnieć o grze w piłkę przynajmniej do końca sezonu.
- Gdybyśmy grali na jakimkolwiek innym stadionie, mógłbym nie przeżyć. Właściwe decyzje sztabu medycznego i bliskość Oxfordu dały mi szanse - wspominał dekadę po kontuzji w wywiadzie ze Sky Sports. Później przyznał jeszcze, że od rzutu monetą przed feralnym meczem nie pamiętał trzech kolejnych dni.
Na boisko wrócił jednak już po trzech miesiącach, za to z atrybutem, który od tamtej pory stał się jego znakiem rozpoznawczym. Był to charakterystyczny hełm, który miała za zadanie chronić czaszkę, sprawić, aby mógł czuć się pewniej oraz… uchronić przed możliwością utraty odszkodowania.
Na początku miejsce, w którym doszło do złamania czaszki zasłaniała plastikowa płytka. Z czasem jej miejsce zajęła pianka absorbująca wstrząsy. Tak zabezpieczony golkiper zdobył z Chelsea 12 trofeów (przed kontuzją pięć), a z Arsenalem trzy. Mimo wszystko Čech wielokrotnie przyznawał, że hełm go ogranicza, gdyż mając zakryte uszy, nie słyszy niektórych głosów dochodzących z boiska.
Teraz kibice nie wyobrażaliby sobie widoku Petra Čecha bez nakrycia głowy podczas meczu. Ubiegłej zimy rozpoczął nawet kampanię reklamującą… czapkę zimową, bliźniaczo podobną do jego kasku, tyle że wykonaną z wełny i akrylu. Wielu reklamodawców składało mu atrakcyjne oferty, byleby mieć swoje logo na tym niecodziennym elemencie piłkarskiego wyposażenia.
To nakrycie głowy Čecha bardzo przypomina hełm, który zakładali piloci czołgów i takie też porównania często krążyły w internecie. A że czołgiści charakteryzowali się sporą odwagą i brawurowo bronili swoich terytoriów, to takowy przydomek akurat do Petra Čecha pasuje idealnie.

Przygaśnięta gwiazda

Dziś już wiemy, że po zakończeniu sezonu w Arsenalu nasz bohater zawiesza rękawice na kołku, ale najprawdopodobniej nie rozstanie się z futbolem na dobre. Tuż po jego decyzji podobno ofertę złożyła mu Chelsea, gdzie miałby zostać ambasadorem klubu. „The Blues" rozważają również inne opcje, a jedną z nich jest praca Čecha w roli trenera klubowej akademii.
- Czuję, jakbym wygrał wszystko, co było do wygrania – napisał w mediach społecznościowych we wtorek w południe, gdy informował świat o swoim postanowieniu.
- Wydaje mi się, że to dobry czas na odejście. Osiągnąłem to, co sobie założyłem. Do końca sezonu będę ciężko pracował, by z Arsenalem udało nam się zdobyć kolejne trofeum - ogłosił 124-krotny reprezentant Czech.
To, że do końca będzie z drużyną na dobre i na złe, można być pewnym. Jest nadzwyczaj lojalny i koleżeński, więc nie ulega wątpliwości, że zrobi wszystko, aby skutecznie wspierać klub w walce o puchary. Dotyczy to także jego konkurenta między słupkami – Bernda Leno, na którego rzecz stracił miejsce w „jedenastce” po październikowej kontuzji.
Szkoleniowiec Arsenalu Unai Emery okazał mu duży szacunek – nie odstawił bramkarza od składu od razu, choć w tym sezonie popełniał sporo błędów. Zrobił to wówczas gdy Čech doznał urazu pleców i wypadł z gry na miesiąc. Leno wskoczył do bramki i swoimi dobrymi występami pokazał dogłębnie, kto jest obecnie lepszym golkiperem.
Już przed rokiem słychać było głosy ze strony futbolowych fachowców, że Čech stracił swój dawny rezon. Wyliczono mu wówczas, że nie obronił żadnego z piętnastu rzutów karnych, a aż 12 razy rzucił się w inną stronę.
Čech nie jest już bramkarzem, który daje od siebie coś ekstra, broni już głównie takie strzały, które każdy gracz na jego pozycji ma obowiązek obronić. A przecież kiedy przychodził na Emirates, jego klubowy kolega z Chelsea John Terry szacował, że to bramkarz, którego parady zapewniają w sezonie między 12 a 15 punktów.
– To my oddaliśmy Szczęsnego za niego? – pytali kibice na Twitterze po ówczesnym starciu z Bournemouth. Petr zawinił wówczas przy golu wyrównującym i po spotkaniu przyznał się do błędu, mówiąc, że powinien zachować się lepiej.
Widać zatem, że już rok temu Petr zbyt często zawodził i na pewno doskonale sobie zdawał z tego sprawę. Decyzja sprzed kilku dni o oddaniu pola młodszym była tego jedynie konsekwencją. Za takimi zawodnikami będziemy tęsknić, bo w historii nie było ich wielu. Kto wie, może gdyby nie kontuzja w Viktorii Pilzno, jego historia potoczyłaby się zupełnie inaczej...
Paweł Chudy
Redakcja meczyki.pl
Paweł Chudy21 Jan 2019 · 14:51
Źródło: własne

Przeczytaj również