Petr Cech znów wróci do bramki Chelsea? Weteran pokazuje młodszym miejsce w szeregu. "Trochę się denerwowałem"

Petr Cech znów wróci do bramki Chelsea? Weteran pokazuje młodszym miejsce w szeregu. "Trochę się denerwowałem"
almonfoto / Shutterstock.com
38 lat to żaden wyznacznik wieku dla obecnych piłkarzy. Gianluigi Buffon za kilkanaście dni skończy 43, a ciągle nie powiedział ostatniego słowa. Cristiano Ronaldo w przyszłym miesiącu bliżej będzie do czterdziestki niż trzydziestki i nadal jest w czołówce najlepszych. Ale Petr Cech to zupełnie inna opowieść. On już znalazł się na uboczu, a teraz próbuje wrócić na stare tory.
Jose Mourinho mówił kiedyś o nim: to nie gracz, to instytucja. Zanim czeski weteran osiągnął status legendy w Chelsea, rozpoczynał karierę sportową, o czym niewielu wie, w ofensywie. Na jednym z treningów z przymusu założył rękawice, wcisnął w siebie bluzę bramkarską i stanął między słupkami, gdzie od razu dostrzeżono niebanalne umiejętności. Na dobrą sprawę “Big Petr” osiągnąłby sukces w każdej dyscyplinie sportu, ba, w każdym zawodzie, czymkolwiek by się nie zajmował. To człowiek wielu talentów, ale przede wszystkim niezwykły “pracuś”.
Dalsza część tekstu pod wideo

Dyrektor i poliglota

Nawet nie wiadomo, od czego zacząć. Wszędzie jest go pełno. Petr Cech:
  • robi podyplomówkę z zarządzania
  • co weekend biega po 10 kilometrów
  • w zeszłym roku wydał charytatywny singiel z Rogerem Taylorem, słynnym perkusistą z zespołu Queen. Od niego także nauczył się grać na perkusji i robi to w każdej wolnej chwili Biegle włada pięcioma językami, czeskim, to oczywiste, ale też angielskim, niemieckim, francuskim i hiszpańskim
Mało? Twierdzi, że mówi w siedmiu, ale kiepsko pisze po portugalsku i włosku. No tak, każdy ma jakieś wady, Petr. Musisz bardziej się starać… Dla relaksu odpala Netflixa i ogląda z żoną z “The Crown”, ale bynajmniej nie wyłącza myślenia. Każdy historyczny fakt sprawdza z Wikipedią. Mózg musi być na pełnych obrotach 24 godziny na dobę.
Swoją robotę w Chelsea wykonuje bez zarzutów. Pełni funkcję dyrektora sportowego, stanowisko bez tradycji w klasycznym brytyjskim modelu zarządzania. Zwykle pełnię władzy nad kadrą sprawował menedżer, który ustalał taktykę, skład, prowadził treningi, a w czasie otwartych okien transferowych zamykał się w swoim biurze, łapał telefon i dzwonił po klubach w celu zwerbowania odpowiednich piłkarzy. Dziś dyrektorów sportowych ma większość zespołów Premier League, a nierzadko pracę otrzymują dawni zawodnicy, znający środowisko i w pełni utożsamiający się ze swoim pracodawcą.
W Europie kontynentalnej to powszechne zjawisko. Marc Overmars z powodzeniem prowadzi sportowe sprawy w Ajaxie, w czym pomaga mu jego kumpel Edwin van der Sar. Leonardo w imieniu katarskich władz rządzi w PSG, w Bayernie z kolei prawie cała kadra kierownicza składa się z boiskowych legend “Die Roten”. Monchi, dla wielu najlepszy fachowiec, przez lata występował (ale częściej siedział na ławce) w barwach Sevilli. Cech ma już pewne sukcesy, a ostatnim, bez wątpienia, było pozyskanie Edouarda Mendy’ego, bramkarza, który na początku przygody z Chelsea zabłysnął serią sześciu meczów bez puszczonej bramki. Jednak dla niego rozglądanie się za talentami, dzwonienie po klubach i ciągłe siedzenie w gabinetach przy Cobham to niespecjalna perspektywa. Cały czas gdzieś go nosi.

Powrót po 19 miesiącach

Nikogo więc w Chelsea nie zaskoczyło, że 38-latek robił wszystko, by ściągnąć garnitur, włożyć w dres i ruszyć na trening. Nie ma tajemnicy w tym, że nalegał, aby zaangażować go do “zadań boiskowych”. Podobno kilka razy chodził po prośbie do Franka Lamparda i wreszcie udało mu się go wybłagać. Cech został włączony do sesji treningowych w pierwszym zespole, ale też umieszczono go na listę aktywnych piłkarzy, a w grudniu rozegrał cały mecz w rezerwach “The Blues” przeciwko Tottenhamowi. Puścił dwie bramki, ale jego zespół i tak wygrał.
- Trochę się denerwowałem. Nie wiedziałem, czego się spodziewać po 19-miesięcznej przerwie - przyznał po meczu.
Trwa dyskusja na temat tego, dlaczego sięgnięto po emerytowanego bramkarza, skoro można było skorzystać z wielu młodych golkiperów z akademii. Do gry gotowi są przecież: Edouard Mendy, Kepa, a także Willy Caballero czy Karlo Ziger i każdy z nich codziennie wylewa litry potu, aby Lampard spojrzał na niego łaskawym okiem przy wyborze pierwszego bramkarza. Dlaczego więc z fotela dyrektora technicznego wstał Cech? Czy to rodzaj przedświątecznej marketingowej kampanii? Pobudzenie sentymentów u starszych kibiców?
- W pewnym momencie brakowało nam doświadczonego i sprawnego bramkarza, więc znaleźliśmy dwa rozwiązania. Albo do bramki wejdę ja, albo Henrique Hilario, członek sztabu szkoleniowego. Hilario zgłosił niedyspozycję, zatem wypadło na mnie - śmieje się Czech. Miało to służyć jako środek ostrożności, forma ochrony w nagłych wypadkach, gdyby ktoś z kadry złapał koronawirusa. Jednak Petr wciąż był wystarczająco dobry, aby stać się całkiem realną opcją. Pierwszym lub drugim rezerwowym, może nawet numerem jeden na krajowe spotkania pucharowe?
Trzeba jednak oddać 38-latkowi, że nie odpuścił sportu. Po ostatnim meczu z Arsenalem w finale Ligi Europy nie pozostał bezczynny. O zapuszczaniu brzucha nie było mowy. Regularnie jeździ na treningi klubu hokejowego Guildford Flames, zakłada łyżwy i staje do małej bramki. Pobudza stare kości wywijając się po lodzie, stopując strzały parkanami i wielkimi rękawicami. Refleks cały czas jest taki sam. Ponadprzeciętny.
- Nie ma niebezpieczeństwa, że nagle zacznę się nudzić. Nie mogę siedzieć na kanapie w domu i czekać na następny dzień. To by mnie zabiło - mówi w wywiadach dla czeskich portali.

Wciąż to ma

Wiek z pewnością nie może być żadną przeszkodą do powrotu. Cech właściwie jest osiem miesięcy młodszy od Willy’ego Caballero, człowieka, do którego Lampard zwrócił się w momencie, gdy stracił zaufanie do Kepy w ostatnich kolejkach zeszłego sezonu. W ekipie U-23 Cech w spotkaniu ze Spurs nie miał dużo do roboty. Przy dwóch straconych bramkach nie mógł się zachować lepiej, ale sprawni obserwatorzy zauważyli przebłyski jego niewątpliwego kunsztu bramkarskiego. Na przykład, kiedy bez problemu czyścił przedpole, wychodząc do każdego wysokiego dośrodkowania z rozdzierającym uszy rykiem “KEEEEEPEEER!!” i pewnie łapiąc futbolówkę. Wyraźnie nie stracił na formie i łatwo uwierzyć doniesieniom, że na treningach pokazywał prawdziwą klasę w różnych ćwiczeniach z golkiperami.
Potwierdza to Mark Schwarzer, były kolega Cecha z zespołu, a obecnie ekspert stacji “Optus Sport”.
- Gdy przechodził na emeryturę, miał problemy z kostką i łydką, co ograniczało jego grę. Wszystko to zniknęło po kilku miesiącach przerwy. Teraz może kopnąć piłkę dalej niż pod koniec kariery. Zdradził mi też, że gdyby wiedział, że będzie się czuł tak dobrze, to zrobiłby sobie tylko dłuższy urlop i nie zawieszałby butów na kołku - mówił Australijczyk przy okazji transmisji ligowego meczu Chelsea.
Cech nie lubi tracić czasu. Bardziej prawdopodobne od pojedynczych spotkań dla rezerw Chelsea będzie włączenie go do kadry na stałe. Jako pomocniczy szkoleniowiec bramkarzy, jako mentor, dobry duch szatni, doradca, a czasem jako czynny zawodnik. Nie spodziewajmy się go zobaczyć na boisku w Premier League. Jeśli kiedykolwiek doszłoby do powrotu do pierwszej drużyny, dzisiejszy mecz “The Blues” w trzeciej rundzie Pucharu Anglii z Morecambe (14:30) byłby najbardziej logicznym momentem.

Przeczytaj również