Pięć lat, pięć kompromitacji. Liga Mistrzów nie oszczędza Leo Messiego. "Blamaż za blamażem"

Pięć lat, pięć kompromitacji. Liga Mistrzów nie oszczędza Leo Messiego. "Blamaż za blamażem"
Nicolas Messyasz / PressFocus
Czy można powiedzieć, że Leo Messi i Liga Mistrzów to połączenie tragiczne? No nie. Argentyńczyk strzelił przecież w historii tych rozgrywek 125 goli. Cztery razy sięgał też po trofeum z Barceloną. Ale już w ostatnich latach “La Pulga” przeżywa na arenie Champions League co rusz powtarzający się koszmar. Marnuje ważne rzuty karne, uczestniczy w prawdziwych pogromach, odpada po niewytłumaczalnych zwrotach akcji. Rok w rok.
Ostatni raz Messi wygrał Ligę Mistrzów w 2015 roku. W dwóch kolejnych edycjach jego Barcelona odpadała po dwumeczach z Atletico Madryt i Juventusem, ale trudno było tam mówić o jakiejś kompromitacji. Po prostu rywale byli lepsi. Tak to już bywa w futbolu. Nie zawsze można wygrywać.
Dalsza część tekstu pod wideo
A później zaczął się dla Messiego czas prawdziwej katorgi pod znakiem Ligi Mistrzów.

2017/18 - pamiętny dwumecz z Romą (4:1 i 0:3)

Barcelona z Messim w składzie w 1/8 finału pewnie pokonała wówczas Chelsea, a sam Argentyńczyk grał pierwsze skrzypce, strzelając w dwumeczu aż trzy gole. Sielanka trwała też podczas pierwszej odsłony ćwierćfinałowej rywalizacji z Romą. “Duma Katalonii” pewnie wygrała 4:1 i myślami była już pewnie w półfinale.
W Rzymie zobaczyliśmy jednak sensacyjną pogoń ekipy ze stolicy Włoch. Choć chyba nikt nie przewidział takiego scenariusza, “Giallorossi” odrobili trzybramkową stratę. W 82. minucie na 3:0 trafił Kostas Manolas i wyrzucił Barcelonę z rozgrywek. Zszokowany Messi nie wiedział wtedy, że w kolejnych latach jeszcze kilka razy będzie żegnał się z rozgrywkami w równie kompromitujących okolicznościach.

2018/19 - blamaż na Anfield (3:0 i 0:4)

Rok później “Duma Katalonii” pokazała, że historia lubi się powtarzać. Znów, tym razem jednak już na etapie półfinału, wywalczyła sobie w pierwszej odsłonie dwumeczu kapitalną zaliczkę. Pokonała Liverpool na Camp Nou aż 3:0, a Messi zagrał koncertowo. Zdobył dwie bramki.
W rewanżu koszmar jednak powrócił. Liverpool od pierwszych minut rzucił się Barcelonie do gardła. Wiedział, że nawet taką stratę w rywalizacji z “Blaugraną” da się odrobić, co udowodniła przecież Roma. No i faktycznie. “The Reds” mimo licznych osłabień całkowicie zdominowali przeciwnika. Dwie bramki zdobył Divock Origi. Dwa trafienia dołożył Georginio Wijnaldum. Obraz mentalnego dna gości zobaczyliśmy przy czwartym trafieniu, gdy Liverpool strzelił gola po szybko rozegranym rzucie rożnym. Po ostatnim gwizdku na twarzy Messiego znów rysowało się niedowierzanie. Drugi raz z rzędu Liga Mistrzów odjechała Barcelonie, choć wydawało się, że to nie ma prawa się wydarzyć.

2019/20 - 2:8 z Bayernem

Rok później kompromitacja Barcelony z Messim w składzie miała już zupełnie inny wymiar. Tym razem wcale nie było blisko. “Duma Katalonii” nie wypuściła z rąk wielkiej zaliczki. W tym przypadku została po prostu rozgnieciona przez monachijski walec. 2:8. To wcale nie wynik z dwumeczu, a jednego spotkania, bo przez rozwijającą się pandemię koronawirusa zdecydowano się wówczas klasyczną fazę pucharową (od ćwierćfinału) zastąpić turniejem finałowym.
Barcelona właśnie w 1/4 finału wpadła na Bayern, czyli późniejszego zwycięzcę rozgrywek. Messi mógł tylko obserwować, jak bardzo wielki futbol odjechał jego drużynie. To po tym spotkaniu nastąpiło w klubie wielkie trzęsienie ziemi, a Argentyńczyk wysłał do klubu faksem informację o chęci rozwiązania kontraktu. Ostatecznie z Barcelony odszedł jednak dopiero rok później.

2020/21 - 2:5 z PSG, zmarnowany karny

Messi został w klubie, więc załapał się na jeszcze jeden sezon w Lidze Mistrzów. “Duma Katalonii” w 1/8 finału trafiła na PSG i była wówczas, przynajmniej przed pierwszym spotkaniem, faworytem bukmacherów. Jak to się skończyło? Messi na Camp Nou zaczął od gola z rzutu karnego, ale później goście z Paryża zadali aż cztery ciosy. Hat-tricka ustrzelił Kylian Mbappe. Jedno trafienie dołożył Moise Kean.
Przed rewanżem w Paryżu teoretycznie było więc pozamiatane. Ale historia obu ekip pokazała, że jedni i drudzy potrafią o 180 stopni odmieniać losy takich dwumeczów. Cień nadziei tlił się zatem w sercach kibiców Barcelony. Rewanż zaczął się od gola Mbappe z rzutu karnego, ale potem Messi odpalił bombę i zrobiło się 1:1. Tuż przed przerwą Argentyńczyk mógł zdobyć arcyważną bramkę. Podłączyć jeszcze swój zespół do prądu. Przy wyniku 2:1 PSG zapewne, w swoim stylu, wpadłoby w panikę. Ale Messi w takim momencie zmarnował rzut karny. Później nic się już nie zmieniło. Barcelona pożegnała się z rozgrywkami po wyniku 2:5 w dwumeczu.

2021/22 - kompromitacja PSG z Realem, zmarnowany karny

Latem Messi stał się bohaterem sensacyjnego transferu. Choć wielu nie mogło w to uwierzyć, faktycznie opuścił Barcelonę i przeniósł się do naszpikowanego gwiazdami PSG. Mogło się wydawać, że w towarzystwie Mbappe, Neymara i wielu innych piłkarzy z europejskiego topu jego szanse na kolejny sukces w Lidze Mistrzów wzrosną. Tymczasem przyszedł dwumecz z Realem Madryt…
W pierwszym spotkaniu Messi, tak samo jak rok wcześniej na Parc des Princes, zmarnował rzut karny. Drużynę w ostatniej akcji meczu musiał ratować Mbappe, który po świetnej akcji indywidualnej trafił na 1:0. Ten sam Mbappe rozpoczął strzelanie w rewanżu i do 61. minuty wydawało się, że PSG ma wszystko pod kontrolą. Wtedy jednak goście zademonstrowali festiwal błędów. W banalny sposób stracili trzy bramki i pożegnali się z rozgrywkami. Znów mogliśmy oglądać tę samą minę Messiego. Minę będącą połączeniem niedowierzania i zrezygnowania.
***
Liga Mistrzów kolejny rok z rzędu zadrwiła więc z Leo Messiego. Jak to się kolokwialnie określa - podpuściła i skasowała. Tak po ludzku - trochę żal mi Argentyńczyka. W rozgrywkach, w których przez lata odnosił przecież wielkie sukcesy, nagle stał się uczestnikiem corocznych kompromitacji. Nie ich głównym bohaterem. Niech to będzie jasne. Nie ma w tych wszystkich przypadkach mowy o kompromitacji samego Messiego. Choć z drugiej strony, wielokrotnie zawiódł także on sam.
Strach wychodzić na murawę i kopać piłkę ozdobioną w gwiazdki. Liga Mistrzów bywa bezlitosna.

Przeczytaj również