James Rodriguez - piłkarz większy niż klub. W Realu Madryt był nikim, w Evertonie FC narodził się na nowo

James Rodriguez - piłkarz większy niż klub. W Realu był nikim, w Evertonie narodził się na nowo
screen youtube
Może ten tekst powstał zbyt szybko. Może to tylko optymizm wynikający z jego fantastycznego startu w Premier League. Trudno jednak nie dostrzec różnicy między Evertonem bez Jamesa Rodrigueza, a tym z Kolumbijczykiem w składzie. “The Toffees” pozyskali jednego z najbardziej utalentowanych ofensywnych pomocników ostatniej dekady i zrobili najlepszy interes od dawien dawna. On już się spłaca.
W poprzednim sezonie Evertonowi chwilami groziła nawet degradacja. Byt oczywiście udało się zachować, ale 12. miejsce w lidze to pozycja zdecydowanie poniżej oczekiwań władz i kibiców ekipy z niebieskiej części Liverpoolu. Szefostwo klubu walnęło pięścią w stół. Pierwszym wyrazem gotowości do walki o wyższe cele było zatrudnienie Carlo Ancelottiego. Znajomości włoskiego menedżera przydały się w ostatnich miesiącach. Everton zakontraktował dwóch piłkarzy cenionych i dobrze znanych “Carletto”. Za 25 milionów euro z Napoli przybył Brazylijczyk Allan i od razu otrzymał od trenera rolę “odkurzacza”, w której świetnie sprawdzał się w Neapolu. Zadaniowca od przechwytywania piłki i przekazywania jej do najbliższego kolegi. Jednak to nie na nim, a na drugim głośnym nabytku, Jamesie Rodriguezie, skupiła i skupia się cała uwaga mediów i kibiców. Takiego piłkarza na Goodison Park dawno nikt nie widział.
Dalsza część tekstu pod wideo

Debiut jak marzenie

Chociaż od przyjścia byłej gwiazdy Realu minął już niemal miesiąc, wciąż obraz takiej klasy piłkarza w klubie pokroju Evertonu wygląda cokolwiek surrealistycznie. Bliżej prawego skrzydła “The Toffees”, gdzie kiedyś poruszał się choćby Steven Naismith, pojawił się zawodnik z krwi i kości. Fachowiec, urodzony od razu w butach piłkarskich, wyjadacz europejskich stadionów. Choć wielu podejrzewało, że właśnie tak się stanie, pierwsza potyczka przeciwko Tottenhamowi i tak dla niektórych była sporym szokiem. James Rodriguez robił różnicę. Gigantyczną.
W sumie stworzył pięć okazji. Najwięcej autorstwa pojedynczego gracza w jednym meczu od ponad dwóch lat. Tylko Lucas Digne miał więcej kontaktów z piłką. Wyłącznie Richarlison oddał więcej strzałów. I chociaż postawa Jamesa w defensywie momentami nie była właściwa, bo 29-latek wystawiał na ciężką próbę Seamusa Colemana, nie nadążającego za tempem Heung-min Sona, po ostatnim gwizdku mówiło się tylko o nim. Zaledwie dwa miesiące od ostatniego pojedynku ligowego Evertonu, gdy drużyna prezentowała się anemicznie i depresyjnie, nadszedł kojący powiew świeżości. Tych chłopaków w niebieskich koszulka wreszcie da się oglądać! A z tego jednego wręcz nie można oderwać wzroku.
Mówi się, że żaden piłkarz nie może być nigdy większy niż jego klub. Trudno z tym polemizować, ale są chwile, kiedy tę starą naukę trzeba odstawić do kąta. Przybycie Jamesa, “galaktycznego” złotego chłopca z Kolumbii, gwiazdy mundialu sprzed sześć lat i zdobywcy Złotego Buta za ten turniej, do Evertonu, drużyny zmęczonej staniem w miejscu, zdesperowanej, by powtórzyć sukcesy ze starych dobrych lat - to właśnie jeden z takich momentów.

Większy niż United i Liverpool

W dniu podpisania kontraktu z Rodriguezem Anglicy załatwili, by największy budynek w Kolumbiii oświetlić na niebiesko. Dyrektor ds. marketingu Evertonu stwierdził, że konto Jamesa, według różnych szacunków, jest ósmym lub dziewiątym co do liczby obserwowanych profili sportów na świecie w mediach społecznościowych. 46 milionów followersów na Instagramie to więcej niż baza fanów Manchesteru United, Liverpoolu, Tigera Woodsa czy sześciokrotnego mistrza świata w Formule 1, Lewisa Hamiltona. Inwestycja w sportową jakość to jedna strona medalu. Druga to oczywisty krok naprzód w spełnianiu globalnych ambicji drużyny pozostającej w cieniu “The Reds”. Zatrudnienie największego celebryty w Kolumbii to kluczowy element, aby rozwinąć markę klubu w całej Ameryce Południowej.
Z drugiej strony, przyjście piłkarza takiego formatu na Goodison Park pozostaje niespodzianką. Dla innych to nierozsądny krok, nawet jeśli oficjalnie nie zapłacono Realowi Madryt ani eurocenta. Roztropna ekonomia podpowiada, że drużyny na poziomie Evertonu powinny raczej wybierać rozwijające się talenty ze średnich europejskich lig, penetrować rynki francuskie i portugalskie w poszukiwaniu chłopaka, za którego po kilku latach otrzymaliby większe pieniądze.
Tym bardziej miałoby to sens, gdy prześledzimy finanse zasłużonego klubu, a nie są one bynajmniej w najlepszej kondycji. W latach 2018-19 stracił 112 milionów funtów i, jak wykazali eksperci ze Szwajcarii, z 20 najbogatszych zespołów piłkarskich na świecie pod względem przychodów (Everton jest 19.), żaden nie ma wyższego stosunku pieniędzy wydawanych na wynagrodzenia do obrotów niż 85% “The Toffees”. Tylko trzy kluby na tej liście przekraczają 65% (Juventus, Roma i West Ham). A mimo to, zdecydowano się na zatrudnienie człowieka, któremu zaproponowano pensję w wysokości ponad 7 mln euro. To nawet więcej niż zarabiał w Madrycie (6,5 mln).

Drugi ojciec i drugi dom

Dlaczego więc na Goodison Park postawiono na niego? Nie ma tu żadnej tajemnicy. Przede wszystkim chodzi o relacje. Gdyby nie Carlo Ancelotti, Kolumbijczyk z pewnością wylądowałby gdzieś indziej. To właśnie za czasów “Carletto” w Realu Madryt, gra Jamesa ewoluowała. Oprócz niewątpliwego talentu w ofensywie, mocno poświęcał się również w rozbijaniu ataków rywala. Jeden podziwia drugiego. Powiązania opierają się bowiem na głębokim szacunku i zaufaniu do wiedzy oraz umiejętności. To zwrot o 180 stopni w stosunku do tego, co pomocnik przeżywał na Bernabeu. Nie przepadał za Zinedinem Zidanem, a trener także nie darzył szacunkiem Rodrigueza.
Reprezentant Kolumbii w Liverpoolu już czuje się jak w domu. Przed Goodison Park kilkadziesiąt minut po zakończeniu meczu z West Bromwich Albion zebrała się niewielka grupka fanów. Większość z nich miała na sobie niebieskie koszulki, ale przynajmniej kilku odznaczało się trykotami z jasnożółtymi barwami Kolumbii. Pozdrawiali wszystkich piłkarzy wyjeżdżających z obiektu, ale wiadomo, na kogo czekali najbardziej. Gdy w końcu wyjechał, fani zatrzymali jego auto i wręczyli mu butelkę wina w podzięce za genialną formę. W końcu przeciwko WBA James zgarnął całą pulę: strzelił gola, zanotował asystę oraz asystę drugiego stopnia. Przyjął ją z uśmiechem.
Wszystkie wątpliwości, co do jego przydatności, zniknęły po zaledwie 170 minutach nowego sezonu. A dla Ancelottiego talent Jamesa tkwią w prostocie.
- Jego futbol nie jest taki skomplikowany - mówi Włoch. - Jeśli ma miejsce, wykorzystuje swoje cechy do posyłania idealnych podań. Jeśli natomiast znajduje się pod pressingiem, wyszukuje najbezpieczniejszych opcji. Tak powinien reagować każdy gracz - uważa.
Niemal wszyscy w klubie są pod wrażeniem umiejętności Jamesa. Kapitan Seamus Coleman uważa, że to “spokój” wynikający z bogatego doświadczenia, budowanego na ciągłej presji. Prostota może być jednak piękna dla oka. Absolutnie perfekcyjnie ukształtowana lewa stopa zagrywająca genialne piłki, timing, pomysłowość i precyzja. Trzy nieodłączne elementy, które pozwoliły mu rzucić podanie do Richarlisona, aby stworzyć gola dla Dominica Calverta-Lewina. Rodriguez biega po boisku jak gwiazda w niemalże staromodnym sensie. Nie naciska cały mecz. Nie wykonuje sprintów, kiedy nie trzeba. Nie wdaje się w pojedynki, gdy wie, że nie wyjdzie z nich zwycięsko. Potrafi jednak wpłynąć na akcję w ułamku sekundy. Wyjść z cienia, błysnąć, a później do niego powrócić. I czekać na kolejny dogodny moment. Sprawia, że kibice wierzą, że wszystko może się zdarzyć dosłownie w mgnieniu oka, że nic nie jest stracone, że zawsze ma się powód do nadziei.
I oto właśnie powód, dla którego został sprowadzony. Sukces zazwyczaj kosztuje bardzo dużo w piłce nożnej i nie zapominajmy, że Everton to klub, który w ciągu trzech lat wydał prawie pół miliarda euro na nowych graczy. A nadzieja? Nadzieja przyszła za darmo. Ostatecznie sport zawodowy to nie tylko parcie na wyniki, wyszukiwanie odpowiednich profili, odnajdywanie potencjału i bazowanie na twardych zasadach ekonomii. To także zabawa. A tę James Rodriguez dostarcza, jak mało kto na tej planecie. I na koniec rada dla wszystkich, którzy podczas jesiennych, deszczowych wieczorów tracą dobre samopoczucie. Wystarczy cotygodniowa dawka jednego meczu Evertonu z Jamesem, aby wszystkie problemy zniknęły.

Przeczytaj również