Polacy za granicą. Piątek Pan. Obrodziło w gole i czerwone kartki, ostry faul Lewandowskiego, “tęczowy” Sobota

Polacy za granicą. Piątek Pan. Obrodziło w gole i czerwone kartki, ostry faul Lewandowskiego, “tęczowy” Sobota
meczyki.pl
Najważniejsza wiadomość tego weekendu dla polskich kibiców to wreszcie udany mecz Krzysztofa Piątka, który znów stał się bohaterem włoskich mediów. Strzelał jednak nie tylko napastnik Milanu, bo w jego ślady poszedł choćby regularny jak szwajcarski zegarek Kamil Wilczek. Inni stranieri zapisali się zaś w protokołach meczowych z uwagi na niekoniecznie czystą grę.
“Wspaniała gra”, “świetny występ”, “być może Milan odzyskał swojego bohatera”, “przebudzenie”, “dobra jakość”. Po wyczekiwanym udanym spotkaniu w wykonaniu Krzysztofa Piątka, Włosi znów zachwycają się naszym snajperem. I bardzo dobrze. Może klasycznie, jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale tutaj gol z rzut karnego to zaledwie kropla w morzu. Morzu, po którym w Bolonii Piątek płynął jak najlepszy surfer.
Dalsza część tekstu pod wideo
Karny karnym, strzał jakich wiele, ale warto zwrócić uwagę, że Polak sam tę jedenastkę wywalczył. Był jak żywe srebro przez cały mecz: szukał gry, czytał ją, doskonale się ustawiał, współpracował z kolegami i imponował pasją oraz zaangażowaniem. Miał udział we wszystkich trzech bramkach dla “Rossonerich”. Przy drugim trafieniu sprytnie przepuścił piłkę, którą przejął strzelec gola, Theo Hernandez. Przy trzecim zaś zainicjował akcję, po której na listę strzelców wpisał się Bonaventura.
“Corriere della Sera” z nadzieją pyta: “Czy Pistolero wrócił”? Miejmy nadzieję, że tak, a to nie było jego ostatnie słowo w tym roku.
Łukasz Skorupski nie zdołał zatrzymać Piątka i spółki, choć przy straconych golach nie miał wiele do powiedzenia, a w samej końcówce fantastycznie uratował zespół przed utratą czwartej bramki, broniąc dwa strzały w kilka sekund.
A propos obrony dwóch uderzeń w bardzo krótkim czasie. Przed Państwem Wojciech Szczęsny.
To jest jego sezon. Szczęsny stał się absolutnie kluczowym ogniwem Juventusu i broni na najwyższym możliwym poziomie. Nawet jeśli koledzy z drużyny zawodzą, tak jak w Rzymie, gdy Lazio bezlitośnie wykorzystało proste błędy “Juve”. Bramkarz reprezentacji Polski to ostatnimi czasy światowy top i trudno z tym dyskutować.

Błysk “Ziela”, czerwoni “Biało-Czerwoni”

Na tym nie kończą się dobre wieści z Italii. Do siatki rywala trafił też wreszcie Piotr Zieliński, który w ostatnich miesiącach bardzo rzadko wybijał się z marazmu, jaki ogarnął całe Napoli. W Neapolu dalej trudno o choćby nutkę optymizmu, bo remis z Udinese przedłużył żenującą passę meczów bez wygranej w lidze, ale “Zielkowi” akurat trzeba oddać, że swoje zrobił.
To przebłysk czy może jednak symptom poprawy gry pomocnika Napoli? Nie wiadomo swoją drogą, ile jeszcze dostanie szans na udowodnienie jakości w barwach neapolitańskiego zespołu. Spekulacje o jego ewentualnym odejściu na pewno nasilą się w nadchodzącym oknie transferowym. Klubowy kolega Zielińskiego, Arkadiusz Milik wciąż zmaga się z kontuzją.
Z polskiej kolonii w Serie A grali jeszcze Bartłomiej Drągowski (1:2 z Torino), Karol Linetty (niewiele ponad pół godziny z Parmą) i Paweł Dawidowicz (prawie cały mecz przeciwko Atalancie). Ostatni z nich dokończyłby spotkanie, ale postanowił sam siebie z niego wyeliminować.
Piłkarz Hellasu dostał dwie żółte kartki w kilkanaście minut i wyleciał z boiska, a jego zespół w samej końcówce stracił decydującego o porażce gola. To było drugie “czerwo” polskiego defensora w bieżących rozgrywkach, co na pewno nie pomaga mu w utrzymaniu i tak niepewnego statusu w drużynie.
Dawidowicz to nie jedyny “Biało-Czerwony”, któremu sędzia nakazał przedwczesne opuszczenie boiska. Czerwoną kartkę otrzymał także Maciej Rybus. Obrońca Lokomotiwu zebrał dwa “żółtka” w osiem minut i pomimo protestów, musiał szybciej udać się pod prysznic. I “Rybka”, i Grzegorz Krychowiak pewnie woleliby zapomnieć o meczu z Arsenalem Tuła, bo ich zespół niespodziewanie przegrał 0:4. W ostatnich sześciu spotkaniach Lokomotiw zwyciężył zaledwie raz.
Sebastian Szymański niczym się nie wyróżnił w meczu z Zenitem (0:3), więc z polskich stranierich za naszą wschodnią granicą powody do zadowolenia może mieć tylko duet z Uralu Jekaterynburg. Klub Rafała Augustyniaka i Michała Kucharczyka odniósł cenną wyjazdową wygraną w Samarze (3:2). Lepiej spisał się pierwszy z nich, bo “Kuchy” zszedł w 68 min. po bezbarwnej grze, a Augustyniak tradycyjnie wystąpił pełne 90 minut i znów wypadł naprawdę solidnie.

“Lewy” znów na zero, “Giki” znów bezbłędny

We Włoszech na plus, w Rosji na minus, a jak w Niemczech? Jest kogo chwalić, ale tym razem nie Roberta Lewandowskiego. “Lewy” trzeci raz z rzędu zanotował w Bundeslidze “pusty przelot”, a Bayern przegrał w Gladbach i spadł na szóste miejsce w tabeli. U kapitana reprezentacji Polski widać było sporą frustrację wynikającą z nieudanego przebiegu meczu. Lewandowski zarobił żółtą kartkę za naprawdę nieprzyjemny faul na rywalu. Nawet jemu czasami puszczą nerwy. Oceńcie sami.
Poziom trzyma za to Rafał Gikiewicz. Golkiper Unionu Berlin po raz kolejny w tym sezonie wybronił niejedno groźne uderzenie i miał spory wkład w zwycięstwo z FC Koeln. Zespół ze stolicy Niemiec miał rozpaczliwie bronić się o utrzymanie, tymczasem ma duże szanse spędzić nadchodzącą zimową przerwę w górnej połowie tabeli. I nie byłoby to możliwe bez doskonale dysponowanego “Gikiego”. Polak niezmiennie znajduje się na szczycie klasyfikacji bramkarzy, którzy obronili najwięcej strzałów w tym sezonie. Czapki z głów.
Słowa uznania należą się także Łukaszowi Piszczkowi, który przyczynił się do rozbicia Fortuny Duesseldorf. Były już reprezentant Polski zaimponował rewelacyjną, sprytną asystą, a Borussia wygrała aż 5:0. Występ Dawida Kownackiego (wszedł w 59 min.) po drugiej stronie boiska lepiej pomińmy milczeniem, bo piłkarz Fortuny dalej znajduje się w fatalnej formie.
Warto wspomnieć też o nieco zapomnianym, ale wciąż pewnie grającym na zapleczu Bundesligi Waldemarze Sobocie. Zawodnik Sankt Pauli, który legitymuje się czteroletnim stażem w klubie, po raz pierwszy wyszedł na murawę z opaską kapitana drużyny. I to nie byle jaką.
Inna sprawa, że zespół z Hamburga przegrał trzeci mecz z rzędu i prawie spadł już do strefy spadkowej.
W podobnym kierunku zmierza Huddersfield Kamila Grabary. Największa bolączka spadkowicza z Premier League to forma “falowa”. Najpierw była seria kompromitujących porażek, później fala siedmiu meczów bez przegranej, a teraz znów regularny brak trzech punktów od kilku spotkań. I gdzie tu logika? Dodatkowo sam Grabara nie jest wartością dodaną dla drużyny, choć z drugiej strony, z tak fatalną defensywą nie ma łatwego życia.
Huddersfield przegrało z Leeds (0:2), w którego barwach oczywiście wystąpił Mateusz Klich, ale tym razem nie wpisał się na listę strzelców. Do protokołu trafił zaś z powodu żółtej kartki, choć generalnie zanotował solidne 85 minut gry. Przeciętnie wypadł Kamil Grosicki przeciwko Stoke (2:1), podobnie jak furory nie zrobili Krystian Bielik (0:1 z Blackburn) i Bartosz Białkowski (2:2 z Nottingham). A szczebel wyżej Southampton Jana Bednarka frajersko uległo Newcastle. Polski obrońca przy obu golach rywali sprawiał wrażenie mocno zdezorientowanego boiskowymi wydarzeniami.

Duńska maszyna, już nikt nie zatrzyma

Gole polskich stranierich to nie tylko Włochy i trafienia Piątka oraz Zielińskiego. Na listę strzelców wpisali się też ci, którzy grają w słabszych ligach. Przede wszystkim: Kamil Wilczek. Napastnik Broendby nic sobie nie zrobił z faktu, że już został najlepszym snajperem w historii klubu i dalej ładuje bramki jak najęty. Znakomity timing i wykończenie, klasa.
W ostatnich sześciu ligowych występach Wilczek zdobył dziewięć goli, pewnie zmierza po koronę króla strzelców, a dodatkowo wciąż widnieje w czołówce klasyfikacji Złotego Buta. Wyborny sezon żyjącej legendy klubu spod Kopenhagi.
W ślady Wilczka poszedł Jakub Świerczok, który wprawdzie wszedł z ławki rezerwowych, ale uratował Łudogorcowi remis w meczu z Cherno More, popisując się bardzo przytomnym, sytuacyjnym uderzeniem w polu karnym. Jacek Góralski nie grał.
Trzecim do bramkowego brydża jest Łukasz Zwoliński. Snajper chorwackiej Goricy raz na jakiś czas przypomina o swoim istnieniu, choć strzela mniej, niż w poprzednim sezonie. Teraz jednak “Zwolak” miał wymierny wpływ na ważną wygraną ze Slavenem Belupo (2:0), bo otworzył wynik meczu. Zaś Damian Kądzior wyjątkowo nie zanotował ani asysty, ani gola.
Kto jeszcze zasłużył na ciepłe słowa? Kamil Glik pewnie trzymał w ryzach obronę Monaco (3:0 z Amiens). Tomasz Kędziora uczcił setny mecz w barwach Dynama Kijów asystą, choć jego drużyna niespodziewanie uległa Zorii Ługańsk. Mały plusik zapisujemy też przy nazwisku Adama Dźwigały, bo Aves zachowało czyste konto z Bragą (1:0) prowadzoną przez Ricardo Sa Pinto, notując tym samym dopiero drugą wygraną w sezonie.
Jakub Kosecki chyba na dobre wybudził się ze snu, bo znów dostał 90 minut, a jego Adana Demirspor zainkasowała trzy punkty. Na przeciwległym biegunie dalej Michał Pazdan, którego Ankaragucu nie wygląda na zespół, który mógłby opuścić strefę spadkową, bo notorycznie przegrywa. Weekend w niezłych humorach kończyli Adam Stachowiak i Radosław Murawski z Denizlisporu, bo remis z faworyzowanym Basaksehirem to dobry wynik.
***
Jeśli Robert Lewandowski nie wpisał się na listę strzelców, a pomimo tego możemy mówić o udanym weekendzie w wykonaniu polskich stranierich, to musimy to docenić. Szczególnie cieszy pozytywny występ Piątka, bo to oznacza, że snajper Milanu nie składa broni i nie zamierza odchodzić na wypożyczenie. Gratulacje, czekamy na więcej.
Mateusz Hawrot

Przeczytaj również