Polacy za granicą. Zieliński wybudzony z zimowego snu, debiutant (udanie) podziwiał geniusz Ronaldo

Polacy za granicą. Zieliński wybudzony z zimowego snu, debiutant (udanie) podziwiał geniusz Ronaldo
ph.FAB / shutterstock.com
Do gry wróciła liga włoska, co oznacza, że w miniony przedłużony weekend na boisko wybiegło sporo stranierich z Serie A. I z większości możemy być naprawdę dumni. Były dwa polskie gole, był świetny Piotr Zieliński, był ważny debiut przeciwko Cristiano Ronaldo. Jednym, a właściwie dwoma słowami: działo się!
Strzelanie w Italii rozpoczął Mariusz Stępiński. Piłkarz Hellasu ostatnio przełamał się po dziesięciu miesiącach bez zdobytej bramki, a teraz trafił drugi raz w dość krótkim czasie. Polski snajper wszedł na niespełna dwadzieścia minut meczu ze SPAL i zaimponował błyskawiczną reakcją po odbiciu przez bramkarza futbolówki. Dopadł do niej i pewnym uderzeniem ustalił wynik spotkania (2:0). Z roli dżokera wywiązał się bezbłędnie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ten gol powinien znów dodać Stępińskiemu pewności siebie. To też kolejny sygnał, że niektórzy przedwcześnie skreślili go z listy graczy mogących jeszcze coś zdziałać w tak mocnej lidze jak Serie A.
Na minutę wszedł kolega “Stępnia” z drużyny, Paweł Dawidowicz, a po drugiej stronie boiska przez cały mecz biegał Thiago Cionek. Co ciekawe, znów w roli prawego wahadłowego. Furory jednak nie zrobił, choć na tle fatalnych kolegów i tak radził sobie przyzwoicie. Arkadiuszowi Recy wciąż doskwierają problemy zdrowotne, przez które stracił ostatnie tygodnie. A choć po rehabilitacji wraca już do treningów, to nie jest jeszcze gotowy do gry.

Biało-czerwony błysk w ciemnym Neapolu

Przyjście Gennaro Gattuso raczej nie odmieniło Napoli, bo w klubie dominuje szary i ponury nastrój. Mecz z Interem był kwintesencją tego sezonu w wykonaniu ekipy ze stadionu San Paolo. Wszystkie bramki dla rywali padły po indywidualnych błędach piłkarzy “Azzurri”. Grę drużyny ładnie spuentował w końcówce spotkania Arkadiusz Milik.
Milik, czyli autor jedynego gola dla Napoli. Napastnik wykorzystał dogranie Jose Callejona i z bliska wpakował piłkę do siatki. W tej akcji pierwsze skrzypce zagrał jednak Piotr Zieliński, który popisał się doskonałym, kluczowym podaniem. Akcja jakby żywcem wyjęta z nie tak dawnej, udanej epoki Maurizio Sarriego.
“Zielu” nieprzypadkowo zanotował znakomity key pass. To był jego dzień. Polski pomocnik, nie dość, że nie tracił piłek, to jeszcze napędzał akcje ofensywne drużyny. Celnie podawał, skutecznie odbierał, mądrze rozgrywał, imponował luzem, miał ochotę i odwagę efektywnie dryblować. Choć Napoli grało wyraźnie słabiej od Interu, to akurat Zieliński mógł wrócić do domu z podniesioną głową. Mógł i z asystą, ale choćby Lorenzo Insigne nie wykorzystał dobrego dogrania byłego piłkarza Empoli.
W mediach społecznościowych reprezentanta Polski chwalili nie tylko sympatycy Napoli, ale też Interu. Takie występy na pewno pomagają 25-latkowi w kontekście ewentualnego transferu, rzecz jasna w razie braku podpisania nowej umowy w Neapolu. Oby tylko znów nie był to świetny Zieliński od święta. Regularność jest wskazana, a nawet konieczna, pomimo wielkich problemów całego zespołu.

Pusty Piątek, powrót “Beresia”

Jeśli kibice Milanu liczyli, że Zlatan Ibrahimović odmieni w moment bezbarwną postawę ich drużyny, to srogo się pomylili. Nawet Szwed nie był w stanie nic zdziałać wokół takich tuzów jak Suso czy Calhanoglu. Nic nie wskórał także Krzysztof Piątek, którego przed upływem godziny gry właśnie zmienił “Ibra”.
Magazynek polskiego napastnika znów był pusty. Wprawdzie oddał jeden strzał, ale generalnie dostosował się do wszechobecnego marazmu. Piłkarz grający w ataku mediolańczyków nie ma łatwo, niezależnie od tego, kto nim jest. I to najlepiej podsumowuje występ Piątka, choć trudno pozbyć się wrażenia, że zmiana otoczenia to dziś sensowny, właściwy i niemal niezbędny ruch w karierze 24-latka.
“Rossoneri” mierzyli się z Sampdorią, w której barwach zagrali (i obaj dostali po żółtej kartce) Karol Linetty i Bartosz Bereszyński. Drugi z nich wrócił na murawę po dwóch miesiącach pauzy spowodowanej kontuzją. Czyste konto na San Siro, solidny występ - udany powrót “Beresia”.
Powody do zadowolenia może też mieć Karol Linetty, który nie pierwszy raz zagrał bliżej lewej strony w drugiej linii i rozegrał dobre zawody. A warto pamiętać, że ostatnio kibice “Sampy” wybrali go do jedenastki dekady. Były zawodnik Lecha Poznań zapracował sobie w Genui na zasłużony szacunek.
To nie koniec dobrych wieści z tego miasta. Filip Jagiełło, pomocnik lokalnego rywala Sampdorii, ponownie otrzymał szansę od początku spotkania i ponownie nie zawiódł. “La Gazzetta Dello Sport” przyznała mu solidną ocenę 6.5 za 72 minuty przeciwko Sassuolo (Genoa wygrała 2:1). Mało kto spodziewał się, że to właśnie Jagiełło, a nie Szymon Żurkowski przebije się szybciej do pierwszego składu swojej drużyny.

Słodko-gorzki debiut przeciwko Ronaldo

Lepszego momentu na debiut w Serie A nie mógł sobie wymarzyć Sebastian Walukiewicz. Utalentowany stoper Cagliari wreszcie dostał szansę gry i od razu wsiadł na wysokiego konia. Stadion Juventusu, po drugiej stronie Cristiano Ronaldo, Wojciech Szczęsny i spółka, czyli naprawdę mocne wejście na profesjonalny poziom.
Najpierw informacja zła: polski obrońca z bliska mógł przyjrzeć się geniuszowi portugalskiego gwiazdora. Po hattricku Cristiano okraszonym asystą, Walukiewicz wraz z kolegami wracał na Sardynię z bagażem czterech goli. Na pewno wyobrażał to sobie inaczej.
Teraz informacja dobra: Walukiewicz nie wyglądał jak debiutant. Nie plątały mu się nogi, nie popełniał prostych błędów. Jasne, współtworzona przez niego formacja dopuściła do “czteropaka” Juventusu, ale do polskiego defensora można było mieć najmniej uwag. Doświadczony Ragnar Klavan radził sobie dużo gorzej.
“La Gazzetta” przyznała byłemu piłkarzowi Pogoni Szczecin 5.5, co w obliczu 0-4 w Turynie naprawdę wypada docenić. Raz wybił piłkę z linii bramkowej, zablokował nie jeden strzał, potrafił też odebrać piłkę. Bez kompleksów. Całkiem solidny debiut.
A jak rysują się perspektywy na przyszłość? Szkoleniowiec Cagliari mówił przed meczem, że Polak ciężko, cierpliwie pracował na swoją szansę, dlatego ją dostał. I wygląda na to, że nawet przy zdrowym Fabio Pisacante, podstawowym stoperze, Walukiewicza niedługo znów ujrzymy w pierwszym składzie. Młodzieżowy reprezentant Polski obiecująco rozpoczął swoją przygodę z Serie A.
Aha, Wojciech Szczęsny zachował czyste konto, ale nie miał za wiele roboty. Mógł przynajmniej odpowiednio się rozgrzać przed nadchodzącym w następnej kolejce starciem ze swoim byłym klubem, AS Romą.
Bezczynnie w bramce nie stali za to Bartłomiej Drągowski i Łukasz Skorupski. Ich drużyny, Fiorentina i Bologna podzieliły się punktami, a lepiej wypadł drugi z polskich golkiperów. Zaliczył kilka naprawdę klasowych interwencji.

Dwie twarze Klicha

Na wyspach piłkarze dostali wolne od rozgrywek ligowych, aby na dobre rozkręcić rywalizację w Pucharze Anglii. Z polskich stranierich najtrudniejsze zadanie miał Mateusz Klich. Pomocnik Leeds mierzył się na Emirates z Arsenalem, który pod wodzą Mikela Artety wreszcie zaczął przypominać profesjonalny zespół Premier League. Choć w pierwszej połowie starcia z ekipą Marcelo Bielsy, to lider Championship wyglądał na drużynę z wyższej klasy rozgrywkowej.
Duża w tym zasługa Klicha. Nie ma ani cienia przesady w twierdzeniu, że reprezentant Polski był do przerwy najlepszy na boisku. Pojawiał się wszędzie i robił wszystko - odbierał, podawał, uruchamiał akcje ofensywne, uspokajał grę, dał się faulować. Mógł też mieć asystę i pewnie by miał, gdyby nie doskonale dysponowany Emiliano Martinez, na co dzień rezerwowy golkiper “Kanonierów”.
“Pawie” nie przełożyły przewagi na gola i w drugiej połowie zostały za to ukarane. Zgasł cały zespół, zgasł też Klich, który dodatkowo złapał żółtą kartkę i musiał się bardzo pilnować, by nie wylecieć z boiska. Arsenal przeszedł dalej, ale “Clichy” na pewno dał sporo argumentów za tym, że po nadchodzącym awansie Leeds jest on w stanie poradzić sobie na poziomie Premier League.

Big Bart, kompromitacja na końcu świata

Bartosz Białkowski długimi latami pracował na uznanie w Anglii i nie bez przyczyny uchodzi za czołowego fachowca od bronienia w Championship. A i w pucharze robi swoje, co udowodnił pewnym występem w wygranym przez Millwall (3:0) spotkaniu z Newport. Wypożyczenie z Ipswich do słynącego z fanatycznych kibiców londyńskiego klubu okazało się strzałem w dziesiątkę. Takie kompilacje nie powstają przypadkiem:
Ostatnio głośno było o bohaterze innej kompilacji zagrań, czyli Kamilu Grabarze. Tym razem kontrowersyjny golkiper nie miał nawet okazji udowodnić, że potrafi się podnieść po serii ligowych wpadek, bo dostał wolne od trenera (0:2 Huddersfield z Southampton). Nie grali też Jan Bednarek ani Krystian Bielik. Cały mecz w bramce West Hamu spędził zaś Łukasz Fabiański (4:0 z Gillingham).
Z ławki z kolei wszedł Kamil Grosicki. Pomocnik Hull dostał pół godziny w szalonym (3:2) meczu z Rotherham i zanotował udaną zmianę. Zaliczył kluczowe podanie z rzutu rożnego przy jednym z trafień, o mały włos nie dołożyłby do tego asysty, a sam też miał jedną okazję bramkową. Gola “zabrała” mu świetna interwencja golkipera rywali.
Zahaczając o tematy około-bramkarskie, musimy przenieść się do Australii. Nieco zapomniany Filip Kurto wolałby… zapomnieć o swoim ostatnim występie. O ile przy pierwszym golu miał trochę pecha, o tyle nic nie usprawiedliwia jego wyjścia na spacer przy drugim. Zresztą, zobaczcie sami.

“Świder” znów strzela

Nie tylko Milik i Stępiński trafili w minionych dniach do siatki. Na listę strzelców po raz drugi z rzędu wpisał się Karol Świderski. Napastnik PAOK-u otworzył wynik w derbach Salonik z Arisem, ale jego faworyzowany zespół dość niespodziewanie przegrał 2:4. Sam “Świder” utrzymuje jednak dobrą średnią bramkową. Po siedemnastu spotkaniach ma dziewięć goli i dalej plasuje się w czubie tabeli najlepszych strzelców.
W Niemczech i Rosji, gdzie znajdziemy sporo naszych stranierich, dalej jest zimowa przerwa, dlatego raport kończymy wizytą w nieco cieplejszych klimatach. W Pucharze Francji pełne 90 minut rozegrał Kamil Glik, a Monaco odprawiło z kwitkiem Reims (2:1). Drużyna z Księstwa najgorszy kryzys ma już raczej za sobą, ucichły też plotki o przewietrzeniu szatni i ewentualnej sprzedaży polskiego stopera. Przynajmniej w obecnym okienku transferowym.
Mało medialni są polscy piłkarze grający w Portugalii, ale warto docenić, że obaj regularnie meldują się na boisku. Golkiper Rio Ave, Paweł Kieszek na pewno może być większym optymistą od Adama Dźwigały z Aves, bo jego zespół przynajmniej nie jest czerwoną latarnią ligi, ale teraz też akurat schodził z boiska bez punktów. I Ave, i Aves solidarnie dostały po 0:1 na własnym boisku.
***

Podsumowanie z przymrużeniem oka:
Bohater: Piotr Zieliński

Antybohater: Filip Kurto

Zaskoczenie in plus: Filip Jagiełło

Zaskoczenie in minus: Krzysztof Piątek

Nagroda specjalna: Sebastian Walukiewicz za niezły debiut przeciwko rozpędzonemu “Juve”
Mateusz Hawrot

Przeczytaj również