Polak staje przed wielką szansą. Trener potwierdził, że zagra w ważnym meczu. “Miejsce na okładce czeka”

Polak staje przed wielką szansą. Trener potwierdził, że zagra w ważnym meczu. “Miejsce na okładce czeka”
LIONEL URMAN/SIPA/PressFocus
Po raz pierwszy od ośmiu lat w finale Pucharu Francji nie wystąpi Paris Saint-Germain. Duża w tym zasługa ciągle związanego kontraktem z paryskim klubem Marcina Bułki. Wypożyczony na ten sezon do Nicei polski bramkarz nieoczekiwanie powalczy dziś wieczorem o awans do decydującego meczu Coupe de France.
Nieczęsto zdarza się, by zdjęcie piłkarza z naszego kraju znalazło się na okładce jednego z najbardziej prestiżowych sportowych dzienników na świecie. A co dopiero dwa razy w odstępie raptem kilku dni. Zanim przed niespełna czterema tygodniami na pierwszej stronie francuskiego “L’Équipe” zagościł, za sprawą hat-tricka ustrzelonego w ligowym spotkaniu Olympique’u Marsylia z Angers, Arkadiusz Milik, dosłownie kilka dni wcześniej ten sam zaszczyt spotkał rezerwowego na co dzień golkipera Nicei, Marcina Bułkę.
Dalsza część tekstu pod wideo
“Bulka, bramkarz nr 1” - brzmiał dokładnie miesiąc temu nagłówek na okładce słynnej gazety po rozegranym wieczór wcześniej na Parc des Princes meczu 1/8 finału Pucharu Francji pomiędzy Paris Saint-Germain a Niceą.
- Broniąc dwa rzuty karne w konkursie jedenastek, Marcin Bułka, bramkarz Nicei wypożyczony przez Paris Saint-Germain, zapewnił awans zespołowi z Lazurowego Wybrzeża - pisano we wstępie do relacji ze spotkania na łamach “L’Equipe” 1 lutego tego roku. - Drużyna Christophe’a Galtier zmierzy się w ćwierćfinale z Marsylią.

Bohater

Mimo że w poniedziałkowy wieczór, 31 stycznia bieżącego roku naprzeciwko siebie stanęli ówcześnie lider i wicelider trwającego sezonu francuskiej Ligue 1, na Parc des Princes spodziewano się raczej pewnego awansu gospodarzy do kolejnej rundy Pucharu Francji. W końcu to właśnie paryżanie są najbardziej utytułowanym klubem w historii tych rozgrywek. Dotychczas triumfowali w nich 14 razy, z czego dziewięciokrotnie w XXI wieku i aż sześciokrotnie w siedmiu poprzednich latach. Dodając do tego fakt, że ekipa Mauricio Pochettino w całym ubiegłym sezonie sięgnęła po raptem jedno trofeum (właśnie Coupe de France), wydawało się, że absolutnie nie może sobie pozwolić na kolejną w ostatnim czasie wpadkę na krajowym podwórku. W wyjściowym składzie PSG nie zabrakło zatem Leo Messiego, choć dopiero w trakcie drugiej połowy meczu na boisku pojawił się Kylian Mbappe.
Gospodarze oczywiście dominowali na murawie. Mieli jednak ogromne problemy z tworzeniem okazji do zdobywania bramek. Dość napisać, że przez 90 minut regulaminowego czasu gry oddali nie więcej niż sześć strzałów, z czego raptem dwa w światło bramki. Marcin Bułka musiał złapać piłkę wyłącznie po uderzeniu w środek bramki Messiego oraz mocnej próbie zza pola karnego w wykonaniu Leandro Paredesa. W innej sytuacji Polaka wyręczył stojący przed linią bramkową kolega z drużyny.
Sprawę awansu rozstrzygnął zatem konkurs rzutów karnych. W pierwszych dwóch seriach Bułkę pewnie pokonali Messi oraz Mbappe. Szansa na zostanie niespodziewanym bohaterem meczu pojawiła się, kiedy 22-letni golkiper wyczuł intencje Paredesa. Chwilę później do głosu doszedł jednak również vis-a-vis Polaka. Gianluigi Donnarumma obronił jedenastkę wykonywaną przez Andy’ego Delorta i wszystko zaczęło się od nowa. Z Bułką poradzili sobie następnie Julian Draxler, Marco Verratti oraz Juan Bernat. Jak się ostatecznie okazało, o wszystkim zadecydowała dopiero siódma seria rzutów karnych. Na jej, jak i całego konkursu, zakończenie polski bramkarz obronił strzał nastoletniego Xaviego Simonsa, zanim lada moment utonął w objęciach partnerów.

Zmarnowana szansa

Dla Marcina Bułki tak spektakularny występ akurat przeciwko Paris Saint-Germain miał oczywiście tyleż wyjątkowe, co symboliczne znaczenie. Urodzony w Płocku bramkarz od 2019 roku nadal jest bowiem formalnie zawodnikiem PSG. W stolicy Francji, podobnie jak wcześniej w Chelsea, obecnie 22-letni golkiper nie zdołał na dobre przebić się do pierwszego zespołu. Łącznie rozegrał w nim raptem dwa mecze. Latem 2019 roku, krótko po transferze, zachował nawet czyste konto w ligowym spotkaniu z Metz (2:0).
Jego wielka szansa na zagoszczenie na stałe w jednej z najsilniejszych kadrowo klubowych drużyn na świecie prawdopodobnie przepadła na starcie ubiegłych rozgrywek. Bułka sprokurował wtedy jedynego gola przegranej przez paryżan konfrontacji z Lens (0:1). Na koniec sezonu z tytułu mistrza Francji cieszono się następnie w Lille, a sam Polak dokończył go na wypożyczeniach w klubach z drugich klas rozgrywkowych. Najpierw wylądował w hiszpańskiej Cartagenie, gdzie wystąpił łącznie w zaledwie czterech meczach w lidze i pucharze kraju. Następnie udał się do francuskiego Chateauroux. Tam zmagał się z kolei z kontuzją kostki, przez którą zdążył uzbierać tylko dziewięć występów i zaznał uczucia spadku z ligi.
Latem ubiegłego roku Paris Saint-Germain, z którym Bułka jest związany ważną umową do końca bieżącego sezonu, bez żalu ponownie wysłało zatem polskiego bramkarza na wypożyczenie. Tym razem trafił on jednak do mającej duże aspiracje Nicei, którą objął w tym samym czasie trener ubiegłorocznego mistrza kraju z Lille - Christophe Galtier. Z zastrzeżeniem, jak powszechnie się spodziewano, że nasz rodak będzie pełnił na Lazurowym Wybrzeżu rolę zmiennika podstawowego golkipera, Argentyńczyka Waltera Beniteza.

Debiut

W pierwszej połowie trwającego sezonu można było odnieść wrażenie, że o Marcinie Bułce zupełnie zapomniano. Z jednej strony, trudno było się temu dziwić. W Ligue 1 Polak ani razu nie stanął między słupkami. Z drugiej, za każdym razem znajdował się w meczowej kadrze rewelacyjnie spisującej się Nicei.
Bułka przypomniał o sobie pod koniec ubiegłego roku, kiedy zadebiutował w nowym zespole podczas rozgrywek Pucharu Francji. W wyjazdowym spotkaniu z występującym na trzecim szczeblu ligowym Cholet (1:0) 22-latek zagrał “na zero z tyłu”, a nawet zanotował kluczową paradę przy bezbramkowym wyniku. Najbardziej zaskoczył chyba jednak podczas pomeczowego wywiadu udzielonego klubowej telewizji. W trakcie krótkiej rozmowy zaimponował całkiem płynnym francuskim.
- To był bardzo trudny mecz wyjazdowy z przeciwnikiem, który nawiązał z nami zaciętą walkę - powiedział wtedy Bułka. - Dla mnie była to prawdziwa bitwa, ale na końcu liczą się zwycięstwa. Bierzemy zatem tę wygraną i wracamy do domu z awansem.
- Dobrze było zadebiutować - dodał parę miesięcy temu polski bramkarz. - Nie grałem od dłuższego czasu, dlatego bardzo ważne były dla mnie wygrana oraz czyste konto. Jak to mówią, liczą się minuty. Dla mnie każdy mecz jest okazją, żeby się pokazać.

Strategia

Co ciekawe, styczniowy, bohaterski występ Marcina Bułki w starciu kolejnej rundy Pucharu Francji przeciwko Paris Saint-Germain był jego pierwszym oficjalnym meczem rozegranym na Parc des Princes. Jak się później okazało, nasz rodak nie ma jednak gwarantowanego miejsca w podstawowym składzie w rozgrywkach Coupe de France. Powód jego występu przeciwko PSG był raczej strategiczny.
- Chciałem zobaczyć go w meczu z poważniejszym rywalem niż Cholet - powiedział trener Galtier po sensacyjnej wygranej nad obrońcami tytułu. - Powiedziałem obu bramkarzom, że żaden z nich nie ma ode mnie gwarancji na występy w tych rozgrywkach. Różnica polega na tym, że Walter Benitez nie przeszedł dotychczas koronawirusa i może się tak zdarzyć, że w którymś momencie będzie zmuszony pauzować.
- Chciałem, żeby Marcin nabrał trochę rytmu meczowego, gdyby musiał następnie wystąpić w lidze - dodał Galtier. - Był opanowany, spokojny i pewny w swoich interwencjach. Potem doszło do konkursu rzutów karnych. Nasz trener bramkarzy, Nicolas Dehon, który pracował w przeszłości w PSG, zgromadził dużo danych dotyczących wykonawców jedenastek. Przygotował się do konkursu z wielkim profesjonalizmem.

Jak Kelleher?

W lutym Bułka zagrał również w wygranym aż 4:1 spotkaniu z Marsylią w ćwierćfinale Pucharu Francji. W międzyczasie, pod przewidzianą przez Galtiera nieobecność Beniteza, wystąpił też w ligowym meczu z beniaminkiem z Clermont Foot. I mimo że Nicea niespodziewanie przegrała tamto spotkanie (0:1), Polak znowu zebrał dobre recenzje. Już wiadomo, że dziś Bułka otrzyma kolejną szansę występu w półfinałowym spotkaniu Coupe de France z czwartoligowym Versailles. Jeśli Nicea pokona przed własną publicznością znacznie niżej notowanego rywala, awansuje do finału Pucharu Francji po raz pierwszy od równo 25 lat.
- Marcin Bułka zagra - potwierdził Galtier na konferencji prasowej przed dzisiejszym półfinałem. - Ale powtórzę: nie dałem mu gwarancji na występy w tych rozgrywkach. To ważne, by mieć dwóch bramkarzy gotowych na końcówkę sezonu.
Ewentualny zwycięzca dzisiejszego spotkania zagra w finale Pucharu Francji z lepszym rywalizacji Nantes - Monaco. I choć dla Marcina Bułki dzisiejszy występ może okazać się ostatnim do maja, a nawet, skoro nie ma on gwarancji na grę w ewentualnym finale, ostatnim w tym sezonie, młody polski bramkarz wreszcie zgłosił w ostatnich tygodniach poważne aspiracje do występów na najwyższym poziomie.
Kto wie, może nasz rodak podąży bohaterską drogą Caoimhina Kellehera z rozgrywek angielskiego Pucharu Ligi. Miejsce na kolejnej okładce “L’Equipe” czeka.

Przeczytaj również