Kolejny Polak w Bundeslidze. Wcześniej pomagał Joachimowi Loewowi i uczył się w Kolonii

Kolejny Polak w Bundeslidze. Wcześniej pomagał Joachimowi Loewowi i uczył się w Kolonii
Archiwum Prywatne
„Kolejny Polak w Bundeslidze” może brzmieć jak zapowiedź hitowego transferu z udziałem piłkarza-rodaka. Jednak tym razem spoglądamy poza boisko. Sebastian Podsiadły ma zaledwie 29 lat. Szkolił się na słynnym uniwersytecie w Kolonii. Pracował w 1. FC Köln, St. Pauli i Kaiserslautern. Pomagał reprezentacji Niemiec. W tym tygodniu rozpoczął pracę jako analityk pierwszego zespołu Unionu Berlin. Jak dotarł do miejsca, w którym jest dziś? Oto historia otwartości i innowacyjnego podejścia w piłce na najwyższym poziomie.
W „Chłopaki nie płaczą”, choć to luźna komedia, pada kilka trafnych życiowych sentencji. Jedną ze złotych rad jest: „Wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno zajebiście ważne pytanie: co lubię w życiu robić. A potem zacznij to robić.” Proste, prawda?
Dalsza część tekstu pod wideo

Studia w Austrii i wakacje u Podolińskiego

Dla wielu praca w piłce to niedoścignione marzenie i takim pozostaje. Ostatecznie sprowadza się do dyrygowania swoimi ulubieńcami przed ekranem telewizora lub w Football Managerze. Sebastian doskonale wiedział, co lubi w życiu robić, i postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
Poświęcił się pasji i dziś zbiera owoce, ale sukces nie przyszedł sam. Nie spadł mu z nieba. Jak w wielu dziedzinach - charakter, ciężka praca i nauka zaprowadziły naszego bohatera na poziom Bundesligi.
Podsiadły ma polskich rodziców, ale urodził się w Niemczech. Był jak tysiące chłopców w jego wieku. Marzyła mu się wielka kariera piłkarska, dlatego jako mały chłopiec zapisał się do lokalnego klubu. Szło mu całkiem nieźle skoro grał na juniorskim poziomie w drugiej lidze.
Być może byłby kolejnym rodakiem wychowanym w doskonałych warunkach szkolenia naszych zachodnich sąsiadów, jak Łukasz Podolski czy Miroslav Klose, ale na przeszkodzie stanęło zdrowie.
- A pewnie skala talentu też nie była ta sama. Dlatego szybko zorientowałem się, że moja droga do piłki musi wieść inną ścieżką - przez naukę. Zacząłem trenować grupy dwunastolatków w rodzinnym Neuwied, gdy sam miałem jedynie siedemnaście lat - mówi nam Podsiadły.
To wiek, w którym musiał na poważnie przemyśleć, co dalej. Jakie wybrać studia. Padło na uniwersytet w Wiener Neustadt. Przeczytał, że mają tam bardzo dobry kierunek wychowania fizycznego. Dostał się i wyruszył w podróż, która trwa już dekadę.
Ukierunkowany na futbol nie rozstawał się ze swoim celem. Grał w drużynie akademickiej na czwartym poziomie rozgrywkowym w Austrii i kształcił w kierunku analityki piłkarskiej. Dostał się na staż do SV Mattersburg.
Latem pojawiła się inna ciekawa propozycja. Sebastian ma rodzinę w okolicach Warszawy. Wujek pracował w Dolcanie Ząbki. Zajmował się dbaniem o obiekt. Postanowił wykorzystać sytuację. Przyjechał na wakacje do Polski.
- Tak dostałem się na staż do Roberta Podolińskiego. Spędziłem w Dolcanie cały okres przygotowawczy. Było to dla mnie cenne doświadczenie. Mogłem podpatrzyć, jak wygląda letni cykl treningowy. Potem wróciłem do Austrii - wspomina.

Uczestnik innowacyjnego projektu

W 2013 roku ukończył licencjat. I znów pojawiło się pytanie: „Co dalej”? Ambicja rzuciła jego zainteresowanie w stronę Kolonii, gdzie znajduje się jeden z najlepszych uniwersytetów w Europie. Słynna szkoła trenerów, która wychowała pokolenie świetnych szkoleniowców. Jej absolwentów, Hansiego Flicka i Thomasa Tuchela, widzieliśmy na ławkach trenerskich w ostatnim finale Ligi Mistrzów. Poprzedni triumfator, Jürgen Klopp, to także alumni szkoły z Kolonii.
Sebastianowi udało się dostać na studia magisterskie. Jednocześnie znalazł ciekawy projekt w lokalnym gigancie 1. FC Köln. „Scouting Lab” to program klubu skupiający kilkudziesięciu studentów z uniwersytetu, którzy w ramach stażu pracowali jako analitycy.
- Było nas dwudziestu. Analizowaliśmy ligi w całej Europie. Wynajdowaliśmy ciekawych piłkarzy i przygotowywaliśmy ich sylwetki. Raporty oparte na statystykach z WyScout (program analityczny - przyp. red.), skrótach zagrań i naszej końcowej opinii. Ja odpowiadałem za Belgię - tłumaczy Sebastian.
W ten sposób, małym kosztem, w Köln dorobili się gigantycznej bazy danych. Bez budżetu, dzięki grupie entuzjastów, poznali piłkarzy na całym rynku europejskim. Coś co byłoby niemożliwe własnymi siłami. Wygenerowałoby ogromne koszta, gdyby spróbować projektu opartego na profesjonalnych skautach i analitykach.
Czy niedoświadczeni studenci mogli popełnić błąd w swojej ocenie? Oczywiście. Czy mogli też zwrócić uwagę na wielki talent, nad którym normalnie nikt by się nie pochylił? Bez dwóch zdań. Zyski dla klubu były więc niepodważalne. To tzw. sytuacja win-win, bo druga strona czuła się potrzebna i zbierała cenne doświadczenie obcowania w profesjonalnym środowisku. Robiła pierwsze poważne kroki w karierze.
„Scouting Lab” okazał się sukcesem i został wprowadzony w innych klubach Bundesligi. - Dziś siatkę skautów-amatorów mają chociażby w Schalke. No, może pół-amatorów, bo za wykonaną pracę płacą im 450 euro miesięcznie - dodaje Sebastian.
Z podobnego systemu korzysta też Ajax Amsterdam. W promieniu 40 kilometrów od miasta ma wyselekcjonowaną grupę entuzjastów, którzy jeżdżą po małych klubach i obserwują chłopców grających w piłkę na zwykłych, betonowych placach. W ten sposób tworzą wstępne raporty, wysyłają je do klubu, a jego analitycy wyławiają talenty.

Pomagał Joachimowi Löwowi

To bardzo mocny wniosek dla naszych drużyn, gdzie może poza kilkoma wyjątkami nie istnieje poważne i rozległe podejście do tematu skautingu i analizy. Gromadzenia i przetwarzania danych (tzw. big data), które w wielu branżach uważane są dziś za jedno z najcenniejszych wartości.
Co roku przepalana jest góra pieniędzy na anonimowych zawodników. Tworzą się listy transferowych niewypałów, a tabelki w Excelu odpowiadające za wynagrodzenia krzyczą. Kluby kręcą się w kółko. Działają na chybił trafił zamiast zrobić krok w kierunku inwestycji znacznie pewniejszej - rozbudowanej siatki skautów i długofalowej analizy rynku.
Grupę współpracowników można zbudować nie tylko dzięki ogromnemu budżetowi, co pokazali w Köln, a w dużej mierze dobrymi chęciami i entuzjazmem. Wiarą w inteligencję młodego człowieka, którego pasją jest futbol. Na końcu ktoś w klubie i tak zrobi przesiew z uzyskanych danych - nie do zdobycia w normalnych okolicznościach. Proste i genialne.
Podsiadły daje jeszcze jeden przykład z samej góry. - W Kolonii funkcjonuje przy uniwersytecie jeszcze jeden istotny projekt. To „Team Köln”. Podobny do tego klubowego. W nim zbieraliśmy dane do analizy dla reprezentacji Niemiec. Wyselekcjonowana grupa studentów przyglądała się grze rywali i wysyłała swoje raporty do analityków kadry. Chodzi o zebranie jak największego materiału. To chyba najlepszy przykład, jak otwarte podejście stosują w temacie analizy Niemcy - mówi Sebastian.
Sebastian Podsiadły
Archiwum Prywatne
Sebastian Podsiadły był członkiem ekskluzywnej grupy analityków reprezentacji Niemiec - "Team Köln".

Od Kaiserslautern po giełdę transferową online

Polak był dobry w tym, co robił. Już na drugim roku magisterki dostał propozycje stałej pracy w Kaiserslautern. Najpierw pracował zdalnie, aby ukończyć studia. Ale zakres jego obowiązków systematycznie rósł. Przygotowywanie raportów dla FCK zajmowało mu już w trakcie nauki 20-30 godzin miesięcznie. Obserwował piłkarzy w ligach regionalnych i na trzecim poziomie rozgrywkowym.
- Gdy skończyłem studia, otrzymałem propozycję stałej pracy. Wtedy zacząłem latać po całej Europie w poszukiwaniu zawodników. W końcu zostałem koordynatorem całego pionu skautingowego. Ale żeby nie było, że w Niemczech wszystko działa idealnie. Tu też są pewne układy. Dlatego gdy zmieniły się władze w pionie sportowym, było mi ciężej. Nowy dyrektor sportowy nie przywiązywał takiej wagi do pracy skautów. Pomyślałem, że nie ma sensu pracować po 70 godzin, żeby raporty szły do kosza. Zwolniłem się - mówi Sebastian.
Zgodził się jednak zostać w innej roli. Był analitykiem pierwszego zespołu. W 2018 roku otrzymał jednak ciekawą propozycję z TransferRoom. To nic innego jak giełda transferowa online, w której kluby mogą wystawiać swoich zawodników i kontaktować się między sobą. Narzędzie niedostępne dla postronnego człowieka.
Sebastian był odpowiedzialny za rynki w Polsce, Holandii, Belgii i Austrii. Z platformy korzystały chociażby Śląsk Wrocław, Lech Poznań czy Cracovia. Przedstawiciele wielu innych klubów pojawiali się na organizowanych przez TransferRoom konferencjach.
Chłopak nie zagrzał tam jednak miejsca na długo, bo po miesiącu odezwał się do niego Uwe Stöver, z którym poznał się w Kaiserslautern. Zaczynał pracę w St. Pauli i zaproponował Polakowi posadę w klubie. Trzy miesiące później Podsiadły był już analitykiem zespołu, w którym grał Waldemar Sobota. Analizował przygotowania zespołu na obozie w Hiszpanii.
- Przygotowywałem sztabowi raporty opierające się na analizie sparingów i treningów. Mocne i słabe strony zespołu oraz poszczególnych piłkarzy. Jak zachowują się w konkretnych sytuacjach - tłumaczy.
W trakcie sezonu skupiał się na przeciwnikach. Jednak jak to w piłce bywa, znów nastąpiła zmiana polityki. Stöver i trener Markus Kauczynski pożegnali się z klubem. Przyszła nowa władza i w miejsce Sebastiana w sztabie został zatrudniony zaufany człowiek Josa Luhukaya. On został przesunięty na odcinek skautingu, gdzie skupiał się na doskonale mu już znanej Holandii i Belgii.
St. Pauli
Archiwum Prywatne
Sezon 2018/2019. Drużyna Sankt Pauli, z Waldemarem Sobotą i Sebastianem Podsiadłym, na obozie w Hiszpanii.

Telefon od kolegi z Berlina

W sierpniu tego roku otrzymał telefon z Berlina. Odezwał się jego kolega ze studiów. To znamienne dla absolwentów z Kolonii. Gdy opuszczają mury uniwersytetu, rozjeżdżają się po najlepszych klubach. Nagle masz kontakty w wielu niemieckich drużynach.
Christopher Busse jest dziś trenerem przygotowania fizycznego w Unionie, który poszukiwał analityka pierwszego zespołu. Podsiadły poszedł za radą kolegi. Zdecydował się aplikować i sprawy od tego momentu potoczyły się już bardzo szybko. Po jednej rozmowie otrzymał propozycję pracy.
Wszedł do sztabu szkoleniowego, w którym jego szefem jest Adrian Wittman - trener odpowiedzialny za wprowadzenie analizy w praktykę. Na przykładzie Unionu, czyli skromnego klubu Bundesligi, możemy wytłumaczyć, w jak profesjonalny sposób działają kluby na poziomie Bundesligi.
Sztab składa się z głównego trenera, który ma dwóch asystentów plus trenera od analizy - wspomnianego Wittmana. To z nim Sebastian omawia, co zespół będzie potrzebował przed danym meczem. Rozpracowanie rywala rozpoczyna się już dwa tygodnie przed spotkaniem. Raport musi być gotowy półtora tygodnia wcześniej i najpierw dyskutowany jest wewnątrz sztabu.
Ten jednocześnie skupia się na przygotowaniu drużyny do meczu, który odbędzie się za kilka dni, a dopiero w nowym tygodniu wnioski z raportu o kolejnym przeciwniku przedstawiane są zawodnikom podczas odpraw i zajęć.
Spójrzmy na terminarz nowego sezonu. Jeśli Union gra 19 września z Augsburgiem, a tydzień później przeciwko Borussii Mönchengladbach cykl analityczny wygląda następująco: 1. przygotowanie raportu „Augsburg” przez analityka, 2. omawianie go wewnątrz sztabu, 3. przygotowanie raportu „Mönchengladbach”, 4. analiza i przygotowanie taktyczne zespołu do meczu z Augsburgiem, 5. omawianie raportu „Mönchengladbach” wewnątrz sztabu, 6. mecz z Augsburgiem, 7. analiza i przygotowanie taktyczne zespołu do meczu z Mönchengladbach, 8. mecz z Borussią.
Analityk pracuje więc na zakładkę. Gdy piłkarze i trenerzy skupiają się bezpośrednio na najbliższym meczu, on w głowie ma już kolejny.
Każdy raport ma swoje określone ramy:
  • Gra z piłką/bez piłki
  • Zachowanie w kontrataku ofensywne/defensywne
  • Rzuty rożne/wolne w defensywie i ofensywie
Do tego dochodzą uwagi na temat poszczególnych zawodników - ich mocne i słabe strony. Każdy piłkarz ma przygotowaną analizę rywala, na którego będzie w danym spotkaniu grał. Na co szczególnie powinien zwracać uwagę. Jakie są jego boiskowe zachowania. Dostaje pakiet skondensowanych, przefiltrowanych informacji, aby nie musieć ich zbyt długo przetwarzać.
Ma też wycięte filmiki z przykładowymi akcjami, które może sobie wizualizować przed pierwszym gwizdkiem. Psychologowie sportu udowodnili, że takie podejście wzmacnia pewność zawodnika, który wie, czego może spodziewać się w realnym starciu.
Rola Sebastiana w procesie przygotowania zespołu jest więc bardzo ważna. Odciąża sztab szkoleniowy przez przygotowanie i filtrowanie informacji, które potem dotrą do zawodników.
On jednak nie spoczywa na laurach. Cały czas się dokształca. I pomaga innym. Niedawno został wykładowcą prywatnego uniwersytetu IST w Düsseldorfie. Przygotowuje wykłady ze skautingu i analizy, a także analizy jakości występu w meczu piłkarskim.

Mógł pracować w Legii

Docelowo chciałby pracować w Polsce. Był nawet blisko angażu w Legii. Był proponowany do Widzewa, ale ten nawet nie podjął rozmów... Miałł też kontakt z Koroną i Arką, ale na razie postanowił jeszcze zostać u naszych zachodnich sąsiadów. Marzy mu się rozwój piłki w Polsce na niższych poziomach. Rozpoczęcie drogi w roli dyrektora sportowego nawet od I czy II ligi. Pokazanie, jak coraz większe znaczenie ma nauka. Analizowanie danych, które może stać się przewagą zespołu.
W Polsce skauting jest postrzegany jednowymiarowo. Z nastawieniem na rozpoznanie talentu. W Niemczech patrzy się szerzej. Czy Bayern konstruując zespół, który zdobył potrójną koronę, za jedyne 100 milionów euro, korzystał z analizy i skautów? Przecież większość piłkarzy pozyskanych przez Bawarczyków była doskonale znana w świecie piłki. Patrz Robert Lewandowski i jego transfer za darmo z Borussii Dortmund.
Otóż nie w tym rzecz. Na tak wysokim poziomie liczy się nie tylko znalezienie Alphonso Daviesa, który w błyskawicznym trybie wyrósł na jednego z najlepszych bocznych obrońców świata, ale dopasowanie umiejętności i charakteru do tego, co chce grać drużyna. Nawet jeśli tyczy się już ukształtowanych piłkarzy - jak choćby Lewandowski.
Skauting i analiza jest więc tematem obszernym i wielopoziomowym. Od zidentyfikowania talentu, który można rozwijać, przez znalezienie odpowiedniego piłkarza do pierwszej drużyny, po cotygodniową identyfikację błędów w pracy swojego zespołu i funkcjonowaniu przeciwnika.

Futbol zakochany w liczbach

Nowoczesny futbol docenia takich ludzi jak Sebastian Podsiadły. Nikomu nie zagląda w metrykę. Nie ignoruje. Bo młodzi znacznie lepiej i szybciej poruszają się oraz wykorzystują technologię. Są innowacyjni.
Dwójka z niemieckiego tercetu trenerów, którzy dotarli do tegorocznego półfinału Champions League - Tuchel, Hansi Flick i Julian Nagelsmann - rozpoczynała swoją pracę bardzo wcześnie. Do dużej piłki wyciągano ich z mniej prestiżowych ról lub najbliższego otoczenia - drużyn rezerw.
Dziś piłka z topu, do którego bardzo nam daleko, patrzy nowocześnie i odważnie. Wychodzi mocno poza boisko. Jest w komputerach, statystykach i laboratoriach. Liverpool zatrudnia uniwersyteckich profesorów. Zakochany w big data Rasmus Ankersen, prezes FC Midtjylland i szef skautów Brentford, być może bardziej wierzy liczbom niż ludziom. Zresztą Sebastian pracował u jego brata Jonasa, który jest właścicielem TransferRoom.
Marco Rose włączył do swojego sztabu wtedy 26-letniego Renego Maricia, blogera taktycznego, który analizował mecze na fachowej stronie spielverlagerung.de. Austriak najpierw został u niego analitykiem wideo, a później awansował do rangi asystenta.
Otwarta głowa, chęć rozwoju i pracy zupełnie nie dziwi Sebastiana w niemieckim środowisku, które stara się sobie nie przeszkadzać i inspiruje się nawzajem. Wychował się tam. Jest jego produktem.
Być doczekamy czasów, że u nas też spojrzą na futbol w ten sposób i Podsiadły swoją wiedzą zarazi większe grono w Polsce.

Przeczytaj również