Mistrzowie z przypadku? EURO wygra najsłabsza ekipa od lat?

Mistrzowie z przypadku? EURO wygra najsłabsza ekipa od lat?
Marco Iacobucci EPP / Shutterstock.com
Portugalia w finale mistrzostw Europy - gdyby ktoś przed rozpoczęciem EURO nakreślił taki scenariusz, wielu popukałoby się w czoło. A jednak. Ronaldo i spółka są o jeden mecz od zdobycia trofeum i zostania prawdopodobnie najsłabszym czempionem od czasu Grecji, która w finale z 2004 roku pokonała właśnie... Portugalczyków.


Dalsza część tekstu pod wideo
W fazie grupowej nie wygrali spotkania. Zremisowali z Austriakami, Islandczykami oraz Węgrami. W fazie pucharowej tylko raz zwyciężyli w regulaminowym czasie, a mimo to w niedzielę zagrają o puchar. Jak to możliwe? Odpowiedź dla wielu ekspertów i kibiców jest prosta: drabinka.


Już po fazie grupowej stało się jasne, że jedna "połówka" owej drabinki jest wyraźnie łatwiejsza od drugiej. Polska, Szwajcaria, Portugalia, Chorwacja, Walia, Irlandia Północna, Belgia oraz Węgry to z pewnością firmy o mniejszej renomie, niż Włosi, Hiszpanie, Niemcy czy gospodarze turnieju, Francuzi. 


Dla lepszego porównania: Portugalia mierzyła się kolejno z Chorwacją, Polską i Walią. Niemcy pokonali Słowaków i Włochów, by zagrać o trofeum, muszą rozprawić się również z Francuzami. Na drodze tych ostatnich, poza podopiecznymi Joachima Loewa, stali również Islandczycy oraz Irlandczycy. Ktokolwiek nie zagra z Portugalią, miał od niej silniejszych rywali. 


Co ciekawe, o takim a nie innym przebiegu rywalizacji zadecydowała... Islandia, a konkretniej bramka, jaką jej kadrowicze zdobyli w doliczonym czasie ostatniego meczu fazy grupowej. Gdyby nie to, Portugalczycy w 1/8 trafiliby na Anglików, a potem - w razie zwycięstwa - na Francuzów. W półfinale zaś mogliby się mierzyć nie z Walijczykami, a Niemcami.


Tak się jednak nie stało, na drodze do finału przed ekipą Fernando Santosa rozpostarto czerwony dywan. A przynajmniej w ten sposób myśli znacząca część fanów i komentatorów. Pytanie, czy jest to myślenie uprawnione.


Prawda jest taka, że "czerwony dywan" był w tym samym miejscu dla wszystkim ośmiu zespołów "portugalskiej" połowy drabinki. Każda z reprezentacji miała niepowtarzalną szansę na historyczny sukces, o czym świadczy chociażby występ Walii w półfinale. 


Warto też przypomnieć sobie, jak reagowaliśmy na to, że w tej samej części drabinki znalazła się kadra... Adama Nawałki. Nie mówiliśmy wtedy "farciarze" w tonie negatywnym, przede wszystkim cieszyliśmy się, że możemy mieć całkiem realne nadzieje na świetny wynik. Tak pewnie myśleli (i myślą) również w Portugalii. Radość jednych miesza się ze zgrzytaniem zębów innych - bo co mają powiedzieć Hiszpanie, którzy od razu trafili na Włochów? Albo właśnie ci Włosi, którzy na dzień dobry musieli się mierzyć z obrońcami tytułu, a zaraz potem dostali na dokładkę mistrzów świata?


O wyniku w futbolu decyduje nie tylko równa forma, ale też szczęście. Kibice często o tym zapominają, ale pewien element boiskowego (czy też "drabinkowego") farta jest tutaj niezbędny. Możesz mieć najlepszą kadrę w historii swojego kraju, ale gdy trafiasz na trzy kolejne mocne ekipy, twoje szanse znacznie maleją. Dlaczego? Bo piłka jest - na tym najwyższym poziomie - nieprawdopodobnie wyrównana, a turnieje, jak mówią, rządzą się swoimi prawami. To kilka spotkań, jakie dzielą cię od finału. Szansa, którą możesz wykorzystać, o wiele mniej sprawiedliwa, ale też przez to znacznie ciekawsza, niż złożone z 34 czy 38 kolejek rozgrywki ligowe. Właśnie dlatego tak czekamy na mistrzostwa Europy czy świata, bo wielkie widowiska łączą się tam z wielkimi dramatami. I pojedynczymi wyskokami, sensacjami pokroju Irlandii czy nawet Walii z obecnego EURO.


A Portugalia? Być może znów nie zostanie mistrzem, jak nie została nigdy w swojej dotychczasowej historii. Ale jeśli zostanie, zamiast irytować się tym, jak pozornie łatwą drogę miała do przebycia, warto zastanowić się nad tym, czy to na pewno pierwszy i ostatni taki przypadek w futbolu. W 2004 roku Portugalczycy ulegli w decydującym meczu oskarżanym o toporną, defensywną grę Grekom. Czekali dwanaście lat i jeśli w niedzielę uda im się zrobić psikusa wyżej notowanym rywalom, mają szansę stać się Grecją AD 2016. Czy futbol na tym ucierpi? Bynajmniej. Niespodzianki, zrządzenia losu i zwyczajny fart od zawsze są w niego wpisane. Gdyby nawet najmarniej grająca reprezentacja Polski dotarła do finału, nikt z kibiców by nie narzekał. Dajmy się więc nacieszyć Portugalczykom.

Przeczytaj również