"Prosimy, złóżcie broń". Didier Drogba swoim przemówieniem zjednoczył naród i zakończył wojnę

"Prosimy, złóżcie broń". Didier Drogba swoim przemówieniem zjednoczył naród i zakończył wojnę
AGIF/shutterstock.com
Jedna emocjonalna wypowiedź, wygłoszona z szatni na stadionie w Omdurmanie, zmieniła losy całego kraju. 8 października 2005 roku okazał się dniem, w którym wylano fundamenty pod pokój w Wybrzeżu Kości Słoniowej. A dokonał tego Didier Drogba. Minutowe przemówienie, które wygłosił do zwaśnionych rodaków, było początkiem końca wojny domowej. A jego autor stał się w swojej ojczyźnie półbogiem. Nikt nie ma w kraju takiego posłuchu jak on. Można zaryzykować stwierdzenie, że nawet sama głowa państwa.
Legendarny iworyjski napastnik poinformował niedawno, że zamierza ubiegać się o fotel prezydenta związku piłki nożnej w swojej ojczyźnie. Ma plan rewolucji futbolu w kraju, ale jego zasługi dla Wybrzeża Kości Słoniowej sięgają daleko poza boisko. Drogbie żaden rodak nie powie „nie”. A wszystko zaczęło się od pewnego meczu z Sudanem.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wojna i futbol

We wrześniu 2002 roku Wybrzeże Kości Słoniowej ogarnęła wojna domowa. Rebelianci przypuścili ataki na największe miasta kraju, a po stabilizacji doszło do podziału państwa na dwie części. Rząd, z prezydentem Laurentem Gbagbo na czele, kontrolował południe, a jego przeciwnicy północ. Nawet mała iskierka mogła doprowadzić do wybuchu. Pojedyncze incydenty stale podgrzewały atmosferę, a w kraju zaczęły stacjonować francuskie wojska.
Gdy w 2004 roku wojska posłuszne głowie państwa zbombardowały bazę Francuzów, ci odpowiedzieli błyskawiczną wendettą. Rebelianci zaczęli więc atakować Europejczyków. Armia ze Starego Kontynentu musiała ewakuować ich z dachów budynków, na których znaleźli schronienie. Nie zapowiadało się na uspokojenie sytuacji, groziło nawet rozpadem państwa.
W kraju wrzało, ale za to w sporcie zapowiadał się fenomenalny czas. Piłkarska reprezentacja była mocna jak nigdy. Złote pokolenie, z braćmi Toure i Didierem Drogbą na czele, odnosiło kolejne sukcesy. Pojawiła się realna szansa awansu na Mistrzostwa Świata w Niemczech. Pierwsze w ich historii. Wyjazd zależał od wyników ostatniej kolejki kwalifikacji. Nie tylko od Iworyjczyków, ale i od ich rywali z Kamerunu, grających równolegle.
Wybrzeże Kości Słoniowej musiało wygrać z najsłabszą drużyną grupy, Sudanem i liczyć na to, że Kamerun straci punkty z Egiptem. Pierwsza część planu została wypełniona. Spotkanie w Omdurmanie skończyło się wcześniej niż to w Yaounde. Kibice i piłkarze „Słoni” z niecierpliwością nasłuchiwali wieści. Do 94. minuty utrzymywał się remis. Wtedy jednak Kamerun dostał rzut karny. Szansę na wysłanie drużyny do Niemiec dostał Pierre Wome, ale... chybił, uderzając w słupek. W pogrążonym w konflikcie WKS wybuchła niesamowita radość. Nikt nie przewidział tego, co nastąpiło po chwili.

„Chcemy się bawić, przestańcie do siebie strzelać”

To właśnie wtedy Dider Drogba zdobył status, który w polskich realiach można porównać chyba jedynie z Janem Pawłem II. Gdy kamery zeszły do szatni, zebrali się przed nimi piłkarze. W centrum stanął napastnik Chelsea z mikrofonem w ręku. I zaczął mówić:
- Mężczyźni i kobiety Wybrzeża Kości Słoniowej. Z północy, południa, centrum i zachodu. Dowiedliśmy dzisiaj, że Iworyjczycy mogą żyć razem i grać wspólnie w imię wspólnego celu - kwalifikacji na Mistrzostwa Świata. Obiecaliśmy Wam, że świętowanie zjednoczy ludzi. Dziś błagamy Was na kolanach ­- wszyscy zebrani przed obiektywem uklęknęli, powtarzając: “wybaczcie sobie nawzajem”.
- Ten wyjątkowy afrykański kraj z tak wieloma bogactwami nie może pogrążyć się w wojnie. Prosimy, złóżcie broń i przeprowadźcie wybory. Będzie lepiej – zakończył przyszły kapitan drużyny narodowej. Potem jego koledzy wstali i zaczęli śpiewać: „Chcemy się bawić, przestańcie do siebie strzelać”. Świętujący rodacy widzieli to na żywo. A jeśli przegapili, to mieli okazję przy reemisji. I kolejnej. I kolejnej. I tak w nieskończoność. Przemówienie Drogby pokazywano przy każdej możliwej okazji, a nawet bez powodu. Było tym, czego potrzebował zwaśniony naród.
Okazało się katalizatorem. Widok potężnego napastnika, światowej gwiazdy, zapewne najbardziej znanego na świecie Iworyjczyka oraz jego kolegów, padających na kolana, dał rodakom do myślenia. Wznowiono negocjacje, obie strony doszły w końcu do porozumienia. Dwa lata później udało się podpisać rozejm, ale to nie oznaczało, że piłkarz Chelsea powiedział ostatnie słowo.

„Mecz pokoju”

Niestety, na mundialu nie udało się wyjść z grupy. Sam awans oraz zachowanie zawodników z Drogbą na czele stanowiły jednak dla kibiców coś znacznie ważniejszego, niż wynik na turnieju. Rok po przygodzie u naszych zachodnich sąsiadów zdobywca nagrody dla najlepszego piłkarza swojego kontynentu znowu postanowił wpłynąć na swoich rodaków. On, pochodzący z południa, zapowiedział, że reprezentacja zagra na północy, na terenach, które zajęli niegdyś rebelianci.
3 czerwca 2007 roku „Słonie” miały zagrać z Madagaskarem w Abidjanie. Lider drużyny narodowej zapowiedział za to, że starcie zostanie rozegrane w Bouake. Z oficjalnej stolicy zostało przeniesione do siedziby władz rebelii. A, co ciekawsze, do dziś nie wiadomo, czy piłkarz skonsultował swoje słowa z władzami państwa.
Strefy, w której miało odbyć się spotkanie, wciąż do końca nie zdemilitaryzowano. Na ulicach można było spotkać żołnierzy. Armia zresztą eskortowała zawodników na stadion. Miejscowa ludność jechała za autokarem na dachach samochodów, żołnierze podobno wyglądali na bardziej zdenerwowanych, niż na polu walki. Wszystkich przepełniała ekscytacja, działo się coś absolutnie niesamowitego. To stanowiło przypieczętowanie rozejmu, prawdziwe zjednoczenie podzielonego państwa.
Na spotkaniu pojawili się przedstawiciele obu wrogich obozów. Śpiewali i dopingowali drużynę ramię w ramię. A powodów do radości mieli wiele, bo ich ulubieńcy wygrali 5:0. Ostatniego gola strzelił Drogba, jakby dopełniając dzieła, którego stał się twarzą. Po końcowym gwizdku kibice wybiegli na murawę. Piłkarze opuścili ją tylko dzięki temu, że wojsko pomogło im przebić się przez rozentuzjazmowany tłum. Wojna się skończyła, chociaż tylko tymczasowo.

Co było dalej...

Trzy lata później znowu wybuchł konflikt. Zginęło około trzech tysięcy osób. Walki ustały po aresztowaniu Gbagbo, który w 2019 roku usłyszał w Hadze zarzuty zbrodni przeciw ludzkości. I chociaż podział północ-południe wciąż jest odczuwalny, a oba obozy pozostają w napiętych relacjach, to wszyscy pamiętają, co działo się 8 października 2005 roku. Jak ich reprezentanci, wszyscy obok siebie, niezależnie od pochodzenia, niezależnie od tego, gdzie grali i jak daleko na co dzień byli od ojczyzny, przemówili do nich. Jak Didier Drogba poprosił o to, aby ludzie zaprzestali walk.
Napastnik i jego koledzy pokazali, że można przezwyciężyć nawet największe waśnie. Stał się twarzą odrodzenia, nowych, lepszych czasów. Dlatego nikt nigdy już nie śmiał nawet podważyć autorytetu Didiera. I chociaż skończył karierę piłkarską dwa lata temu, to wciąż jest szalenie ważną postacią w kraju.
George Weah, prezydent Liberii, namawiał go do pójścia w swoje ślady. I chociaż miałby wielkie szanse na wygranie wyborów, to odmówił. Nie widzi się bowiem w roli polityka. Ma inne plany - chce zrewolucjonizować futbol w swoim kraju. Będzie walczył o stanowisko prezydenta związku piłkarskiego.
I chociaż może wydawać się, że wygrana w wyborach to formalność, to wiadomości z kraju sugerują coś innego. Na pierwszym etapie nie otrzymał ani jednego głosu. I to pomimo swojego ambitnego planu, który nazwał „Projekt Odrodzenie”. W kolejnej fazie głosować będą jednak związek piłkarzy, trenerzy, sędziowie a także przedstawiciele sztabów drużyn. Losy stanowiska nie są więc przesądzone, a Didier Drogba to po prostu firma. Człowiek-instytucja.
„Captain, leader, legend” - zwykło się mówić o Johnie Terrym w kontekście Chelsea. Te same trzy słowa mogą opisać to, kim jest jego kumpel z Chelsea dla Wybrzeża Kości Słoniowej. Można pomyśleć, że „to tylko piłkarz”, że polityka to nie jego sprawa. Ale on zdołał zakończyć wojnę. Jednym, szczerym przemówieniem i deklaracją po meczu reprezentacji, wygłoszoną wraz ze stojącymi za nim murem kolegami z drużyny.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również