PSG to nowy Real Madryt. Podobieństw jest aż nadto

PSG to nowy Real Madryt. Podobieństw jest aż nadto
Alain ROBERT/SIPA/PressFocus !
Mogą przegrać ze średniej klasy ligowcem i pokonać na wyjeździe ekipę, która w zeszłym roku położyła pod but całą Europę. Paris Saint-Germain pod Mauricio Pochettino stało się drużyną chimeryczną, nieprzewidywalną, za to grającą miło dla oka. Ale czy już kiedyś tego nie widzieliśmy? Wprawdzie nie w Paryżu, a w Madrycie, lecz podobieństw jest aż nadto.
Gdy w ciągu ostatnich ośmiu sezonów wygrywa się siedem tytułów mistrzowskich, trudno nie mówić o dominacji. Jednak pozycja paryskich “Książąt” chwieje się, bo niemal co weekend ktoś na poważnie próbuje zakwestionować ich hegemonię w kraju. Wydaje się, że na Parc des Princes w końcu przestawiono wajchę i zmodyfikowano cele na bieżący sezon.
Dalsza część tekstu pod wideo
Czy zrobi na kimś wrażenie czwarte z rzędu mistrzostwo? Do tego wszyscy się przyzwyczaili. Drugi kolejny finał Ligi Mistrzów to byłoby coś. A gdyby jeszcze został wygrany? Drużyna tak mozolnie budowana (na katarskich pieniądzach rzecz jasna) od początku poprzedniej dekady wreszcie przeszłaby do historii. Plan zostałby zrealizowany w stu procentach.

Zapomnieć o obronie

Gdyby chodziło o spokojną kontynuację i w miarę poukładane wyniki, nie zwalniano by Thomasa Tuchela. Niemiec wykonywał poprawną robotę, zgarniał po kolei większość skalpów z rozgrywek krajowych, ostatnio wyciągał z PSG rezultaty ponad stan w Europie. Ambicja Tuchela sięgała wyżej, ale nie potrafił dogadać się z dyrektorem sportowym i prawą ręką prezesa PSG Nassera Al-Khelaifiego, Leonardo. Kolejny wybór człowieka na stanowisku trenera musiał być więc miksem: konserwatywnym w odbiorze i relacjach z przełożonymi oraz rewolucyjnym w odniesieniu sportowym. Mauricio Pochettino uosabiał obie te cechy.
Nieprzypadkowo to z Argentyńczyka wcześniej zrobiono głównego kandydata na następcę Zinedine’a Zidane’a. Gdyby Francuzowi powinęła się noga o jeden raz za dużo w fazie grupowej Ligi Mistrzów, bardzo możliwe, że dzisiaj to on prowadziłby piłkarzy “Królewskich”. Filozofia “Pocha” to pragmatyzm z nutą szaleństwa. Celem nadrzędnym zawsze są sukcesy, trofea (choć ich Mauricio jako trener jeszcze nia ma w kolekcji), ale nie chce przez to zapominać o ofensywnej, miłej dla oka piłce, czasem nawet chaotycznej, pozbawionej wszelkiej logiki. W tym sensie podejście Pochettino do futbolu kojarzy się pierwszą kadencję “Zizou” na Santiago Bernabeu, kiedy jeszcze obecny sternik Realu nie pielęgnował gry obronnej, a wszystkie swoje troski kierował ku zgrywaniu ofensywy. I działy się wówczas cuda.
Mając do dyspozycji w ataku trio BBC (Bale-Benzema-Cristiano) Zidane mógł zupełnie zapomnieć o tym, co dzieje się z tyłu. Z tego też powodu drużyna, zwłaszcza w Lidze Mistrzów, przypominała naloty japońskich kamikaze. W swoich natarciach odkrywała się bezwiednie, licząc, że nawet przy utracie bramki siła ofensywna i tak pozwoli na zakończenie spotkania z dodatnim bilansem. Apogeum optyki ZZ widzieliśmy w ostatnim sezonie przed udaniem się na roczne wakacje.
W fazie grupowej Ligi Mistrzów 2016/17 Real w sześciu meczach stracił dziesięć goli, w tym cztery strzelone przez piłkarzy Legii Warszawa Jacka Magiery, najwięcej spośród drużyn, które awansowały do rundy pucharowej tamtej edycji. Tam od ćwierćfinałów Real połowę spotkań rozgrywał bez kontroli wydarzeń: cały dwumecz z Bayernem i gorący rewanż w półfinale z Atletico. Dużo zależało od szczęścia, przygotowania fizycznego i, nierzadko, od pomyłek sędziowskich, a najmniej od formy sportowej. W szaleństwie “Królewskich” była jednak metoda i tą drogą próbuje zmierzać także PSG Pochettino. Mając do dyspozycji Kyliana Mbappe i Neymara można przecież puścić wodze fantazji.

Navas, klucz do Ligi Mistrzów

O ile pierwsze spotkanie “Pocha” w Lidze Mistrzów z PSG przeciwko Barcelonie wskazywało na jego trenerski kunszt i świetne odczytanie przeciwnika, o tyle awans mógł wymknąć mu się z rąk w rewanżu. Rozdygotana drużyna już szła na czołówkę z ekspresem z Katalonii, gdy nieoczekiwanie pociąg Ronalda Koemana wykoleił się tuż przed stacją, bo Leo Messi trafił z karnego prosto w Keylora Navasa. Gdyby padł gol na 1:2, bardzo możliwe, że w drugiej połowie paryska twierdza padłaby pod naporem uderzającej raz po raz nawale “Blaugrany”.
Podobny styl “pijanego mistrza” dało się dostrzec w pierwszym meczu ćwierćfinału. Zepchnięte do rozpaczliwej obrony PSG dostawało ciosy po ciosie jak Sylvester Stallone w każdej części Rocky’ego, ale kurczowo trzymało się lin i tylko siłą woli nie dało się znokautować. Wyprowadzając ataki Francuzi liczyli na korzyści płynące z rakiety w postaci niezastąpionego Mbappe i jego pomagiera z numerem “10”, ale koniec końców uderzenia rozbijały gardę tylko z powodu pomyłki Manuela Neuera i beznadziejnego ustawienia ostatniej linii Bayernu. Ryzykancka strategia opłaciła się również dlatego, że między słupkami przyjezdnych stał nieoceniony Keylor Navas.
Jeśli jesteśmy przy kostarykańskim bramkarzu, trzeba zauważyć, że to on stał za trzema z czterech ostatnich triumfów Realu w Lidze Mistrzów, a w zeszłej edycji Champions League był niemal nie do powstrzymania w drodze paryżan do lizbońskiego finału. Jaka szkoda, że z powodu kontuzji talizmanu zabrakło akurat w decydującym starciu z Bayernem. Gdy Navas, jeden z najbardziej niedocenianych golkiperów w historii, stoi w bramce, natchnione ekipy zmierzają ku jasnej poświacie, aż do ostatniej potyczki w rozgrywkach. Keylor ma coraz częstsze problemy ze zdrowiem, trapią go urazy zwłaszcza podczas gry, więc to na barkach sztabu medycznego PSG spoczywa odpowiedzialność, by chuchać i dmuchać na amulet z Ameryki Łacińskiej.

Bez “Lewego” nie ma faworyta

Postęp w pierwszym meczu ewidentnie sugeruje, że kwalifikacja do półfinału jest nadal sprawą otwartą. Obie strony muszą zwiększyć skuteczność w swojej fazie obronnej, ale marginesy na poprawę są naprawdę nikłe zarówno w przypadku Bayernu, jak i u paryżan. Mało prawdopodobne, by ludzie Flicka zdradzili ideały, które doprowadziły ich na szczyt futbolowego świata, więc nieuchronnie będą narażeni na ataki Mbappe i Neymara. W tym przypadku strategia rysuje się dosyć jasno. Trzeba liczyć na lepszą skuteczność napastników i strzelić dwie bramki więcej niż przeciwnik. W tym świetle nieobecność Roberta Lewandowskiego może przesądzić o losach ćwierćfinału.
Po drugiej stronie boiska w szeregach PSG zabraknie Marquinhosa, lidera formacji, który opuścił boisko w Monachium w pierwszej połowie z powodu kontuzji. Francuzi muszą też poprawić intensywność i przynajmniej w części złapać kontrolę nad wydarzeniami w środkowej części boiska, zwiększyć częstotliwość posiadania piłki, aby uniknąć ciągłego i zmasowanego ataku Bayernu.
Gdyby razem z regeneracją Leandro Paredesa, kluczowego w pierwszym meczu z Barceloną, miałoby również nastąpić odzyskanie Marco Verattiego, być może moglibyśmy zobaczyć jeszcze inną wersję drużyny Pochettino. Zachowawczą, taktycznie poukładaną, zbliżoną nie do zupełnie szalonego i nieobliczalnego Realu sprzed kilku lat, a do pokornego i w pełni pilnującego rozgrywkę Realu z drugiej kadencji Zinedine Zidane’a.

Przeczytaj również