Rasizm to wciąż palący problem piłki. Kiedy wreszcie sobie z tym poradzimy?

Rasizm to wciąż palący problem piłki. Kiedy wreszcie sobie z tym poradzimy?
cristiano barni / shutterstock.com
Wszyscy wiemy, że futbol, jak każdy sport, ma na celu dostarczenie nam wspaniałych emocji. Zarówno tych radosnych, jak i gorzkich. Wśród niezmiennych idei rywalizacji na boisku jest jedna, chyba najważniejsza, ale i najczęściej mieszana z błotem – szacunek do rywala, niezależnie od jego przynależności etnicznej. Rasizm wciąż jest obecny na boiskach całego świata.
Żyjemy w czasach, w których tak naprawdę wszędzie możemy spotkać Hindusów, Azjatów, Afroamerykanów czy Europejczyków. Niestety, wciąż znajdują się osoby, które nie są w stanie zaakceptować odmienności innych ludzi.
Dalsza część tekstu pod wideo
W każdej dziedzinie życia znajdują się jednostki, które obrażają tych, którzy są pod jakimś względem inni. Podobnie jest w futbolu. Co jakiś czas słyszymy o kolejnych, bolesnych dla piłkarzy incydentach, które obrazują, jak długa droga dzieli nas od stworzenia w pełni tolerancyjnego środowiska.

Widowisko w cieniu rasistowskich okrzyków

W świątecznym okresie, kiedy wszyscy powinni dążyć do pojednania i okazania wzajemnego szacunku ewidentnie nie odnaleźli się fani „Nerazzurrich”. Podczas rozgrywanego 26 grudnia meczu z Napoli wzięli oni na cel jednego z najlepszych zawodników ekipy spod Wezuwiusza.
Kalidou Koulibaly, bo o nim mowa, był obiektem rasistowskich zachowań kibiców Interu. Chociaż „kibiców” nie jest chyba odpowiednim określeniem. Bo jak nazwać tych, którzy każde dotknięcie piłki przez piłkarza „upiększają” gwizdami, buczeniem lub małpimi okrzykami?
Piłkarze „Azzurrich” trzykrotnie prosili prowadzącego mecz Paolo Mazzoleniego o przerwanie gry. Ten jednak ich nie posłuchał, a starcie było kontynuowane. Ataki na Senegalczyka nie ustały, a najgorsze nadeszło w 81. minucie.
27-latek obejrzał dwie żółte kartki w ciągu minuty i wyleciał z boiska. To dało grupom wspierającym gospodarzy idealny pretekst do nasilenia zachowań mających na celu poniżenie gracza oponentów.
Chamstwo mediolańczyków nie umknęło władzom ligi, które bardzo szybko nałożyły na Inter karę finansową, a także zarządziły zamknięcie trybun San Siro dla lokalnych fanów na dwa najbliższe spotkania.
Szybka reakcja osób zarządzających Serie A zasługuje na zdecydowaną pochwałę, ale takie środki raczej nie mogą dać oczekiwanego efektu. Bez wyciągnięcia indywidualnych konsekwencji w stosunku do każdego z winnych nie można liczyć na danie im odpowiedniej nauczki.
To jednak niemożliwe. Trzeba by było zidentyfikować i ukarać setki albo nawet tysiące osób, które próbowały sprowokować byłego gracza Genku. Chociaż każdy po kolei zasłużył na karę, to będzie trzeba poprzestać na odpowiedzialności grupowej.
Jedynym pozytywem tej smutnej sytuacji jest odzew futbolowego świata, który wsparł gracza Napoli. Carlo Ancelotti zapowiedział, że w razie powtórki rasistowskich zachowań jego podopieczni po prostu opuszczą murawę.
Słowa otuchy dla obrońcy napływały ze wszystkich stron świata. Wiele osób związanych z piłką jasno dało do zrozumienia, że przynależność etniczna nie powinna mieć wpływu na odbiór człowieka. Wśród wpisów zamieszczonych przez piłkarzy wyróżniał się ten autorstwa Sadio Mane, z wymownym napisem „Jestem Koulibaly”.
Również sama ofiara ataków wypowiedziała się na Twitterze. Koulibaly przeprosił za niekorzystny wynik, zaznaczając jednocześnie, że nie wstydzi się swojego koloru skóry i jest dumny z bycia „Francuzem, Senegalczykiem, neapolitańczykiem: człowiekiem”.

„Ludzie czują, że nie muszą kryć się z rasizmem”

Nie trzeba szukać głęboko w pamięci, aby znaleźć kolejny przykład dyskryminacji na tle rasowym podczas spotkania czołowej ligi europejskiej. 8 grudnia, na Stamford Bridge, kilka niemiłych uwag, które dotyczyły koloru skóry, usłyszał piłkarz Manchesteru City, Raheem Sterling.
Na całe szczęście zajście zostało uchwycone przez kamery. Angielska federacja oraz służby porządkowe, które odpowiadały za bezpieczeństwo na stadionie, podjęły błyskawiczne działania. Mężczyzna, który miał obrazić piłkarza na tle rasowym, opuścił swoje miejsce na trybunach w towarzystwie porządkowych i od razu został przesłuchany.
Co prawda nie doszło do aresztowania, ale konsekwencje okazały się poważne. „Daily Mail” zidentyfikowała mężczyznę jako 60-letniego Colina Winga. Wyznał on, że stracił nie tylko swój karnet na mecze „The Blues”, ale również pracę.
Chociaż jasne jest, że społeczeństwo nie daje przyzwolenia na akty rasizmu, to wciąż mamy spore problemy z tolerancją. Były piłkarz Liverpoolu, Stan Collymore, napisał w „Guardianie”, że „Wielka Brytania wróciła do lat 70-tych”, a „ludzie czują, że nie muszą kryć się z rasizmem”.
Z pewnością przesadził, bo sytuacja niemal pół wieku temu była zdecydowanie gorsza, ale z jednym ma rację. Wciąż nie ma dobrego sposobu na walkę z dyskryminacją rasową. Kolejkę przed meczem na stadionie Chelsea odbyły się derby północnego Londynu.
Podczas spotkania jeden z fanów Tottenhamu rzucił w Pierre’a-Emericka Aubameyanga bananem. Chociaż Gabończyk nie zachował się tak, jak niegdyś Dani Alves, którego reakcja na podobny atak na długo pozostanie w pamięci wszystkich kibiców, to incydent i tak został nagłośniony. Dla wszystkich jest więc jasne, że problem jest realny.

Walka z dyskryminacją jest praktycznie niemożliwa

To oczywiste, że nie można zapobiec wszystkiemu. Abstrakcją jest również ukaranie wszelkich rasistów, którzy manifestują swoje poglądy na trybunach. Trudno jest przecież wyłowić w tłumie jednostkę, która łamie ustalone zasady.
Fundacja Kick It Out, która zajmuje się promowaniem tolerancji w futbolu, co roku publikuje statystyki dotyczące dyskryminacji na stadionach w Anglii. Nie zajmuje się jedynie kwestiami etnicznymi, ale też atakami na mniejszości seksualne czy osoby niepełnosprawne.
Jeśli porównamy jej raporty za sezon 2016/17 i 2017/18, to zobaczymy, że liczba incydentów o charakterze rasistowskim się zwiększyła. Wzrost z 220 do 250 przypadków, stanowiących ponad połowę wszystkich zgłoszeń, może martwić.
Tym bardziej, że mowa tu tylko o sytuacjach, o których Kick It Out zostało poinformowane. Do tego dochodzi jeszcze problem ze skutecznością walki z atakami na piłkarzy lub innych fanów z powodu ich koloru skóry.
Z 1500 aresztowań związanych z piłką nożną, zaledwie 15 miało związek z atakami na tle rasowym. Czyli z 250 incydentów, które zostały zgłoszone w Anglii, niespełna 10% skończyło się aresztowaniem kibica-rasisty!

Pamiętajmy, o co chodzi w sporcie

Niestety, obrazki, w których różnego rodzaju mniejszości są obrażane podczas meczów piłki nożnej, są dosyć powszechne. Wiele z nich przechodzi bez echa lub po prostu załatwia się je „po cichu”.
Te najbardziej oczywiste i szokujące są jednak opisywane w niemal każdym źródle informacji i przypominają nam, jak daleko jesteśmy od osiągnięcia pożądanej sytuacji, w której nikt nie jest atakowany ze względu na odmienność.
Przypadki dotyczące Koulibaly’ego i Sterlinga nie są odosobnione. Ofiarą podobnych ataków w ostatnich latach padali m.in. Mario Balotelli, Wilfried Zaha czy Renato Sanches. Lista jest długa.
Niesamowicie nagłośniony był atak słowny Luisa Suareza na Patrice’a Evrę z 2011 roku, który zakończył się ośmiomeczowym zawieszeniem Urugwajczyka. Wiele potem dyskutowało się o zachowaniu napastnika „The Reds”, który nie podał ręki rywalowi przed następnym meczem Manchesteru United z Liverpoolem.
Często można usłyszeć o małpich odgłosach słyszanych na stadionach w Rosji. W 2010 roku, gdy Lokomotiw Moskwa sprzedał Petera Odemwingie do West Bromu, jego kibice świętowali odejście Nigeryjczyka! Czy to jest właśnie idea futbolu?
Od takich przypadków upłynęło już wiele czasu, ale wciąż mamy do czynienia z nowymi okazami ataków na tle rasistowskim, dotyczących orientacji seksualnej czy jakiegokolwiek aspektu, który można uznać za podstawę „odmienności”.
W całym szaleństwie związanym z walką naszych ukochanych drużyn na boisku musimy pamiętać o tym, że piłkarze i kibice rywali to też ludzie. Że nie można ich dzielić na lepszych i gorszych. Szanujmy się, traktujmy wszystkich tak, jakbyśmy sami chcieli być traktowani.
Nieważne, czy dyskryminacja wynika z nagłego przypływu emocji, czy z własnych, karygodnych poglądów. Trzeba się jej pozbyć, bo dotyka nie tylko tych, do których jest adresowana, ale i innych ludzi, którzy utożsamiają się z jej obiektami.
Wystarczy tylko się zastanowić. Jak poczuł się Kwadwo Asamoah, słysząc fanów swojego Interu obrażających innego czarnoskórego piłkarza? Co pomyśleli sobie Antonio Rüdiger czy N’Golo Kante, gdy dowiedzieli się, że ktoś, kto wspiera ich klub, wykrzykiwał rasistowskie obelgi w kierunku Sterlinga?
Przed Świętami Premier League opublikowała specjalną prośbę do fanów, aby wspierając swoje drużyny, nie atakowali innych. Każdy powinien o tym wiedzieć i pamiętać. Przypominanie o tym powinno być niepotrzebne. Wydarzenia, które miały miejsce na trybunach, sprawiły jednak, że stało się to koniecznością. Pytanie tylko, na ile czasu wystarczą nawoływania piłkarskiego świata do zachowywania się po ludzku.
Zaczyna się nowy rok. Miejmy nadzieję, że będzie lepszy niż poprzedni. Że nie będziemy musieli znowu zmagać się z problemem dyskryminacji nie tylko na stadionach piłkarskich, ale i w naszym codziennym życiu. W końcu każdy z nas – nieważne, skąd pochodzi, w co wierzy czy jakiej jest orientacji – jest człowiekiem. I o tym trzeba pamiętać.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również