Real Madryt. Za daleko padły jabłka od jabłoni. Synowie Zidane’a: wielkie nadzieje i wygaszone talenty

Za daleko padły jabłka od jabłoni. Synowie Zidane’a: wielkie nadzieje i wygaszone talenty
imagestockdesign/Shutterstock
Enzo, Luca, Theo i Elyaz. Z pozoru czwórka normalnego rodzeństwa podążająca za swoją wielką pasją: piłką nożną. Czterej bracia dzielą jednak los, które oznacza dla nich i przekleństwo, i błogosławieństwo: są dziećmi Zinedine’a Zidane’a, prawdopodobnie najlepszego piłkarza na przełomie tysiącleci. Teraz próbują napisać własną historię w tej branży, walcząc jednocześnie z wyjątkowo wysokimi oczekiwaniami. I na razie z nimi przegrywają.
Bogate dziedzictwo stwarza zwykle całkiem niezłe warunki do udanej kariery, choć słynne nazwisko rodowe może szybko stać się ciężarem. „Zizou” troszczy się o swoich synów i wie, że rozpoczęli swoje kariery z zupełnie innych pułapów niż inni młodzi adepci futbolu. „Boję się, że będą małymi idiotami” - cytuje słowa 47-latka Frederic Hermel, znany francuski dziennikarz i autor książki „Zidane”.
Dalsza część tekstu pod wideo
„Wszystko, co otacza mnie i moją rodzinę wprowadza ich w błąd. Inni nie opływają w luksusach, uczą się życia.” Kto jak to, on to wie najlepiej, bo sam wychowywał w La Castellane, najbiedniejszej dzielnicy Marsylii. Nie poszli na skróty, pracują w pocie czoła na własne życiorysy.

Enzo (ur. 1995)

Kiedy oglądam Enzo, widzę siebie - mówi Zidane o swym pierworodnym. Ma 25 lat, od dłuższego czasu żyje z grania w piłkę. Ofensywnego pomocnika uznaje się jednak za zmarnowany talent. W swoim dossier mógłby pochwalić się treningami z wielkimi gwiazdami z Realu, jednym meczem w krajowym pucharze i tym, że figurował w szerokiej kadrze „Królewskich” w Lidze Mistrzów w zwycięskim sezonie 2016/17. Mówimy jednak o piłkarzu, który zawdzięczał miejsce tylko dzięki przepisom UEFA promującym właśnie młodych graczy.
W celu zebrania praktyk uzgodniono wypożyczenie Enzo do Deportivo Alaves, ale i tam Zidane junior nikogo nie oczarował. Rozpoczęła się kilkuletnia tułaczka po całej Europie. Próbował wykorzystać ciszę i spokój w pięknych zakątkach alpejskiego kraju w FC Lausanne, później wrócił do trzeciej ligi hiszpańskiej, by następnie rzucić się w wir potyczek w lidze portugalskiej w CD Aves. Nigdzie nie zabawił na dłużej niż rok.
W końcu zakotwiczył u kolegi ojca, Gutiego, prowadzącego drugoligową Almerię. Ale i tam udało mu się rozegrać ledwie dziesięć minut od początku sezonu. Od czasu odejścia z Madrytu, zagrał w 66 meczach, tylko 6 razy cieszył się ze zdobycia bramki. Piękny rodowód czy nie, to po prostu zbyt małe liczby jak na ofensywnego piłkarza.

Luca (ur. 1998)

Urodzony na miesiąc przed pamiętnym mundialem we Francji. Podobnie jak Enzo, również i jego młodszy brat nie korzysta z nazwiska Zidane. Aby uwolnić się od porównań do ojca, Luca nie tylko prosi, by zapisywać go jako „Hernandez”, ale też wybrał specyficzną pozycję na boisku. Stoi między słupkami i dał się już poznać m.in. jako mistrz Europy do lat 17 z „Equipe Tricolore”, etatowy bramkarz rezerw Realu oraz trzeci drużyny seniorów. Dwa razy nawet wybiegł w pierwszym składzie „Los Blancos”. W obu przypadkach, gdy na ławce trenerskiej siedział jego tata. Całkiem niezły start w dorosłą karierę, nieprawdaż? Pojawiły się jednak pierwsze przeszkody.
Po pierwsze, szansę na częstsze występy oscylowały wokół zera. Szkoleniowiec jeszcze przed sezonem i tak miał problemy z rozsądnym rozdzieleniem minut wokół Thibaut Courtois i Keylora Navasa. Tego drugiego już w Madrycie nie ma, wcześniej ściągnięto jednak młodzieżowego mistrza świata do lat 20, Andrija Łunina i to w nim widzi się przyszłość bramkarstwa na Santiago. Po drugie ciągnęła się za nim opinia zawodnika niestabilnego i nieskoncentrowanego, a za przykład pokazywano jego niefortunną interwencję przy okazji spotkania Młodzieżowej Ligi Mistrzów z Legią, kiedy strzał Tomasza Nawotki, oddany od niechcenia, sparował w tak kuriozalny sposób, że piłka przelobowała go i wpadła do siatki.
Luca zatem podjął ważną decyzję o opuszczeniu gniazda, aby regularnie udowodniać swój talent, wymazać kompromitujące błędy i zrobić kolejny krok. Trafił do Racingu Santander, gdzie obecnie z trudem walczy o utrzymanie w drugiej lidze. Zawsze lepsze to niż smętne obserwowanie wydarzeń z trybun w charakterze trzeciego czy czwartego w kolejce do występów. Czy wróci do elity? Droga wydaje się jeszcze bardziej wyboista niż na początku.

Theo (ur. 2002)

Najbardziej przypomina tatę. Też urodził się w Marsylii, jest wysoki i ma te charakterystyczne, maghrebskie rysy twarzy. Trenuje z juniorami Realu Madryt w Juvenil A i występuje, któż by się spodziewał, na pozycji środkowego pomocnika lub jako „trequartista”. - Jestem graczem, który dba o kolektyw zespołu - czytamy na stronie internetowej akademii Realu, gdzie opisuje się go jako kreatywnego piłkarza, który próbuje zaskoczyć defensywę niezwykłym, niesztampowym zagraniem. Co znów brzmi podejrzanie podobnie do „Zizou”.
A więc w końcu mamy do czynienia z prawdziwym klonem zdobywcy Złotej Piłki z 1998? No… nie do końca. Szukając filmów przedstawiających wachlarz umiejętności Theo, oczywiście natkniemy się na kompilacje na Youtube, jakich wiele u każdego zawodnika. Ale nie one mają najwięcej wyświetleń. Te najbardziej popularne to indywidualny skrót występów Theo w towarzyskim turnieju młodzieżowców Realu w Dubaju. Skrót, który nie pokazuje talentu Zidane’a juniora w najlepszym świetle. Wygląda, jakby piłka przeszkadzała mu w grze, odnotowuje mnóstwo strat, nieudanych podań, fatalnie wykonuje rzuty wolne i... Stop. Mówimy dopiero o 18-latku. Świat futbolu zna wystarczająco dużo przykładów graczy, którzy rozwinęli się po dwudziestym roku życia, a nawet później.

Elyaz (ur. 2005)

Najmłodszy z kwartetu nazywa się Elyaz. Białą koszulkę przywdziewa od momentu, gdy skończył osiem lat, obecnie na razie bawi się piłką w drużynie Cadete B (U-15). Mówi się, że ma wyjątkowy przegląd pola, znakomitą lewą nogę i, w przeciwieństwie do starszych braci Theo i Enzo, chętniej broni niż atakuje. Chociaż czasami znajduje się na skrzydle, to jego funkcja polega głównie na wykonywaniu zadań na pozycji lewego obrońcy. Z wielką przyjemnością „obsługuje” kolegów. - Podania i dośrodkowania to moje ulubione elementy - mówi czternastolatek.
Wciąż ma dużo spokoju (jeszcze), oczywiście w odniesieniu do tego, jak spokojnym można być, będąc synem legendy. Publika z pewnością rzuci się na niego wystarczająco wcześnie i za kilka lat dokona pierwszych porównań. To, że dumny ojciec dzieli się „golazo” swego najmłodszego za pośrednictwem Instagrama, w naturalny sposób potwierdza to założenie. Najważniejsze, by utrzymać presję i znaleźć własną drogę. Z takimi genami i treningami pod okiem największych fachowców „La Fabriki” powinno być łatwiej. Teoretycznie.
Synowie Veronique i Zinedine’a mają wiele wspólnego: oprócz sportowych predyspozycji zawsze towarzyszą im wyjątkowo duże oczekiwania. To nie przypadek, że słynne nazwisko zostało wymazane z profili dwóch graczy na stronie „Królewskich”, a na koszulkach można odczytać jedynie ich imiona. Oczywiście, to tylko nieudolna próba odwrócenia choćby odrobiny uwagi od dużego cienia, który „Zizou” naturalnie i nieintencjonalnie narzuca swym synom. Można tego dokonać tylko w ograniczonym zakresie, bo porównania ojca z potomkami będą pojawiać się zawsze.
O żadnym z czwórki nie można całkowicie powiedzieć, że już przegrali swoje kariery, a na pewno nie u nastolatków. Jednak historia Enzo, a być może zaraz i Luki, każe wskazywać, jak bardzo trzeba uważać na piłkarzy, które nie wygrają mistrzostw samym DNA.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również