Real znów jest w fazie postgalaktycznej. Prowadzenie go dziś to ogromne trenerskie wyzwanie

Real znów jest w fazie postgalaktycznej. Prowadzenie go dziś to ogromne trenerskie wyzwanie
YouTube
Real Madryt. Światowa marka. To jeden z klubów, którym nie odmówi praktycznie żaden piłkarz ani trener. Ogromna nobilitacja wynikająca z kontraktu na Santiago Bernabeu nie jest jednak wolna od ciężaru. Niesie ze sobą niesamowitą presję i wyzwanie, któremu nie wszyscy są w stanie sprostać.
Do grona tych, którym, delikatnie mówiąc, nie powiodło się w stolicy Hiszpanii należy Julen Lopetegui. 52-latek zakończył przygodę z ekipą „Los Blancos” po zaledwie 137 dniach u steru drużyny, pełnych narzekań, zarzutów i krytyki.
Dalsza część tekstu pod wideo
Były selekcjoner reprezentacji Hiszpanii tak szybko zdecydował się na przyjęcie oferty z Madrytu, że został wyrzucony z drużyny narodowej. Szansa pracy w Realu była warta ryzyka, ale okazało się ono zbyt duże. Zresztą nie był pierwszym, który „przejechał się” na tym niezwykle utytułowanym klubie.

Niewyobrażalna presja

Jeśli już przyjeżdża się pracować na Santiago Bernabeu, to można być pewnym jednego. Trofea są absolutnym obowiązkiem. I nie mówimy tu o jakimś długoterminowym planie, który ma pomóc w zbudowaniu stabilnej drużyny i przymknięciu oka na ewentualne wpadki. Liczy się tu i teraz. I nie ma miejsca na błąd.
Menedżer u Florentino Pereza jest trochę jak saper. Jeden błąd bardzo często przekreśla wszystko. Nikogo nie ratują wcześniejsze sukcesy, czy po prostu dobre wyniki. Albo jesteś najlepszy, albo jesteś nikim. A droga od tego pierwszego do drugiego w oczach prezesa Realu jest bardzo krótka.
W 2003 roku z klubu zwolniono Vicente del Bosque. W sumie do tej pory nie wiadomo do końca dlaczego, bo sezon zakończył z tytułem mistrzowskim. Hiszpan pełnił swoją rolę przez prawie cztery lata i od tamtej pory nikt jego wyniku nie poprawił.
Innym przypadkiem menedżera, którego skreślono w bezwzględny wręcz sposób jest Fabio Capello. W sezonie 2006/07 zdobył mistrzostwo kraju, ale zaraz po tym pożegnał się z posadą. Powód? Odpadł w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Litości nie było – jeden błąd okazał się „śmiertelny”.
Teraz drużynę przejął Santiago Solari. Z grona tych, którzy zasiadali na ławce Realu przed nim, a po del Bosque, zaledwie czterech wytrwało na posadzie dłużej niż rok kalendarzowy. Gdzie tu miejsce na stabilizację?

„Galacticos” znowu odbijają się czkawką

15 lat temu w Madrycie grała naszpikowana gwiazdami superdrużyna rodem z kreskówek lub komiksów. Praktycznie każda pozycja obsadzona była światową gwiazdą. Casillas, Roberto Carlos, Ronaldo, Makelele, Zidane, Figo, Guti, Raul… To było coś niesamowitego.
Projekt jednak do końca nie wypalił. Liga Mistrzów padła łupem Realu, podobnie Primera Division, ale nie udało się zdobyć monopolu na wygrywanie trofeów. Po erze popularnych „Galacticos” nastały mroczne czasy.
Już pod koniec okresu panowania wielkich gwiazd zaprzestano wydawania ogromnych kwot i zaczęto ściągać mniej imponujące nazwiska. W efekcie Real od sezonu 2003/04 do mistrzostwa Capello nie sięgnął nawet po jedno trofeum! W tym czasie zmieniono szkoleniowca aż pięć razy.
Naszpikowana gwiazdami drużyna jest wręcz skazana na sukces. Wygrywa w Europie i w kraju. Potem jednak stopniowo zmniejsza się liczba efektownych wzmocnień, a trenerzy zaczynają wylatywać po bardzo krótkim okresie pracy. Coś Wam to przypomina? Bo mi się wydaje, że kibice Realu mogą przeżywać swoiste deja vu.
Możliwe, że ponownie wchodzimy w okres „pogalaktycznego” załamania. Od 2009 roku i zakupu Ronaldo i Kaki rozpoczęła się budowa kolejnych „Galacticos”. Potem pojawili się Bale, James, Modrić – znowu mieliśmy gwiazd wręcz w nadmiarze.
I znowu zmniejszono wydatki. Rok temu do klubu trafili tylko Dani Ceballos i Theo Hernandez. 12 miesięcy wcześniej – sam Alvaro Morata. Wcześniejsze okienko również przyniosło zakupy rezerwowych – Kovacicia (którego osobiście uważam za naprawdę dobrego gracza) oraz Danilo. Co prawda wtedy pojawili się Asensio, Vallejo czy Vazquez, ale oni byli kupowani jako zdolna młodzież.
Wydaje mi się więc, że historia może się powtórzyć i może być podobnie jak w chudych latach z poprzedniej dekady. Obecny spadek formy Realu w mojej opinii jest efektem zaniedbań Florentino Pereza, który wyszedł z założenia, że „jesteśmy najlepsi w Europie, więc nie musimy się wzmacniać”.
Jasne, „Los Blancos” trzykrotnie wygrali Ligę Mistrzów, ale z roku na rok było im coraz trudniej, a na krajowym podwórku w zeszłym sezonie musieli uznać wyższość nie tylko Barcelony, ale i Atletico. A wzmocnień z prawdziwego zdarzenia, poza zawodzącym obecnie Courtoisem, nie widać od 2014 roku.
Jeśli nowi gracze z pola, których dostał Lopetegui zagrali u niego łącznie 538 minut, to chyba o czymś to świadczy. Nie przyczynili się do znacznego podniesienia poziomu zespołu, a jedynie dali mu większą konkurencję na poszczególnych pozycjach.
Krok po kroku konkurencja doganiała niesamowity Real. W końcu jeśli się nie rozwijasz, to cofasz się w stosunku do tych, którzy cię gonią, czyż nie? No i bardzo możliwe, że wracamy do lat 2004-2007, czyli okresu odbudowy, który przyniesie ze sobą liczne ofiary. Zwłaszcza trenerów.

Szatnia Realu ogromnym wyzwaniem

W składzie zespołu z Madrytu pełno jest piłkarskich autorytetów. Piłkarzy, którzy sami w sobie stanowią światową markę. Ludzi, którzy znają swoją wartość i wiedzą, że są gwiazdami. Zapanowanie nad nimi to ogromne wyzwanie.
Nieraz słyszało się o pozaboiskowych podziałach i konfliktach w zespole „Królewskich”. Za kadencji Jose Mourinho od składu został odsunięty Iker Casillas. Z wypowiedzi niektórych piłkarzy z Santiago Bernabeu, między innymi Isco, można wyczuć, że odejście Ronaldo również wzbudziło negatywne emocje.
Napięcia stale powstają i trzeba wiedzieć, jak je rozładować. Zwłaszcza, jeśli zespół jest w kryzysie. Mam wrażenie, że ten powracający co jakiś czas problem był jednym z czynników, które spowodowały, że zmieniono szkoleniowca.
Można było odnieść wrażenie, że Lopetegui nie był w stanie zbudować sobie odpowiedniego posłuchu i szacunku w szatni. Incydent z treningu z Sergio Ramosem dał znak, że coś jest nie tak. Zapanowanie nad grupą ogromnych autorytetów nie musi być łatwe. Tym bardziej trudne jest zdobycie ich respektu.
A sprostanie temu wyzwaniu będzie konieczne do poprawy gry Realu. Jeszcze nie ogłoszono, kto przejmie drużynę po okresie tymczasowej pracy Santiago Solariego. Nie wiadomo nawet, czy zostanie znaleziona alternatywa dla byłego reprezentanta Argentyny.
Może i napiszę coś oczywistego, ale moim zdaniem do tego zadania najlepszym kandydatem byłby menedżer o światowej renomie, który z miejsca zdobyłby posłuch u swoich podopiecznych. Obawiam się jednak, że jeszcze kilku śmiałków może polec, zanim „Królewscy” znajdą odpowiedniego człowieka do objęcia sterów.

Czy warto postawić na Solariego?

Były skrzydłowy był trenerem zespołu Castilii. Naturalne więc, że po pożegnaniu Lopeteguiego postanowiono postawić właśnie na niego w roli tymczasowego szkoleniowca. Poprzedni trener który wskoczył do pierwszej drużyny po okresie pracy w rezerwach spisał się naprawdę dobrze. Czy jednak teraz będzie tak samo?
Zinedine Zidane dostał drużynę w innej sytuacji. Miał czas na ułożenie zespołu, rozpoczynał pracę spotkaniami towarzyskimi. Jego kolega z boiska, z którym grał m.in. w finale Ligi Mistrzów z 2002 roku nie będzie miał tego komfortu.
Nie uniżając wartości Solariego jako piłkarza, nie był on nigdy graczem pokroju Francuza. Dlatego może być mu trudniej przemówić do piłkarzy. Przez cały okres pracy Zidane’a miałem wrażenie, że status legendy sportu jest jednym z jego największych atutów. Kto byłby w stanie zakwestionować zdanie zdobywcy Złotej Piłki?
Nie oszukujmy się. Tak naprawdę mało kto z nas wie, czego się spodziewać po szkoleniowcu, który do tej pory pracował w młodzieżowych drużynach Realu. 42-latek to ogromna niewiadoma i jeśli osoby decyzyjne postanowią zostawić go na stanowisku, to zaryzykują.
Podobnym ryzykiem było jednak zakontraktowanie Zidane’a, który jest w obecnej sytuacji oczywistym punktem odniesienia. Może okazać się, że nie trzeba będzie szukać alternatywy, bo rozwiązanie problemu było pod nosem. Najpierw jednak musi nastąpić weryfikacja poprzez wyniki zespołu.

Mission Impossible: Podnieść Real

Lopetegui został pożegnany i chociaż nie jestem zwolennikiem tak szybkiego rezygnowania z trenerów, to muszę przyznać, że w obliczu nastrojów wśród kibiców była to chyba jedyna słuszna decyzja. Jego następca będzie miał piekielnie trudne zadanie.
Jak wyprowadzić hiszpańską potęgę z kryzysu? Do tego będzie potrzebna poprawa formy piłkarzy, a także pomoc zarządu, który powinien dostarczyć swojemu nowemu pracownikowi wszelkich potrzebnych środków. Jeden, wymagający rozwiązania, problem jest oczywisty.
Cristiano Ronaldo zdobył w zeszłym sezonie 44 gole w 44 meczach. Lukę po nim może zapełnić tylko ktoś pokroju Edena Hazarda czy Neymara. Wymagania są olbrzymie, bo potrzeba nie tylko fenomenalnego piłkarza, ale i ogromnego potencjału marketingowego. Real Madryt to nie tylko klub piłkarski, ale również przedsiębiorstwo, w którym każdy element ma budować jego markę.
No i do tego dochodzi chyba najważniejsze: wybranie odpowiedniego człowieka, który przyniesie ze sobą koncepcję gry gwarantującą oczekiwane efekty. W klubie chcą w końcu uniknąć powtórki z roszad na ławce po pierwszej erze „Galacticos”.
Każdy, kto przystanie na ofertę Florentino Pereza będzie musiał się liczyć z ogromnym wyzwaniem. Dostanie zespół w kryzysie, który stracił swojego kluczowego piłkarza i nie ma dla niego następcy. To jednak nie zmieni tego, że na „dzień dobry” będzie się od niego oczekiwało świetnych wyników.
Na tym jednak polega praca trenera. Trzeba podejmować wyzwania. A ryzyko związane z objęciem „Los Blancos” jest zarazem jedną z największych nagród, które może otrzymać szkoleniowiec. Na pewno więc znajdzie się człowiek, który spróbuje wyciągnąć „Królewskich” z dołka.
Niezależnie od tego, czy będzie to Conte, Martinez, Solari czy ktoś inny, to stanie chyba przed największym wyzwaniem w swojej karierze. Presja i oczekiwania są ogromne. Zespół jest mocny, ale zaniedbany. Lopetegui już poległ. Teraz pora na kolejnego śmiałka.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również