Renesans po włosku. Dwa lata temu calcio szurało po dnie i męczyło się w debiucie Brzęczka, dziś rozdaje karty

Renesans po włosku. Dwa lata temu calcio szurało po dnie i męczyło się w debiucie Brzęczka, dziś rozdaje karty
Penacchio / PressFocus
Niedawno przeżyli jedno z największych rozczarowań w historii calcio. Osiągnęli piłkarskie dno, ale zrobili wszystko, aby nie przekopać się jeszcze głębiej. Dziś Włosi są już w zupełnie innym miejscu. Kadra kojarzona z klęską przemieniła się w grupę zwycięzców.
Dwa lata to w piłce szmat czasu. Tyle wystarczy, aby przeprowadzić całkowitą rewolucję i natchnąć zawodników do znacznie lepszej gry. Dokonał tego Roberto Mancini, który w pełni wykorzystał ten okres i z rozbitej po braku awansu do mundialu w Rosji mentalnie ekipy, stworzył materiał nawet na mistrzów Europy. Aktualnie “Squadra Azzurra” w żadnym stopniu nie przypomina zespołu mierzącego się z Polską w oficjalnym debiucie Jerzego Brzęczka. Jedna strona poczyniła od tego czasu kilka kroków naprzód. I to zdanie niestety w żadnym stopniu nie dotyczy naszych “Orłów”
Dalsza część tekstu pod wideo

Basta

Roberto Mancini, którego śmiało można nazwać architektem włoskiego renesansu, stanął dwa lata temu przed niełatwym zadaniem. Były szkoleniowiec Manchesteru City, Interu czy Zenitu musiał budować ze zgliszczy pozostałych po Gian Piero Venturze. Poprzedni selekcjoner stał się twarzą hańby, jaką był braku awansu na MŚ. Doszło przecież do tego, że atakował go nawet szef, prezydent włoskiej federacji, Carlo Tavecchio.
- To była techniczna porażka, błąd przy wyborze jedenastki. Powiedziałem to sztabowi, ale nie jemu (Venturze - przyp. red.). Takie są zasady, nie mogę aż tak interweniować. Tak, to ja wybrałem tego trenera, ale w czasie, gdy tylko tyle oferował rynek - mówił Tavecchio, który zresztą zrezygnował ze stanowiska kilka dni po zwolnieniu Ventury.
Przegrany baraż ze Szwecją przelał czarę goryczy. “Azzurri” miewali wzloty i upadki, ale to był zbyt bolesny cios. Po raz pierwszy od 1958 r. Włosi nie awansowali na mundial. Zalany łzami Gianluigi Buffon ogłosił po meczu, że kończy reprezentacyjną karierę. Półwysep Apeniński pogrążył się w rozpaczy, co dokładnie opisano w książce “W krainie piłkarskich bogów” autorstwa Piotra Dumanowskiego i Dominika Guziaka z “Eleven Sports”.
- Ten brak awansu musi jednak boleć dużo bardziej, bo oznacza, że Squadra Azzurra nie znajduje się w szerokim gronie trzydziestu dwóch najlepszych zespołów świata. W kraju atmosfera porównywalna do żałoby narodowej. Tamtego wieczoru nazywano to największą tragedią włoskiego sportu od dekad. Gdyby Włosi mieli możliwość stworzenia miejsca pamięci po tym meczu, to pewnie pielgrzymowaliby tam w każdą rocznicę tego feralnego spotkania. Wiele lat wcześniej musieli odbudowywać swoją piłkarską potęgę i po pewnym czasie im się to udało. Teraz znów liczą, że dadzą radę odrodzić się i ponownie powstać z popiołów - tak skomentowali to dziennikarze specjalizujący się w świecie Calcio.

Nowe rozdanie

W rolę konduktora, który wprowadzi Italię na właściwe tory, wcielił się Mancini. Szkoleniowiec z dobrym CV, kilkoma tytułami na koncie i odpowiednią renomą, aby zmotywować zarówno doświadczonych weteranów, jak i pokierować młodymi piłkarzami. Ale jego początki nie należały wcale do najłatwiejszych. Pierwsza porażka przyszła szybko, bo już w drugim meczu,przeciwko francuskim mistrzom świata. Później wspomniany wcześniej remis z debiutującym Jerzym Brzęczkiem. Wyniki mogły nie powalać na kolana, ale progres był aż nadto widoczny. Po siermiężnym epizodzie Ventury, “Azzurri” wreszcie chcieli zmienić filozofię. Mancini zaszczepił gen gry pięknej, kombinacyjnej.
- To świetny człowiek i jeszcze lepszy trener. Jestem szczęśliwy, że to właśnie jemu powierzono misję odbudowania naszej drużyny narodowej. To właściwy człowiek, aby przywrócić Włochy do światowej elity - zapowiadał dwa lata temu Domenico Criscito w rozmowie z “Tuttosport”.
Jednym z pierwszych kroków nowego selekcjonera było postawienie na największe perły włoskiej szkoły. Mimo że Buffon wrócił do kadry, szanse regularnie otrzymuje 21-letni Gianluigi Donnarumma. Filarem linii ataku został świeżo upieczony nabytek “Starej Damy”, Federico Chiesa. To Mancini pozwolił zadebiutować Nicolo Barelli, Sandro Tonaliemu czy Nicolo Zaniolo. Dziś mówimy wprawdzie o gwiazdach Serie A, ale choćby Barella otrzymywał powołania, gdy występował jeszcze w drugiej lidze. Na ostatnie mecze eliminacyjne Mancini zabrał tylko jedenastu zawodników powyżej 25. roku życia. Kadra tetryków przemieniła się w piłkarskie źródło wiecznej młodości.

Cudotwórca

- Zmieniliśmy się, w dużej mierze za sprawą Roberto Manciniego. On pomógł nie tylko reprezentacji, ale całemu włoskiemu futbolowi. Teraz jest sporo młodych zawodników, którzy bardzo dobrze sobie radzą. Stają się ważnymi członkami kadry - chwalił Leonardo Bonucci cytowany przez portal “Goal”.
Wyniki osiągane przez Manciniego mówią same za siebie. Eliminacje do Euro? 10 spotkań, 10 zwycięstw, średnio ponad 3 strzelone gole na mecz i aż 6 czystych kont. Rywale może nie należeli do najsilniejszych, jednak taki bilans musi robić wrażenie. Po dwumeczu ze Szwecją Włosi nauczyli się, że żadnego przeciwnika nie można przedwcześnie lekceważyć. A obecny selekcjoner każdy pojedynek traktuje jak finał.
- Jesteśmy w stanie stworzyć silny i konkurencyjny zespół, który postara się wygrać pierwsze Mistrzostwa Europy od 1968 r. Mamy odpowiednią jakość, aby to osiągnąć - zapowiada Mancini.
Młodość to jedno, ale włoski trener nie odrzuca żadnego nazwiska. W ostatnim spotkaniu dał szansę zadebiutować 33-letniemu Francesco Caputo. Ten odwdzięczył się golem. Selekcjoner “Azzurrich” nie boi się eksperymentów, w postaci np. stawiania na Mario Balotellego. Nie wyjdzie? Trudno. Przynajmniej wie, że próbował.
Jako kibice reprezentacji Polski powinniśmy przygotować się na trudny wieczór. Niewykluczone, że euforia po meczu z Finlandią prędko ustąpi na rzecz goryczy porażki. To nie będzie pojedynek z taką samą drużyną, jak przed dwoma laty. Wątłą, niepoukładaną, zagubioną. Przeciwnie. Włosi wykorzystali ten okres na zbudowanie fundamentów i szkieletu drużyny, która w przyszłym roku może powalczyć o złoto Starego Kontynentu.
- Widać, że gramy z większym przekonaniem, większą chęcią wykonywania poleceń trenera. Chcemy kierować się jego pomysłami. Na boisku robimy wspaniałe rzeczy, zwłaszcza w porównaniu z brzydotą sprzed dwóch lat - stwierdził Andrea Belotti.
Z kolei “Biało-Czerwoni” jakby przespali minione miesiące. Gdy Mancini misternie dobierał elementy układanki, kadra Brzęczka stała w miejscu. Gdyby zapytać przeciętnego kibica o najlepsze momenty za kadencji obecnego selekcjonera, pewnie wskazałby ostatnie zwycięstwo z Finami, pogrom z Izraelem i pierwszą połowę w debiucie na Stadio Renato Dall’Ara. I byłaby to trafna odpowiedź.
A czy dziś Polacy dołożą do tej skromnej kolekcji jeszcze jeden przekonujący występ? Wątpliwe, ale przekonamy się o 20:45.

Przeczytaj również