Reprezentacja Anglii. Pobudka, Mr. Southgate. Za chwilę "złote pokolenie" pójdzie na straty

Pobudka, Mr. Southgate. Za chwilę "złote pokolenie" pójdzie na straty
Vlad Dokshin / shutterstock.com
„Football’s coming home”? Nie, jeszcze nie i wygląda na to, że długo, długo nie. Do trybów maszyny Garetha Southgate’a ktoś dosypał piasku i choć awans na mistrzostwa Europy to formalność, mniej pewni klasy swojej drużyny mogą być sympatycy „Three Lions”. Olbrzymia pula talentów może nie wystarczyć. Potrzebny jest jeszcze trenerski nos i zmysł, a ten zdaje się ostatnio szkoleniowca zawodzić.
W zeszłym roku, w ramach Ligi Narodów Anglicy pojechali do Sewilli, gdzie dali prawdziwy koncert, pokonując gospodarzy 3:2. Zrobili wszystko tak jak należy, grając z precyzją, odwagą, pewnością, co do swoich umiejętności, których dawno nie widziano. Czuło się, jakby ktoś wrzucił nas do wehikułu, który pokazał nam inną przyszłość, gdzie “Synowie Albionu” w końcu dołączyli do elity piłki nożnej i gdzie tę elitę mogli pokonywać zarówno u siebie, jak na wyjeździe. Trzy miesiące po półfinale mistrzostw świata wydawało się, że świetny wynik na turnieju w Rosji nie był przypadkiem, a na horyzoncie czają się jeszcze większe sukcesy.
Dalsza część tekstu pod wideo

W tył zwrot?

Czy można o nich to samo powiedzieć dzisiaj? W 2019 roku nie brakowało drobnych potknięć i błędów, ale żaden nie był tak dramatyczny, jak ten z poprzedniego miesiąca. W Pradze kibice „Three Lions” zapłakali nad stylem, wynikiem, i wydajnością. Porażka 1:2 z Czechami pokazała mnóstwo ułomności, zawodnicy Garetha Southgate’a zagrali bez żadnej z cech, które widzieliśmy u nich, gdy prezentowali się w najlepszym wydaniu. Był to krok w złym kierunku, z dala od przyszłości, nagle zamieniono to, co było przekonujące. w brzydkiego i mało imponującego potworka.
Jeśli ktoś sądził, że Euro 2020 będzie znacznie różnić się od nieporadnych Anglików z przeszłości, że będzie cieszył się fajnym futbolem w wykonaniu zdolnej młodzieży, w końcu, że ekipa młodego szkoleniowca zyska swój własny, niepowtarzalny, a przede wszystkim zwycięski styl, zupełnie odmienny od tej wyspiarskiej, topornej kopaniny… no, nie mam dobrej wiadomości. Wielce prawdopodobne, że będzie jak zawsze. Do chrzanu.
Mistrzostwa Europy już za siedem miesięcy. Anglia ma do rozegrania jeszcze dwa mecze kwalifikacyjne oraz kilka meczów towarzyskich w marcu i czerwcu. A później na piłkarzy siądzie wielka presja z widowni na Wembley. To ma być czas, w którym Southgate powinien oczyścić swój brylancik, wydobyć z niego wszystko, co najwspanialsze, zawęzić opcje i dostosować swoją drogę do sukcesu.

Nowa formacja

Na razie jest całkowicie na odwrót. Kolejne znaki zapytania nie znikają, a, co gorsza, pojawiają się nowe. W stolicy Czech trener przeprowadził eksperyment. Kompletnie nieudany. Ustawił drużynę w 4-2-3-1, bo chciał „skleić” ze sobą Declana Rice’a i Jordana Hendersona, by mieli grać przed defensywną czwórką. Pomysł był całkiem racjonalny: Anglia mogła bowiem wyglądać solidniej w grze bez piłki.
Niestety, mocne strony zespołu, a konkretnie ich opcje w ataku zostały w dużej mierze zniwelowane przez Czechów, ponieważ ci byli w stanie kontrolować środek boiska. Henderson i Rice rozgrywali zbyt ostrożnie, za mało kreatywnie, bez podejmowania ryzyka.
Efekt? Tylko jeden gol i porażka z nacją, z którą Wyspiarze nie przegrali od 1934 roku (gdy nazywała się jeszcze Czechosłowacją), zajmującą 44. miejsce w rankingu FIFA i niepotrafiącą się piłkarsko pozbierać od czasu zakończenia kariery przez Nedveda, Poborsky’ego i Bergera.
Dochodzimy do największego, moim zdaniem, problemu, jakim u Anglików jest obszar drugiej linii. Henderson ma swoją wartość. To motywator. Oferuje nieskończoną energię, ale na poziomie międzynarodowym, mistrzowskim, jego zasięg wydaje się być boleśnie za krótki od tego wymaganego.
Te niedociągnięcia nie stanowiłyby może takiego problemu, gdyby zostać rozmieszczony z pomocnikiem, który miałby możliwość dyktowania tempa podań. W nomenklaturze taktycznej, Henderson jest typem „holding midfieldera”, a obok siebie powinien mieć kogoś bardziej przebojowego i kreatywnego, kogoś zasuwającego od pola karnego do pola karnego. „Box to box”.

Za dużo “żółtodziobów”

I tu kołderka jest naprawdę krótka. Southgate powinien już zdać sobie sprawę z tego, że do tej roli nie pasuje Rice. W odwodzie mamy jeszcze Harry’ego Winksa, pomocnika Tottenhamu, ale to wciąż niekoniecznie topowy gracz. Poza Winksem przed szereg wychodzi James Maddison, będący w świetnej formie, który jednak wciąż nie zadebiutował w dorosłej reprezentacji.
Podobnie się sprawa ma z Philem Fodenem z Manchesteru City i Jackiem Grealishem z Aston Villi. Obaj są utalentowani, energetyczni, ale pierwszy rzadko wybiega na plac u Guardioli, a drugi musi się wygrzebać z urazów i udowodnić, że na przestrzeni kilku miesięcy będzie w stanie utrzymać równą formę w Premier League.
Jest jeszcze Jack Wilshere, zawsze uważany za wybawcę angielskiej pomocy, już kiedy pojawiał się jako talent w Arsenale, ale kontuzje i utrata formy uczyniła go wręcz zapomnianym człowiekiem na scenie międzynarodowej. A mimo to, jeśli uda mu się odnaleźć starą dyspozycję i sprawność fizyczną w West Hamie, Wilshere może – lecz nie liczmy na to – udowodnić, że to właśnie brakujące ogniwo reprezentacji. Fani z uwagą za to powinni śledzić powracającego do formy Alexa Oxlade-Chamberlaina.
Przejście na 4-2-3-1 pozwoliło Anglikom po raz pierwszy od lat zagrać z konwencjonalną „dziesiątką”. Na tej pozycji Southgate desygnował nie byle kogo, bo objawienie obecnego sezonu, Masona Mounta. To mógł być świetny ruch, biorąc pod uwagę klubową dyspozycję, ale znów – mamy do czynienia z piłkarzem niedoświadczonym i nieobytym na arenie międzynarodowej.
Mount z Czechami był ledwie zaangażowany w grę, choć winą za ten stan rzeczy obarczałbym go najmniej. Problemy zaczęły się w głębszych rejonach boiska. Jednak jeśli Mount jest na tyle dobry, że warto na nim przeformować całe ustawienie drużyny, to, cóż, tamtego wieczora nie dał ku temu argumentów.

Silne boki, ograniczony atak

Najmocniejszymi atutami pozostają więc boczni obrońcy. Ben Chilwell i Trent Alexander-Arnold są gotowi zakręcić każdą obroną, zwłaszcza TAA, który wyrósł na czołowego piłkarza na swojej pozycji. Tym bardziej dziwne, że Southgate próbuje eksperymentować i zamiast tego duetu postawił ostatnio na Danny’ego Rose’a i Kierana Trippiera, a ci nie prezentowali wielkiej mocy. Podobnie się ma sprawa ze środkiem obrony i Joe Gomezem, nadal pomijanym przez selekcjonera z nieznanych przyczyn.
Czas na truizm. Anglicy mają najciekawszą linię ataku w Europie. Być może nie najlepszą, ale trwałą i rzadko zawodzącą. Harry Kane i Raheem Sterling. Ten pierwszy schodzi do tyłu, obraca się i zagrywa prostopadłe podanie do tego drugiego lub jeszcze innego napastnika. Tak wygrali z Hiszpanią, tak „zrobili” rzut karny i tak Kane wykreował świetne okazje dla Sterlinga i Sancho. Sęk w tym, że drużyna gra zbyt często tym samym schematem, przez co wygląda zwyczajnie jednowymiarowo. Powstrzymaj tę organizację, a powstrzymasz cały team. Proste.
Układając listę faworytów do wygrania przyszłorocznego turnieju jest oczywiście zbyt wcześnie, by skreślać z niej Anglię. To wciąż paczka pełna talentów i optymizmu. Ale postęp, jakiego oczekiwano po mundialu i wygranej z Hiszpanią, nie nastąpił. Piłkarze są teraz mniej przekonujący niż wówczas.
Wystarczyła porażka z Holandią w półfinale Ligi Narodów, by nastąpiło przebudzenie i przypomnienie, że zespół nie jest jeszcze tak solidny, inteligentny, ani kreatywny, jak wielu się spodziewało. Jeśli Southgate i spółka chcą przekroczyć granicę, którą wyznaczyli w 2018 roku, muszą zrobić coś znacznie więcej.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również