Kadra po pierwszych próbach przed mundialem. Nawałka nie eksperymentował tak od ponad trzech lat [FELIETON]

Kadra po pierwszych próbach przed mundialem. Nawałka nie eksperymentował tak od ponad trzech lat [FELIETON]
Dziurek / shutterstock.com
Adam Nawałka w listopadzie otworzył się na eksperymenty taktyczne i personalne. Choć niektóre zakończyły się obiecująco, to do ich wyników należy podchodzić z dużą ostrożnością.
Polacy zremisowali z Urugwajem 0:0, a z Meksykiem przegrali 0:1. Ostatni raz reprezentacja nie strzeliła gola w dwóch kolejnych meczach w pierwszym półroczu 2014 roku. Rozegrane wtedy sparingi ze Szkocją i Niemcami miały podobny charakter, co listopadowe manewry kadry. Wtedy też Nawałka próbował – na boisku pojawili się Michał Masłowski, Ludovic Obraniak, czy Eugen Polanski, a w żadnym z meczów nie zagrał Robert Lewandowski. Wszystko inne jednak się zmieniło. Wówczas wydawało się, że reprezentacja zmierza donikąd, teraz z nadziejami oczekujemy jej startu na mundialu. To tylko trochę ponad trzy lata, ale dla kadry Nawałki – cała epoka.
Dalsza część tekstu pod wideo
Płytka woda
Czego nowego dowiedzieliśmy się po listopadowym zgrupowaniu reprezentacji? Niewiele. Ale taka jest właśnie specyfika meczów towarzyskich, których formuła w ostatnich latach chyba rzeczywiście się wyczerpała. Słowo „towarzyski” jest tutaj kluczowe – takie jest przecież tempo gry, jej temperatura i presja nałożona na piłkarzy. Z meczami o stawkę, a już zwłaszcza tymi na imprezach mistrzowskich, nie ma to zbyt wiele wspólnego.
Z tego powodu trudno ocenić faktyczną wartość sparingów z Urugwajem i Meksykiem. Nawałka zmienił taktykę, urządził największy przegląd wojsk od ponad trzech lat, a w składzie zabrakło kilku istotnych piłkarzy. Zwłaszcza przeciwko Meksykowi nie można było mówić o drużynie z prawdziwego zdarzenia, a jedynie zlepku piłkarzy, którzy przede wszystkim próbują ugrać coś dla siebie samych. Wyciągając wnioski trzeba więc zachować daleko posuniętą ostrożność. Jeśli ktoś wrzucony do płytkiej wody sobie poradził, to dobrze, ale to jeszcze niewiele znaczy. Ktoś, czyli przede wszystkim Jarosław Jach, który znalazł się w kadrze dość przypadkowo, ale umiał wykorzystać uśmiech losu. Nagle stał się poważnym kandydatem do wyjazdu na mundial, choć wciąż mocniejsze karty zdaje się mieć Marcin Kamiński. Tym bardziej, że Jach ma o sobie bardzo wysokie mniemanie – „niewiele brakuje mi do poziomu Glika”, palnął po meczu z Urugwajem – i mocno przebiera nogami do zagranicznego wyjazdu już w zimowym oknie transferowym. W jego sytuacji byłoby to po prostu nierozsądne.
Obiecujący eksperyment
Głównym punktem zgrupowania były testy nowego ustawienia taktycznego. Reprezentacji grającej trójką obrońców wielu kibiców może nie pamiętać – ostatni raz zdarzyło się to przecież podczas beznadziejnej kadencji Zbigniewa Bońka, która dokonała żywota niemal dokładnie piętnaście lat temu. Kolejni selekcjonerzy stawiali na defensywę złożoną z czterech piłkarzy, rozmaicie konfigurując tylko przednie formacje.
Eksperyment – przy wszystkich zastrzeżeniach do wartości sparingów – wypadł obiecująco. Można zresztą było się tego spodziewać, bo niektórzy zawodnicy mieli już do czynienia z nowym ustawieniem. Tak przecież w swoich klubach grała trójka stoperów wystawionych przez Nawałkę na mecz z Urugwajem. Kilku innych, jak choćby Bartosz Bereszyński i Jakub Błaszczykowski, wydaje się do niego stworzonych
Szkoda jedynie, że nowego wariantu gry nie udało się sprawdzić w optymalnym składzie. Czasu na to nie będzie już zbyt wiele – nie licząc zgrupowania bezpośrednio przed mundialem kadra zbierze się tylko na kilka dni w marcu. A przecież roboty huk. Oprócz pracy nad planem B, także ulepszanie i choć minimalnie uniezależnienie od Lewandowskiego planu A, czyli ustawienia z czwórką obrońców, które będzie podstawowym wariantem gry na mundialu, a jest już dobrze rozszyfrowany przez rywali.
W meczu z Urugwajem – to jednak bardziej miarodajny ze sparingów – Polacy pokazali, że w systemie z trójką stoperów potrafią się dobrze organizować w obronie, choć trzeba też pamiętać, że rywal wcale nie prowadził swoich natarć z szaloną intensywnością. Momentami gra naszej drużyny przypominała ćwiczenia zarządzane na treningach przez niektórych trenerów – powiązane sznurem formacje konsekwentnie przesuwały się za piłką. Znacznie gorzej wyglądała ofensywa, która była właściwie ograniczona do kontr, pojedynczych zrywów i wywalczonych dzięki nim stałym fragmentom. Skoro Lewandowski narzekał na zbyt zachowawczą grę i osamotnienie w ataku już podczas EURO, czy mundialowych eliminacji, gdy reprezentacja grała w długo szlifowanych systemach, to teraz jego uwagi byłyby formułowane jeszcze intensywniej.
Reprezentacja musi znacznie lepiej wykorzystywać walory nowej taktyki. Dopiero gdy będzie zrównoważona, a nie oparta na głębokiej, zagęszczonej obronie, stanie się naprawdę zaskakujące dla rywali. A oto przecież chodzi.
Puzzle personalne
Nad nowym ustawieniem warto pracować także dlatego, że charakterystyka piłkarzy pozwala interpretować je na wiele sposobów. Nawałka może wykorzystywać piłkarzy w różnych rolach, płynnie zmieniając im miejsce na boisku, a co za tym idzie wpływać na styl drużyny.
Więcej odpowiedzi poznamy wiosną, gdy okaże się, czy Michał Pazdan, który w ostatnich latach nie miał styczności z ustawieniem z trójką obrońców, potrafi w nim skutecznie funkcjonować. Dowiemy się wówczas, gdzie Nawałka widzi Łukasza Piszczka, który w Borussii grał w tym systemie i jako wahadłowy, i jako jeden ze stoperów. Wykorzystanie go w drugiej z tych ról pozwoliłoby przesunąć Jakuba Błaszczykowskiego na wahadło, na które wydaje się świetnym kandydatem. Być może taki układ pozwoliłby nadać reprezentacji bardziej ofensywnego charakteru. Prawa flanka z Piszczkiem, Błaszczykowskim i jeszcze jednym ofensywnym pomocnikiem mogłaby wyglądać interesująco, ale... Ale na razie nie wiadomo, czy gra jest warta świeczki. Obecnie przecież Piszczek z Błaszczykowskim na prawej flance stanowią w zasadzie jedno ciało, grają na pamięć i wspaniale się uzupełniają, stanowiąc największy poza Lewandowskim atut reprezentacji.
Nawałka w przyszłym roku powinien ograniczyć selekcję. Kadra w większości jest już skompletowana, brakuje tylko kilku dublerów. Obok dodatkowego stopera rywalizacja toczy się jeszcze w ofensywie – na skrzydłach i w ataku.
Napastnicy dostali swoją wielką szansę pod nieobecność Lewandowskiego i Arkadiusza Milika. Dziury po nich oczywiście nie mogli załatać, ale żaden ze sprawdzanej nie pokazał niczego godnego uwagi. Po meczu z Urugwajem mocno oberwał Wilczek, który miał dwie dobre okazje do strzelenia gola. Z reprezentacji powinien jednak wypaść nie dlatego, że nie wbił piłki do bramki w swojej pierwszej poważnej próbie w reprezentacji – strzeleckie susze zdarzały się przecież i napastnikom dziesięć razy lepszym od niego. Jego problem jest inny – wśród napastników walczących wyjazd na mundial w roli trzeciego napastnika, ma najsłabsze atuty. Ani nie gra w renomowanej lidze (duńska jest na 16 miejscu w rankingu UEFA), ani nie ma pewnego miejsca w swojej drużynie, ani nie strzela wielu goli, ani nawet nie jest perspektywiczny. Jeśli mamy brać na mundial napastnika, który będzie miał nikłe szanse na grę, to niech będzie to ktoś dający nadzieje na przyszłość. Podpatrywać Lewandowskiego i przepychać się z Glikiem na treningach powinien na przykład 21-letni Dawid Kownacki, a nie dziewięć lat starszy Wilczek.
Bez grupy śmierci
Reprezentacja kończy rok w dobrym nastroju. Drużyna Nawałki może nie rozwija się zbyt szybko, ale na pewno systematycznie. Na mistrzostwa świata, jeśli nie wydarzy się tragedia, pojedzie lepszy zespół niż na EURO 2016: bardziej doświadczony i świadomy niż wtedy, z ciekawszymi rezerwowymi, szerszymi możliwościami taktycznymi. I z wielką wolą sięgnięcia po sukces – dla kilku kluczowych piłkarzy, choćby Piszczka i Błaszczykowskiego, może to być przecież pierwszy i jedyny występ na mundialu. Tak, to będzie szczyt drużyny w tym kształcie.
Ludzie Nawałki pojadą na mundial oczywiście po sukces, bo jak niby inaczej, choć jeszcze chyba nikt nie zdefiniował, co można będzie za niego uznać. Obowiązkiem drużyny będzie awans do najlepszej szesnastki mistrzostw – później może się zdarzyć wszystko, także szybko odwrót w przypadku niekorzystnej drabinki albo po prostu słabszego dnia.
Polacy dużo zyskują dzięki rozstawieniu, już wiadomo, że unikną kilku raf w pierwszej fazie turnieju. Można nawet zaryzykować tezę, że nasza reprezentacja nie może trafić do grupy śmierci, co byłoby możliwe, gdyby była ciągnięta z trzeciego koszyka. Możemy trafić kiepsko, niewygodnie, ale nigdy beznadziejnie, jak choćby Duńczycy i Szwedzi. A to wcale nie jest mało.
Bartosz Wlaźlak

Przeczytaj również