Robert Lewandowski lekko się zagalopował. "Czy na pewno dysponuje bieżącą wiedzą?"

Robert Lewandowski lekko się zagalopował. "Czy na pewno dysponuje bieżącą wiedzą?"
Adam Starszynski / PressFocus
Robert Lewandowski krytycznie odniósł się do rozwoju piłkarskiego szkolenia w Polsce. Ale czy słusznie? Raczej nie - kapitan reprezentacji miał sporo racji, ale przesadził.
- Jak na 40-milionowy naród nie mamy wyboru zawodników na każdą pozycję - powiedział “Lewy” podczas wtorkowej konferencji prasowej. - Nie ma się co oszukiwać, nie możemy mówić o szkoleniu jako czymś przyszłościowym albo czymś, co funkcjonuje dobrze. Jest dużo do poprawy. Nie widać dużych efektów, tego, by myśl szkoleniowa wprowadzała co roku dwóch, trzech zawodników nie tylko do pierwszej reprezentacji, ale też do drużyn młodzieżowych. Nie widać przede wszystkim jakości piłkarskiej. Nie widzę, żeby szkolenie zmieniło się na tyle, bym powiedział: “o, widzę światełko w tunelu”.
Dalsza część tekstu pod wideo

Szkolenie

Ten artykuł nie jest dogłębną analizą aktualnego stanu systemu szkolenia piłkarzy w naszym kraju. Nie sposób oczywiście nie zgodzić się z Robertem Lewandowskim, że “jest dużo do poprawy”. Aby przeprowadzić taką analizę, należałoby jednak w pierwszej kolejności zastanowić się nad odpowiedziami na pytania:
  1. Co składa się na lekko oklepane pojęcie “systemu szkolenia”?
  2. Co stanowi wyznacznik poziomu szkolenia w danym kraju?
Przyjmując kryterium zaproponowane przez kapitana reprezentacji Polski, odpowiedzią na drugie z powyższych pytań jest liczba zawodników o wysokich umiejętnościach piłkarskich, którzy przebijają się do dorosłej drużyny narodowej lub kadr młodzieżowych. Lewandowski w zasadzie doprecyzował nawet, kiedy możemy mówić o wysokim poziomie szkolenia. Ma to miejsce wtedy, kiedy w każdym kolejnym roczniku znajdziemy takich zawodników przynajmniej dwóch lub trzech. I tutaj nasuwa się kolejne pytanie: czy rzeczywiście jest tak źle, jak przedstawił to napastnik Bayernu Monachium?
Przyjrzyjmy się danym liczbowym. Oto lista piłkarzy poniżej 26. roku życia, którzy zadebiutowali dotychczas w seniorskiej reprezentacji Polski:
  • rocznik 1996: Bartosz Kapustka, Jan Bednarek, Paweł Bochniewicz, Adam Buksa
  • rocznik 1997: Dawid Kownacki, Bartłomiej Drągowski, Karol Świderski
  • rocznik 1998: Krystian Bielik, Kamil Jóźwiak, Przemysław Płacheta, Robert Gumny
  • rocznik 1999: Sebastian Szymański, Jakub Moder, Tymoteusz Puchacz, Bartosz Slisz, Radosław Majecki
  • rocznik 2000: Sebastian Walukiewicz, Kamil Piątkowski
  • rocznik 2001: Michał Karbownik
  • rocznik 2002: Jakub Kamiński, Nicola Zalewski
  • rocznik 2003: Kacper Kozłowski
W tym miejscu warto byłoby oczywiście dopytać Lewandowskiego, co konkretnie oznacza dla niego “piłkarska jakość”. Zawężając powyższe zestawienie do zawodników z roczników od 1996 do 1999, czyli tych, których nie obowiązują już kadry młodzieżowe, w każdym można znaleźć jednak graczy o wysokich umiejętnościach technicznych. Z pewnością należą do nich niepowoływani ostatnio z różnych względów (głównie problemów zdrowotnych) do dorosłej reprezentacji Kapustka, Kownacki, Bielik czy Szymański. Pod wodzą Paulo Sousy regularnie występują tymczasem Bednarek, Jóźwiak i Moder czy ostatnio również Puchacz, Buksa i Świderski. Regularnie zapraszani na zgrupowania są także Drągowski i Płacheta.
Stopniowo do seniorskiej drużyny narodowej wchodzą też jeszcze młodsi zawodnicy. Tutaj należy zaznaczyć, że piłkarze poniżej 23. roku życia wcale niekoniecznie stanowią regułę w najsilniejszych reprezentacjach. Dość napisać, że w kadrze triumfatorów minionej edycji Ligi Narodów, Francji, znalazł się raptem jeden zawodnik z rocznika 2000 lub młodszych (Aurelien Tchouameni). Co więcej, na EURO 2020 tylko Anglia (siedmiu) i Holandia (sześciu) wystawiły do gry więcej zawodników uprawnionych jeszcze wtedy do występów na szczeblu młodzieżowym niż Polska (pięciu).
Jakby tego było mało, Kacper Kozłowski został kilka miesięcy temu najmłodszym graczem w historii finałów mistrzostw Europy. Równocześnie pomocnik Pogoni Szczecin jest też drugim najmłodszym uczestnikiem trwających eliminacji mistrzostw świata w strefie europejskiej i zarazem najmłodszym, który zdołał zanotować w nich asystę.

Wychowani w Polsce

Liczbę zawodników z roczników od 2000 w dół, którzy rzeczywiście zaistnieli w seniorskiej reprezentacji Polski, będzie można należycie zweryfikować za kilka lat. Na horyzoncie można jednak powoli znaleźć kolejnych utalentowanych piłkarzy mających w przyszłości szansę stanowienia o sile naszej drużyny narodowej. Poniżej ci najbardziej znani, grający obecnie za granicą:
  • rocznik 2000: Jakub Kiwior
  • rocznik 2001: Mateusz Bogusz, Bartosz Białek
  • rocznik 2003: Mateusz Musiałowski
  • rocznik 2004: Kacper Urbański
Uwagę coraz mocniej zwracają również następujący gracze wyróżniający się w tym sezonie, i pewnie już niedługo, na boiskach Ekstraklasy:
  • rocznik 2000: Mateusz Praszelik, Łukasz Poręba
  • rocznik 2001: Maik Nawrocki
  • rocznik 2002: Jakub Kamiński
  • rocznik 2003: Kacper Kozłowski
Spośród powyższych nazwisk szczególnie godne odnotowania - obok Kozłowskiego i Kamińskiego - jest oczywiście to Mateusza Musiałowskiego, który na początku bieżącego sezonu coraz śmielej pukał do drzwi pierwszego zespołu Liverpoolu. Co ważne, większość spośród wymienionych zawodników wychowała się w Polsce (albo, jak kto woli: w polskim systemie szkolenia). Nawet Musiałowski wyjechał z ojczyzny dopiero w wieku 16 lat, a ogromny wpływ na jego rozwój miał mieć jeden z jego pierwszych trenerów (więcej o Musiałowskim TUTAJ).
- Nie przejmował się wynikami, ale sprawiał, że dzieci cieszyły się grą - zwróciła uwagę fanka Liverpoolu, Karolina Kurek, cytowana w tym roku na łamach lokalnego dziennika “Liverpool Echo”. - Chciał, żeby zawodnicy pokazywali na boisku swoje umiejętności i zachęcał ich do dryblowania.
Nie licząc Zalewskiego, Nawrockiego czy Matty’ego Casha, warto zauważyć, że niemal wszyscy współcześni reprezentanci Polski niezmiennie szkolą się na piłkarzy w ojczyźnie. I to najczęściej w różnych klubach. Pobierają oni nauki od trenerów, którzy zazwyczaj sami szkolą się w Polsce. Czyli, tak naprawdę, będących częścią rodzimego “systemu szkolenia”.

Uprawniony?

Robert Lewandowski miał sporo racji, zwracając uwagę na z pewnością wolniejszy, niż można by tego oczekiwać, rozwój szkolenia piłkarzy w naszym kraju. Równocześnie, niejako weryfikując jego słowa za pomocą danych statystycznych, trudno nie odnieść wrażenia, że kapitan naszej reprezentacji w swoich rozważaniach lekko się zagalopował. Należałoby wręcz postawić jeszcze jedno pytanie: czy napastnik Bayernu Monachium aby na pewno dysponuje bieżącą wiedzą na temat - wolnych, acz zarazem niezaprzeczalnych - postępów w szkoleniu polskich piłkarzy?
Może nie jest dobrze. Ale na pewno nie jest też aż tak źle.

Przeczytaj również