Robert Lewandowski musi mieć się na baczności. Messi, Ronaldo i Immobile w walce z Polakiem o Złotego Buta

Lewandowski musi mieć się na baczności. Messi, Ronaldo i Immobile w walce z Polakiem o Złotego Buta
Ververidis Vasilis/Shutterstock
Futbol w najsilniejszych europejskich ligach powstał z pół-martwych, a wraz z nim powróciła zażarta rywalizacja o splendor, chwałę i tytuły. Mowa tu nie tylko o drużynowych trofeach, ale również indywidualnej statuetce dla najlepszego napastnika na Starym Kontynencie. Egzemplarz najcenniejszego obuwia w piłkarskim świecie jest tylko jeden, a głównych kandydatów do przywdziania go aż czterech. Kto wyprzedzi konkurencję i zasłuży na miano “złotego Kopciuszka”?
Wyścig o buta z jakże cennego kruszcu po raz pierwszy od wielu lat nosi znamiona pasjonującej i wyrównanej walki. Ubiegłe sezony minęły pod znakiem niemal nieprzerwanej hegemonii duetu Messi-Ronaldo. Choć brzmi to niewiarygodnie, w ostatnich dwunastu latach CR7 czterokrotnie sięgał po tę statuetkę, a “Atomowa Pchła” odpowiedziała aż sześć razy.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jedynym człowiekiem, który skutecznie nawiązał jakąkolwiek walkę i przerwał portugalsko-argentyńską dominację, był Luis Suarez. “El Pistolero” w sezonach 2013/14 oraz 2015/16 miał naładowany magazynek, co zaowocowało dwoma skalpami. Gwiazdy Barcelony i Juventusu nie osiadają na laurach i wciąż mają chrapkę na kolejne zdobycze, lecz duopol znów ma szansę zostać przerwany.

Robert Lewandowski. Snajper wyborowy

Polskich kibiców cieszyć może fakt, że na pole-position znajduje się Robert Lewandowski. Snajper Bayernu przewodzi stawce dzięki piorunującej liczbie 31 trafień. Ligowy rekord 40 trafień ustanowiony przez legendarnego Gerda Muellera raczej nie znajdzie nowego właściciela, ale ewentualne zdobycie pierwszego Złotego Buta w karierze również byłoby ogromnym osiągnięciem dla Polaka.
31-latek notuje bezsprzecznie najlepszy okres podczas przygody w Bawarii, co potwierdzają niemal wszystkie statystyki. “Lewy” w Bundeslidze wpisuje się na listę strzelców średnio co 83 minuty. Potrafił zaliczyć serię jedenastu meczów z przynajmniej jednym golem. W sumie pusty przelot zdarzył mu się tylko w sześciu kolejkach. Obniżka dyspozycji spowodowana pandemią? Nic z tych rzeczy. Sześć spotkań, tyle samo bramek. Maszyna.
Niebywała skuteczność naszego napastnika stanowiła kamień węgielny pod kolejny tytuł “Die Roten” na krajowym podwórku. Mogłoby się wydawać, że po zapewnieniu sobie mistrzowskiej patery Hansi Flick zdecyduje się na drobne rotacje, jednak tego typu scenariusz jest wątpliwy. Monachijczyków czeka miesięczna przerwa, zatem gwiazdy jeszcze zdążą odpocząć, a utrzymanie podstawowej jedenastki w rytmie meczowym będzie niezwykle ważne.
Jedyna przeszkoda na drodze Lewandowskiego to… struktura Bundesligi. Jak powszechnie wiadomo, nasi zachodni sąsiedzi rozgrywają jedynie 34 kolejki, co stawia rywali Polaka w uprzywilejowanej pozycji. Najbliżsi rywale, Freiburg oraz Wolfsburg, na szczęście “leżą” kapitanowi reprezentacji Polski. W 14 konfrontacjach przeciwko tej pierwszej ekipie ukąsił 15 razy. Z kolei na Volkswagen-Arena nadal krążą legendy o strzeleckich popisach pewnego rekordzisty Guinessa - pięciu trafieniach w dziewięć minut.

Ciro Immobile. Włoska robota

Gdybyśmy kilka lat temu powiedzieli sympatykom Sevilli lub Borussii Dortmund, że Ciro Immobile włączy się do walki o Złotego Buta, zapewne uznaliby nas za wariatów. Prawda wygląda tak, że Włoch na obczyźnie radził sobie wprost katastrofalnie, doprowadzając niemal wszystkich wokół do szału. Nieudolna tułaczka po zakamarkach Europy zakończyła się dopiero w momencie powrotu na Półwysep Apeniński. Napastnik zdecydowanie wyznaje zasadę: wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
- Czuję, że większość ludzi nie docenia Ciro, mówi się o nim za mało, media poświęcają uwagę napastnikom, którzy trafiają znacznie rzadziej. To on ma najwięcej goli w Serie A i bije kolejne rekordy. Zasługuje na ogromny szacunek - chwalił swojego podopiecznego Simone Inzaghi.
Trener Lazio z pewnością darzy snajpera ogromną sympatią, ponieważ w dużej mierze to dzięki jego wyczynom rzymianie jeszcze mogą marzyć o historycznym “Scudetto”. 30-latek jest praktycznie jednoosobową instytucją, która w pojedynkę prowadzi “Orły” na szczyt. Dość powiedzieć, że niektóre drużyny strzelają łącznie tyle, co sam Ciro.
Pod względem średniej liczby minut potrzebnej na zdobycie jednej bramki przerasta on nawet Lewandowskiego. W dodatku na podreperowanie i tak fenomenalnych statystyk będzie miał aż dwanaście kolejek. Terminarz wiceliderów obfituje w elektryzujące starcia z czołówką, jednak Immobile już udowodnił, że zasługuje na przydomek “Bello di Notte”. W rundzie jesiennej zaliczył dublet z Atalantą, a trzeba jeszcze wspomnieć o bramkach z Interem czy Napoli. Strzela niemal zawsze i wszędzie, chociaż sam chyba nie dba o indywidualne nagrody. Jego bilans prezentowałby się w jeszcze bardziej okazały sposób, gdyby nie oddał kilku rzutów karnych Felipe Caicedo lub Luisowi Alberto.

Cristiano Ronaldo. Wyjadacz na salonach

Forma jest chwilowa, a klasa wieczna - to stwierdzenie idealnie obrazuje karierę Cristiano Ronaldo. Mimo 35 lat na karku, Portugalczyk nadal imponuje skutecznością, co pozwoliło Juventusowi utrzymać się na pozycji lidera Serie A. Wychowanek Sportingu maczał palce przy 48% ligowych trafień “Starej Damy”.
CR7 to zawodnik, któremu zawieszenie rozgrywek nieco pokrzyżowało plany, wybijając go z narzuconego rytmu. Przed wybuchem pandemii znajdował się w wybitnej formie, czego dowodem było 16 bramek na przestrzeni 12 ligowych potyczek. Ronaldo karcił każdego adwersarza, niezależnie od teoretycznej klasy rywali. Napoli? Gol. Udinese? Dublet. Cagliari? Hat-trick.
Jeśli lider “Bianconerich” myśli o dogonieniu Leo Messiego pod względem liczby Złotych Butów, musi jeszcze raz włączyć szósty bieg, oszukując zegar biologiczny. Na tę chwilę Cristiano traci do Lewandowskiego dziesięć bramek, aczkolwiek nadchodzące spotkania z outsiderami pokroju Genoi czy Lecce w mniejszym lub, co bardziej prawdopodobne, większym stopniu zniwelują tę stratę.

Lionel Messi. Do siedmiu razy sztuka

Wrócił Messi - wrócił futbol. Mijają dni, miesiące, lata, ludzkość rozwija się na wielu płaszczyznach, a sposób na zatrzymanie tego filigranowego Argentyńczyka nadal nie został wynaleziony. Selekcjoner Iranu mówił kiedyś, że aby powstrzymać Leo, trzeba by ustawić na trybunach snajpera. Wtórował mu Gennaro Gattuso, stwierdzając że on zatrzymałby “La Pulgę” poprzez… zamknięcie go w szatni na klucz. Iście ekscentrycznych metod z oczywistych przyczyn nie zastosowały ekipy Mallorki czy Leganes. “Atomowa Pchła” znów mogła zaatakować.
Dorobek dwóch bramek i dwóch asyst w przeciągu ledwie 180 minut uzmysławia nam zapał, z jakim Leo przystąpił do ostatnich kolejek La Liga. Barcelona jest zaangażowana w zacięty spór o mistrzostwo, zatem jej kapitan nie pozwoli sobie na żadną taryfę ulgową. W obliczu mizernej formy Antoine’a Griezmanna oraz stopniowym wprowadzaniu rekonwalescenta, Luisa Suareza, to na barkach Messiego spocznie odpowiedzialność za poczynania ofensywy w najbliższych dziewięciu kolejkach.
Na razie 32-latek zebrał dokładnie taką samą liczbę trafień, co Cristiano Ronaldo. Aby w ogóle myśleć o dogonieniu Lewandowskiego, potrzebne będzie przekroczenie średniej jednego gola na mecz. Prawdopodobieństwo wystąpienia takiego scenariusza zwiększa nikła jakość niektórych przeszkód, czekających na “Dumę Katalonii” i jej lidera. Real Valladolid, Espanyol, Deportivo Alaves czy Celta to nie są wirtuozi defensywy. W dodatku Messi może się pochwalić znakomitymi liczbami w konfrontacjach z rywalami z nieco wyższej półki. Bramkarze Sevilli oraz Atletico 72 razy wyciągali futbolówkę z siatki po jego strzałach.
***
Trzy pary Złotych Butów już przyozdabiają półki obfitej gabloty Leo Messiego. Marzeniem Ronaldo byłoby przynajmniej wyrównanie tego dorobku, a Ciro Immobile i Robertowi Lewandowskiemu wystarczyłby choćby jeden lśniący pantofelek. Wytypowanie ostatecznego triumfatora tej korespondencyjnej batalii nie należy do najłatwiejszych zadań. Kluczowe okażą się dwie finalne kolejki i poziom zaangażowania Bayernu w mecze o tzw. pietruszkę.
Najbliższa przyszłość rozstrzygnie, który z powyższej karety asów na koniec rozgrywek rozbije bank. Wiara w sukces naszego rodaka jak najbardziej idzie w parze z logicznymi argumentami. Jeśli “Lewy” utrzyma regularność, nawet mniejsza liczba kolejek nie stanie na drodze po jego pierwszy Złoty But. Pozostaje współczuć golkiperom Freiburga i Wolfsburga.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również