Rok temu mistrzostwo, teraz spadek z hukiem. Tak upada zasłużony klub. "Najlepsze byłoby rozpoczęcie od nowa"

Rok temu mistrzostwo, teraz spadek z hukiem. Tak upada zasłużony klub. "Najlepsze byłoby rozpoczęcie od nowa"
Filip Viranovski/shutterstock.com
W minionej dekadzie wygrali ligę sześć razy. Trzy lata temu rywalizowali w fazie grupowej Ligi Europy. Jeszcze rok temu byli mistrzem kraju. A teraz z hukiem spadają z ligi. Najbardziej utytułowany klub w Macedonii, Vardar Skopje, właśnie idzie na dno.
Wiele znanych drużyn na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat albo żegnało się z najwyższą ligą, albo nawet znikało z piłkarskiej mapy. Historia Vardaru Skopje jest jednak wyjątkowa. Rzadko bowiem zdarza się, by efektowny spadek dotyczył drużyny, która nie tylko broni mistrzowskiego tytułu, ale przez lata dominowała na krajowym podwórku. To w końcu najlepszy klub w historii macedońskiego futbolu. Jak to się stało, że zaliczył tak bolesny upadek?
Dalsza część tekstu pod wideo

Lot w przepaść

Do końca sezonu 2020/2021 w najwyższej lidze Macedonii Północnej pozostała jedna kolejka, zaplanowana na najbliższą niedzielę. Vardar Skopje znajduje się w tabeli na 11. miejscu na 12 możliwych i nie ma już szans na doścignięcie wyprzedzającej go Renovy, do której traci równo cztery punkty. Nie grozi mu także przesiadka na ostatnią pozycję. To oznacza jedno - ekipa ze stolicy kraju zakończy rozgrywki na przedostatniej lokacie i zostanie relegowana poziom niżej. Najwyraźniej nie da się utrzymać w elicie wygrywając w 2021 r. zaledwie jeden mecz. A właśnie tak wygląda bilans Vardaru w rundzie wiosennej. Jedno zwycięstwo, trzy remisy, dziesięć porażek. Część wstydliwych, jak 1:6 ze Szkendiją czy 0:6 z Sileksem, bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie. Utytułowany zespół krok po kroku kierował się w stronę drugiej ligi. I nie zdołał uniknąć lotu w przepaść.
Co ciekawe, w przerwie zimowej kibice Vardaru mogli mieć nadzieję, że przynajmniej na polu stricte sportowym ich broniący mistrzostwa ulubieńcy dadzą radę uchylić się od kompromitacji. Po 18. kolejce, rozegranej w połowie grudnia, “Czerwono-czarni” figurowali na piątym miejscu. Bliżej mieli do pucharów aniżeli strefy spadkowej. To były jednak ostatnie podrygi futbolowej normalności w klubie. Bo poza boiskiem od dawna zanosiło się na katastrofę.

Patologia i wspomnienia

Dlaczego? Jak to często bywa w podobnych sytuacjach - chodzi o pieniądze. Vardar ma ogromne problemy finansowe w postaci wielomilionowych długów. Nie ma za to właściciela, odkąd kurek z pieniędzmi zakręcił rosyjski biznesmen mieszkający w Macedonii Północnej, Siergiej Samsonienko. Nikt nie podjął się wyzwania przejęcia klubu z jego rąk. To byłoby bowiem spore ryzyko, o czym mówi nam Jan Chodziński z “Piłkarskich Bałkanów”.
- Tu trzeba popatrzeć trochę szerzej - przez pryzmat nie tylko pierwszej ligi, ale ogólnie piłki klubowej w Macedonii. Niestety rzeczywistość jest taka, że w wielu klubach pieniędzy nie ma, bo często są rozkradane, rozdzielane pomiędzy działaczami. Do tego dochodzi wyjątkowo smutna przypadłość tamtejszego futbolu, czyli brak jakiegokolwiek wsparcia ze strony federacji piłkarskiej - zwraca uwagę Chodziński. - A jeśli chodzi o Vardar - były rozmowy ze sponsorami, jednak nikt zdrowo myślący nie podpisałby takiej umowy, nie mając pewności, czy ktoś zaraz nie ukradnie środków z klubowej kasy.
Mamy zatem do czynienia z patologią charakterystyczną dla piłki w wielu krajach dawnej Jugosławii. Tym większa szkoda, że musi przez nią cierpieć najbardziej utytułowany klub w Macedonii. Najlepszy w minionej dekadzie. Vardar wygrywał ligę w latach 2012-2013, 2015-2017 oraz w ubiegłym roku, gdy nie dokończono jej z powodu wybuchu pandemii koronawirusa. Licencji na grę w europejskich pucharach - mimo zdobycia mistrzostwa - jednak nie dostał. Ani na obecne, ani na poprzednie rozgrywki, do których pretendował jako wicemistrz sezonu 2018/19. Komisja była bezlitosna i zamknęła zadłużonemu po uszy klubowi drogę do występów na arenie międzynarodowej. Nie miała innego wyjścia. A przecież nie tak dawno Vardar potrafił sprawić w Europie sensację.
W sezonie 2017/18 “Czerwono-czarni” niespodziewanie awansowali do fazy grupowej Ligi Europy. Droga do tego sukcesu nie była łatwa. Najpierw piłkarze ze Skopje ograli w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów szwedzkie Malmoe, co pozwoliło im znaleźć się w play-offach o Ligę Europy mimo porażki z FC Kopenhaga w III rundzie eliminacji do LM. I właśnie w tych play-offach Vardar dokonał właściwie niemożliwego, dwukrotnie ogrywając Fenerbahce i uzyskując bilet do fazy grupowej LE. Tam w starciach z Realem Sociedad, Zenitem i Rosenborgiem udało się wywalczyć zaledwie punkcik, ale sama obecność na tym etapie rozgrywek była dużym osiągnięciem drużyny ze stolicy Macedonii.

Za późno

Aktualnie europejskie boje są tam co najwyżej rzewnym wspomnieniem. Ale to, że uczestnik pucharów sprzed paru lat spada z ligi, nie jest niczym nadzwyczajnym. Relegacja mistrza kraju - już tak. Choć oczywiście dzisiejszy Vardar personalnie nie ma właściwie nic wspólnego z zeszłorocznym zwycięzcą rozgrywek.
- Nie ukrywajmy, Vardar po mistrzostwie musiał sprzedać swoich piłkarzy i dać szansę młodzieży, która koniec końców nie podołała - podkreśla Jan Chodziński.
Po zakończeniu ubiegłego sezonu “Wardarowców” opuściło 16 nazwisk. Wśród nich m.in.: bramkarz i kapitan Filip Gacevski, lider ofensywy Daniel Avramovski, błyskotliwy i efektywny lewy obrońca Juninho oraz podstawowy stoper Yevgen Novak. Vardar ściągnął 20 nowych zawodników, z czego prawie połowę stanowili nastolatkowie z klubowej akademii. W rundzie jesiennej jeszcze to jakoś wyglądało. W zimie nastąpiły jednak kolejne odejścia, choćby następnego kapitana Darko Micevskiego oraz ważnego skrzydłowego Jovana Popzlatanova. Została młodzież i paru przeciętnych, bardziej doświadczonych graczy. To nie miało prawa wypalić. I nie wypaliło. Do upadku finansowego doszła degrengolada sportowa. Nie pomogło ogromne zaangażowanie oddanych kibiców z grupy “Komiti”. Nie pomógł zastrzyk gotówki na ostatnią chwilę. Vardar nie zdołał się uratować.
- “Komiti” mocno się zorganizowali, by wesprzeć klub w różnego rodzaju zbiórkach, czy np. wykupując aż 30 tys. wirtualnych biletów, tzw. cegiełek. Kibice wykupili też pod koniec sezonu miejsce na koszulkach i zorganizowali drużynie sprzęt. Na finiszu rozgrywek Vardar dostał także mocne wsparcie ze strony jednej z firm bukmacherskich. Ale piłkarsko było już za późno - tłumaczy Chodziński.
Formalnie Vardar powinien rozpocząć następny sezon od drugiego szczebla rozgrywek. To jednak nic pewnego. Niewykluczony jest scenariusz, w którym “Czerwono-czarni” ogłoszą upadłość, narodzą się na nowo i rozpoczną drogę powrotną do elity z czwartej ligi. Kto wie, czy nie byłoby to jedyne rozsądne rozwiązanie, dające temu zasłużonemu klubowi nadzieję na lepszą przyszłość, a może i powrót na szczyt w niedługim czasie.
- Co dalej? Nie wiadomo. Sezon jeszcze trwa. Wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem byłoby ogłoszenie upadłości i rozpoczęcie od nowa, od czwartej ligi. Podobnie uczynił bośniacki Čelik Zenica i wszystko wskazuje na to, że to dobry kierunek. Miasto Skopje oraz kibice już zapowiedzieli wsparcie. Niestety, problemem - tak jak w całej lidze macedońskiej - jest to, że klubami zarządzają często politycy i osoby niemające pojęcia jak funkcjonuje współczesny futbol - kwituje Jan Chodziński.
Pozostaje trzymać kciuki. Nie tylko za sam Vardar, ale za cały futbol w dawnej Jugosławii - by jak najczęściej wygrywała piłka nożna, a nie polityka, układy i podejrzane interesy.

Przeczytaj również