Ronaldinho nie był pierwszy. Futbol zza krat: namiastka normalności w więzieniu

Ronaldinho nie był pierwszy. Futbol zza krat: namiastka normalności w więzieniu
Twitter
Z różnych przyczyn ludzie trafiają do więzienia. Jedni sami są sobie winni, drudzy popełnili głupi błąd, a jeszcze inni znaleźli się po prostu w złym miejscu i w niewłaściwym czasie. Jednak nawet w takich warunkach na pomoc przychodzi piłka nożna, która człowiekowi daje choć namiastkę normalności.
W niecodziennych okolicznościach więzienia kilkukrotnie doszło do piłkarskiej rywalizacji. Czasami była ona głośna i zdobyła medialny poklask, zdarzało się też, że stała się nawet chwilą oddechu podczas wojny.
Dalsza część tekstu pod wideo

Piłka obozowa

Obóz Auschwitz-Birkenau, trwa II wojna światowa. Codziennie giną tu ludzie, którzy wysyłani są do komory gazowej lub padają z wycieńczenia. W tym dramacie rozległo się jednak dla niektórych światełko w tunelu. Hitlerowcy lubili grać w piłkę, ale uwielbiali również współzawodnictwo. Regularnie dochodziło do futbolowych starć między kapowcami i więźniami. Niemcy tak bardzo pragnęli sportu, że zgadzali się na różne ustępstwa. Dostarczali piłkarskim przeciwnikom dodatkowe porcje żywności czy pary sznurowanych trzewików. Nawet Żydzi i Romowie mogli mieć swoje piłkarskie reprezentacje.
Przygotowano również boisko, które znajdowało się nieopodal krematorium. Kiedy wiatr zwiewał w stronę piłkarzy, ci czuli potworny smród. Wiedzieli, że to zapach palonych ciał, ale nie mogli nic zrobić. W takich chwilach futbol był jedyną przyjemnością, musieli z niej korzystać. - Po wygranym spotkaniu dawano każdemu z członków drużyny po sześciocalowym kawałku salami. Nie mogliśmy jednak być zachłanni. Trzeba było uważać, bo w przypadku zjedzenia wszystkiego za jednym razem można było nawet umrzeć - mówił po wojnie William Schick, który mierzył się w obozowych warunkach.
Hitowymi meczami obozu były konfrontacje Niemców z Polakami. Za pierwszym razem zagrano jeszcze na placu apelowym, nasi rodacy wygrali 3:1. Nie trzeba chyba pisać, co musieli czuć po zwycięstwie w tak okrutnym czasie. Chociaż na chwilę mogli zapomnieć, że są ofiarami, a przegrani to tak naprawdę wciąż kaci.
Obozowa piłka nigdzie jednak nie rozpowszechniła się tak, jak w Gross-Rosen. Tam stworzono nawet specjalną ligę, w której występowało kilkanaście drużyn, a w nich ponad 100 zawodników. Esesmani w nagrodę za dobrą grę czasem rzucali papierosy, graczom zapewniano zresztą lżejszą pracę czy nawet wolne wieczory na treningi. Gorzej było wtedy, kiedy to ponownie Polacy wygrali rozgrywki. Moment później hitlerowcy uzbrojeni w kije okładali w bloku polskich piłkarzy z całych sił. Były to konsekwencje zwycięstwa, które choć chwilowo dawało wielką satysfakcję.

Dzieci dają nadzieję

Tym razem jesteśmy już w czasach współczesnych. We Włoszech działa organizacja non-profit BambiniSenzaSbarre ("dzieci bez krat"), która zaangażowana jest w ochronę dzieci więźniów. Pomaga również zatrzymanym matkom i ojcom oraz pokrzywdzonym pociechom, udzielając porad psychologiczno-pedagogicznych. Na Półwyspie Apenińskim żyje bowiem prawie 100 tys. młodych osób, które są narażone na utratę więzi z rodzicami.
Jedna z akcji stowarzyszenia to coroczne wydarzenie "La Partita con Papa", czyli "Mecz z Tatą". Inicjatywa znalazła poparcie wśród tamtejszego Ministerstwa Sprawiedliwości. W grudniu zeszłego roku takie spotkania odbyły się w aż 68 włoskich więzieniach. Przybierały różne formy, ale najpiękniejszą jest ta, w której rodzic może zagrać ze swoją pociechą, choć blisko krat, to jednak na jednym boisku.
Te mecze są wyśmienitą okazją do spotkań, na długo pozostających w pamięci uczestników. Kampania ma na celu przezwyciężenie uprzedzeń, których dzieci mogą stać się ofiarami. Ta krótka chwila spotkania w całej rodzinie to przede wszystkim cenne wspomnienia i okazja na zapomnienie na kilka godzin o trudnej sytuacji. W tym przypadku futbol potrafi łączyć, pomimo tak widocznych barier.
- Kiedy zobaczyłem swoje dzieci przebrane w strój piłkarski i moim nazwiskiem na plecach, popłakałem się. To jeden z piękniejszych momentów mojego nędznego życia - mówił jeden z więźniów z Mediolanu, skazany za morderstwo.

Zagraj z gwiazdą

Zdobywca złotej piłki, legenda FC Barcelony, mistrz świata. I takiego gościa spotykasz w więzieniu i po prostu z nim grasz. To całkiem świeża historia. Ronaldinho Gaucho przyleciał do Paragwaju, gdzie miał reklamować jedno z kasyn. Ale jak na Brazylijczyka przystało, musiał wpaść w kłopoty. Wylegitymował się fałszywym, paragwajskim paszportem, choć do podróży wystarczył mu tylko dowód osobisty.
Trafił do więzienia, zresztą wraz ze swoim bratem. 40. urodziny świętował w jednej z paragwajskich cel, która na 32 dni stała się jego domem. Co można więc robić za kratkami? Proste - grać w piłkę. A że Ronaldinho umie to robić, jak mało kto, to znów było o nim głośno. Wystąpił w więziennym turnieju, w jednym z meczów jego drużyna wygrała aż 11:2. Początkowo miał mieć zakaz uderzania na bramkę, ale ostatecznie się na to nie zdecydowano. Były gwiazdor strzelił więc pięć goli i zanotował sześć asyst. W nagrodę zespół “Ronniego” otrzymał ponoć… 16 kilogramów wędzonego prosiaka.
Okazało się jednak, że nawet w więzieniu można znaleźć godnych rywali. Rękawice podjęli byli policjanci, którzy stracili wolność odpowiednio za rozbój i morderstwo. Panowie umówili się na rywalizację w siatkonogę. Według zagranicznych mediów Ronaldinho wraz z jednym z kompanów przegrali to spotkanie. - Ludzie muszą sobie wyobrazić, jak to jest, gdy nie możesz robić czegoś, do czego jesteś przyzwyczajony. Myślę, że to, co się wydarzyło, zostanie we mnie do końca życia - opowiadał ostatnio legendarny zawodnik.
Wszystkie wspomniane historie jasno wskazują, jaką moc może mieć futbol, nieznający ograniczeń. Nawet teraz, kiedy byliśmy “uwięzieni” w swoich domach podczas epidemicznych obostrzeń, zdaliśmy sobie sprawę, jak trudno żyć bez piłki. Jak widać, w prawdziwych więzieniach też to czują.
Przemysław Gawin

Przeczytaj również