Ronaldo niepotrzebny, Ramos niezbędny, Lewandowski prześladowany. Pięć wniosków po Lidze Mistrzów

Ronaldo niepotrzebny, Ramos niezbędny, Lewandowski prześladowany. Pięć wniosków po Lidze Mistrzów
Marco Canoniero / shutterstock.com
Kolejne magiczne wieczory z Messim, Lewandowskim i Cristiano Ronaldo (choć tu bez happy-endu) za nami. Posypały się piękne bramki, ale i upadły pewne mity, jeden z trenerów stracił też pracę. A to jedynie przygrywka do koncertu, który Liga Mistrzów da nam od przyszłego tygodnia.
Po piątkowych i sobotnich spotkaniach znamy skład finałowej ósemki, która pojedzie do Lizbony rozegrać pierwszy taki mini-turniej Ligi Mistrzów. Manchester City, wygrywając z Realem Madryt, został jedynym przedstawicielem Premier League w stawce. Podobnie jak włoskim rodzynkiem zupełnie niespodziewanie stała się Atalanta, a za burtę wypadli Juventus i Napoli. Wcześniej fazy grupowej nie przebrnął z kolei Inter. Dumni mogą być za to fani francuskiej piłki, którzy będą mogli kibicować dwóm delegatom: z Paryża i Lyonu. Całkiem nieźle jak na “ligę farmerów”, prawda? A co jeszcze wiemy po dwóch dniach zmagań 1/8 finału?
Dalsza część tekstu pod wideo

Transfer Ronaldo nikomu nie wyszedł na dobre

Deal Realu Madryt i Juventusu sprzed dwóch lat trzeba traktować w kategorii lose-lose. Sportowo są sami przegrani. Turyńczycy liczyli, że transfer jednego z dwóch najlepszych piłkarzy na świecie przybliży ich do wygrania Ligi Mistrzów. Taki był cel. Mr Champions League zawsze wyjątkowo przygotowywał się do europejskich rozgrywek, czasem robiąc cuda, zwłaszcza w fazie pucharowej.
Tymczasem “Stara Dama” po transferze Portugalczyka nie wykonała nawet pół kroku do przodu. Przed erą CR7 dotarła do finału i ćwierćfinału, dwukrotnie ulegając późniejszemu triumfatorowi, Realowi Madryt. Po zakupie Ronaldo sytuacja wygląda następująco: eliminacja w ćwierćfinale w zeszłym sezonie, teraz odpadnięcie w 1/8. Pogromcy? Ajax Amsterdam i Lyon. To z pewnością nie są rywale, przed którymi Juventus powinien klękać. Oczywiście żadna to wina Cristiano, a raczej jego kolegów i, jeszcze bardziej, szkoleniowca (o tym potem).
Również i Real bez portugalskiego napastnika czuje się niepewnie na europejskim froncie. Już drugi raz z rzędu nie może przebrnąć przez pierwszą rundę pucharową i gołym okiem widać, że po dwóch latach nadal brakuje lidera w ofensywie, który wziąłby na siebie odpowiedzialność za strzelanie goli w trudnych momentach. Następca Ronaldo, Eden Hazard, kandyduje raczej do grona największych rozczarowań transferowych ostatniego lata.

Manchester City, Pep i KdB są już gotowi

Wiele wody upłynęło w rzece Irwell, zanim Manchester City wreszcie pokonał poważnego rywala po grupowej rozgrzewce. Ostatni raz zrobił to ponad cztery lata temu, wymęczając awans w dwumeczu z PSG.. Potem, co prawda, odprawiali z kwitkiem Basel czy Schalke, ale okazali się za słabi na konkretniejszych rywali: Real, Monaco, Liverpool i ostatnio Tottenham.
Złośliwi twierdzą, że najgorszego przeciwnika już w tym sezonie pokonali, ale nie uczynili tego ani piłkarze, ani trenerski nos Pepa Guardioli, ani szalejący na rynku transferowym działacze. Perfekcyjną robotę wykonali w Sportowym Trybunale Arbitrażowym w Lozannie prawnicy zatrudnieni przez Manchester City, którzy przekonali sędziów, aby ci oddalili zarzuty dot. obchodzenia przez klub przepisów Finansowego Fair-Play. Dzięki temu z zawodników i trenera zeszła presja - nie ciąży na nich przymus wygrania Ligi Mistrzów, bo mają z tyłu głowy, że w przyszłych dwóch edycjach mogliby nie zagrać. Ten ciężar już się ulotnił.
Inni uważają, że Guardiola może wygrać Ligę Mistrzów tylko z Messim w składzie. Od czasu wyprowadzki z Camp Nou nie potrafił z kolejnymi klubami awansować nawet do finału (najlepszy wynik to trzy półfinały z Bayernem). Skoro kluczem do sukcesu miałby być Argentyńczyki, to Pep wyhodował w Manchesterze gracza, który w najlepszej formie zbliża się geniuszem do Messiego. Kevin de Bruyne błyszczał w obu meczach przeciwko Realowi. Nikt nie powinien się zdziwić, jeśli belgijski playmaker na własnych plecach wniesie City do meczu o złote medale. Trudno, za wyjątkiem kapitana Barcelony, znaleźć na Starym Kontynencie gracza tak bardzo wpływającego na wyniki swojej drużyny.

“Jeden z najlepszych trenerów” na bruku

Cudzysłów nie wziął się znikąd, ale to twierdzenie na szczęście nie jest mojego autorstwa. Kilka miesięcy temu napisałem tekst o Juventusie i obsesji związanej z Ligą Mistrzów, w której zawarłem tezę, że z Maurizio Sarrim duże sukcesy (a więc nie tylko podtrzymywanie serii zwycięstw w Serie A) są właściwie niemożliwe. Posypało się mnóstwo negatywnych komentarzy i cała masa opinii broniących warsztatu 61-latka. Na czoło wysuwało się zwłaszcza stanowisko, całkiem nieźle oceniane zresztą przez innych użytkowników, że “nie wywala się jednego z najlepszych trenerów” (w domyśle “na świecie”). Doświadczenie wczorajszego dnia wskazuje, że albo tym “jednym z najlepszych” po prostu nie jest, albo zmieniły się standardy. Tak czy siak, Sarriego z Turynu pogoniono.
Jeśli nawet pominąć kompromitację w Lidze Mistrzów, bo tak trzeba zrecenzować blamaż z Lyonem, to spoglądając tylko na włoskie poletko, Juventus zanotował najsłabszy sezon od wielu lat. Naprawdę, odrzućmy to dziewiąte z rzędu Scudetto. Spójrzmy nieco głębiej. Na wyniki notowane przez “Starą Damę”, styl, ocenę przeprowadzonych transferów i atmosferę wokół drużyny. Nie licząc pojedynczych, miłych dla oka wyskoków, jak oba starcia z Interem, przez cały rok widzieliśmy drużynę grającą bez pomysłu. Na zaciągniętym hamulcu. O rezultatach bardziej decydowały indywidualności niż kolektyw. Sarrismo? Sarriball? Nie stwierdzono.
Czy pomimo tych wszystkich wpadek Sarriego, można wyciągnąć z jego kadencji jakieś pozytywy? Na upartego można. Udało mu się odzyskać dla futbolu Paulo Dybalę, który za Allegriego balansował między ławką rezerwowych a listą transferową, a teraz (słusznie) został wybrany najlepszym piłkarzem sezonu w Serie A. Włoski szkoleniowiec nie zniechęcił też Cristiano Ronaldo do grania na wysokim poziomie, a zważając na charaktery obu dżentelmenów, również trzeba to zapisać na plus. No i to, pożal się Boże, Scudetto. Nowa miotła przynosi nowe wątpliwości, ale już z estetycznego punktu widzenia, widok Andrei Pirlo w garniturze będzie bliższy stylowi Juve niż postać Sarriego w spoconym polo, przeżuwająca nerwowo niedopałek papierosa.

Dla niektórych tylko Playstation

Napoli nie dojechało na pierwszą połowę do Barcelony i niektórzy zastanawiają się, czy to nie z powodu Gattuso zagrywającego się na konsoli. To on, przed konferencją, na pytanie, jak zamierza wyeliminować Messiego, stwierdził, dość rezolutnie, że Argentyńczyka można skutecznie przypilnować albo w snach, albo na Playstation. No tak, bo na pewno nie przy pomocy defensywy Napoli, a już zwłaszcza nie z katastrofalnie dysponowanym Kalidou Koulibalym. Senegalczyk, nie dość, że krył na radar i beznadziejnie wyprowadzał piłkę, to jeszcze przy sytuacji z rzutem karnym o mało nie urwał kapitanowi Barcelony nogi.
Jeśli jesteśmy już przy antybohaterach piątkowych i sobotnich spotkań, to nie da się ominąć Raphaela Varane’a, który przy nieobecności Sergio Ramosa powinien być ostoją w tyłach Realu Madryt, a stał się sprawcą wszystkich nieszczęść. Kapitana “Los Blancos” nie da się tak łatwo sklonować. A Francuza fani “Królewskich” mogą kochać i podziwiać za wiele lat przyzwoitej gry, ale też muszą zdawać sobie sprawę, że papierów na szefa obrony po prostu nie ma i mieć nie będzie. Chyba, że w Fifie.

Prześladowany

Piłkarze wrócili do zmagań w europejskich pucharach, ale ci najlepsi, którzy wymiatali na własnym podwórku, nie stracili absolutnie nic ze swoich walorów i na wyższym szczeblu zmagań również nie zawodzili. Robert Lewandowski nic sobie nie robi ze złośliwych uwag, jakoby w Lidze Mistrzów od 1/8 finału znikał i się zacinał. Przeciwko Chelsea strzelił wczoraj dwie bramki, dwukrotnie też idealnie dograł do kolegów i znajduje się na kursie do zdobycia tytułu króla strzelców tegorocznych rozgrywek LM. Ma ponad dwa razy więcej goli niż piłkarze teoretycznie mogący go jeszcze dogonić. Od wczoraj jeszcze głośniej mówilibyśmy o Złotej Piłce dla Polaka, ale Francuzi, jak to mają w swym zwyczaju, wywiesili białą flagę. Prześladują nam tego Lewandowskiego, bez dwóch zdań.
Pozostaje zachwycać się nad resztą indywidualności, które na otwartych żaglach wpłynęły do najlepszej ósemki Champions League. Messi pozostaje Messim, to już wspominaliśmy. Fani Barcelony liczą na swoją “10”, nie mniej jak Manchester City na Kevina de Bruyne’a. Pozostali ćwierćfinaliści pokażą nam, w jakiej formie są kolejni liderzy. Żeby powstrzymać wyżej wymienioną trójkę mistrzów, na absolutne wyżyny muszą wznieść się jednostki wybitne, czyli Neymar i Kylian Mbappe w PSG oraz Papu Gomez w Atalancie. Ewentualnie trzeba będzie liczyć na świeże, trenerskie spojrzenie Juliana Nagelsmanna z RB Lipsk lub przebiegłość Diego Simeone i determinację jego madryckiej watahy. Szykują się piękne sierpniowe wieczory w Lizbonie. O to powinniśmy być spokojni.
***
Ćwierćfinały Ligi Mistrzów - wszystkie mecze o 21:00. Rozkład jazdy:
12.08 Atalanta - PSG
13.08. RB Lipsk - Atletico
14.08 Barcelona - Bayern
15.08 Manchester City - Lyon

Przeczytaj również