Rzucał na ziemię Pique, padał przed sędziami, rozbierał się w szatni. Zakochany w sobie showman wrócił do gry

Rzucał na ziemię Pique, padał przed sędziami, rozbierał się w szatni. Zakochany w sobie showman wrócił do gry
screen youtube
Pięć lat emerytury i już wystarczy. Louis van Gaal jest ponownie trenerem reprezentacji Holandii. Obejmując to stanowisko 70-latek emanuje taką samą pewnością siebie, jaką kiedyś charakteryzował się choćby w Bayernie Monachium.
Dawno temu, jak zawsze rezolutny w wypowiedziach Philipp Lahm, powiedział kiedyś podczas letniej przerwy między sezonami o swoim przyszłym trenerze:
Dalsza część tekstu pod wideo
- Absolutnie naszym najważniejszym transferem będzie gość, który usiądzie na ławce trenerskiej.
W tamtym czasie nie miał na myśli ani Pepa Guardioli, ani Carlo Ancelottiego, dwóch kolekcjonerów tytułów, ponieważ oni przybyli dopiero później. Na Saebener Strasse przyjeżdżał charyzmatyczny van Gaal. Rządzący Bayernem mieli wówczas już dość nieudanego eksperymentu z Juergenem Klinsmannem i kilku jego reform z pogranicza kultury i światopoglądu, w tym posągów Buddy na dachu klubowego budynku. Kibice tęsknili za fachowcem, który nauczyłby piłkarzy skutecznej, pięknej gry, bez dziwactw. Lahm bardzo dobrze wiedział, że przyjdzie ktoś, kto może i powinien to zrobić.

Jak rozkochał w sobie Bawarię

Kiedy van Gaal przedstawił się 12 lat temu w Monachium, powiedział: “Bawarski stosunek do życia pasuje mi jak ciepły płaszcz w deszczu. Dlaczego? Mia san mia, jesteśmy, jacy jesteśmy i ja też jestem, jaki jestem. Pewny siebie, arogancki, dominujący, innowacyjny!”
Na pierwszy trening w Bayernie przyszedł, jakby dopiero co wypadł z wehikułu czasu. Miał na sobie stary, wytarty dres, na szyi przewieszony gwizdek, a w ręku stoper. Staromodne akcesorie piłkarskie. W ten sposób zamierzał podkreślić przewagę doświadczenia, sprawdzonych metod, nieśmiertelnego i skutecznego old-schoolu nad nowoczesnymi pomysłami Klinsmanna wyniesionymi ze szkoleń w Stanach Zjednoczonych.
To że Aloysius Paulus Maria van Gaal zna się na swoim fachu, jest znane wszystkim entuzjastom futbolu. Od lata 2009 do kwietnia 2011 uczył graczy “Die Roten” piłki zorientowanej na posiadanie, którą to filozofię rozwijali po nim po kolei Jupp Heynckes oraz Guardiola. Wtedy to boss monachijczyków Uli Hoeness miał powiedzieć, że Holender to jeden z najlepszych trenerów na świecie. W Bawarii nie tylko nauczał. Wprowadzał też nowe elementy i zawiłości taktyczne, ale także celebrował tytuły, ogłaszał się nawet “imprezową bestią”.
Jak wtedy w Dzień Matki w 2010 roku podczas mistrzowskiej fety, ubrany w typowo bawarski strój, złapał za mikrofon i potrzebował zaledwie kilku słów, kilku gestów i spojrzeń, aby kupić sobie całą publiczność.
- Widziałem tu wiele kobiet, a także wiele matek. Wielki buziak dla was od trenera mistrzów! - wykrzykiwał.
Był to wyraz pewności siebie, którą ujawniał już wcześniej. Na przykład, kiedy przymierzał skórzane spodnie, mówił, że wygląda w nich jak Bóg. To wszystko kłóciło się z obrazem Hoenessa, jedynego Boga monachijskiego klubu. Ale to van Gaal zabierał prezesa i jego drużynę na największe stadiony Europy, dawał mnóstwo satysfakcji, więc można było nieco przymknąć oko na rozdmuchane ego i nadmierną ekstrawagancję.

Incydent w szatni, nokaut na Pique

Anegdotek z jego udziałem jest zresztą znacznie więcej i nie ograniczają się tylko do jego obecności w Niemczech. Van Gaal to największy fan… Van Gaala. Absolutnie zakochany w sobie. Po objęciu swojej pierwszej pracy w Ajaksie w 1991 roku uścisnął dłoń dyrektora holenderskiego klubu i powiedział mu: “Gratuluję podpisania kontraktu z najlepszym trenerem na świecie”. Następnie po przejęciu władzy w Barcelonie w 1997 roku wykorzystał inauguracyjną konferencję prasową, by zadeklarować: “Z Ajaksem osiągnąłem więcej w ciągu sześciu lat niż Barcelona w ciągu stu”. Koniec cytatu.
Czasem buta go gubiła, a rzeczywistość dość brutalnie sprowadzała na ziemię. Po objęciu kierownictwa nad kadrą “Oranje” w 2000 roku stwierdził: “Podpisałem umowę do 2006 roku, więc mogę zostać mistrzem świata nie raz, a dwa razy”. Niestety, historia pokazała, że już po pierwszej próbie musiał zwolnić stołek, bo nie zdołał nawet awansować do turnieju w Korei Południowej i Japonii.
Będąc twarzą barcelońskiego projektu pewnego dnia został przedstawiony 14-letniemu Gerardowi Pique przez dumnego dziadka młodego obrońcy, który wówczas pełnił funkcję dyrektora klubu. Bez choćby wstępnego uścisku dłoni van Gaal chwytem judo rzucił nastolatka na podłogę, potem pochylił się nad przyszłym kapitanem “Dumy Katalonii” i zażartował: “Jesteś za słaby, aby być obrońcą Barcelony!”.
Najciekawsza i najbardziej popularna historia pochodzi jednak z Monachium. Udowadniał piłkarzom, że może każdego odsunąć od składu, w tym największe gwiazdy. Że “ma jaja”, by to zrobić. W pewnym momencie poczuł potrzebę zademonstrowania tego w dosłowny sposób, opuszczając spodnie przed całą drużyną. Sprawy szatni zostają w szatni, ale na Luce Tonim zrobiło to takie wrażenie, że prawdopodobnie podczas sesji terapeutycznej musiał opowiedzieć o całej sytuacji:
- Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem, to było totalne szaleństwo. Na szczęście niewiele widziałem, ponieważ nie siedziałem w pierwszym rzędzie - wspominał włoski napastnik.

Showman na ławce

Znajomi twierdzili, że wielki wpływ na jego życie miała śmierć pierwszej żony w 1994 roku. Odejście Fernandy przeżył bardzo ciężko. Wychowany w katolickiej rodzinie całkowicie odwrócił się od Boga. Ze swoją drugą żoną, Truus, ślub wziął dopiero w 2008 roku. Nowa życiowa partnerka zawsze go broniła:
- Ludzie postrzegają go jako gbura, ale on wyznaje zasadę: jeśli nie jesteś dla mnie miły, ja nie będę miły dla ciebie.
Najbardziej ukochał sobie wielkie sceny. W finale Ligi Mistrzów w 1995, gdy jego Ajax mierzył się z Milanem, nie mógł tylko bezczynnie patrzeć na to, co wyczyniali rywale. A konkretnie, kiedy Marcel Deasilly omal nie zdekapitował Jariego Litmanena. Stojąc przy linii bocznej pokazał sędziemu dokładnie, jak to wyglądało, być może nieco przesadzając:
Sławę wśród angielskiej publiczności wyrobił sobie słynnym występem na Old Trafford. Manchester United w szlagierze walczył o ligowe punkty z Arsenalem. W pewnym momencie opiekun “Czerwonych Diabłów” sugerując symulację ze strony jednego z zawodników “Kanonierów”... sam upadł na murawę tuż przed sędzią technicznym Mike’em Deanem. Autorefleksja przyszła dopiero później:
- Fanom się podobało? Cóż, oni nie zawsze myślą mądrze. Normalnie takie rzeczy mi się nie przytrafiają. Przeprosiłem sędziego głównego, liniowych i technicznego. Muszę lepiej kontrolować swoje emocje.
Jako trener osiągnął, przynajmniej na niwie klubowej, wszystko, co mógł. Jedno, co mu się nie udało, to przejść na emeryturę i na niej pozostać. Kiedyś ogłosił swojej żonie, że odejdzie w wieku 55 lat, a później podniósł wiek emerytalny do 65 lat. Teraz, po pięciu latach przerwy, zdecydował się po raz trzeci objąć funkcję selekcjonera reprezentacji Holandii jako 70-letni następca 51-letniego Franka de Boera, którego kiedyś trenował. Wygłosił swoje przemówienie inauguracyjne, gdzie znowu zapowiedział, że zamierza zostać mistrzem świata. Żeby do tego dojść, trzeba wygrywać po drodze z takimi drużynami jak Norwegia. Na inaugurację, w minioną środę, się nie udało. Widać, pewne rzeczy się nie zmieniają.

Przeczytaj również