Rzuty wolne opanował do perfekcji, a Pirlo wpadł przez niego w obsesję. "90% kończyło się golami"

Rzuty wolne opanował do perfekcji, a Pirlo wpadł przez niego w obsesję. "90% kończyło się golami"
Youtube
Był prawdziwym królem rzutów wolnych. Do tego stopnia, że większość kibiców nawet szczególnie nie pamięta, co prezentował wówczas, gdy akurat nie podchodził do futbolówki ustawionej w miejscu. Wszyscy czekali tylko na stały fragment dla Lyonu, bo wiedzieli, że za moment zobaczą prawdziwą piłkarską sztukę. Sztukę, którą Juninho Pernambucano opanował tak perfekcyjnie, że jego uderzenia po nocach studiował zazdrosny Andrea Pirlo. Piłka wpadała za kołnierz bramkarzy, a Olympique z Brazylijczykiem u sterów rok po roku święcił kolejne triumfy.
Ale zanim gwiazda Juninho rozbłysła nad Sekwaną, urodzony w Recife piłkarz musiał postawić trochę futbolowych kroków w swojej ojczyźnie. W 1995 roku opuścił rodzinne miasto i przeniósł się do Vasco Da Gama, wówczas dwukrotnego mistrza Brazylii. Gdy pięć lat później żegnał się z “Almirante” - w klubowej gablocie były już cztery takie trofea, a ponadto najcenniejszy skalp w piłce południowoamerykańskiej - Copa Libertadores.
Dalsza część tekstu pod wideo
Juninho oznaczał sukces. Gdy drużynie żarło, on był jednym z liderów. Gdy było gorzej, zawsze można było liczyć na jego rzuty wolne. Jak podczas półfinału wspomnianych wyżej rozgrywek o tytuł najlepszej drużyny w Ameryce Południowej. Vasco wygrało pierwszy mecz z River Plate 1:0. Ekipa z Argentyny odrobiła jednak straty na własnym stadionie i wszyscy powoli szykowali się do dogrywki. Wtedy piłkę w okolicy 30. metra ustawił Juninho…
Jego zespół awansował do finału, który także wygrał. Jeśli już wcześniej pomocnik z bujną czupryną był przez swoich kibiców uwielbiany, to wówczas stał się w ich oczach niemal Bogiem. A świetne występy - oparte nie tylko na rzutach wolnych - nie uszły uwadze dużych europejskich klubów. Juninho nie rzucił się jednak na zbyt głęboką wodę. Dołączył do Olympique Lyon, wtedy trzeciej siły francuskiej Ligue 1.

Prawdziwy talizman

Pierwszy sezon był dla niego jeszcze trochę rozgrzewkowy. W 29 ligowych spotkaniach zdobył pięć goli i zaliczył trzy asysty, a Lyon został wicemistrzem Francji, czyli wyrównał swój największy sukces z 1995 roku. Ale prawdziwa zabawa zaczęła się później.
2002 - mistrzostwo Francji
2003 - mistrzostwo Francji
2004 - mistrzostwo Francji
2005 - mistrzostwo Francji
2006 - mistrzostwo Francji
2007 - mistrzostwo Francji
2008 - mistrzostwo Francji
Prawdziwa dominacja na krajowym podwórku. Do tego Puchar Francji, sześć Superpucharów, niezłe występy w Lidze Mistrzów, gdzie "Olimpijczycy" notorycznie dochodzili do fazy pucharowej, a Real Madryt słysząc nazwę “Lyon” dostawał drgawek i palpitacji serca.

Rzut wolny jak rzut karny

W tym wszystkim pierwsze skrzypce grał on. Juninho Pernambucano. Przez dziewięć lat spędzonych w koszulce Lyonu zdobył 100 bramek. Dobił do pięknej liczby, po czym ze łzami w oczach powiedział dziękuję. Ale wcześniej przez długi czas doprowadzał swoich kibiców do ekstazy, rywali i fanów drużyn przeciwnych do furii, a piłkarzy próbujących naśladować jego rzuty wolne do refleksji: jak on to robi?!
A jak to robił? Podobno tajemnica tkwiła w tym, że futbolówkę uderzał trzema środkowymi palcami. Wtedy potrafiła ona wyczyniać w powietrzu cuda, a dla bramkarzy stawała się niczym nieuchwytny pocisk. Choć to może nieadekwatne sformułowanie, bo Juninho zdecydowanie nie wykonywał rzutów karnych jak Roberto Carlos. Nie stawiał na siłę. To na co? Na technikę? Też nie do końca. Można powiedzieć, że łączył wszystko w całość.
Jak sam tłumaczył - najważniejsza była nieprzewidywalność. Gdy do rzutu wolnego podchodził wspomniany Roberto Carlos, wiadomo było, że może zaraz urwać siatkę. Beckham stawiał na rogale posyłane w okienko. A Juninho raz uderzył pod poprzeczkę, raz po ziemi, innym razem piłka robiła przed bramkarzem taki kozioł, że golkiper kompletnie sobie z nim nie radził. Gdy Brazylijczyk wprawiał futbolówkę w ruch, zazwyczaj leciała ona kompletnie nieruchomo. Zmierzała w jednym kierunku, po czym nagle potrafiła całkowicie “zgłupieć” przed bramkarzem. Albo dostawała takiej trajektorii, że szybowała poza jego zasięgiem, spadając ostatecznie pod samą poprzeczkę. Jak choćby w meczu z Barceloną. Geniusz.

Obsesja Andrei Pirlo

Do bramki mogło być 25 metrów, a mogło i 40. Dla niego nie było różnicy. Strzelał ligowym średniakom, trafiał przeciwko Barcelonie, Realowi czy Bayernowi w Champions League. Każdy chciał strzelać rzuty wolne jak Juninho. Zaczynając od dzieciaków na podwórku, kończąc na innych piłkarzach. W pewnym momencie obsesję na tym punkcie złapał Andrea Pirlo.
Włoch myślał, próbował, kombinował. W końcu go olśniło. Siedział akurat w... toalecie, gdy zrozumiał, że chodzi o trafienie futbolówki wspomnianymi trzema palcami. Ale rzekoma wiedza, a przeniesienie jej na piłkarski grunt, to nadal dwie różne rzeczy.
- Kiedyś oglądałem wolne Juninho i nie mogłem rozgryźć, jak on to robi. Próbowałem i próbowałem, ale w końcu wypracowałem własną technikę - mówił Pirlo w wywiadzie z “L’Equpie”.

Trening, trening, jeszcze raz trening

Juninho dla Lyonu strzelił 100 goli, a 44 z nich padły właśnie z rzutów wolnych. Taka skuteczność to nie tylko efekt znakomitego pomysłu i dobrze ułożonej stopy, ale też regularnego treningu. Brazylijczyk zostawał po zajęciach i po prostu uderzał. A bramkarze z jego zespołu wyginali swoje kręgosłupy, raz po raz sięgając po lądującą w siatce futbolówkę.
- Zmierzyłem się z tysiącami jego prób z rzutów wolnych. Strzelał po 30-40 razy podczas jednego treningu, a 90% strzałów kończyło się golami - mówił Remy Vercoutre, bramkarz Lyonu. - Po zdobyciu bramki pierwszą osobą do której biegł Juninho byłem ja. To było wspaniałe. Czułem, że to moja nagroda za całą pracę, jaką wykonaliśmy - dodał w rozmowie z “The Guardian”.
Co ciekawe, przez kilka lat jego gry we Francji liga korzystała z różnych piłek. Kluby miały właściwie dowolność w ich wyborze. Juninho przed spotkaniami wyjazdowymi dowiadywał się więc jaki rodzaj futbolówki szykują goście, zamawiał ich partię, po czym przez kilka dni na treningach wykonywał rzuty wolne właśnie takim modelem.
Później w meczach strzelał kolejne gole ze stojącej piłki, a grono jego naśladowców stawało się coraz bardziej pokaźne. Choćby Cristiano Ronaldo i Gareth Bale ewidentnie starali się uderzać w stylu Brazylijczyka. Efekty? Raz do roku coś wpadło.

Koniec pięknej historii

Po ośmiu znakomitych latach spędzonych w Lyonie powiedział pas. Dobił do wspomnianej setki zdobytych bramek, pewnie wykorzystując rzut karny w spotkaniu z Caen, a na jego twarzy widać było ogromne wzruszenie. Wiedział już, że kończy się piękny etap w jego życiu i karierze. Jak pokazała przyszłość - zakończył się też najlepszy okres w historii klubu. Po odejściu Juninho, Olympique nie zdobył już żadnego tytułu mistrzowskiego. Udało się jedynie sięgnąć po Puchar i Superpuchar Francji, a także dwukrotnie wygrać Puchar Ligi. Ale to już nie ten sam kaliber. W liczbie tytułów mistrzowskich jest więc remis. Juninho - OL 7:7.
Brazylijczyk przeniósł się do katarskiego Al Gharafa, by zarobić jeszcze trochę dobrych pieniędzy przed zakończeniem kariery. To mu się chyba udało, bo po dwóch latach wrócił pomóc Vasco Da Gama, z którego niegdyś ruszył na podbój Europy. A tam nie mógł już liczyć na praktycznie żadne zarobki, bo klub borykał się z ogromnymi problemami finansowymi. Juninho posłuchał jednak serca, nie portfela. Przekładając to na nasze podwórko, zachował się w pewnym stopniu jak Kuba Błaszczykowski wobec krakowskiej Wisły.
Później na jakiś czas powędrował jeszcze do grającego w MLS New York Red Bulls, ale tam czuł się źle, dlatego spędził w Stanach tylko pół sezonu. Wrócił do Vasco, pokopał kilka miesięcy, po czym zawiesił buty na kołku. Dziś jest dyrektorem sportowym w klubie z Lyonu.

W kanarkowej koszulce

Bilans jego bramek zdobytych z rzutów wolnych zatrzymał się na 75 trafieniach. Król. Gdyby zapomnieć o tym jednym elemencie gry, nie był raczej w ścisłej czołówce najlepszych zawodników świata, choć jego piłkarskich umiejętności zdecydowanie nie wolno lekceważyć. Byle kto nie rozgrywa w reprezentacji “Canarinhos” 44 spotkań.
Juninho może wyjątkowo żałować, że nie załapał się do kadry na MŚ 2002, gdy Brazylijczycy sięgnęli po złoto. Jego największy sukces w narodowych barwach to wygranie Pucharu Konfederacji w 2005 roku. Dwanaście miesięcy później ówczesny pomocnik Lyonu wystąpił jeszcze na Mundialu w Niemczech, gdzie zdobył nawet jednego gola, ale Brazylia odpadła w ćwierćfinale. Po turnieju Juninho ogłosił zakończenie reprezentacyjnej kariery. W 44 meczach zdobył siedem bramek.
Nie ma chyba na świecie drugiego piłkarza, który bardziej niż ze swojej gry, zasłynąłby z wykonywania rzutów wolnych. Bo przecież dla Pirlo, Zidane’a, Messiego czy Beckhama - stałe fragmenty były jakąś tam częścią naprawdę sporego reprtuaru zagrań. Nie chcę powiedzieć, że Juninho nie robił niczego innego, bo byłoby to krzywdzące, ale to w głównej mierze one wywindowały go tak wysoko.
I sprawiły, że na lata stał się w tym względzie wzorem. Póki co niedoścignionym.
Na koniec zostawiamy Was z kompilacją wszystkich 100 bramek, jakie Juninho strzelił dla Lyonu. Jest co oglądać.
Dominik Budziński

Przeczytaj również