Sędziowie zVARiowali. Skandaliczne decyzje to wciąż norma

Sędziowie zVARiowali. Skandaliczne decyzje to wciąż norma
laczynaspilka.pl
Mogłoby się wydawać, że wprowadzenie systemu VAR w dużym stopniu powinno rozwiązać problemy z błędnymi decyzjami sędziowskimi. No bo przecież w razie wątpliwości jest możliwość spokojnego obejrzenia spornej sytuacji na monitorze. Do tego w wozie VAR siedzą koledzy po fachu, którzy też służą dobrą radą. Ewidentnych błędów powinno być więc jak na lekarstwo. Niestety, w rzeczywistości zdarzają się coraz częściej.
To problem niemal każdej ligi i każdych rozgrywek, gdzie wprowadzono wideoweryfikację. Premier League? Szkoda gadać, pełno błędów. Bundesliga? Chyba nieco lepiej, ale też bywa źle. La Liga? Ostatnio choćby zwycięski gol dla Barcelony w starciu z Realem Sociedad nie powinien zostać uznany, a to tylko pierwszy z brzegu przykład.
Dalsza część tekstu pod wideo
Co ciekawe, przez długi czas mówiło się o tym, że to w naszej Ekstraklasie VAR działa wyjątkowo dobrze. Chyba faktycznie tak było. Nie brakowało co prawda decyzji kontrowersyjnych, mogących budzić wątpliwości i różne nastroje wśród obserwatorów. Rzadko jednak dochodziło do prawdziwych skandali. No to ostatnio polscy sędziowie postanowili trochę rozgrzać atmosferę.
Podczas rozgrywanej w środku tygodnia kolejki gwiazdą Derbów Krakowa ewidentnie chciał zostać Bartosz Frankowski, który przy nieuznanym ostatecznie golu na 2:0 dla Wisły dopatrzył się… faulu Heberta. Całe zdarzenie na drugim z poniższych nagrań. Wyżej inny popis sędziego Frankowskiego, z rozgrywanego kilka miesięcy temu spotkania w Zabrzu.
Okej, na pierwszy rzut oka można było jeszcze dać się nabrać. Piłkarze walczą o pozycję, jeden z nich pada na murawę. Często w tego typu sytuacjach arbitrzy odgwizdują rzuty wolne.
Ale skoro już sędzia Frankowski pofatygował się do monitora, a jedyne co mógł na nim zobaczyć to fakt, że żadnego faulu nie ma, to trzeba było uderzyć się w pierś. Nie wstyd się pomylić. Wstyd nie przyznać się do ewidentnego błędu.
Frankowski może się cieszyć, że jego decyzja nie wypaczyła wyniku meczu, bo Wisła ostatecznie i tak wygrała to spotkanie 2:0. W innym przypadku o jego wielbłądzie mówiłoby się dużo więcej.
Minęło kilka dni i na języki trafił kolega Frankowskiego po fachu - Piotr Lasyk, który podczas meczu Jagiellonii ze Śląskiem Wrocław dopatrzył się faulu widmo w polu karnym ekipy z Wrocławia. Tak dla arbitra wygląda przewinienie. W roli głównej Przemysław Mystkowski i Mark Tamas.
Co więcej, sędzia nie zdecydował się nawet na obejrzenie tej sytuacji na monitorze! Nie wiem co kierowało nim, a także arbitrami zasiadającymi w wozie VAR, ale to wciąż budzi mój podziw. Wszyscy widzą, że nie ma faulu. Eksperci, kibice, obserwatorzy. Nawet słynny Sławomir Stempniewski nie znajduje argumentów, by w tej sytuacji bronić Lasyka. Ale ludzie, którzy sędziowaniem zajmują się zawodowo, zarabiając na tym pewnie niezłe pieniądze, mają klapki na oczach.
Trudno uwierzyć w aż taką nieudolnść arbitrów. To chyba bardziej brak zdolności do refleksji, przyznania się do błędu. Inaczej nie umiem tego wytłumaczyć. Za takie decyzje Frankowski i Lasyk powinni udać się na przymusowy urlop, ale… chyba nie ma co na to liczyć.
VAR to naprawdę rewelacyjny wynalazek. Problem w tym, że wciąż odpowiedzialni są za niego ludzie. I to do nich należy ostateczna - często niezrozumiała - decyzja.
Dominik Budziński

Przeczytaj również