Seria niechlubnych rekordów Koemana i katastrofa Solskjaera. "Dlaczego za każdym razem dzieje się to samo?"

Seria niechlubnych rekordów Koemana i katastrofa Solskjaera. "Dlaczego za każdym razem dzieje się to samo?"
Piotr Piatrouski / Shutterstock.com
Takie zawody chcielibyśmy oglądać od początku do końca. Z niespodziankami (nawet sensacjami), zapierającymi dech w piersiach indywidualnymi wyczynami, pięknymi golami i historiami do opowiedzenia. Inauguracyjna kolejka Ligi Mistrzów nie zawiodła ani trochę.
Pierwsza post-pandemiczna edycja LM ruszyła pełną parą. Trybuny nieśmiało zapełniają się fanami, topowi zawodnicy są wypoczęci po letnich zmaganiach na EURO 2020 i Copa America, gotowi do walki o najwyższe klubowe cele. Nawet ten hymn brzmi jakby lepiej i donośniej. Niektórzy faworyci tak zestresowali się nowym otwarciem, że już od inauguracji zaczęli gubić punkty, a to oznacza, że chwilę sławy poczuli ci mniejsi. Co warto zapamiętać z wtorkowych i środowych potyczek?
Dalsza część tekstu pod wideo

Nie takie diabły straszne

To nie są rozgrywki United. Biorąc pod uwagę to, co Ole Gunnar Solskjaer zrobił jako piłkarz, jak cieszył się ponad 20 lat temu na Camp Nou, gdy w końcówce upokarzał Bayern, wydawałoby się, że Liga Mistrzów i Norweg to związek idealny. Tymczasem od kwietnia 2019 roku, gdy “Baby Face Killer” przejął “Czerwone Diabły”, zdążył już przegrać w europejskiej elicie siedem meczów (mimo że do jednej edycji United nawet nie zdołali się załapać). Jasne, że okoliczności okolicznościom nierówne. Co innego odpadnięcie w ćwierćfinale z silną Barceloną, a co innego porażka z teoretycznie najsłabszą ekipą w pierwszym meczu grupowym. W tym przypadku remis nie byłby zły w kontekście kilku wypadkowych, w tym czerwonej kartki Aarona Wan-Bissaki, ale już przegraną z Young Boys trzeba zaliczyć do rodzaju katastrofy.
Gra w osłabieniu wyglądała jak pojedynek gołego tyłka z biczem. Od 25. minuty Szwajcarzy oddali 15 strzałów na bramkę, po stronie United nie było żadnej próby. Desperacka obrona przeciwko europejskiemu kopciuszkowi. Nawet gdyby Jesse Lingard nie zachował się jak kompletny nowicjusz i nie próbował podawać w sposób nierozsądny do Davida de Gei, to i tak odpowiedzialni za występy Manchesteru powinni zadać sobie pytanie: jak jedna z najbardziej imponujących formacji ofensywnych w dzisiejszym świecie pokazuje tak małą ambicję przeciwko rywalom z dużo większymi ograniczeniami? Dlaczego za każdym razem dzieje się to Solskjaerowi w Europie i czy to na pewno najlepszy człowiek na tym stanowisku?

Pojedynek genialnych “dziewiątek”

Strzelają w Mistrzostwach Europy, eliminacjach do mundialu, strzelają w lidze i w Champions League. Właściwie miejsce, format rozgrywek, pora dnia czy siła przeciwnika nie ma dla nich żadnego znaczenia. Romelu Lukaku, Cristiano Ronaldo i Robert Lewandowski. Napastnik reprezentacji Polski jak kiedyś kąsał Real Madryt, tak teraz zaczyna być prawdziwym katem Barcelony. We wtorkowy wieczór nie musiał się nawet bardzo wysilać. Wprawdzie na początku przegrywał pojedynki z Araujo, ale cierpliwie czekał na swoje okazje. Kiedy piłka błądziła w polu karnym, on przygarniał ją stopami, a później dobijał zrozpaczoną defensywę “Dumy Katalonii” i bezradnego Marca-Andre ter Stegena. Dla niego to magiczny występ na Camp Nou.
Jeśli ktokolwiek podważał zasadność transferów Lukaku i Ronaldo, to wystarczyły mu pewnie tylko dwa mecze, by porzucił obawy. Napastnik Chelsea robi dokładnie to, z jakiego powodu został kupiony: zamienia “bliskie” mecze, które w normalnych warunkach zakończyłyby się remisami, w zwycięstwa. Wykorzystuje jedyne dobre sytuacje przeciwko zdyscyplinowanym drużynom broniącym się ultra głęboko. To przez niego Rosjanie wrócili do Sankt Petersburg z niczym. CR7? O ile całe United nie podołało, do Portugalczyka nie można było mieć pretensji. Ronaldo daje nie tylko konkretne liczby, ale też motywuje swoich kolegów, bierze sprawy w swoje ręce. “Czerwone diabły” są jeszcze w tym oporne, ale w końcu ulegną i będą większym wsparciem dla napastnika. Ten jeszcze podkręca rekord pod względem liczby strzelonych goli w rozgrywkach. 135 goli to na pewno nie ostatnie jego słowo.

“Barca” do bicia

Znów Bayern Monachium i znów upokorzenie. Barcelona udowodniła po raz kolejny, że nie jest na poziomie, na którym może rywalizować o chwałę Ligi Mistrzów. Katalończycy pod wodzą Ronalda Koemana potykają się prawie za każdym razem na większej przeszkodzie, z którą się mierzą. Zarząd, który zasiadł we wtorek na Camp Nou, był świadkiem ustanowienia precedensów i pobicia kilku rekordów w LM. Tych niechlubnych. Porażka w pierwszym od 24 lat meczu otwierającym, zakończenie siedmioletniej passy bez porażki na własnym stadionie, żadnego celnego strzału po raz pierwszy w historii - to wszystkie “pochwały wstydu”, które Koeman kolekcjonuje w swoim czasie jako trener.
Problemów w drużynie nawarstwia się tyle, że trudno nawet wskazać jakieś pozytywy. Może jedynie wprowadzenie wszystkich tych młodzieńców po stracie goli. Pablo Gavi, Yusuf Demir, Oscar Mingueza oraz Alejandro Balde weszli w drugiej połowie i dzięki nim nieznacznie wzrosło tempo. 17-letni Balde wyglądał na najbardziej nieustraszonego gracza na boisku. Fani “Barcy” będą mieli nadzieję, że w tym sezonie zobaczą ich częściej. I że już nie będzie takich wpadek.

Rekordzista Haller

- Cztery gole w meczu Ligi Mistrzów naprawdę nie są normalne - powiedział trener Ajaksu Erik ten Hag po wyczynie Sebastiena Hallera i rozbiciu na wyjeździe Sportingu Lizbona 5:1. Francuz, który reprezentuje Wybrzeże Kości Słoniowej, jest pierwszym zawodnikiem w historii Champions League, który w debiucie cztery razy skierował piłkę do siatki. Wcześniej ta sztuka udała się Marco van Bastenowi, ale po pierwsze, legendarny Holender zrobił to w meczu u siebie, a ponadto bardziej był to debiut rozgrywek (sezon 1992/93) niż samego piłkarza.
To jednak nie koniec rekordów 27-latka. Haller to też pierwszy gracz, który zaliczył dublet w otwierających 10 minutach oraz został autorem drugiej najszybszej bramki jako debiutant. Po raz pierwszy pokonał bramkarza po 68 sekundach. Tylko Andy Moeller z Borussii Dortmund okazał się szybszy o 37 sekund, lecz miało to miejsce bardzo dawno, bo 26 lat temu. Pomyśleć, że napastnik ma za sobą kilkanaście trudnych miesięcy, podczas których najpierw West Ham dążył do wypchnięcia go z klubu, a następnie już w barwach Ajaksu nie mógł zagrać w Lidze Europy, bo… klub zapomniał zarejestrować go do rozgrywek!

Trio “MNM” nie zaświeciło

Koszulki nie grają. W oczekiwaniu na debiut od pierwszej minuty wielkiej trójki Neymara, Messiego i Mbappe niewielu spodziewało się, że PSG straci punkty na rzekomo najsłabszym przeciwniku w grupie, Brugii. Podopieczni Mauricio Pochettino całkowicie przytłoczeni wyrównującym golem Hansa Vanakena nie zrobili wystarczająco dużo, by premierową kolejkę zakończyć trzema punktami. Na domiar złego paryżanie musieli poradzić sobie z przedwczesnym zejściem kontuzjowanego Mbappe.
Wszystko byłoby prostsze, gdyby więcej szczęścia miał Messi. Podczas swojego pierwszego pełnego meczu w koszulce PSG obijał poprzeczkę Simona Mignoleta, następnie też przegrał pojedynek z byłym bramkarzem Liverpoolu. Kompletnie rozczarowująco wypadł Neymar, nie wnoszący do gry wicemistrzów Francji niczego odświeżającego. Inauguracja “MNM” wypadła blado, a kolejny sprawdzian będzie znacznie bardziej wymagający. Za dwa tygodnie na Parc des Princes przyjedzie bowiem rozpędzony Manchester City Pepa Guardioli.

Przeczytaj również