Słaby styl, dużo szczęścia i brak VAR-u. Ale Legia Warszawa wreszcie awansowała do europejskich pucharów

Słaby styl, dużo szczęścia i brak VAR-u. Ale Legia wreszcie awansowała do europejskich pucharów
Rafal Oleksiewicz / PressFocus
Legia Warszawa awansowała do europejskich pucharów. Jakkolwiek to brzmi, jest się z czego cieszyć. Chociaż styl zaprezentowany przez mistrzów Polski z Florą Tallin tylko i wyłącznie rozczarował. Szukamy pozytywów, ale i widzimy minusy tego spotkania.
Polskie kluby czekają pięć lat na udział w fazie grupowej europejskich pucharów, więc cieszy, że wreszcie do nich wracamy. Oczywiście to na razie tylko trzeci poziom, nowe rozgrywki, do których może awansować prawie każdy. Ale chociaż to. Naprawdę jako Polacy nie mamy pozycji, by wybrzydzać.
Dalsza część tekstu pod wideo
Dariusz Mioduski juz nie zarzuci Czesławowi Michniewiczowi, że nie ma doświadczenia w Europie, tak jak to zrobił przed startem sezonu. Oczywiście te słowa nie były trafione, ale teraz szkoleniowiec Legii zrobił awans już ze stołecznym klubem, czym zakończy jakiekolwiek zgryźliwe wrzutki na ten temat.
Ale… Styl Legii był bardzo słaby. Pierwsza połowa do zapomnienia, w drugiej było… mogło być dużo niebezpieczniej. Arturowi Borucowi puszczały już nerwy i to nic dziwnego przy jego linii obrony. Jeśli do Warszawy naprawdę nie przyleci już żaden środkowy obrońca, to powodzenia w Europie.
Mateusz Wieteska i Mateusz Hołownia to w tym momencie pewniaki do gry. Okaże się jeszcze, że w Ekstraklasie w tym sezonie zagra nawet Inaki Astiz, który został w klubie już typowo jako piłkarz drugiej drużyny, by grać na czwartym poziomie rozgrywkowym.
Gdyby któryś zespół miał możliwość opłacić wóz VAR to zdecydowanie byłaby to ekipa z Estonii. Czy Flora zdobyła prawidłową bramkę? Ile ludzi, tyle opinii, więc nie będziemy teraz tego rozstrzygać. Pewnie jakbyśmy przepytali 10 sędziów, to każdy miałby wątpliwości.
Widać w tym zespole pozytywy. Pojedyncze akcje, takie jak ta Luquinhasa z końcówki meczu, gdy ośmieszył obrońcę na skrzydle i uderzył w poprzeczkę. Jednak to wszystko zrywy. Fajne momnty do pokazania w skrócie meczu. A całe 90 minut Legię ogląda się trudno, aż niechętnie. Nie jest to antyfutbol, ale nie piłka, którą lubimy oglądać przy piwku i pizzy.
Niewątpliwie mistrzowie Polski mieli farta, że tak potoczył się ten fragment spotkania. Gdyby nie gol z kontry, to ostatnie 20 minut byłoby nerwówką. A z takim składem defensywy granie na chaos ze strony rywali nie jest mile widziane.
Kilka lat temu z Dundalk też były męczarnie, ale postawa Nemanji Nikolicia i Arkadiusza Malarza sprawiła, że potem było w Europie dużo radości. Oby było podobnie tym razem. Wreszcie jako polski klub gramy w pucharach i to najważniejsze.
Co będzie dalej? Dinamo Zagrzeb to już rywal z innej półki. Zdecydowanie bardziej wymagający od norweskiego Bodo czy estońskiej Flory. Nie spodziewamy się przełomu, łatwego awansu ani dobrego stylu. Ale Legia powalczy. Nie odda pola. Czy awansuje dalej? Chcemy w to wierzyć.

Przeczytaj również