Śląsk Wrocław cieszy się z awansu, ale pokazał masę chaosu w obronie. Nie wypada tracić 5 goli z takim rywalem

Śląsk cieszy się z awansu, ale pokazał masę chaosu w obronie. Nie wypada tracić 5 goli z takim rywalem
asinfo
Jest awans Śląska Wrocław - to cieszy szczególnie. Były ogromne emocje i dużo goli - to także na plus. Natomiast strata pięciu bramek w dwumeczu z rywalem z Armenii? Nie przystoi. A zwłaszcza nie w tak słaby stylu. Obrony żadnego polskiego klubu nie chcemy oglądać w tak kiepskim wydaniu.
Śląsk był pazerny, pierwsze 20 minut miał świetne. Podopiecznym Jacka Magiery grało się łatwiej biorąc pod uwagę, że po błędzie bramkarza rywali już po dwóch minutach było 1:0. Groźny strzał Erika Exposito mógł sprawił, że na tablicy pojawiłoby się 2:0. To był początek dobrych zawodów pana piłkarza Roberta Picha. Ale o nim więcej za chwilę.
Dalsza część tekstu pod wideo
Niestety nie możemy powstrzymać się od przejścia do minusów. Od 20 minuty ekipa z Wrocławia przysnęła. Straciła kontrolę nad spotkaniem. To Ararat pozwalał sobie na coraz więcej. Końcówka pierwszej połowy obnażyła to szczególnie, bo w dwie minuty zespół z Erywania strzelił dwa gole. I nie można powiedzieć, że któryś z nich był niezasłużony dla Araratu.
Tragicznie w tej akcji zachował się doświadczony obrońca Wojciech Golla. „Dziesiątka” z zespołu rywali Serges Deble przedryblował go z dziecinną łatwością. Ale tak wręcz nieprzyzwoitą łatwością. Wyglądało to bardzo źle. Następnie Deble zagrał piłkę przed pole karne, a Edgar Malakyan dograł do napastnika. I tak wyrównującego gola strzelił Mory Kone.
Dwie minuty później ten sam Golla nie dał rady wybił dogrywanej w pole karne piłki i zrobiło się 1:2. Strzelcem znów Mory Kone. Ale tego gola zapisywać mu nie będziemy, nie jego wina, że z taką łatwością rywale znów dotarli z piłką w pole karne Śląska. Niestety, te ostatnie minuty pierwszej połowy sprawiły, że po meczu obrońców polskiej drużyny postrzegamy trochę jak dzieci we mgle.
Cały mecz należy podsumować poprzez skrytykowanie gry w defensywie. Naprawdę, to nawet nie brak umiejętności, a kwestia dekoncentracji. Jacek Magiera ma po tym spotkaniu masę materiału do analizy. Ale pytanie, czy puszczanie tego piłkarzom nie obniży ich pewności siebie.
Więcej oczekujemy od doświadczonych piłkarzy, choćby Krzysztofa Mączyńskiego i Waldemara Soboty. Obaj byli reprezentanci Polski zaliczyli sporo głupich zagrań. Nie byli dziś liderami na boisku, a zwłaszcza w europejskich pucharach to oni ze swoim doświadczeniem powinni ciągnąć wózek.
Kogo za to wyróżnimy? Starego Słowaka! Robert Pich zagrał kapitalne zawody. Wyróżniał się, tworzył bezpośrednie zagrożenie rywalom. Strzelił dwa bardzo ważne gole, rządził na boisku. A gdyby jego strzał z dystansu trafił do bramki… ojej, stadiony świata. To była piękna petarda, ale niestety przeszkodził słupek.
Ciekawe, że kolejnym rywalem Śląska jest Hapoel Beer Szewa. Izraelski zespół to już zdecydowanie wyższa półka, rywalizacja będzie trudna. Ale wrocławianie mają tajną broń, czyli Łukasza Bortnika w sztabie szkoleniowym, który przez lata, zanim wrócił do Polski, odpowiadał za przygotowanie fizyczne tej drużyny.
Ale tężyzna, kondycja i zabieganie rywala to jedno, a jakość piłkarska to drugie. Liczymy, że ta będzie wysoka. Jednak po dzisiejszym meczu mamy mnóstwo obaw o grę w destrukcji. W defensywie to zawodnicy Jacka Magiery niestety zbyt mocni nie są.

Przeczytaj również