Oto jeden z możliwych następców Jerzego Brzęczka. Odkrywał wielkie talenty, ale ostatnio wyrzucali go z hukiem

Oto jeden z możliwych następców Jerzego Brzęczka. Odkrywał wielkie talenty, ale ostatnio wyrzucali go z hukiem
UK Sports Pics / Sipa / PressFocus
Jeszcze nie tak dawno Marco Giampaolo był jednym z ciekawszych nazwisk we Włoszech wśród trenerów na dorobku. Jego Empoli grało ładną, ofensywną piłkę, a Sampdoria przez trzy lata osiągała niezłe wyniki i rok w rok zarabiała spore sumy na wypromowanych młodych zawodnikach. Chwalili go Arrigo Sacchi i Maurizio Sarri. Dzisiaj Włoch, po tym jak zawiódł w Milanie oraz Torino, jest trenerem - przynajmniej chwilowo - spalonym. Ale czy dla Zbigniewa Bońka? Giampaolo wymienia się wśród kandydatów do objęcie funkcji selekcjonera reprezentacji Polski.
Tym, co mogło się u Marco Giampaolo przez lata podoba,ć była w miarę proaktywna filozofia futbolu. Jego drużyny miał tworzyć i mieć coś swojego do zaproponowania, a nie jedynie reagować na poczynania rywali i utrudniać im to co chcą osiągnąć. Jednak choć często powtarzał, że gra w piłkę powinna przede wszystkim wywoływać radość i przyjemność, to miała być ona oparta o powtarzalne, dopracowane do skraju perfekcji taktyczne schematy.
Dalsza część tekstu pod wideo

Następca Sarriego

Jego podejście podobało się Maurizio Sarriemu do tego stopnia, że kiedy ten opuszczał Empoli, to właśnie Giampaolo zaproponował na swoje miejsce. Podobna filozofia, podobne zamiłowanie do schematów, gry w trójkątach, opierania gry o krótkie i szybkie podania. Momentami można było mieć wręcz wrażenie, że na ławce Empoli siedzi ten sam trener, co wcześniej.
Dość powiedzieć, że Piotr Zieliński zapytany o różnicę między oboma trenerami odparł, że takiej praktycznie nie dostrzega. - Szczerze mówiąc, niewiele się zmieniło. Gramy tym samym ustawieniem, a nasze treningi różnią się tylko w detalach. Sztab Sarriego został w Empoli i generalnie nie ma jakichś większych różnic względem poprzedniego sezonu - przynajmniej pod względem taktyki - opowiadał polski pomocnik, który grał tam w latach 2014-2016.
Cóż, jeśli coś nie jest popsute, to tego nie naprawiaj - widocznie z takiego założenia wyszedł Giampaolo.
Zresztą sam Włoch nawet nie uciekał od porównań do poprzedniego szkoleniowca. - Zbieram plony zasiane przez Sarriego, łatwo zauważyć jak ciężką pracę wykonał w ostatnich latach - przyznawał. Opowiadał o tym, że Sarri odcisnął na Empoli swój ślad, zaimplementował kulturę ciężkiej pracy, nie ograniczał się jedynie do zarządzania zespołem.
W Empoli Giampaolo radził sobie na tyle dobrze, że spekulowano nawet, że w przyszłości może ponownie podążyć za Sarrim i przejąć po nim ekipę spod Wezuwiusza, kiedy ten już opuści Neapol. Aczkolwiek pojawiały się wówczas głosy, że po prostu niczego nie popsuł po poprzednim trenerze, a zespół dalej opiera się na tych samych schematach i założeniach, które miał wcześniej.
Marco nie trafił jednak do Napoli, tylko do Sampdorii - i tam także osiągnął sukces, przynajmniej relatywny, odwzorowany w zyskach klubu na transferach. Ale o tym później.

Taktyczny fanatyk

Sampdoria Giampaolo opierała się na tych samych podstawach co jego Empoli. Dużo krótkich podań, nastawienie na grę wertykalną - bez zbędnego klepania ze środkowymi obrońcami. Piłkarze ekipy z Genui cały czas mieli szukać przestrzeni i możliwości zagrania piłki do przodu.
- Jego drużyny zawsze mają tożsamość i własny styl, już w 2013 roku chciałem by został trenerem reprezentacji U-21 - zachwycał się kiedyś legendarny Arrigo Sacchi.
No i oczywiście creme de la creme Marco Giampaolo, czyli jego ukochane ustawienie 4-3-1-2 z diamentem w środku i dziesiątką za plecami dwójką napastników. W tamtym okresie pewien taktyczny absolut, od którego Włoch nie miał zamiaru odchodzić. I wpajał go swoim zawodnikom aż do znudzenia.
Według relacji piłkarzy, zawodnicy ofensywni potrafili przez kilka dni nie widzieć defensywnych ze względu na to, że mieli zupełnie odrębne treningi. I zwłaszcza obrońcy mieli u Giampaolo ciężko - trenowali “na sucho”, bez rywala, to jak i gdzie mają się przesuwać. Aż do znudzenia, dwa kroki w lewo, jeden do przodu i tak dalej. Bartosz Bereszyński wspominał, że po jednym spotkaniu czekała na niego analiza około dziesięciu sytuacji, w których był ustawiony w złym miejscu, lub w zły sposób względem rywala.
Ale to i tak pikuś. Włoski trener miał do niego pretensje nawet po meczu, w którym zaliczył kluczową dla losów spotkania asystę, co było wydarzeniem o tyle istotnym, że w Sampdorii boczni obrońcy mieli praktycznie zakaz przekraczania linii środkowej boiska.

Promotor

Jednego aspektu pracy Marco Giampaolo pominąć nie można. włoski trener potrafi doskonale wprowadzać młodych i nowych we Włoszech zawodników do Serie A. Karol Linetty po kilku miesiącach w Sampdorii stwierdził, że mówi już “językiem Giampaolo”. Bartosz Bereszyński podkreślał, że Włoch jest świetnym nauczycielem i dużo zyskał na jego treningach, zwłaszcza pod względem umiejętności ustawiania się na boisku i gry jeden na jednego.
Pod jego okiem, na nowej pozycji środkowego pomocnika, Piotr Zieliński wykonał w Empoli taki skok w jakości, że zgłosiło się po niego Napoli. Leandro Paredes, przestawiony do roli rozgrywającego, także zaliczył świetny sezon, po którym otrzymał szansę w Romie. Riccardo Saponara rozegrał swój najlepszy sezon w życiu, a Łukasz Skorupski wyrobił sobie nazwisko na poziomie Serie A. Z Polakami zresztą Giampaolo było po drodze, chwalił ich kiedyś, że mają “niemiecką mentalność”, nie narzekają, szybko uczą się języka, ciężko trenują.
Jeszcze lepiej wyglądało to w Sampdorii. Już po pierwszym sezonie “Blucerchiati” sprzedali Milana Skriniara za ponad 30 milionów euro do Interu. Następny w kolejce był Patrick Schick, za którego Roma wyłożyła 40 milionów euro, a niecałe 30 milionów “Doria” zarobiła na Lucasie Torreirze. Dennis Praet i Joachim Andersen zapewnili kolejne 40 milionów z lekką górką.
A to tylko zawodnicy, na których Sampdoria najwięcej zarobiła. Świetnie pod Giampaolo odnalazł się także Karol Linetty, kapitalnie prezentował się też Duvan Zapata, czy Luis Muriel, po którego zgłosiła się z Sevilla. Nie znaczy to oczywiście, że Giampaolo widział miejsce tylko dla zawodników młodych - złote lata pod jego wodzą zaliczyli przeciez Massimo Maccarone i Fabio Quagliarella, który w barwach “La Samp” został nawet królem strzelców.

Trudny charakter

Jednak choć Giampaolo wydawać się może z zewnątrz człowiekiem otwartym i wręcz opiekującym się młodymi zawodnikami - niewiele jest w tym prawdy. Dawid Kownacki narzekał, że z trenerem Sampdorii rozmawiał dosłownie kilka razy i nie wiedział, jaka jest jego sytuacja w klubie, dlaczego nie gra, co powinien robić lepiej lub inaczej. Tymczasem sam Giampaolo twierdzi, że… bardziej ceni sobie komunikację niewerbalną.
- Może nie mówię za dużo, ale próbuję wytworzyć z zawodnikami więź intelektualną. Uwielbiam milczących pracusiów, którzy przemawiają czynami, a nie słowami - podsumował kiedyś Włoch.
Zresztą jest to cecha charakterystyczna trenerów “systemowych”, bo podobne opinie można usłyszeć takżę na temat Maurizio Sarriego i Gian Piero Gasperiniego. Specyficzni ludzie, dość szorstcy, mający swoją stałą wizję, do której dopasowują otaczający ich świat.

Potknięcie

Brak powodzenia w Milanie dało się jeszcze zrozumieć. Giampaolo nie dostał najważniejszego dla siebie czynnika: czasu, niezbędnego by wpoić nowym zawodnikom jak, gdzie i po co mają się poruszać. Z drugiej strony, jeśli tak mocny klub ma na boisku problemy z grającą w dziewiątkę Genoą, to można zacząć mieć wątpliwości co do jakości tego nauczania.
Nie otrzymał też zawodników pod swoją filozofię - ewidentnym problemem “Rossonerich” był zwłaszcza brak typowej “dziesiątki”, na której Włoch zawsze opierał swoje drużyny. Poza tym w Mediolanie zęby łamał sobie praktycznie każdy trener od czasu Massimiliano Allegriego, a nawet i on miał przecież ogromne problemy w swoim ostatnim sezonie z Milanem.
Inna sprawa, że włoski trener zupełnie się pogubił i szybko porzucił system, który wcześniej z powodzeniem stosował w Empoli i Sampdorii. Już po pierwszej ligowej kolejce odszedł of 4-3-1-2 i zaczął szukać nowej formacji. Co prawda zapewniał wówczas, że w żaden sposób nie zmienia to jego pomysłu na grę, jego podstawowej filozofii, a jedynie dopasowuje pewne elementy pod dostępnych zawodników. Jednak w żadnym zestawieniu ofensywa Milanu nie funkcjonowała, nikt też nie nadawał się do pełnienia roli ofensywnego mózgu na “10”.
Co gorsza, Giampaolo nie postawił mocno na młodych zawodników sprowadzonych przez Milan. To było już grzechem trudnym do wybaczenia, biorąc pod uwagę, że sprowadzano go właśnie jako specjalistę od wprowadzania “młodych zdolnych” na wyższy poziom. Tymczasem w pierwszym składzie wciąż wybiegali Ricardo Rodriguez czy Lucas Biglia.
Problemem mogło być też samo podejście Giampaolo. Dość surowe, wręcz tworzące z piłkarzy pionki, które miały się poruszać po szachownicy zgodnie z planem trenera - i ani metra w złym kierunku. Umówmy się, że taka relacja może funkcjonować w drużynach środka tabeli, wśród piłkarzy młodych, lub będących ligową szarzyzną. Niekoniecznie zaś kiedy ma się do czynienia z multimilionerami i ich ego. Przekonał się o tym chociażby Gian Piero Gasperini. Jego przygoda z Interem była równie krótka i nieudana.

Upadek

Trudno natomiast znaleźć wytłumaczenie dla kompromitacji, jaka nastąpiła w Torino. Tak, nie była to drużyna stworzona pod niego - ponownie nie otrzymał “dziesiątki”, znów próbował na siłę ją wykreować z dostępnych zawodników, także tym razem zupełnie mu się to nie udało. I oczywiście, także jak w przypadku epizodu na San Siro, można rozważać, czy nie powinien był otrzymać więcej czasu, by piłkarze “zaskoczyli”. Problem w tym, że gdyby Urbano Cairo nadal czekał, to być może obudziłby się już dwoma nogami w Serie B. Torino pod wodzą Giampaolo było absolutnie beznadziejne.
Plusy tak naprawdę można postawić jedynie w kwestii promowania młodych piłkarzy. Alessandro Buongiorno i Wilfried Singo otrzymali szanse i je w pełni wykorzystali, zdecydowanie nie odstawali od reszty piłkarzy “Toro”, a jeśli już, to często w pozytywnym sensie.
Co prawda “La Gazzetta dello Sport” - podlegająca pod właściciela Torino - tydzień w tydzień doszukiwała się na siłę plusów w grze turyńczyków i zapowiadała, że już zaraz zdołają się odbić, jednak więcej to miało wspólnego z PR-em niż dziennikarstwem. Już chyba sam Giampaolo nie wierzył, że z tej mąki będzie chleb. Porzucił swoje 4-3-1-2 i przywrócił Torino, do ustawienia, które stosował Walter Mazzarri.
Po meczu ze Spezią - zremisowanym, choć rywale od początku spotkania grali w dziesiątkę - Giampaolo w końcu nie wytrzymał i powiedział kilka słów prawdy. - Nie mamy za wielu piłkarzy potrafiących dobrze podawać, nie potrafimy przejmować inicjatywy - żalił się Włoch. - Musimy opierać się na tym, co robi rywal, ta drużyna jest dobra tylko w przeszkadzaniu rywalom.
Jeśli porównamy Torino a la Giampaolo do jego Empoli sprzed lat… to tak naprawdę nie ma czego porównywać. Turyńczycy byli zdecydowanie jedną z najgorszych drużyn w całej Serie A, a z pewnością najnudniejszą i najbardziej nieudolną ofensywnie. Ratował ich tak naprawdę tylko Andrea Belotti, który pewnie w domowym zaciszu przeklina już dzień, w którym zdecydował się podpisać kontrakt z “Bykami”.
Tak samo zresztą, jak Giampaolo, dla którego druga kolejna “wtopa” będzie ogromną rysą na karierze. Czy otrzyma szansę poprawy wizerunku od Zbigniewa Bońka? Sam prezes twierdzi, że nie ma tematu zatrudnienia byłego trenera Torino w Polsce. Ale w sprawie następcy Jerzego Brzęczka powstał taki chaos informacyjny, że nie zdziwi nas absolutnie nic. Włącznie z samym Marco Giampaolo.

Przeczytaj również