Subiektywna piłka sytuacyjna w AC Milanie. Gattuso wróć!

Subiektywna piłka sytuacyjna w AC Milanie. Gattuso wróć!
ph.FAB / shutterstock.com
W ostatni weekend San Siro stanęło w płomieniach. Ogień, który podłożyła armia wojów z Florencji, strawił wszystko. Wiarę w piłkarzy AC Milanu, nadzieję na lepsze jutro, miłość do Paolo Maldiniego w roli dyrektora technicznego klubu. Już chciałem ująć w dłoń swe nieomylne pióro, pragnąłem dolać oliwy do wspomnianego ognia i – jak większość nieskazitelnych publicystów – poznęcać się nad zawodnikami, trenerem, działaczami. Wtedy zaświtała mi w głowie stara zasada, że leżącego się nie kopie. Postanowiłem zatem podkopać.
Gdy w ubiegłym roku „Rossoneri” przegrali walkę o Champions League na ostatniej prostej, niejako na własne życzenie, uznano to za olbrzymią porażkę. Ja też poszedłem w ślad za wszystkimi mądrymi łbami, które grzmiały i ciskały gromami na drużynę prowadzoną przez Gennaro Gattuso. Nie dziwcie się. Przecież AC Milan jest marką globalną, z ogromnymi tradycjami piłkarskimi, z aspiracjami na nie tyle awans do Ligi Mistrzów, co na sięganie po najważniejsze klubowe trofeum w Europie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Tak, zdaję sobie sprawę, że tamte czasy nie powrócą (przynajmniej nieprędko). Wiem, że to było ponad dwanaście lat temu. Mam świadomość, że dawniej zespół był naszpikowany gwiazdami światowego futbolu, a dzisiaj w składzie czerwono-czarnych widnieją zaledwie dwa liczące się nazwiska - Gianluigi Donnarumma i Alessio Romagnoli. Natomiast przeciętny widz, przysłowiowy Kowalski, mimowolnie odpala odbiornik telewizyjny, gdy do jego wiadomości zostanie podana informacje, że o danej godzinie odbędzie się transmisja meczu z udziałem Milanu.

Samobiczowanie

Pomińmy kibiców piłki nożnej, którzy słysząc "Milan", myślą „będzie uczta”, „na pewno się przełamią”. Przełamią się bez dwóch zdań, ale na wigilii klubowej i to opłatkiem, a co za tym idzie – biesiada również dojdzie do skutku. Istnieją zagorzali sympatycy mediolańskiej ekipy, ludzie świętujący sukcesy i opłakujący sromotne niepowodzenia, za co chylę czoła. Naprawdę kłaniam się, wyrażając mój szacunek. Bez złośliwości. Brawo! Tak postępuje prawdziwy miłośnik futbolu.
Przyznam szczerze, że sam jestem tego rodzaju masochistą. Gatunek niepodrabialny, obserwujący w latach dziewięćdziesiątych zidentyfikowane obiekty latające w postaci telewizorów kineskopowych po słabszych występach kadry narodowej (a mówią, że dobra materialne z nieba nie spadają). Radujący się po golu przypieczętowującym awans Wisły Kraków do IV rundy Pucharu UEFA autorstwa Kamila Kosowskiego w spotkaniu przeciwko Schalke 04 na niemieckiej ziemi. Płaczący w poduchę po blamażu na Euro 2012.
Wróćmy jednak do Milanu. To przestaje być zabawne, kiedy człowiek nie jest fanem oddanym tej drużynie, a pomimo tego ogląda przepłaconą, kreowaną na bogów futbolu, przypadkową zbieraninę graczy. No… i ja tak mam. Absurd. Ja nawet nigdy nie darzyłem „Rossonerich” specjalnymi względami. Nie mam pojęcia, z czego to wynika. Może po prostu poziom rodzimej Ekstraklasy już nie wystarcza, brakuje mi kolejnych świetnych planów taktycznych selekcjonera Jerzego Brzęczka i dlatego dobijam się potyczkami czerwono-czarnych?
Nie chcę być złym prorokiem, wróżyć z fusów, lecz nie przekonują mnie następne frazesy autorytetów broniących trenera Marco Giampaolo, że „potrzeba czasu”, „kapitalny strateg” i „nie można go za żadne skarby pozbawić funkcji szkoleniowca zespołu”. Czasu? Milan zmarnował go więcej niż ja na pisanie wierszy. Strateg? Może i tak, ale nie na tonący statek. Nie zwalniać? W tym coś jest, bo nie można zwolnić gry bardziej od „Rossonerich”.

Gennaro, wróć!

Tak, to krzyk skończonego desperata. Tak, to takie polskie od razu wyrzucić trenera na bruk. Ot, biało-czerwona forma czarno-czerwonej rozpaczy. Gattuso nigdy nie przebaczał boiskowym oponentom, więc z jakiej paki miałby darować winy (w tym moje) wszystkim, którzy wiosną wieszali na nim psy? Ano, z żadnej. Tylko jest jeszcze drugie dno, ponieważ legendarny „Rino” kocha ten klub, jest przywiązany do barw, do ich reprezentowania na każdym stanowisku.
Właśnie, panowie zajmujący cieplutkie posadki, ważniaki na stołkach mediolańskiego klubu, musieliby przyznać się do błędu, co – jak doskonale nam wiadomo – nie jest mocną stroną żadnego „garniturka” uczepionego koryta. Włoskie media (i nie tylko) spekulują, że kandydatów na szkoleniowca Milanu jest kilku: Arsene Wenger, Massimiliano Allegri czy wymieniony przeze mnie Gennaro Gattuso. Jednak najwyżej w wyścigu po trenerski angaż w drużynie z San Siro stoją akcje Rudiego Garcii.
Średnio zachęcają mnie argumenty przemawiające za Wengerem, Allegrim oraz Garcią, nie uwłaczając. Po prostu moim zdaniem popularny „Rino” jest facetem, który potrafi wykrzesać z tych chłopaków maksimum możliwości. Mówi się o nim, że preferuje nieokrzesany styl gry i niepotrzebnie wprowadził go do zespołu.
Widać jak na dłoni, że taka opinia trąci kłamstwem na kilometr. Bujda na resorach. Gattuso po prostu dostrzegł, ile warci są poszczególni piłkarze, po czym ustawił system tak, żeby wydobyć z nich sto dwadzieścia procent umiejętności. Zdecydowanie wolę Milan bijący się do ostatniej kolejki o Ligę Mistrzów, aniżeli ten, który jest aktualnie blisko strefy spadkowej. W kwestii „Rino” zacytuję sam siebie (megalomania, stopień zaawansowany): „Z nim nie ma co, ale bez niego nie ma nic”.

Koniec farsy w sobotę?

Nie ukrywam, że byłem entuzjastą transakcji z udziałem Ante Rebicia do AC Milanu. Tak jak kiedyś byłem mądrym amatorem Jacka Danielsa (mój daleki krewniak). Dlaczego mówię w czasie przeszłym? W obu przypadkach wciąż jestem! Potencjał Rebicia nie został wykorzystany w sposób, w jaki powinien być spożytkowany. Dołączył do zespołu z misją zbawienia drugiej linii, ale Marco Giampaolo musiał się przejęzyczyć i Chorwat zrozumiał, że z misją z(a)bawienia drugiej linii, wychodząc przy tym na kretyna.
Niestety, z ciężkim sercem muszę oznajmić, że Ante dostosował się „klasą” do reszty ekipy. Z trudem patrzy się na to, jak Giampaolo podcina mu skrzydła, kiedy jego zakichanym obowiązkiem jest ich dodawać. Ewentualna przegrana z Genoą będzie kosztować szkoleniowca „Rossonerich” etat.
Prawdopodobnie w zbliżającym się meczu włoskiej Serie A trener posadzi na ławce Krzysztofa Piątka i wystawi na szpicy Rafaela Leao. Niewykluczone, że od pierwszych minut wystąpią też Lucas Biglia oraz Rebić. Więcej wiadomości o walorach chorwackiego ofensora znajdziecie tutaj. Możecie o nich poczytać, gdyż ich prezentacja na tle kolegów z zespołu to faktycznie śniadaniowa wizyta w McDonald’s:
Póki co, sympatycy drużyny z czarno-czerwonej części Mediolanu są skazani na obserwowanie popisów nieudolności chłopców, którzy na początku sezonu urządzili sobie karnawał. Bo przecież to nie jest Milan, to jacyś przebierańcy. Finał żałosnej maskarady nastąpi w sobotę o 20:45. Szczęśliwy, ponieważ albo ze zwycięstwem „Rossonerich”, albo z głową Giampaolo na tacy. Gorzej być nie powinno. Aczkolwiek, znając upór sterników Milanu, może będzie gorzej? Kto wie, nie zakładajmy od razu najlepszego.
Mateusz Połuszańczyk
Redakcja meczyki.pl
Mateusz Połuszańczyk , Mateusz Połuszańczyk
05 Oct 2019 · 13:00
Źródło: własne

Przeczytaj również