Szejkliga zamiast Superligi. PSG i Manchester City się wzmacniają, a UEFA toruje drogę do ich dominacji

Szejkliga zamiast Superligi. PSG i City się wzmacniają, a UEFA toruje drogę do ich dominacji
John Spencer / SIPA / PressFocus
Czy w najbliższych finałach Ligi Mistrzów obejrzymy potyczki PSG z Manchesterem City? Być może nieświadomie, ale rządzący europejską piłką właśnie do tego dążą. Finansowe Fair Play praktycznie nie działa, a wkrótce zostanie całkowicie zrekonstruowane. Tylko po to, by bogatsi byli jeszcze silniejsi.
Minęły cztery lata od niesamowitego letniego okna transferowego 2017, kiedy Paris Saint-Germain kupiło Neymara i Kyliana Mbappe za łącznie 367 milionów euro, gwarantując obu graczom, zwłaszcza Brazylijczykowi, bardzo wysokie pensje, przekraczające normy rynkowe.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przy tej okazji zastanawialiśmy się, jak Francuzi mogli dokonywać tak drogich zakupów w ramach Finansowego Fair Play, pojawiało się mnóstwo wątpliwości, UEFA wszczęła nawet śledztwo i odpowiednią procedurę tylko po to, by po miesiącach gry pozorów wykluczyć nieprawidłowości w działaniu paryskiego klubu.
Wskazywano wówczas ekonomiczne powody, dla których PSG mogło dokonywać tamtych inwestycji, pozostając w granicach obowiązujących zasad, pamiętając również, że regulacje FFP nie przewidywały żadnych środków zapobiegawczych, interwencji mających na celu uniemożliwienie kupna zawodnika. Innymi słowy - urzędnicy z europejskiej centrali piłkarskiej nie mogli spuścić szlabanu tu i teraz. Wszelkie kary za “nielegalne” operacje można było nałożyć dopiero kilka sezonów później, oczywiście po udowodnieniu winy. Francuzom tylko pogrożono palcem, ale ci niezbyt się tym przejęli. Kwestią czasu było, kiedy powtórzą zabieg.

Paryż do nie powstrzymania

Od tamtej pory piłkarska potęga znad Sekwany uspokoiła się nieco na rynku. Wystarczy sprawdzić, że od tego czasu najdroższym zakupem zarówno pod względem ceny, jak i wynagrodzenia był Mauro Icardi, za którego zapłacono “zaledwie” 50 milionów i zaproponowano pensję w wysokości ośmiu milionów. Liczby całkowicie w zasięgu wielu innych europejskich klubów. Po czterech latach katarscy właściciele PSG zaatakowali na nowo, dokonali transferowego “Blitzkriegu”, skradając kilka głośnych nazwisk. I znów podniosły się pytania, czy wszystkie podpisy zostały zebrane zgodnie z przepisami FFP.
Jesteśmy więc zmuszeni wołać tak, jak latem 2017 roku: jakim cudem PSG stać na dokonanie tych wszystkich zakupów? Odpowiedź może być inna od tej podanej cztery lata temu, ale jeśli chodzi o przyszłość europejskiego futbolu, wcale nie wydaje się to uspokajające.
Otóż paryżanie nie prowadzą gwiezdnej kampanii podpisywania gwiazd używając tych samych sztuczek, zawyżając przychody, które mieliby otrzymać za sponsoring (a nie, jak jest w rzeczywistości, poprzez zastrzyk rządowej gotówki prosto z Kataru), nie muszą też liczyć na to, że UEFA kolejny raz spóźni się z dostarczeniem odpowiednich dokumentów, dzięki czemu klubowi znów by się upiekło. Aktualna sytuacja wygląda w ten sposób, że współczesne Finansowe Fair Play znacząco różni się od tego sprzed pandemii i tak naprawdę nie działa.
UEFA z powodu kryzysu covidowego w sezonie 2020/21 postanowiła poluzować lejce w związku z niemożnością uzyskania przez kluby części oczekiwanych przychodów bez bezpośredniej interwencji w budżety. Rozwodnienie przepisów, które, w założeniu pomysłodawców, miało pomóc mniejszym drużynom wyjść z recesji w miarę suchą stopą, w rzeczywistości wzmacnia hegemonów. Oznacza to, że ani PSG, ani City, które w zeszłym tygodniu pobiło rekord transferowy Premier League, kupując Jacka Grealisha za blisko 120 mln euro, nie musi się martwić o nowe dochodzenia w sprawie ich wydatków. Są czyści i pewni swego.
- Znamy zasady Finansowego Fair Play i zawsze będziemy ich przestrzegać. Zanim cokolwiek zrobimy, sprawdzamy z naszymi ludźmi z działów prawnych i finansowych. Mieliśmy możliwość zawiązania umowy z Messim. Jeśli zaproponowaliśmy mu kontrakt, to znaczy, że mogliśmy to zrobić, w przeciwnym razie, nie doszłoby do tego - tłumaczył na konferencji podczas prezentacji Argentyńczyka prezes Nasser Al-Khelaifi.

Idzie nowe. I gorsze

W tej sytuacji zasadne byłoby postawienie pytania: czy UEFA zdaje sobie sprawę z wagi problemu? Tak. Czy zamierza coś z tym zrobić? Tak. Ale bynajmniej nie pójdzie w stronę osłabienia PSG. Przeciwnie. Patrząc w przyszłość, sytuacja wydaje się zmierzać w kierunku jeszcze gorszego scenariusza. Najwyraźniej europejska centrala nie tylko nie spieszy się z wydaniem zaktualizowanego rozporządzenia, które ponownie ograniczałoby wydawanie wielkich pieniędzy przez kluby o ogromnym majątku właścicielskim, ale jest na finiszu wydania takich zasad, które będą im sprzyjały.
Pierwotnie przepisy wymagały, aby kluby biorące udział w europejskich rozgrywkach osiągały próg rentowności przy maksymalnych stratach w wysokości 30 milionów euro w ciągu trzech lat. Projekt nowych regulacji ma zrywać całkowicie z zasadą “rentowności” (czyli z zakazem wydawania więcej niż generuje się przychodów), a zastąpić to ma model o nazwie “Football Earning Rules”, który pozwoli klubom inwestować pieniądze na rynku transferowym bez innych ograniczeń niż możliwości finansowe właścicieli.
A teraz zagadka: kto stoi za zmianami? Nie jest to pytanie z najtrudniejszego quizu. Bezpośrednie zainteresowanie UEFA skupia się na zagrożeniu ze strony Superligi. Kiedy udało się zażegnać niebezpieczeństwo (ku uciesze milionów fanów, ale pewnie tylko na chwilę), działacze mogli wrócić do swoich diabelskich planów. Kluczową postacią w negocjacjach będzie człowiek, który właśnie został prezesem Europejskiego Stowarzyszenia Klubów i który postanowił nie dołączyć do superligowych rebeliantów. Jest też członkiem komitetu wykonawczego UEFA i prowadzi międzynarodową grupę medialną, posiadającą ważną część praw telewizyjnych Ligi Mistrzów UEFA.
Tak, to ten sam Nasser Al-Khelaifi, prezes PSG. Ostatnio nazywany także “człowiekiem, który uratował futbol”.

Szczypta optymizmu

Przyszłość europejskiej piłki wydaje się zatem zmierzać w kierunku scenariusza, w którym kluby w rękach szejków będą miały możliwość, jeśli zechcą, narzucić swoją ekonomiczną dominację wszystkim innym i nic nie byłoby w stanie ich ograniczyć. Silny sojusz między prezydentem UEFA Aleksandrem Ceferinem i Al-Khelaifim przeciwko Superlidze uratował projekt Ligi Mistrzów, ale także popchnął naszą ukochaną dyscyplinę w stronę świata bogaczy z Bliskiego Wschodu. Ceferin wybrał drogę finansowania biznesu z pieniędzy wstrzykiwanych do systemu przez najbogatszych właścicieli, zamiast próbować zwiększyć przychody poprzez ingerencję w format rozgrywek.
Czy po tym wyborze powinniśmy zobaczyć okres dominacji PSG i City? Przez najbliższe co najmniej dwa lata należy się tego spodziewać, ale być może ratunek przyjdzie od 2023 roku. Wtedy bowiem skończy się kadencja Ceferina, z drugiej strony - rysuje się perspektywa, że wola szejków w wydawanie petrodolarów na piłkę nożną skończy się po zakończeniu przyszłorocznego mundialu w Katarze. Dla nich futbol to tylko zabawka, którą odrzucą, jak tylko się znudzi. Dla nas to najpiękniejsza dyscyplina, która trwa i będzie trwała nawet po wyjściu ludzi z Bliskiego Wschodu. Oby tylko wyszła z tego jak najmniej poobijana.

Przeczytaj również