Szura po dnie, choć miał być nowym Inzaghim. Historia upadku włoskiej perły

Szura po dnie, choć miał być nowym Inzaghim. Historia upadku włoskiej perły
Ververidis Vasilis/Shutterstock
Kilka lat temu wróżono mu wielką karierę. Miał zostać niekwestionowanym liderem, symbolem odrodzenia AC Milanu i reprezentacji Włoch. Obie drużyny przeżyły prawdziwy renesans, jednak bez jego wkładu. Niektórzy porównywali Patricka Cutrone z legendarnym Pippo Inzaghim. Ale zamiast podbijać San Siro, napastnik wylądował w Empoli.
Żaden obiecujący zawodnik w wieku 23 lat nie powinien grać w drużynie z tej półki. Na tę chwilę zespół z Toskanii jest jednak idealnym odzwierciedleniem formy wychowanka Milanu. Chociaż brzmi to nieprawdopodobnie, Cutrone ostatni raz trafił do siatki 19 lipca… ubiegłego roku. Minione miesiące w jego wykonaniu to nieustanna gehenna, piłkarskie piekło, droga do upadku dobrze zapowiadającej się kariery.
Dalsza część tekstu pod wideo

Perła

Cztery lata temu Cutrone stał się rewelacją włoskiej piłki. Napastnik zbierał szlify w pierwszej drużynie Milanu, kiedy ta znajdowała się w absolutnej zapaści na poziomie sportowym, dyrekcyjnym i możliwie każdym innym. Kibice zmuszeni na własne oczy obserwować rozkład klubu, wprost zakochali się w nowej gwieździe “Rossonerich”. Gra Cutrone, jego żywiołowość, młodzieńcza fantazja, kolejne gole były promykiem nadziei, którą wielu mediolańczyków już porzuciło. Snajper w pojedynkę próbował przegonić znad San Siro czarne chmury. I to mu się do pewnego czasu udawało.
- Cutrone bardzo przypomina mi Inzaghiego. To zawodnicy grający w niemal identyczny sposób - mówił Luca Antonini.
- Jest młody, ale widać w nim wielki głód. Jego styl gry jest podobny do Inzaghiego, ale ma swoje indywidualne cechy. On może przez lata być gwiazdą Serie A - zapowiadał wtedy Gennaro Gattuso.
- Nie chciałbym go porównywać. Kiedy sam przybyłem do Mediolanu, nikt nie mówił, że jestem jak Marco van Basten czy George Weah. Ale Cutrone ma wszystko, aby stać się czołowym napastnikiem. Podoba mi się jego pragnienie kolejnych bramek, kultura pracy - dodał sam Inzaghi.
Włosi słyną z nadmiernej egzaltacji, zwłaszcza w kontekście piłki nożnej, jednak Cutrone dawał podstawy do zachwytu. W pierwszych trzech spotkaniach w Serie A strzelił dwa gole. Błyskawicznie przekroczył barierę dziesięciu trafień we wszystkich rozgrywkach. Nigdy w historii Milanu 20-latek nie miał na koncie aż tylu bramek. Włoch był miłą odmianą po kompromitujących transferach Andre Silvy, Fabio Boriniego czy Nikoli Kalinicia. Problemy Cutrone rozpoczęły się, kiedy klub ściągnął innego napastnika i ten momentalnie zaczął się spłacać. Mowa oczywiście o Krzysztofie Piątku, który w sezonie 2018/19 okazał się fenomenem na Półwyspie Apenińskim. Wychowanek Milanu dał tej drużynie wiele radości, ale został natychmiast odsunięty na boczny tor, kiedy San Siro oszalało na punkcie “Pio”. Jego pistolety oczarowały Mediolan, magazynek był zawsze pełny i gotowy, by rozstrzelać kolejnych rywali. Kiedy cała Polska z uwagą śledziła każdy ruch Piątka w czerwono-czarnym trykocie, gdzieś z boku dogasała kariera Patricka Cutrone.

Z dala od watahy

- Nie wiem, co się stało. W pewnym momencie znalazłem się w takim położeniu, że musiałem powiedzieć: “Dobrze, teraz muszę odejść z Milanu”. Nie chcę zdradzić dokładnie, co się stało, ale po rozmowie z klubem wiedziałem, że nie mogę zostać - zdradził Cutrone na łamach “Daily Mail”.
Włoch trafił do Wolverhampton, czyli naprawdę solidnej drużyny na Wyspach. Wszyscy znamy pojęcia angielskiego wyjścia, jednak Cutrone postanowił odwrócić sytuację i wejść do Premier League tak, aby nikt go nie zauważył. W ciągu pół roku strzelił zaledwie trzy gole. Kibice Wolves wykazali się większą kreatywnością, tworząc przyśpiewkę na cześć Cutrone, niż sam piłkarz podczas swojego pobytu na Molineux.
Snajper po sześciu miesiącach odszedł na wypożyczenie do Fiorentiny. Liczono, że we Włoszech się odbuduje, znów odnajdzie radość z życia, która przełoży się na jego boiskowe poczynania. W Anglii wielokrotnie podkreślano, że Cutrone źle czuje się na Wyspach, nie potrafi się odnaleźć, brakuje mu śródziemnomorskiego klimatu. Napastnik miał snuć się w Wolverhampton z utęsknieniem spoglądając w kierunku słynnego “obcasa” na mapie. Sęk w tym, że powrót do ojczyzny niewiele zmienił.
W ciągu roku Cutrone strzelił dla Fiorentiny pięć goli. Ani razu nie udało mu się rozegrać meczu od deski do deski. W większości spotkań zbierał tzw. ogony. Ani Giuseppe Iachini, ani Cesare Prandelli nie mieli zamiaru odważnie stawiać na zawodnika, który jeśli odpali, to po prostu wróci z wypożyczenia i “Viola” nie będzie miała z tego żadnego pożytku. Cutrone z wysokości ławki rezerwowych pozostało przyglądać się poczynaniom Dusana Vlahovicia i Francka Ribery’ego. W styczniu Wolverhampton przywróciło go z wypożyczenia, bowiem urazu głowy doznał Raul Jimenez. Włodarze zdecydowali, że w takiej sytuacji środkowy napastnik z pewnością się przyda, ale Nuno Espirito Santo miał inne plany. Tym razem wychowanek Milanu przegrał rywalizację o miejsce w składzie z Fabio Silvą.

Równia pochyła

- Wiele osób mówi, że nie zdołałem się zadomowić w Anglii, ale to nieprawda. To Nuno miał swoją grupę wiernych piłkarzy, z których nie chciał rezygnować. Był zafiksowany na punkcie tej samej jedenastki. Nie widział żadnego innego zawodnika w kadrze. W końcu musiałem odejść - tłumaczył Cutrone w rozmowie z “La Gazzetta dello Sport”.
Gigantycznym problemem Włocha jest wybór następnych klubów. Po odejściu z Milanu zawsze trafiał do drużyn, które tak naprawdę nie szukały, a nawet nie potrzebowały “dziewiątki”. “Wilki” miały Raula Jimeneza, wcześniej Diogo Jotę, a później sprowadzonego pod egidą Jorge Mendesa Fabio Silvę. Fiorentina wolała stawiać na Vlahovicia, co zresztą okazało się znakomitym ruchem, ponieważ dziś 21-letni Serb wart jest kilkadziesiąt milionów euro.
- Na treningach to bardzo dobry zawodnik, nie można mu niczego odmówić, ale wybieram napastników z innymi cechami. Jeśli Cutrone się to nie podoba, może odejść albo uzbroić się w cierpliwość. Jeśli ktoś nie myśli o Fiorentinie, z mojej perspektywy znajduje się poza grupą - przyznał Prandelli.
Końcówkę minionego sezonu Cutrone spędził w Valencii, gdzie znów, cytując Bartłomieja Drągowskiego, był w kolejce do gry za masażystą i klubowym kierowcą. Na Estadio Mestalla Włoch zwiedził ławkę rezerwowych i trybuny, obserwując Maxiego Gomeza, Kevina Gameiro i Manu Vallejo. Powrót do “Wilków” i zmiana trenera niewiele pomogły. Cutrone już nie zdoła podbić Premier League i zostać przywódcą watahy. Zamiast tańczącego z wilkami wyszedł danse macabre. Teraz musi ratować swoją karierę, póki jeszcze nie jest za późno.
- Jestem bardzo szczęśliwy, że wróciłem do Włoch. Wybrałem Empoli, ponieważ to bardzo dobry klub i świetne miejsce do życia. Dla napastnika najważniejsza jest regularna gra, a tego brakowało mi przez ostatnie dwa lata - powiedział Cutrone podczas prezentacji w nowych barwach.
Nowym Inzaghim już nie zostanie, to nie ulega wątpliwości. Pozostaje pytanie, czy Cutrone uda się w ogóle zostać zapamiętanym. 23 lata to wiek, w którym napastnik powinien być wiodącą postacią w drużynie przynajmniej aspirującej do walki o sukcesy. Nikt dwa sezony temu nie powiedziałby, że ten przebojowy wychowanek Milanu wyląduje w Empoli, będąc po raz trzeci wypożyczany z innego klubu. Podobno jesteś tak dobry, jak twój ostatni występ, ale trudno w takim razie w ogóle znaleźć słowa, by opisać zawodnika ofensywnego z zerowym dorobkiem bramkowym w ostatnim roku. Kariera napastnika rozpoczęła się fenomenalnie, od prawdziwego trzęsienia ziemi niczym w najlepszych produkcjach Hitchcocka. Później jednak jego występom pod względem żywiołowości bliżej było do “Śmierci w Wenecji”. Przyszedł czas na odrodzenie w Empoli.

Przeczytaj również