Szykuje się duży transfer? Oni poinformują o nim pierwsi. "Sygnaliści" urządzają się w świecie futbolu

Szykuje się duży transfer? Oni poinformują o nim pierwsi. "Sygnaliści" urządzają się w świecie futbolu
Youtube
Kiedy przychodzi lato lub zima, zaczyna się ich czas. Tysiące telefonów, weryfikacji, przeszukiwanie informacji, wszystko dla jednego celu: najszybciej w branży podać newsa o transferze zawodnika. To dzięki ich pracy żyją inne sportowe media. Poznajcie najlepszych “sygnalistów” na rynku transferowym.
Jeśli chodzi o wieści na temat przejść zawodników z jednej drużyny do drugiej, nie ma chyba lepiej poinformowanego człowieka niż Fabrizio Romano. Po dołączeniu do “Sky Italia” w wieku 19 lat nawiązał kontakty z klubami, pośrednikami, agentami i samymi piłkarzami. Dziś ma prawie 800 tys. obserwujących na Twitterze, miliony polubień i udostępnień. Jego hasło “here we go!” oznacza, że właśnie dopina się duży deal i nie ma od niego odwrotu. Od momentu wpisu zostaje już tylko kilka dni do oficjalnego potwierdzenia transferu. Romano prawie nigdy się nie myli.
Dalsza część tekstu pod wideo

Transfery lepsze niż mecze

- Szczerze mówiąc, nie pamiętam nawet dokładnie, kiedy po raz pierwszy użyłem słów “here we go!”. Ale to mogło być przy okazji umowy Paula Pogby z Manchesterem United. Kiedy sytuacja nabrała tempa, rzuciłem takie hasło i ludziom się spodobało. Później dopytywali mnie o inne pogłoski, spekulacje, plotki, chcieli zobaczyć, jak piszę to samo o ich klubie, o ich ruchach transferowych - mówi Romano dla portalu “Bleacher Report”.
Dla niego trafna ocena sytuacji to jak strzelenie pięknej i zwycięskiej bramki. - Wolę obserwować okienko transferowe niż mecze piłkarskie! - mówi. Jeśli obie strony dochodzą do porozumienia, a on przekaże tego newsa jako pierwszy, ma podwójną satysfakcję. Potwierdza status fachowca w swojej dziedzinie, a jednocześnie rośnie zaufanie w stosunku do jego pracy. Nigdy nie wykorzystuje swojej pozycji. Gdy kluby proszą go o dyskrecję, on milczy. „Embargo informacyjne” to świętość i stara się nie niszczyć dobrych stosunków. Zamiast tego poszukuje nowych źródeł, „insiderów” z dostępem do świeżych wieści.
Codziennie zasypują go pytaniami na temat plotek. Co z Jadonem Sancho? Dokąd pójdzie Kai Havertz? Czy są potencjalni kupcy na Garetha Bale’a? - Najwięcej tego typu zapytań dostaję od fanów Tottenhamu - zdradza. Nie mają wielkiego gracza i ciągle chcą jakiejś wiadomości, bo liczą, że przyjście Jose Mourinho wiąże się z napływem topowych piłkarzy. To tak nie działa - śmieje się dziennikarz.

Potwierdza lub zaprzecza

Fabrizio Romano lideruje na rynku, ale to nie jedyna gwiazda w tej dyscyplinie. Jeśli ktoś przegląda piłkarskiego Twittera to obowiązkowo na liście obserwowanych powinien mieć profil Christiana Falka. Niemiecki dziennikarz od lat relacjonuje wydarzenia z Bundesligi, ale ma również znakomite dojścia do ludzi z angielskiej piłki. Już w tym roku był numerem jeden, jeśli chodzi o informacje dotyczące Leroya Sane zmierzającego do Bayernu Monachium. Jako pierwszy podał też rewelację o „twiście” Timo Wernera, który nie doczekał się konkretów ze strony Liverpoolu, więc przyjął zaloty Chelsea.
Również i Falk ma własny, oryginalny styl obwieszczania o nowych transferach. Kiedy widzi plotkę, o której ma wiedzę, retweetuje, czyli przesyła dalej, dodając jedno z dwóch słów: „True”, albo „Not true”, a następnie w kolejnych tweetach podaje szczegółowe informacje. Tym samym uwiarygadnia szerzące się po mediach społecznościowych wzmianki o możliwych transferach.
- W poprzednich latach, kiedy nie było tylu tego typu influencerów, my, reporterzy, zachowywaliśmy się jak strażnicy. Decydowaliśmy o tym, które informacje trafią „na papier”, czyli do gazety. Ale teraz czytanie dzienników zamiera i otrzymaliśmy nową rolę, mówienie ludziom, co jest „fake newsem”, co „niesprawdzonym newsem”, a co może być „blisko prawdy”. To naprawdę ważne, by ludzie wiedzieli, komu powinni ufać - zauważa Falk.
Zajmuje się Bayernem od 20 lat. Taki sam staż ma w “Bildzie”. Jeśli ktoś sądzi, że brukowiec nie może mówić prawdy i zwykle kłamie w sprawach transferów, to należy wytrącić go z błędu. W Niemczech i Wielkiej Brytanii to bulwarówki zwykle mają najlepsze doniesienia i nawet jeśli czasem nie trafią, to ich skuteczność zwykle nie spada poniżej pewnego, wysokiego poziomu.
Falkowi w nasyconej branży udało się wypłynąć dzięki swojej zdolności opowiadania wiarygodnych historii o największych gwiazdach. Zbudował reputację, nakreślając sytuację klubu i poszczególnych zawodników Bayernu przez ponad dwie dekady. Rezultatem tego jest prawie 100 tysięcy obserwujących.
- To najlepsze uczucie, kiedy naciskasz przycisk „send” i wysyłasz mega historię! Podoba mi się, gdy koledzy zaczynają cię cytować, albo gdy Fabrizio Romano używa twojego tweeta i mówi „here we go!”. To mnie nakręca - mówi podekscytowany Falk. Po Wernerze i Sane wie, że jego przygoda tego lata jeszcze się nie skończyła. Na radarze wielkich klubów ciągle są inni gracze z Bundesligi: Havertz, Thiago i Sancho. Sagi transferowe będą rozgrzewały głowy milionów osób, a Christian zamierza dokładać drewna do rozpalonego kominka. Taka robota!

Piłka w genach

Poznajcie kolejnego przedstawiciela krótkiej listy „sygnalistów”. To Gianluca Di Marzio, syn menedżera piłkarskiego, zwiadowcy, który dostrzegł talent Diego Maradony. Wychowywany w środowisku od małego. Nic dziwnego, że szybko stał się ekspertem od transferów. Dla niego nic nie jest zbyt trudne do wyobrażenia, ani najbardziej dziwaczne wypożyczenie, ani kontrowersyjna forma zapłaty za danego gracza. Wie wszystko o wszystkich. Ludzie widzą go wiecznie z telefonem przy uchu i nazywają „włoskim epicentrum rynku transferowego”.
- Kiedy byłem dzieckiem, podążałem za ojcem na treningi, do szatni, drużynowego autobusu. Mogłem więc zobaczyć cały mechanizm obracający się wokół futbolu - tłumaczy Di Marzio. - To wyglądało jak pobyt w Disneylandzie. Od razu zdałem sobie sprawę z tego, że nie jestem wystarczająco dobry, aby zostać piłkarzem. Ale potrafiłem posługiwać się słowami, lubiłem pisać, dlatego połączenie dziennikarstwa z moją wiedzą piłkarską było dosyć naturalne - opowiada.
Jak ocenia narzędzia, którymi może się dziś posługiwać „dziennikarz od transferów”? - Dzięki technologii dzisiaj wszystko robimy w ułatwiony sposób, a redakcje są mniej restrykcyjne. Nie musisz wysyłać potwierdzenia skanu umowy, masz setki tysięcy innych opcji, aby uwiarygodnić jakąś informację. Tak to teraz działa - tłumaczy Di Marzio.
Reporterzy zajmują dużą część dyskursu, ponieważ są w stanie na własne oczy zobaczyć, jak potencjalne posunięcia, o których powiadamiają media, zaczynają się materializować. Uczą się na własnych błędach i nabierają doświadczenia. Są nieodłącznym elementem każdego okienka, pierwszym sitkiem, przez które przechodzą najdziwniejsze plotki lub pobożne życzenia wysyłane przez kluby, chcące wyrobić sobie pozycję negocjacyjną. Jeśli zobaczysz jakiś wpis Falka, Romano czy Di Marzio, możesz być pewny, że „coś jest na rzeczy”.

Przeczytaj również