Tak Bayern może zastąpić Lewandowskiego. Świetne wieści dla Nagelsmanna. "To wydaje się pozbawione sensu"

Tak Bayern może zastąpić Lewandowskiego. Świetne wieści dla Nagelsmanna. "To wydaje się pozbawione sensu"
Joachim Bywaletz/Pressfocus
Coraz więcej wskazuje na to, że Robert Lewandowski nie będzie piłkarzem Bayernu w przyszłym sezonie. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że klub potrzebuje zatem nowego snajpera, który zbalansowałby stratę najlepszego strzelca. Tyle że w Monachium już mają linię ataku gotową do rywalizacji o najwyższe cele. I to bez “Lewego”.
Prawdopodobne odejście Roberta Lewandowskiego z Bayernu teoretycznie wiąże się ze stratą około 40-50 goli w sezonie. “Lewy” przez lata był liderem ofensywy mistrzów Niemiec, jednak poszukiwania bezpośredniego następcy polskiego napastnika mijałyby się z celem. Nawet po ewentualnej sprzedaży 33-latka do Barcelony włodarze “Die Roten” nie powinni skupiać się na uzupełnieniu linii ataku. Wygląda bowiem na to, że Julian Nagelsmann ma już do dyspozycji wszystkie komponenty niezbędne do tego, aby w pełni zaimplementować swoją filozofię futbolu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Problematyczna współpraca

Chociaż może to zabrzmieć kontrowersyjnie, ale Robert Lewandowski, mimo dziesiątek goli, które strzelił pod wodzą Nagelsmanna, nigdy nie wpasował się idealnie do jego taktyki. Dobrze wiemy, że Niemiec jest przedstawicielem nowej szkoły trenerów, którzy stawiają ponad wszystko na grę szybką, wertykalną, apozycyjną. W systemie 34-latka największe role odgrywają skrzydłowi, skrajnie ofensywni wahadłowi i zawodnicy na wskroś uniwersalni pokroju Jamala Musiali czy Thomasa Muellera. Nietrudno zauważyć, że polski snajper nie wpisuje się w żadną z tych kategorii.
Oczywiście, Lewandowski w ostatnich miesiącach robił swoje, zdobywając multum bramek i bijąc rekordy rekordów. Indywidualne statystyki nie przesłonią jednak tego, że niejednokrotnie zdarzały się spotkania, w których był on niemal kompletnie odcięty od gry, wyłączony z rywalizacji, pozbawiony podań. Wyglądało to tak, jakby Bayern grał swoje, “Lewy” swoje. Koniec końców Polak trafiał raz czy drugi do siatki, ale przez większość meczów właściwie nie istniał, był cieniem, duchem.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to żaden problem, skoro w ostatecznym rozrachunku Lewandowski zakończył sezon z 50 bramkami na koncie. Sęk w tym, że według wielu dziennikarzy samemu zawodnikowi przeszkadzała przeźroczysta rola w układance Nagelsmanna. Już w kwietniu media informowały o tym, że napastnik czuje się pomijany, taktycznie wyalienowany, odstawiony na boiskowy boczny tor. Cóż z tego, że zespół pracował na produkt końcowy w postaci goli Polaka, jeśli ten praktycznie nie uczestniczył w funkcjonowaniu kolektywu. Przy czym warto dodać, że mówimy tego typu doniesienia wypływały od “L’Equipe” czy niemieckiego “Sport1”, a nie kaczek dziennikarskich stażystów “Mundo Deportivo”, zatem trudno podważać ich wiarygodność.

Dziewiąte wrota

Nie jest tajemnicą, że Julian Nagelsmann nie należy do zwolenników budowania drużyny w oparciu o klasyczną “dziewiątkę”. W niemal każdej drużynie szkoleniowiec stosuje taktyki zbudowane na bazie zagęszczania skrzydeł i możliwie jak najszerszej gry. Taka metodologia nie idzie za pan brat z posiadaniem najlepszego napastnika świata w osobie Roberta Lewandowskiego.
W obliczu prawdopodobnie napiętych relacji na linii Lewandowski-Nagelsmann można dopatrzyć się pewnych pozytywów w nadchodzącym transferze Polaka. Niemiec stanie przed okazją zbudowania drużyny na swoją modłę, gdzie nie będzie jednego lidera linii ataku. Do drużyny dołączył za to zawodnik, który jak mało kto wpisuje się w filozofię Nagelsmanna. Sadio Mane.
- Jestem piłkarzem, który może grać na czterech różnych pozycjach - na prawym i lewym skrzydle, jako “dziewiątka” czy też ofensywny pomocnik. Prawie całą karierę spędziłem na lewej flance, ale jestem tu do drużyny i zagram tam, gdzie będzie tego chciał trener - przyznał Mane w powitalnym wywiadzie dla “Bayern TV”.
- Kiedy spotkaliśmy się z Sadio, trener wytłumaczył mu swój pomysł na drużynę i miejsce dla niego w tej układance. Sadio szybko zauważył, że ten styl pasuje mu idealnie i będzie perfekcyjnym piłkarzem dla naszego klubu. Oczywiście, że to nie jest napastnik w stylu Roberta Lewandowskiego czy Luki Toniego. Mane może jednak pokazać jakość na obu skrzydłach i na środku ataku. Julian lubi ten styl - stwierdził z kolei Hasan Salihamidzić na łamach “Bilda”.
- Mane podczas naszej pierwszej rozmowy powiedział, że wyobraża sobie siebie na dowolnej pozycji. Rzadko zdarza się, aby zawodnik w takim stopniu oddał się do dyspozycji szkoleniowca. To sprawia, że ten transfer staje się jeszcze lepszy - dodał Julian Nagelsmann.
Odejście Lewandowskiego nie jest jeszcze formalnie sfinalizowane, jednak między słowami można wyczytać, że w Bayernie już powoli szykują się na pożegnanie Polaka, równoznaczne z przemodelowaniem ustawienia drużyny. Nigdy nie dowiemy się, jak naprawdę do całej sprawy podchodzi Nagelsmann, ale można przypuszczać, że utrata “Lewego” wcale nie oznacza dla niego katastrofy. Co więcej, niewykluczone, że wraz z oficjalnym potwierdzeniem tej transakcji w biurach przy Saebener Strasse słyszalny będzie wymowny oddech ulgi.

Bayern Nagelsmanna, nie Bayern Lewandowskiego

To jedynie wstępne przewidywania, jednak można spodziewać się, że Mane z miejsca stanie się jedną z kluczowych postaci Bayernu. Senegalczyk posiada wszystkie cechy napastnika pożądane przez Nagelsmanna. Wystarczy przypomnieć, jak znakomicie pod wodzą tego trenera spisywał się Timo Werner. Dziś kojarzymy go z nieskutecznością i pasmem wpadek, jednak jeszcze za czasów RB Lipsk był on jednym z czołowych ofensywnych piłkarzy w Europie. Dostarczał hurtowe ilości goli, notował asysty, znakomicie operował we wszystkich sektorach. Mane spokojnie może odgrywać identyczną rolę w Bayernie Monachium.
- Mane jest bardzo elastycznym piłkarzem, może pokryć skrzydła i pozycję napastnika. To kompletny napastnik i bardzo dobry transfer Bayernu Monachium. Z takim zawodnikiem cały zespół staje się bardziej elastyczny i nieprzewidywalny - ocenił w rozmowie z “Kickerem” Michael Reschke, były dyrektor “Die Roten”.
Sadio Mane potwierdził w ostatnim sezonie, że z powodzeniem może stać się swoistym następcą Roberta Lewandowskiego. W minionych rozgrywkach zanotował 18 występów na pozycji numer “dziewięć”, zdobywając 12 bramek. Dla porównania, jako lewoskrzydłowy zaliczył jedno trafienie mniej w aż 30 spotkaniach. Można powiedzieć, że Juergen Klopp nieświadomie urządził Senegalczykowi mały obóz przygotowawczy przed przeprowadzką do stolicy Bawarii.
Z pewnością Mane nie strzeli w Bayernie tylu goli, co Lewandowski, jednak jego obecność powinna jeszcze zwiększyć udziały ofensywne takich zawodników, jak Kingsley Coman, Serge Gnabry czy Leroy Sane. A produktywność skrzydłowych to jeden z fundamentów filozofii Nagelsmanna. Sprowadzenie Mane sprawia, że dodatkowy transfer “dziewiątki” wydaje się pozbawiony sensu. Trener Bayernu już dzierży w garści wszystkie karty potrzebne do skompletowania ofensywnej talii.
Można jedynie uśmiechnąć się, kiedy przypomnimy, że jednym z powodów nagłej chęci Lewandowskiego do zmiany klubu miało być niezadowolenie po tym, jak władze za jego plecami próbowali ściągnąć Erlinga Haalanda. Wtedy możnowładcy mistrzów Niemiec pewnie wychodzili z założenia, że oddadzą jedną topową “dziewiątkę”, a ściągną drugą, o dekadę młodszą.
Dziś wiemy, że na Allianz Arenę nie zawita ani Haaland, ani prawdopodobnie żaden inny typowy snajper. Era post-Lewandowski wcale nie musi jednak wiązać się z nagłą zapaścią ofensywy Bayernu. Julian Nagelsmann dysponuje gronem napastników wprost skrojonym pod jego wizję futbolu. Kiedy “Lewy” już trafi do Barcelony, wcale nie będzie trzeba mówić, że Niemiec płakał jak sprzedawał.

Przeczytaj również