Tak nudnego mundialu już dawno nie widzieliśmy. Czy to wina przesytu piłką klubową?

Tak nudnego mundialu już dawno nie widzieliśmy. Czy to wina przesytu piłką klubową?
Dokshin Vlad / shutterstock.com
Początek Mundialu jest zawsze wspaniały i budzi nadzieje na niezwykłe przeżycia. Dumamy nad pustymi jeszcze tabelami, w których drużyny ułożone są alfabetycznie, a egzotyczne flagi zamorskich reprezentacji budzą w nas dziecięcą tęsknotę za piłkarskimi cudami. Bo my chcemy się zachwycać, poddawać emocjom i ekscytacji naszą ulubioną grą.
Potem zaczyna obracać się piłkarska karuzela i ze zdumieniem stwierdzamy, że z meczu na mecz nimb niezwykłości Mundialu zaczyna ustępować miejsca zniecierpliwieniu i kalkulacjom. Transmisje pod względem wizualnym są na wysokim poziomie, stadiony wypełnione barwnym tłumem, gra jest szybka, a gole piękne.
Dalsza część tekstu pod wideo
Po zakończeniu fazy grupowej każdy mecz jest już meczem o wszystko. Oglądamy dogrywki, emocjonujące serie rzutów karnych. Jesteśmy świadkami niespodzianek, a nawet sensacji… A my ciągle na coś czekamy. Może w finale? Gdzież tam! Piłkarskie święto się skończy i wstaniemy od świątecznego stołu. Niby najedzeni do syta, a przecież nienasyceni.
Czy znużenie i nuda są pochodną samej formuły imprezy, a może to wina mediów, które obiecują zbyt wiele? A może problem tkwi w nas - współczesnych odbiorcach futbolu, którzy widzieli już wszystko i podświadomie czekają na kolejne, podsuwane pod kibicowski nos piłkarskie atrakcje? Jest kilka spraw...

Mundial nie kreuje nowych gwiazd

Wysoki status medialny współczesnego futbolu po prostu to uniemożliwia. Nikt już nie przywiezie na Mundial wybitnie utalentowanego, a przy tym mało znanego piłkarza, który w trakcie turnieju zabłyśnie tak, że skupi się na nim powszechna uwaga kibiców. Nawet bardzo młodzi, debiutujący na wielkiej imprezie piłkarze, już są gwiazdami. Opisani, wycenieni i pożądani, a wzrost ich wartości rynkowej niespecjalnie działa na naszą wyobraźnię.
Weźmy 20-letniego Mbappé. Przecież ten młodzieniec był uznaną gwiazdą już przed mundialem. Jego talent został potwierdzony wielokrotnie, zarówno w klubie, jak i w reprezentacji Francji. Absencja na Mundialu w niczym by nie zaszkodziła jego karierze, więc trudno uznać, że udział w jakiś sposób wykreował go na gwiazdę. Tyle, że przed wielką międzynarodową widownią pokazał przy okazji zachowania świadczące o cwaniactwie i niedojrzałości. W sumie żadne zaskoczenie.
Poza tym cała moc propagandowa skierowana jest obecnie na potwierdzanie statusu sław już uznanych, w których wizerunki zainwestowano gigantyczne pieniądze. Problem w tym, że w skali dyscypliny jest to taktyka skrajnie defensywna. Chyba już tylko najodporniejsi kibice pasjonują się wzajemnymi relacjami Messiego z Ronaldo, ale z drugiej strony odejście tego ostatniego z Realu do Juventusu medialnie przykryło półfinały Mundialu!

Skrajna europeizacja piłki

Triumf Europy na Mundialu jest oczywisty. Komplet drużyn w półfinałach to jedno, ale istotniejsza jest absolutna dominacja piłkarzy grających w europejskich ligach. Mistrzostwa Świata stają się niejako przedłużeniem całorocznej, doskonale nam znanej ligowo-pucharowej kampanii. Naprzeciw siebie stają gracze rywalizujących ze sobą klubów albo wręcz koledzy z klubowych szatni. Owszem, tak jest od lat, ale wraz ze wzrostem finansowej dominacji wielkich klubów ten trend się nasila.
Co może być nadzwyczajnego w tym, co przecież i tak widzimy na co dzień? Jest to rywalizacja ludzi nauczonych identycznych schematów, rozwiązań taktycznych i podlegających tym samym obciążeniom fizycznym. Czy niemożliwy do wyobrażenia jest finał MŚ w którym zmierzą się drużyny, których wszyscy gracze będą zawodnikami Premier League?
Nie ma szans na jakiekolwiek światowe wyrównanie poziomu na poziomie klubowym. Jedynym rywalem Europy w futbolu reprezentacyjnym jest Ameryka Południowa, a tamtejsze skorumpowane i wyczerpane masowym odpływem najlepszych graczy ligi nie są już żadną konkurencją. Europa jest skazana na dominację, ponieważ nie tylko kupuje wszystko co najlepsze, ale i kolonizuje świat obrazem własnych rozgrywek. Koło się zamyka.

Inflacja i przesyt

Często używa się w futbolowej propagandzie zwrotu: Futbol nie ma granic. Może to i prawda, ale granic nie ma przede wszystkim chciwość ludzi zawiadujących piłką nożną. Prowadzi to do przesytu oraz inflacji emocji, ale w pogoni za zyskiem nikt tego nie zauważa, a jeśli nawet ktoś taki się znajdzie, to gotowy jest zestaw epitetów, którymi obdarza się takiego marudę.
W najbliższych Mistrzostwach Europy mają startować 24 drużyny, a w MŚ 2026 aż dwa razy tyle ekip. Jaki w tym sens? Pewnie taki sam jak w koncepcji światowych rozgrywek pucharowych czy piłkarskiej superligi, czyli próba zwiększenia i tak kolosalnych zysków. Te wszystkie kupieckie zabiegi skończą się oczywiście wielką klęską i wstydem.
Przecież już teraz, gdy futbol zdaje się być na szczycie, spada zainteresowanie telewizyjnymi transmisjami, co musi w końcu pociągnąć za sobą przecenę praw do nich, a współczesny futbol stoi właśnie na tym fundamencie. Oglądalność jest i teraz zawyżana z powodów handlowych albo politycznych. Ogromna jest piłkarska widownia, ale jeśli usłyszycie, że mecz finałowy ogląda miliard ludzi, macie prawo roześmiać się na głos, bo to jest marketingowa bujda.

Medialny obłęd

Ze wszystkimi naszkicowanymi powyżej tematami wiąże się to, co przy okazji Mundialu wyprawiają media. Oczywiście przekaz z imprezy jest sformatowany. Od dawna nie jest tak, że po zakupieniu praw do transmisji można w ich trakcie pokazywać i wygadywać dowolne rzeczy. Dlatego śmieszne są pretensje, że w trakcie turnieju rozgrywanego w Rosji nikt nie porusza aspektu politycznego. Nie wolno i już. Od czasu do czasu próbują piłkarze, ale spotyka się to z potężnym sprzeciwem piłkarskiej centrali.
Wolno za to w nieograniczony sposób zachwalać towar, jakim są rozgrywane tam mecze piłkarskie. Komentatorów zupełnie nie obchodzi rozbieżność pomiędzy ich ekstatycznym chwilami zachwytem, a tym co oglądamy na ekranie telewizora. Opinie krytyczne są zawoalowane i zagłuszane przez coś w rodzaju korporacyjnej nowomowy nakierowanej na niedojrzałego odbiorcę. Nudzą nawet wybuchy entuzjazmu i zachwytu, sprawiające wrażenie sztucznej, obowiązkowej kreacji.
Ale dla mnie najcięższą próbą przy oglądaniu transmisji są wygłaszane dosłownie co chwilę formułki pseudostatystyczne. To w założeniu ma chyba podkreślać wiedzę i erudycję komentatorów, a pokazuje jedynie kompletne niezrozumienie czym są ważne w kontekście meczu dane statystyczne.
Jak mam emocjonować się meczem, skoro muszę co chwilę wybuchać śmiechem, słysząc na przykład, że Brazylia od 1938 roku nigdy nie odrobiła w finałach MŚ straty dwóch bramek. To akurat ma takie znaczenie, jak fakt, że finał Mundialu odbędzie się w rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Nieustająca, nużąca fala słów. Jak nie komentator, to piłkarz-ekspert, a razem nie mają do powiedzenia nic oryginalnego czy choćby zabawnego.
***
Nie wiem, może się mylę, może jestem jakoś szczególnie uprzedzony, ale dla mnie Mundial znowu okazał się niewielkim deszczykiem, który spadł z gigantycznej chmury. 10 lipca oglądałem Francję grającą z Belgią, równocześnie śledząc internetowy przekaz z meczu Legii w Cork.
Ta druga, fatalnej jakości transmisja z bardzo słabego spotkania gromadziła w porywach ponad 23 tysiące obserwatorów. I byli to kibice, którzy dla podobnie wątpliwej rozrywki porzucili półfinał Mundialu. Mam się temu dziwić, skoro sam tak zrobiłem?
Jacek Jarecki
Redakcja meczyki.pl
Jacek Jarecki12 Jul 2018 · 10:45
Źródło: własne

Przeczytaj również