Taktyczna perfekcja Michniewicza. Tak młodzieżówka zdobyła Portugalię

Taktyczna perfekcja Michniewicza. Tak młodzieżówka zdobyła Portugalię
Dziurek / shutterstock.com
„Czeka ich niezwykle trudne zadanie”, „Potrzebują niemalże sensacji”, „Nie widać sensu w powoływaniu niektórych chłopaków na pewną porażkę, podczas gdy gra pierwsza kadra” - słuchając i czytając przedmeczowe opinie, można było odnieść wrażenie, że podopieczni Czesława Michniewicza jadą do Chaves tylko po to, żeby skorzystać z iberyjskiego słońca.
Ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto przewidziałby, że na portugalskiej ziemi to właśnie Polacy będą dyktować warunki, stojąc naprzeciwko Diogo Joty, Joao Felixa czy Andre Horty. Nie minęły nawet 3 miesiące odkąd ta sama drużyna trafiła na okładki gazet w nieco innym tonie – dwukrotny remis z reprezentacją Wysp Owczych przedstawiano jako niewybaczalny blamaż.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kilkanaście bezowocnych lat i żenujący występ w roli gospodarza Mistrzostw Europy wykreowały kadrę U-21 na pośmiewisko i mało porywającą ciekawostkę. Punkty stracone z półamatorami bynajmniej nie ułatwiły drogi do poprawienia tego wizerunku, bowiem zabrakło tylko jednego, by bezpośrednio awansować. Tymczasem losowanie postawiło na ich drodze Portugalię, a mistrzostwa we Włoszech i San Marino coraz bardziej się oddalały.

Taktyczna perfekcja wymusza portugalską „wędkę”

Pierwszy mecz w Zabrzu napawał już pewną dozą optymizmu, ale wynik 0:1 w żaden sposób tego nie potwierdzał.
- Nie tak wyobrażaliśmy sobie ten wieczór. Liczyliśmy na to, że strzelimy bramkę i będziemy mogli powalczyć o zwycięstwo, bo taki był nasz cel - mówił po spotkaniu Czesław Michniewicz. To mecz u siebie miał zweryfikować czy do Chaves Polacy będą jechać po wynik, czy po jak najmniejszy wymiar kary.
Przede wszystkim jednak selekcjoner zaznaczył, że wyciągnął wnioski i wie, jak rywalizować w rewanżu. - Swoboda ich nieco deprymowała - komentował, sugerując, że to właśnie w tę kontrolowaną swobodę będzie celował cztery dni później.
W porównaniu do pierwszego meczu, reprezentacja Polski dokonała tylko jednej zmiany w wyjściowym składzie. Michniewicz celował w uspokojenie gry, dlatego szarpiącego skrzydłami Michalaka zastąpił Filip Jagiełło - zawodnik wolniejszy, ale o znacznie większym zmyśle do gry kombinacyjnej.
Kluczową zmianą w kontekście całego dwumeczu była jednak korekta formacji w drugiej linii. Dotychczasowy rozdział na dwójkę pomocników odpowiedzialnych za defensywę i trójkę atakującą „spłaszczono” w jeden blok pięciu. Ten wariant miał dwie wyraźnie zarysowane korzyści: zagęszczenie środka pola i odcięcie trójki ofensywnej od reszty drużyny.
Taktyka U21 - środek pola
własne
Jak widać na powyższej grafice, każdy z pomocników operował w ściśle określonej strefie. Zgodnie z zaleceniami trenera, każdy z nich w swoim obrębie boiska doskakiwał wprost do piłki, przesuwając się strefowo. Szeroko rozstawiona linia nie wymagała od Polaków dużej ilości biegania, a jednocześnie zamknęła przeciwnikom opcję połączenia drugiej linii z pierwszą.
Sześciu polskich piłkarzy zatrzasnęło więc siedmiu Portugalczyków w kotle. W tym momencie kluczowe było założenie Czesława Michniewicza, by jego zawodnicy atakowali piłkę natychmiast po, a nie przed przyjęciem rywala, tak jak to preferuje trener Brzęczek. To właśnie ta „kontrolowana swoboda” - Portugalczycy mogli spokojnie opanować piłkę, ale natychmiast doskakiwało do niej dwóch Polaków.
Dominując środek pola, Polacy mieli otwartą drogę do bramki. Po pierwszym golu Krystiana Bielika z rzutu rożnego rywale zostali zmuszeni do jeszcze groźniejszego odsłonięcia, co wykorzystali kolejno Dawid Kownacki i Sebastian Szymański, już w 24 minucie odwracając pozycję faworyta.
Absolutnym przodownikiem w drugiej linii był Szymon Żurkowski. Tworząc centrum z Bartkiem Kapustką i Patrykiem Dziczkiem, swoim olbrzymim zaangażowaniem w pressingu uprzykrzał życie oponentom na niemal całej wysokości boiska. Ostatni z nich natomiast mobilnie poruszał się między liniami, zależnie od położenia piłki wzmacniając naprzemiennie formację defensywną i pomoc.
W rejonie tego „trójkąta” stworzonego przez Mateusza Wieteskę, Krystiana Bielika i właśnie Patryka Dziczka miał operować Joao Carvalho, pełniąc rolę „fałszywej dziewiątki”. W Zabrzu bowiem grał jako ofensywny pomocnik, natomiast zmiana wariantu miała umożliwić najmocniejszym punktom „Seleção das Quinas” (Diogo Jocie i Joao Felixowi) nacierać bezpośrednio na najsłabsze ogniwa w kadrze Polaków, czyli będących poza rytmem meczowym bocznych obrońców (Roberta Gumnego i Kamila Pestkę).
Desygnowanie Dziczka na „szóstkę” sprawiło, że rola Carvalho stała się kompletnie bez sensu, co wymusiło tzw. „wędkę”. Już w 37 minucie trener Jorge zdecydował się kompletnie zmienić taktykę ofensywną. Na boisko wszedł Rafael Leao, który zajął lewe skrzydło, Jota zaś zszedł do środka pełnić rolę klasycznego napastnika zbierającego piłki z dośrodkowań.

Michniewiczowskie catenaccio

To właśnie ta korekta rozsypała cały plan Michniewicza. Dotąd wyizolowanie Joty i Felixa poprzez zamknięcie dostępu do Carvalho stanowiło plan idealny, jednak zwiększenie adresatów pod polem karnym Kamila Grabary z jednego do trzech znacząco uprzykrzyło życie reprezentantom Polski. Portugalczycy zaczęli intensywnie atakować skrzydłami, gdzie zwłaszcza Robert Gumny miał problemy ze swoim vis-a-vis.
Jeden z głównych zarzutów kierowanych do Jerzego Brzęczka dotyczy jego umiejętności tzw. „zarządzania meczem”, czyli reakcji na wydarzenia na boisku. Czesław Michniewicz natomiast natychmiastowo uskutecznił „plan B”, widząc, że dotychczasowy zaczyna zawodzić. Sebastian Szymański i Filip Jagiełło, czyli ofensywni pomocnicy grający na bokach ustąpili miejsca Konradowi Michalakowi i Kamilowi Jóźwiakowi, czyli prawdziwym skrzydłowym.
Cała drużyna przeszła do defensywy, dając się zamknąć w trzydziestu metrach. Świeży zawodnicy weszli z dwoma założeniami: wzmocnienie boków eksploatowanych przez Leao i Felixa, a także wykorzystanie swojej szybkości do (najczęściej indywidualnych) kontr, mających na celu chwilowe „wyrzucenie” akcji z własnej połowy.
Na ogół jednak cała druga połowa stanowiła obronę wyniku, w żargonie piłkarskim określana jako „autobus”. - Chłopaki już nie chcą atakować - zauważył komentujący mecz trener Andrzej Strejlau i trudno nie przyznać mu racji. Wynik już mieli i przez całe 45 minut cała jedenastka robiła co tylko się da, by go dowieźć.
W 52 minucie stało się to, czego najbardziej obawiał się trener Michniewicz, czyli stracony gol po błędzie komunikacyjnym stoperów, który wykorzystał Jota. Rywale poczuli wiatr w żaglach, Polacy natomiast przestali podejmować racjonalne decyzje. Nie było mowy o utrzymaniu piłki, a jej ciągłe wybijanie tylko napędzało kolejne i kolejne akcje. Żadna jednak nie była skuteczna.

A więc jednak mamy młodzież...?

Catenaccio w wykonaniu Polaków jednak zaprocentowało i z każdą minutą wśród Portugalczyków gasł zapał i przede wszystkim pomysł na grę. Mimo, że cała druga połowa była nadzwyczaj nerwowa i trudno było się pozbyć uczucia niepewności co do utrzymania wyniku, wraz z ostatnim gwizdkiem na tablicy świetlnej widniał wynik 3:1.
Na zwycięstwo Polaków bukmacherzy przed spotkaniem wyznaczyli kurs 6.30. Ten wieczór miał być formalnością, a skończył się sensacją. Sensacją na papierze, bo boisko nie zna pojęcia „szczęścia”. To lepsza drużyna pojedzie do Italii na przyszłoroczne Euro. Tak, dziś naprawdę można nazwać Polskę „lepszą”.
- Panie Prezesie, Reprezentacja U21 melduje wykonanie zadania! - tweetował po meczu selekcjoner. Trudno w pełni pojąć jak olbrzymi sukces osiągnął tego wieczoru Czesław Michniewicz, który wreszcie zmienił obraz zbędnej kadry, niepotrzebnie zabierającej utalentowaną młodzież pierwszej reprezentacji w silną i utalentowaną drużynę, która już nie może się doczekać, by stanowić o sile polskiej piłki.
Rafał Hydzik
Redakcja meczyki.pl
Rafał Hydzik21 Nov 2018 · 07:56
Źródło: własne

Przeczytaj również