To dziś najlepszy napastnik Serie A. Strzela jak najęty, wreszcie wyjdzie z cienia ojca? "Ma życiową formę"

To dziś najlepszy napastnik Serie A. Strzela jak najęty, wreszcie wyjdzie z cienia ojca? "Ma życiową formę"
Reporter Torino/IPA/Sipa/PressFocus
W ostatnich tygodniach strzela jak najęty. Giovanni Simeone złapał życiową formę i na boiskach Serie A robi, co chce. Wreszcie wyjdzie z cienia ojca?
26 lat to ostatni dzwonek, by tego dokonać. Łatwo się mówi, a o realizację marzeń znacznie trudniej. Giovanni Simeone mógłby nawet stanąć na głowie, i tak będzie zawsze porównywany do “Cholo”. Bycie, nawet chwilowym, wiceliderem klasyfikacji strzelców Serie A to dobry moment, by zmienić o nim postrzeganie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ma już dość tego, że każda rozmowa musi przynajmniej w części dotyczyć jego ojca. Przez cały okres rozwoju jako młodego gracza ciągle znosił podejrzenia obcych ludzi. Zazwyczaj tych, którzy nigdy nie widzieli, jak gra, jak strzela gole, jak świetnie orientuje się w polu karnym przeciwnika. Ci “podejrzliwi” z góry zakładają, że Giovanni zaistniał na piłkarskiej dużej scenie z powodu “tatusia Diego”. Nie wiedzą, jak bardzo się mylą.

Dom pełen futbolu

Nawet teraz, gdy ma 26 lat i rozgrywa właśnie szósty sezon w Serie A, na każdej konferencji prasowej spodziewa się tych samych przewidywalnych pytań. Po zdobyciu dwóch bramek, które pogrzebały Juventus, został zapytany, czy kontynuuje rodzinną tradycję okazywania antypatii do “Bianconerich”. Przytomnie odparł:
- Tata napisał swoją historię. A ja piszę własną.
Kropka.
To prawda, że całe życie napędza go piłka. Przykład?
- Miałem 13 lat, kiedy zrobiłem sobie pierwszy tatuaż. Powinno się mieć 18, ale byłem takim fanem Ligi Mistrzów, że wytatuowałem sobie logo nieco szybciej. Mój tata nie mógł na to patrzeć, a mama zapytała “dlaczego?”. Ano dlatego, że w dniu, kiedy pierwszy raz zagram w LM i strzelę gola, odsłonię rękaw i ucałuję logo. Moje nastawienie brzmiało tak: Europa, Europa, Europa! - opowiadał dziennikarzom, gdy występował jeszcze w Cagliari.
Jak to jest wychować się w domu wypełnionym futbolem? Gio przypomina sobie małe karteczki porozrzucane po całym domu. Takie zwykłe notatki taktyczne. Widział, jak podczas obiadu ojciec przesuwał talerze i szklanki po stole. Młody wtedy sugerował:
- Tato, od tego są aplikacje w telefonie. Jesteś taki zacofany!
Przez cały czas chodził własną ścieżką, nawet jeśli zbyt często nie postrzegano ją jako “własną”. Kiedy dotarł do pierwszej ligi w Argentynie, zaczęli nazywać go “El Cholito”, czyli mały “Cholo”. W systemie młodzieżowym River Plate trenował z dziećmi, które naprawdę nie miały co jeść. A on przyszedł z wyżyn, wychowany przez sportowca-milionera. Na początku grupa nie akceptowała go z powodu tego, kim jest. Kiedy wrócił do Europy, spodziewano się, że będzie większym talentem. Przez pięć lat pobytu we Włoszech traktowano go jako napastnika ze średniej półki, dlatego łapał doświadczenie w ekipach, którym daleko choćby do europejskich pucharów: Genoa, Fiorentina, Cagliari, teraz wreszcie Hellas. Aktualna eksplozja formy sugeruje, że czas to zmienić.

Wyjście z przeciętności

Niełatwo wyjaśnić, jak i dlaczego napastnik wchodzi w taki stan łaski, jak ten, który w październiku przeszedł Simeone junior. Kiedy zdobył swoją pierwszą bramkę w tym absurdalnie niesamowitym miesiącu, która była dopiero jego drugą w sezonie, nikt nie mógł przypuszczać, że na koniec października będzie miał siedem goli strzelonych w mniej niż 30 dni, w tym sześć w dwóch meczach przeciwko Lazio i “Juve”. Po czterech trafieniach w starciu z rzymianami Diego wysłał mu smsa, aby powiedzieć, że to, co widział, było wspaniałe, ale nie ta reakcja najbardziej poruszyła Giovanniego:
- Podczas zakupów sklepikarz z Werony, Antonio, tak się wzruszył, że zaczął płakać i mnie przytulił. Coś pięknego, jesteśmy tu jak rodzina - wspominał piłkarz.
Później próbował tłumaczyć się z tego, co w nomenklaturze piłkarskiej można nazywać “gorącą stopą”, czyli strzelaniem wielu bramek w krótkim odstępie czasu. Powiedział, że przygotowując się do gry oglądał “Rocky’ego”, film, który najwyraźniej miał również zbawienny wpływ na jego urazy. Następnie wspomniał o znaczeniu medytacji.
- To mnie zmieniło i sprawiło, że stałem się lepszy jako osoba, nie tylko na boisku. Usuwanie myśli, które ma się w głowie za pomocą oddychania, bardzo pomaga mi czuć się dobrze i być zrównoważonym.
Biorąc pod uwagę ojcowskie korzenie - to słuszny kierunek. Pozostając wyłącznie przy tym, co widzimy na boisku, można by dodać jeszcze inne okoliczności, które ustawiły planety wokół "Cholito". Na przykład wpływ nowego trenera Hellasu Igora Tudora.
Ekipa z Werony miała dramatyczny początek sezonu: przegrała trzy pierwsze mecze, a Eusebio Di Francesco szybko został zwolniony. Zatrudniono Tudora. Pod jego wodzą Hellas przekształcił się w jedną z najbardziej ekscytujących drużyn w Serie A. Od tego czasu strzelił 20 goli w ośmiu meczach, więcej niż jakakolwiek inna ekipa w tym okresie. No i te kluczowe triumfy nad dwoma rzymskimi potentatami: Romą (3:2) i Lazio (4:1). A później na Stadio Marc’Antonio przyjechało Juve. I się dopiero zaczęło.

Rzucić Turyn na kolana

Większość obserwatorów spodziewała się reakcji ze strony “Bianconerich” po wcześniejszej porażce z Sassuolo w środku tygodnia. Zamiast tego Simeone zaatakował, zanim piłkarze Maxa Allegriego zdołali odzyskać równowagę w grze. W 11. minucie w prostej sytuacji Gio dobił strzał Antonina Baraka, obroniony przez Wojciecha Szczęsnego. Trzy minuty później pokazał już dużo więcej maestrii. Z lewej strony boiska ściął w kierunku środka, strzelił zza pola karnego w prawy górny róg bramki Polaka. Fantastyczny gol i doppietta. Obrona Juve zawiniła, cofając się i dając mu miejsce na wypuszczenie torpedy, jednak było to wykończenie, na które niewielu by się zdobyło.
Simeone umieścił piłkę w siatce po raz trzeci przed upływem pół godziny, ale nie udało mu się skompletować hat-tricka z powodu wcześniejszego faulu Gianluki Caprariego. W innym dniu ta niewykorzystana okazja pewnie by się zemściła na gospodarzach, na szczęście zawodnicy Juventusu pudłowali niemiłosiernie. Dwa gole Giovanniego wystarczyły do zgarnięcia trzech punktów. O ile porażkę “Starej Damy” określano jako wstyd, o tyle 26-latek zupełnie nie musi się o to martwić. Idzie naprzód i nadal strzela jak natchniony. W kolejnym meczu trafił też na remis z liderem Serie A Napoli. Wszystko dzięki niezwykłemu zmysłowi napastnika.
Simeone w październiku po prostu nie wyglądał jak Simeone, jakby został nagrodzony przez jakieś bóstwo za te wszystkie występy, w których przez długie miesiące poświęcał się dla dobra swoich drużyn, nie zdobywając bramek. Być może ten złoty moment zakończy się w najbliższych dniach, ponieważ w sporcie takim jak piłka nożna, utrzymywanie “gorącej stopy” przez długi czas jest prawie niemożliwe, o ile nie ma się talentu najlepszych napastników na świecie. A może, kto wie, ten miesiąc był tylko początkiem jeszcze bardziej nieoczekiwanej historii, której jeszcze nie poznaliśmy?

Przeczytaj również