"On to rozumie i potrafi. Inni kadrowicze muszą mu dorównać". Ten filmik stał się hitem. "Wyraźnie wkurzony"

"On to rozumie i potrafi. Inni kadrowicze muszą mu dorównać". Ten filmik stał się hitem. "Wyraźnie wkurzony"
Marcin Karczewski PressFocus
Bez poprawy gry względem porażki w Pradze reprezentacja Polska nie ma co liczyć na punkty z Albanią. Oto pięć zadań do realizacji, by “Biało-czerwoni” wygrali bój na PGE Narodowym.
Na relację LIVE z meczu Polska - Albania zapraszamy na Meczyki.pl od 19:45. Pierwszy gwizdek sędziego o 20:45.
Dalsza część tekstu pod wideo

Podnieść głowy

Nie jestem zwolennikiem rzucania karty na stół z napisem “mental”, gdy jakiejś drużynie nie idzie i rozgrywa słaby mecz. To najłatwiejsze wytłumaczenie wszystkich porażek, szczególnie tych frustrujących. W Polsce nadużywane, co rusz odmieniane przez przypadki. To się na szczęście zmienia, częściej patrzymy na aspekty stricte boiskowe, ale wymówkę “mentalną” stawiałbym na równi z mitycznym “wyciągniemy wnioski”. Niemniej, nie da się zaprzeczyć, że “Biało-czerwoni” po klęsce w Pradze muszą wyjść na PGE Narodowy z podniesioną głową. Porażki z Czechami pewnie nie da się całkowicie z niej wyrzucić, jednak bez katharsis może być trudno o rehabilitację z Albanią. Piątkowy mecz zakończył się zanim na dobre rozkręcił. Dwa gole stracone w trzy minuty wbiły Polaków w ziemię, wzbudziły paraliż, strach, większość piłkarzy wyglądała jak kłębek nerwów, którego tajemnicza siła pozbawiła jakichkolwiek umiejętności. Zwracał na to uwagę selekcjoner.
- Musimy popracować nad mentalnością. Jest to bardzo ważne. Jeżeli tracimy dwie bramki, musimy wrócić do gry - komentował kilkanaście minut po ostatnim gwizdku sędziego Fernando Santos.
Ostatnio tego zabrakło. Reprezentanci, szczególnie ci młodsi stażem czy wiekiem, muszą pamiętać, że jedno gorsze zagranie nie przekreśla ich w całym spotkaniu. Niecelne podanie nie jest końcem świata, a nieudany drybling nie dyskwalifikuje z następnych prób podjęcia go. Odwagi i spokoju. Głowa do góry.

Wesprzeć Zielińskiego

Obok Zambo Anguissa i Stanislav Lobotka, na skrzydle Chwicza Kwaracchelia, w ataku Victor Osimhen, za plecami fenomenalny Kim Min-jae. Grający na co dzień w takim otoczeniu Piotr Zieliński mógł czuć się w Pradze tak, jakby po kursie najnowszym TGV przesiadł się do rozklekotanej SKM-ki, pamiętającej czasy Edwarda Gierka, w której każda minuta to walka o przetrwanie - i pasażerów, i zdezelowanego składu.
Skład, tyle że ten boiskowy, reprezentacji Polski na mecz z Czechami nie był jednak aż tak słaby, by Zieliński nie miał z kim grać piłką. A mimo to “Zielu” na ogół pozostawał bez jakiegokolwiek wsparcia. Koledzy podawali niedokładnie, inni się chowali za rywalami, niektórzy wybierali kopanie na oślep zamiast próby wsparcia pomocnika Napoli w ucywilizowaniu gry zespołu. W drugiej połowie, po zmianach personalnych, także cofnięciu 28-latka niżej, na “kierownicę”, było trochę lepiej, ale nadal daleko do ideału. Symbol może stanowić akcja z doliczonego czasu gry, gdy zirytowany indolencją partnerów Zieliński po prostu przebiegł kilkanaście metrów solo, mijając rywali jak tyczki.
Viralem stał się też filmik, na którym wyraźnie wkurzony “Zielu” gestykuluje i tłumaczy coś kapitanowi rozmawiającemu z Janem Bednarkiem.
Fernando Santos dostał za zadanie i chce uczynić grę Polaków sprawniejszą, nowocześniejszą, miłą dla oka, do tego skuteczną. Zieliński to rozumie i potrafi. Inni kadrowicze muszą mu dorównać. Nie umiejętnościami, bo to niemożliwe. Wystarczy grać najlepiej na swoim poziomie. Linetty, Bielik, Sebastian Szymański czy, patrząc wyżej, nawet Lewandowski nie są tak słabi, jak byli w miniony piątek. Nie są. Ale “Zielu” nie może być jedynym zawodnikiem drugiej linii, który szuka nie tyle kombinacyjnej, co po prostu szybkiej, dynamicznej gry piłką.

Odczarować kapitana

Meczem z Czechami Robert Lewandowski kontynuował serię przeciętnych lub słabych występów w reprezentacji Polski. Po mundialu, gdzie kapitan indywidualnie zagrał poniżej sportowych oczekiwań, “Lewy” obniżył formę w klubie i było to widać w Pradze. Oczywiście, zadania - jak to zwykle w kadrze bywa - nie ułatwiali mu koledzy, ale sam napastnik Barcelony dał się łatwo zdominować. Przegrywał pojedynki (wygrał zaledwie 25% z nich!), popełniał proste, techniczne błędy, tracił piłki, znów biła od niego frustracja. Wróciły demony z czasów kadencji Waldemara Fornalika, gdy wers “Nie moja gra, jak “Lewy” w kadrze” duetu Rasmentalism był trafiony w dziesiątkę. Jeśli reprezentacja Polski ma wrócić na właściwe tory i zmazać plamę kompromitacji minionego piątku, najlepsza wersja jej lidera to konieczność. Przy czym, oczywiście, przydałoby się więcej chętnych do szybkiej gry piłką niż Lewandowski i Piotr Zieliński.

Skrzydłowych na skrzydła

Zyskaliby na tym skrzydłowi. Zresztą Michała Skórasia, który dał niezłą zmianę w Pradze, możemy zdecydowanie zaliczyć do grona chętnych, by grać coś więcej niż, jak to świetnie ujął Mateusz Święcicki, “gianfranco obsranco”. Fernando Santos dostał też w piątek doskonały dowód na to, że Sebastian Szymański skrzydłowym nie był, nie jest i raczej nie będzie, a jego atuty na boku znikają. W klubie bryluje on w środku pola, eksperyment z rzucaniem go na skrzydło nie wypalił już u Paulo Sousy. Choć może brzmieć to jak opinia z generatora wypowiedzi byłych reprezentantów Polski, apel, by na skrzydłach grali skrzydłowi wydaje się oczywisty. Do aktywnego, nawet jeśli chaotycznego przeciwko Czechom Skórasia trzeba dorzucić Nicolę Zalewskiego, który również pokazał się z przyzwoitej strony. Miał dwa udane dryblingi, wygrał większość pojedynków, dał sygnał, że może wnieść do tej drużyny sporo dobrego. A przecież jest jeszcze Jakub Kamiński, zbierający pozytywne recenzje we Wolfsburgu, w Pradze przytrzymany na ławce przez 90 minut. Selekcjoner ma więc trzech ludzi do gry na bokach pomocy, potrafiących dać konkrety. Jeśli znów wybierze system z czwórką obrońców i skrzydłowymi, tym razem powinien dokonać korekty względem piątku. I wydaje się, że jej dokona.
- Niektóre rzeczy będziemy musieli zmodyfikować. Nie dlatego, że piłkarze nie dali z siebie wszystkiego, czy nie realizowali założeń. Zdecyduje podejście do rywala. Musimy mieć też świeżą drużynę fizycznie i mentalnie. Nie będzie radykalnych zmian, ale będą. (...) To nie wymówka, ale miałem tylko trzy dni na poznanie piłkarzy i potem mecz, który był pewnego rodzaju egzaminem. Na pewno będzie kilka zmian - zapowiedział Portugalczyk.

Zaufać formie

Zmian możemy spodziewać się też w tyłach. Jedna z nich jest oczywista, bo kontuzji doznał Matty Cash, który opuścił już zgrupowanie reprezentacji i wrócił do Anglii. Wydaje się, że najrozsądniejszym i najbezpieczniejszym rozwiązaniem będzie zastąpienie go Przemysławem Frankowskim, solidnym na pozycji prawego obrońcy w RC Lens. Najwięcej wątpliwości budzi jednak obsada środka defensywy. Ani Jan Bednarek, ani Jakub Kiwior nie wyglądali w Pradze jak piłkarze z Premier League. Oczywiście, trzeba brać poprawkę na to, że pierwszy z nich wraz z Southampton jest na drodze do spadku z niej, a Kiwior rozegrał w Arsenalu niespełna dziesięć ligowych minut. Niemniej, obaj z Czechami zawiedli i trudno sobie wyobrazić ponowny występ tego duetu razem na PGE Narodowym.
Obecność Bednarka na oficjalnej konferencji prasowej może sugerować, że Fernando Santos dalej będzie chciał powierzać mu rolę szefa defensywy. W odwodzie są zaś Paweł Dawidowicz i Bartosz Salamon. Jeden z Hellasu, drugi z Lecha Poznań. Przynależność klubowa nie powinna mieć jednak znaczenia przy wyborze składu na Albanię. Być może miała w debiucie Portugalczyka, ale ta koncepcja nie wypaliła - zawiedli też przecież Linetty z Torino i Szymański z Feyenoordu, klubów nieprzypadkowych.
Wpuszczenie z ławki lechity Skórasia kosztem Kamińskiego z Wolfsburga i przed Zalewskim z Romy to znak, że selekcjoner widzi aktualną formę poszczególnych kadrowiczów. Idąc tym tropem, nie będzie zaskoczeniem występ Dawidowicza (a może i Salamona) ani Damiana Szymańskiego. Obaj zasłużyli na szansę, szczególnie że obaj grają zdecydowanie, są silni, nie pękają. A tego, poza aspektami piłkarskimi, w Czechach brakowało, takiej zadziorności, pozytywnej agresji.

Przeczytaj również