To on, za kulisami, zbudował potęgę Manchesteru City. Txiki Begiristain to idealny partner w pracy Guardioli

To on, za kulisami, zbudował potęgę Manchesteru City. Txiki Begiristain to idealny dyrektor sportowy
mancity.com
Piłka nożna to nie tylko to, co widać na boisku. Niesamowicie wiele rzeczy dzieje się także w gabinetach klubowych. Negocjacje kontraktowe i transferowe, analiza danych, kandydatów na poszczególne posady – wszystko to jest kluczem do osiągnięcia finalnego sukcesu. My, kibice, najczęściej jednak skupiamy się na piłkarzach i trenerach, chyba że... dzieje się coś złego. Dlatego warto docenić też ludzi działających w tle, za zasłoną. Takich, jak Txiki Begiristain, dyrektor sportowy Manchesteru City, współtwórca potęgi „Obywateli”.
Ekipa z niebieskiej części Manchesteru to znakomity przykład rozsądnego budowania marki. Jasne, ogromnie pomagają im pokaźne sumy od właściciela, które zasilają klubowe konto, ale każdy funt wydawany jest w sposób przemyślany. Inwestycje nie ograniczają się tylko do transferów, ale i rozwoju klubu jako całości. Nad tym wszystkim czuwa Begiristain, którego można okrzyknąć cichym bohaterem nie tylko City, ale i Barcelony.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nowa rola byłego piłkarza

W 2003 roku były baskijski piłkarz objął stanowisko dyrektora sportowego „Dumy Katalonii”. Jego zatrudnienie nie było przypadkowe. W barwach „Blaugrany” zagrał prawie 300 razy w ciągu siedmiu lat spędzonych w zespole.
Zatrudnił go Joan Laporta, poszukujący sposobu na odbudowę pogrążonego w kryzysie klubu. Trofeów na Camp Nou nie widziano od czterech lat. Na całe szczęście trafił w dziesiątkę.
Najpierw nowy dyrektor współpracował z Frankiem Rijkaardem, pomagając mu w budowie drużyny, która miała nawiązać do pięknych tradycji. Okres pracy Holendra przyniósł po dwa mistrzostwa oraz superpuchary kraju i tryumf w Lidze Mistrzów. „Barca” wróciła na należne jej miejsce, wszyscy byli zadowoleni.
Sezony 2006/07 i 2007/08 były jednak gorsze. Zarząd mimo tego ufał wychowankowi Ajaksu, z kolei Begiristain uważał, że potrzeba zmiany. Podziękowano więc Rijkaardowi za współpracę, a dyrektor sportowy podsunął ryzykowne rozwiązanie. Zatrudniono młodego, niedoświadczonego szkoleniowca, który wcześniej prowadził przez rok klubowe rezerwy, Pepa Guardiolę.
Bask dostrzegł w nim cechy odpowiednie do pracy w klubie. W procesie rekrutacyjnym odrzucił między innymi Jose Mourinho, upierając się, że pod nosem czeka prawdziwa perełka. Jak się okazało, nie mylił się.
Wychowanek katalońskiego klubu stał się najbardziej utytułowanym menedżerem w jego historii. Współpracując z dyrektorem sportowym konsekwentnie budował drużynę podporządkowaną z góry narzuconemu stylowi, który wpajany był zawodnikom już od najmłodszych lat.
Tłuste lata „Dumy Katalonii” trwają do dzisiaj, a podwaliny pod ogromne sukcesy są właśnie zasługą Begiristaina i Laporty, który przez długi czas był krytykowany. W 2010 roku ten ostatni zrezygnował ze swojego stanowiska. Za nim poszedł jego długoletni współpracownik. Ale nie był to koniec jego kariery. Znalazł miejsce w równie ambitnym projekcie.

Zadanie budowy potęgi

W 2012 roku posadę dyrektora sportowego zaproponował mu Manchester City. Niemal nieograniczone środki finansowe kusiły, ale wymagania włodarzy również. Hiszpan trafiał do klubu po tym, jak ten zdobył swój pierwszy tytuł mistrzowski w nowej erze. Apetyty były więc rozbudzone.
Na koniec jego pierwszego sezonu wyrzucono Roberto Maciniego. Zastąpił go Manuel Pellegrini, który miał prawo być zadowolony z działań człowieka odpowiedzialnego za dopinanie transferów. Chociaż zdarzały się „kwiatki”, takie jak Alvaro Negredo czy Stevan Jovetić, to zdecydowana większość zakupów wypaliła. Fernandinho chociażby do dziś jest absolutnie kluczowym ogniwem drużyny.
Begiristain przyniósł ze sobą jednak coś więcej. Po pierwsze – hołdował ofensywnej, efektownej grze. Chciał w klubie ludzi, którzy taką gwarantowali. Czuwał nad rozwojem szkółki, w którą katarscy właściciele regularnie inwestowali. Ci mogli mu zaufać. W jego działaniach było widać konsekwencję i to, że ma upatrzony, finalny cel. Małe porażki nie były w stanie zmienić ideałów, w które wierzył i które sprawiły, że City stało się drużyną bijącą rekordy.
Przedtem jednak pożegnano i Pellegriniego. Chociaż Chilijczyk, przynajmniej w teorii, pasował do ideału trenera, którego chciał dyrektor sportowy, to stale czegoś brakowało. Po trzech latach cierpliwość się wyczerpała. Wtedy można było sięgnąć po tajną broń. Człowieka, na którego człowiek skrycie pociągający za sznurki czekał latami. Dostępny był Pep Guardiola.

Znowu razem

„Guardian” sugerował, że Begiristain spróbuje ściągnąć swojego znajomego zaledwie kilka miesięcy po jego zatrudnieniu, w 2012 roku. Nie można więc powiedzieć, że decyzja o zaoferowaniu mu kontraktu na Etihad była zaskakująca. Postać Txikiego była jednak kluczem do przekonania go do przyjazdu do Manchesteru.
Była to w końcu okazja do pracy z człowiekiem, który dał mu pierwszą szansę. Z kosmicznym budżetem i ludźmi podzielającymi jego ambicje. Sukcesy nie przyszły od razu, ale nie trzeba było czekać długo na znalezienie wspólnego języka przez ludzi, którzy kierowali City.
Od momentu, gdy Pep wylądował w klubie, dostawał idealne ogniwa do swojej układanki. Za ściągnięcie ich i szukanie ewentualnych alternatyw odpowiadał nie kto inny, jak 54-letni wychowanek Realu Sociedad. Zarząd wiedział już, że jest niesamowitym specjalistą, nie wtrącał się więc w jego działania. Trener i dyrektor sportowy funkcjonowali w symbiozie, kompletując powoli kosmiczną drużynę, którą możemy podziwiać dziś.
Ze wszystkich zakupów, które Bask przyklepał Guardioli, zaledwie jeden można nazwać niewypałem – Claudio Bravo, który pełni obecnie rolę zmiennika. Nawet jeśli poszczególni zawodnicy mieli problemy na początku swojej przygody, to z czasem wchodzili na oczekiwany poziom.
Dwa mistrzostwa Anglii, krajowy tryplet z poprzedniej kampanii... to właśnie owoce współpracy dwóch najwyższej klasy fachowców, którzy dostali wolną rękę od ludzi, którzy im zaufali. Ogromne środki finansowe sprawiły, że mogli pracować w idealnych warunkach, których stworzenie było celem szejków.

Książkowy przykład dyrektora sportowego

Skoro Txiki wszędzie miał świetne środowisko, to dlaczego tak się nim zachwycam? Przecież kieruje obrzydliwie bogatym City, które jest skazane na sukces i może pozwolić sobie właściwie na wszystko. Nie ma się czym ekscytować, czyż nie? Otóż właśnie - jest.
To on postanowił podporządkować klub konkretnej filozofii. To on odpowiadał za rekrutację pracowników i piłkarzy, w tym również tych, których ściągano do klubowych szkółek, jak Angelino czy Pablo Maffeo.
Odpowiadał za promowanie talentów do pierwszego zespołu oraz kierowanie ich dalszym rozwojem. Oczywiście, pojawiały się wpadki, jak chociażby sytuacja z Jadonem Sancho, ale były też posunięcia ocierające się o majstersztyk, takie jak sprzedaż wspomnianego wcześniej Hiszpana do PSV z niską klauzulą odkupu, która została niedawno aktywowana.
Mądre zarządzanie klubem to sztuka, a gdy ma się worki pieniędzy, którymi można szastać na lewo i prawo, nie jest ono łatwe. Niemniej, Begiristain zawsze analizuje swoje ruchy i podejmuje tylko działania przemyślane, które prowadzą do określonego celu.
Takim posunięciem było zatrudnienie Guardioli. Finalnego elementu układanki, swoistej „wisienki na torcie”. To on dopełnił całości, która wymarzyła się dyrektorowi sportowemu Manchesteru City i jego właścicielom.
To właśnie dzięki jego decyzjom „Obywatele” stale rozwijają się jako niesamowita drużyna. Jest cichym, momentami zapomnianym architektem sukcesu. Należy mu się chociaż trochę uwagi. W końcu to wielki, futbolowy umysł.
Nie taki, jak u playmakera czy u trenera-geniusza, ale inny, potrafiący kalkulować ryzyko i zajmować się niezliczoną liczbą szczegółów. Tego właśnie oczekuje się od dyrektora sportowego i dlatego właśnie kluczowe jest, aby ktoś taki pracował w klubie.
Laporta powiedział kiedyś, że zatrudnienie Txikiego było najlepszą decyzją w jego życiu. To samo mogą powiedzieć właściciele City. Znaleźli idealnego kandydata do roli gościa, któremu powierzyli budowanie nowej potęgi. Czapki z głów.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również