To tam padł słynny gol Roberto Carlosa. 25 lat od szalonego turnieju. Legendy, afery i piękne mecze

To tam padł słynny gol Roberto Carlosa. 25 lat od szalonego turnieju. Legendy, afery i piękne mecze
screen youtube
To przede wszystkim wielka nostalgia. Jaskrawo kolorowe koszulki, czarne korki i wyjątkowe postaci na boisku: Romario, Ronaldo, Alessandro Del Piero czy Zinedine Zidane. Wstęp do być może najlepszego okresu w futbolu. Ćwierć wieku temu odbyły się legendarne zawody, będące rozgrzewką przed mistrzostwami świata we Francji.
Kontynuując precedensy ustanowione podczas turniejów Scania 100 przed Euro ‘92, US Cup (1993) i Umbro Cup (1995), Francja była gospodarzem Le Tournoi z udziałem czterech reprezentacji latem 1997 roku, zaledwie 12 miesięcy przed rozpoczęciem mistrzostw świata, których miała być gospodarzem. Podobnie jak poprzednie turnieje, ten stanowił nie tylko test i próbę generalną dla kraju-gospodarza pod względem budowania formy sportowej, ale chodziło także o przygotowanie logistyki organizacyjnej.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kłopoty na starcie

W czasach, gdy Puchar Konfederacji FIFA odbywał się zwyczajowo w Arabii Saudyjskiej i nikt nie przywiązywał do niego większej uwagi, Le Tournoi było czymś w rodzaju świeżej krwi dostarczonej do futbolowego organizmu. Niemniej, nie wszystko jeszcze działało jak należy. Niektóre stadiony znajdowały się nadal w stanie budowy. Na przykład na Stade de Gerland w Lyonie za jedną z bramek postawiono mural w stylu pop-art, aby widoku nie straszyła pusta przestrzeń, ponieważ wciąż brakowało północnej trybuny.
Nim rozbrzmiał pierwszy gwizdek, nim wystartował turniej, gorąco robiło się wokół organizacji. Dziennikarze narzekali na chaos, korki na autostradach, a kibice na horrendalne ceny biletów, wahające się od 250 do niebotycznych 500 franków francuskich (400-500 zł), w czasach, gdy bilety na reprezentację na Parc des Princes nie przekraczały, w przeliczeniu, 200 złotych.
Osobnym źródłem kontrowersji musiał być dobór przeciwników. Francuzi zaprosili największy piłkarski naród: Brazylię, aktualnego mistrza świata z automatyczną kwalifikacją do kolejnego mundialu, ale również Włochy i Anglię, notabene rywalizujące ze sobą w jednej grupie kwalifikacji i to razem z Polską. Nie potrafiono wytłumaczyć, dlaczego zabrakło miejsca choćby dla Niemców, świeżo koronowanych mistrzów Starego Kontynentu.
Wściekły na swoją federację był selekcjoner “Azzurrich” Cesare Maldini. Sezon Serie A zakończył się zaledwie dwa dni przed startem turnieju, jego zawodnicy wyglądali na strudzonych i pragnących wakacji, tymczasem on musiał ich zmusić do gry na pełnych obrotach w trzech, nie w pełni towarzyskich i nie do końca ważnych meczach. Maldini senior podobno rozważał nawet rezygnację z udziału w imprezie, ale decyzja oznaczałaby wypłacenie olbrzymiego odszkodowania. W końcu spasował.

Bomba w górę

Najwięcej do stracenia, ale i zyskania mieli “Les Bleus”. Gospodarze dochodzili do siebie po fiasku, jakim była porażka z Bułgarią w ostatniej kolejce eliminacji do MŚ 1994, co oznaczało koniec rządów Gerarda Houlliera i mianowanie na stanowisko Aime Jacqueta. Zadanie miał jedno: odbudowanie “Trójkolorowych”.
Po odejściu liderów w osobach Erica Cantony (po skandalu i kopniaku kibica w meczu z Crystal Palace w 1995 r.) i Davida Ginoli, który nie godził się na bycie rezerwowym w reprezentacji, nowy selekcjoner “skręcał” drużynę wokół wschodzącego talentu młodego Zinedine’a Zidane’a jako organizatora środka pola. Tyły natomiast zabezpieczał kapitan Didier Deschamps, jego przyjaciel z Nantes Marcel Desailly oraz Laurent Blanc. Fundament, który przez następne lata wyznaczał mistrzowskie trendy na arenie międzynarodowej. Uwertura do tej dominacji to właśnie Le Tournoi 1997.
Ceremonia otwarcia turnieju odbyła się na wspomnianym Stade de Gerland. Ani to najbardziej efektowny, ani przestronny obiekt, co oznacza, że zaledwie 28 tysięcy widzów widziało najwspanialsze wykonanie rzutu wolnego w historii futbolu. W 21. minucie Patrick Vieira został ukarany za cyniczny faul na nieposkromionym Ronaldo. Stały fragment 35 metrów do bramki Fabiena Bartheza. Z tej odległości rzadko decyduje się na uderzenie, ale piłkarze “Canarinhos” mieli w zespole kogoś, kto pokusi się o zaskoczenie bramkarza…
Roberto Carlos z pietyzmem ustawiał futbolówkę, a w tym samym czasie przez ławkę rezerwowych Francuzów przechodził nerwowy szmer. Frank Leboeuf zapytał Patrice’a Loko, czy kiedykolwiek widział, w jaki sposób ten niski brazylijski obrońca posyła pociski. Nie widział. “To teraz się przyjrzyj” - zachęcał Frank.
To, co nastąpiło później, zdumiało wszystkich świadków. Oszałamiający akt siły i techniki, który od tamtej pory analizowano na w instytutach fizyki na wielu uniwersytetach. Powtórka tego wyczynu ma miliony odsłon na Youtube. Kiedy piłka po strzale zmierzała w bandy, dwa metry od słupka, nagle zmieniła trajektorię, w ostatniej chwili wróciła na swoje miejsce po drodze składając pocałunek na obramowaniu i wpadając do siatki. Najlepszy z klasyków turnieju. 47 sekund podsumowujące zawody. A to był przecież dopiero mecz otwarcia.

Anglia po raz ostatni

Gdy Francuzi swoim mini-turniejem odbudowywali siłę, Brazylia dopiero ładowała baterie, a Włosi cierpieli z powodu trudów mijającego sezonu, za faworytów do końcowego triumfu wskazano Anglię. Trener “Trzech Lwów” Glenn Hoddle cały czas powtarzał, że traktuje Le Tournoi całkowicie serio i chce wygrać tę rywalizację. Już w pierwszym spotkaniu Anglicy pogrążyli Italię, pokonując ich 2:0. Była to ich pierwsza wiktoria nad graczami z Półwyspu Apenińskiego od 20 lat i pierwsza porażka Cesare Maldiniego.
Anglicy grali w jeszcze gorszym stylu niż dzisiaj. Brzydko, ale skutecznie. W drugiej kolejce spotkań odnieśli zwycięstwo nad gospodarzami 1:0, po niefrasobliwym wyjściu Bartheza do dośrodkowania i golu Alana Shearera. Jego 11. bramce w ostatnich 11 występach w reprezentacji. Opinii publicznej to wystarczało. Angielskie media pompowały balonik i upatrywały w swoich rodakach faworytów do końcowego triumfu, a nawet za pretendentów do zdobycia złotych medali w kolejnym roku, już na właściwych mistrzostwach,
Następnego wieczoru starli się ze sobą Brazylijczycy i Włosi. Był to zdecydowanie najciekawszy pojedynek imprezy zakończony remisem 3:3 po kuriozalnych golach Aldaira oraz Lombardo oraz niesamowitej energii duetu “Ro-Ro”, Romario i Ronaldo, który zapewnił dwie bramki w ostatnich 20 minutach.
Ten pierwszy ostatecznie przegapi najważniejszy turniej czterolecia, ale za to młody R9 godnie zastąpi weterana i niebawem zostanie najdroższym piłkarzem na świecie. Zresztą największym bólem kibiców piłki był fakt, że tandem ten grał ze sobą rzadko i nie na najważniejszych światowych scenach.
Po dwóch kolejkach i kolejnej stracie punktów Brazylii, Anglicy wiedzieli już, że wyjadą z Francji z trofeum. Pierwszym od 1966 roku. Nawet jeśli nie były to zawody rangi mistrzowskiej, wygrane z Francją i Włochami kazały inaczej patrzeć na jedenastkę Hoddle’a. Do pełni szczęścia brakowało tylko dobrego meczu z wielką Brazylią. Selekcjoner nie tracił werwy:
- Czasami ludzie oddają im zbyt duży szacunek, jakby pochodzili z innej planety - szydził.
Zapomniał, że rekord Anglii w starciach z “Selecao” wynosił trzy zwycięstwa i 19 porażek, a po trafieniu Romario, bilans skoczył do 20 przegranych. Tak czy siak, to Wyspiarze opanowali tego lata Francję, a zadowolony ze swoich chłopaków Hoddle zażartował: - Miło jest wygrać w końcu jakiś turniej, a nie tylko nagrodę Fair Play.
Z pewnością nie spodziewał się, że zapewnił drużynie narodowej ostatnią taką radość w najbliższym ćwierćwieczu.

Przeczytaj również