TOP10 meczów 2020 roku. Pogromy, sensacje, dramatyczne końcówki i nieoczekiwane zwroty akcji

TOP10 meczów 2020 roku. Pogromy, sensacje, dramatyczne końcówki i nieoczekiwane zwroty akcji
własne
Dużo goli, dużo emocji, dużo zwrotów akcji. Tak neutralny kibic opisałby pewnie mecz idealny. W 2020 roku takich zdecydowanie nie brakowało. My zdecydowaliśmy się wyróżnić dziesięć spotkań, które zasłużyły na miano najlepszych na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy.
Niektóre zapadły nam w pamięć przez sensacyjne rozstrzygnięcia, inne przez prawdziwe kanonady, serwowane nam przez jeden lub oba grające zespoły, kolejne nabierały na atrakcyjności także dzięki wysokiej randze. Staraliśmy się znaleźć złoty środek i wybrać te najlepsze z najlepszych, bo przecież takich dobrych i ciekawych były setki.
Dalsza część tekstu pod wideo
Pod uwagę braliśmy mecze pięciu czołowych lig (Premier League, La Liga, Bundesliga, Serie A, Ligue 1) oraz Ligi Mistrzów i Ligi Europy. A teraz już bez przedłużania. Zaczynamy i wspominamy!

10. Liverpool - Chelsea 5:3 (Premier League, 22.07)

Osiem goli w hicie Premier League? Poprosimy częściej. Liverpool i Chelsea spotkały się na Anfield w 37. kolejce poprzedniego sezonu. “The Reds” byli już pewni tytułu mistrzowskiego, Chelsea wciąż walczyła o miejsce premiowane awansem do Ligi Mistrzów. Podopieczni Juergena Kloppa nie mieli jednak zamiaru grać na pół gwizdka. Po 43 minutach prowadzili już 3:0 po trafieniach Naby’ego Keity, Trenta Alexandra-Arnolda i Georginio Wijnalduma. Tuż przed przerwą Olivier Giroud zdążył jednak jeszcze podłączyć “The Blues” do prądu, zmniejszając straty.
W drugiej połowie oba zespoły dały sobie po dwa gongi. Najpierw dla gospodarzy trafił Roberto Firmino i wydawało się, że jest po meczu. Ale inne zdanie mieli Tammy Abraham oraz Christian Pulisić. Pierwszy strzelił na 2:4, drugi na 3:4 i goście mogli uwierzyć, że jeszcze powalczą o punkty. W 84. minucie ich marzenia zabił Alex Oxlade-Chamberlain, ustalając wynik meczu na 5:3.

9. Liverpool - Leeds 4:3 (Premier League, 12.09)

Nie zmieniamy nawet stadionu. Niespełna dwa miesiące później na Anfield doszło bowiem do kolejnej strzelaniny. Tym razem rywalem Liverpoolu było Leeds, właśnie wstępujące w szeregi zespołów Premier League. Po meczu mistrza kraju z beniaminkiem można było spodziewać się raczej jednostronnego starcia, a tymczasem zobaczyliśmy niezwykle ciekawą wymianę ciosów. Na 1:0 szybko trafił Mohamed Salah, ale kilka minut później wyrównał Jack Harrison. Zaraz potem “The Reds” na prowadzenie ponownie wyprowadził Virgil van Dijk, co z kolei spotkało się z odpowiedzią Patricka Bamforda. Ostatnie słowo w pierwszej połowie należało jednak do Salaha, który trafił po raz drugi. Do przerwy 3:2.
A co w drugiej połowie? Najpierw zobaczyliśmy miły akcent, bo bramkę na 3:3 zdobył Mateusz Klich. Przez długi czas pachniało wtedy na Anfield sensacyjnym remisem. Nic jednak z tego. Arbiter na dwie minuty przed upływem 90 minut podyktował rzut karny dla Liverpoolu. Na gola zamienił go Salah, kompletując hat-tricka.

8. AC Milan - Juventus 4:2 (Serie A, 7.07)

0:0 do przerwy i 4:2 po 90 minutach? Bywa i tak. Milan i Juventus spotkały się na San Siro w 31. kolejce poprzedniego sezonu. Po pierwszej połowie nic nie wskazywało na to, że po kilku miesiącach w ogóle będziemy ten mecz wspominać. Ale wtedy zaczęła się jazda bez trzymanki. W 53. minucie “Stara Dama” prowadziła już 2:0. Najpierw przepięknego gola zdobył Adrien Rabiot, a chwilę później prowadzenie gości podwyższył Cristiano Ronaldo.
Mogło się wówczas wydawać, że jest już po Milanie. Ale “Rossoneri” między 62. i 67. minutą przeprowadzili prawdziwy szturm. Najpierw jedenastkę wykorzystał Zlatan Ibrahimović, dając Milanowi kontakt, a po chwili ciosy Juventusowi zadali jeszcze Franck Kessie i Rafael Leao. W kilka minut z 0:2 zrobiło się 3:2. “Stara Dama” próbowała jeszcze odmienić losy meczu, ale ostatnie słowo należało do gospodarzy. Tym razem na listę strzelców wpisał się Ante Rebić, ustalając wynik spotkania na 4:2. Niesamowity comeback podopiecznych Stefano Pioliego.

7. Atalanta - PSG 1:2 (Liga Mistrzów, 12.08)

W tym przypadku gole nie sypały się może jak z rogu obfitości. Bywały też pewnie w 2020 roku po prostu mecze lepsze. Ale waga tego spotkania i jego dramatyczna końcówka sprawiają, że wspominamy je z ciarkami na plecach. Atalanta i PSG otwierały turniej finałowy Ligi Mistrzów w Lizbonie. Walczyły o awans do półfinału i przez długi czas to niespodziewanie piłkarze z Bergamo byli bliżsi sukcesu. Na 1:0 trafił bowiem w 27. minucie Mario Pasalic.
Wszystko, co najciekawsze, wydarzyło się jednak w doliczonym czasie gry. Walczący jak lwy o wyrównanie zawodnicy PSG dopięli swego w 90. minucie. Piłkę do bramki z bliska wpakował Marquinhos. Euforia w ekipie z Paryża, niedowierzanie wśród podopiecznych Gian Piero Gasperiniego. Wydawało się, że do rozstrzygnięcia potrzebna będzie dogrywka. Ale wtedy Neymar i spółka postanowili pójść za ciosem. Wykorzystać moment dekoncentracji Atalanty. Brazylijczyk zagrał do Kyliana Mbappe, ten wypatrzył Erica Choupo-Motinga, a Kameruńczyk, który pojawił się na murawie w 79. minucie, dopełnił dzieła zniszczenia. W kilka minut Atalanta przebyła podróż z nieba do piekła.

6. Aston Villa - Liverpool 7:2 (Premier League, 4.10)

Chyba najbardziej sensacyjny wynik tego roku. Liverpool, który w poprzednim sezonie miażdżył w Premier League niemal wszystkich, traci siedem goli w meczu z Aston Villą, która z kolei ledwo utrzymała się w elicie? Nieprawdopodobne. A jednak prawdziwe. Oba zespoły spotkały się w 4. kolejce bieżącego sezonu. Gospodarzom tego dnia wychodziło wszystko. Gościom wręcz przeciwnie. Aston Villa już do przerwy prowadziła 4:1, a hat-trickiem popisał się rozgrywający chyba mecz życia Ollie Watkins. Napastnik pozyskany przed sezonem z Brentford. Cuda, cuda ogłaszają.
Jeśli ktoś myślał wówczas, że po przerwie wściekli zawodnicy Liverpoolu ruszą z odrabianiem strat, to szybko musiał swoje przewidywania schować do kieszeni. Na 5:1 podwyższył Ross Barkley. Odpowiedział mu jeszcze Mohamed Salah, czym jednak tylko rozjuszył gospodarzy. A konkretniej Jacka Grealisha, który trafił na 6:2 i 7:2. Mistrz Anglii rozgromiony.

5. Sevilla - Inter 3:2 (Liga Europy, 21.08)

Jeśli w finale Ligi Europy widzisz Sevillę, to wiedz, że… go wygra. Przez ostatnie kilkanaście lat mogliśmy się już chyba do tego przyzwyczaić. Chociaż faworytem do triumfu był w ten sierpniowy wieczór Inter, ekipa z Andaluzji nie miała zamiaru składać broni. W pierwszej połowie zobaczyliśmy prawdziwą wymianę ciosów. Wiedzieliśmy już, że to nie finał z kategorii tych do jednej bramki. I tak na 1:0 trafił Romelu Lukaku, ale szybko odpowiedział mu Luuk de Jong. I to dwa razy. Wtedy jednak uruchomił się Diego Godin, trafiając na 2:2. Przy takim wyniku obie drużyny schodziły na przerwę.
A po niej piłka już tylko raz wylądowała w siatce. Ponownie po strzale Lukaku. Problem Interu był jednak taki, że Belg tym razem trafił do swojej bramki. “Nerazzurri” mieli jeszcze kilkanaście minut na odrobienie strat, ale mimo usilnych starań nie dogonili już Sevilli, która po pełnym emocji meczu mogła cieszyć się ze zwycięstwa w Lidze Europy. Szósty raz w XXI wieku, licząc oczywiście także wcześniejszy Puchar UEFA.

4. Inter - AC Milan 4:2 (Serie A, 9.02)

I kolejny mecz z udziałem Interu. Tym razem zakończony dużo lepiej dla ekipy z Giuseppe Meazza. Derby Mediolanu w ostatnich latach często stały na niezłym poziomie, obfitując w emocje i gole, ale na początku lutego oba zespoły dały już prawdziwy koncert. Do przerwy 2:0 prowadził jeszcze Milan, bo do siatki niedługo przed gwizdkiem arbitra trafiali Zlatan Ibrahimović i Ante Rebić. Mogło się wówczas wydawać, że po takich dwóch ciosach Inter już się nie podniesie. Ale w drugiej połowie na murawie istniała tylko jedna drużyna.
Zaryzykujemy stwierdzenie, że było to najlepsze 45 minut Interu w ostatnich latach. Podopiecznym Antonio Conte wychodziło wszystko. Pierwszy sygnał do ataku wysłał Marcelo Brozovic, już kilka minut po wznowieniu gry zmniejszając straty do wyniku 1:2. A chwilę później gra rozpoczynała się od nowa. Alexis Sanchez przytomnie odegrał do Matiasa Vecino, a ten doprowadził do wyrównania. 2:2! Inter nabrał wiatru w żagle. Z każdą kolejną minutą napierał coraz mocniej. Swego dopiął w 79. minucie. Tym razem dośrodkowanie z rzutu rożnego na gola zamienił Stefan de Vrij. W doliczonym czasie gry stempel na znakomitym pościgu Interu postawił jeszcze Romelu Lukaku, wykorzystując dobre dośrodkowanie Victora Mosesa.

3. Tottenham - West Ham 3:3 (Premier League, 18.10)

Ten mecz mamy akurat całkiem świeżo w pamięci. Nieco ponad dwa miesiące temu Tottenham spotkał się u siebie z West Hamem i jeszcze po 82 minutach wydawało się, że będzie to jedno z wielu starć bez większej historii. “Koguty” prowadziły 3:0 po szybkim trafieniu Heung-min Sona i dwóch golach Harry’ego Kane’a. Taki wynik utrzymywał się później przez większość spotkania.
Ale “Młoty” nie miały zamiaru się poddawać. Na osiem minut przed upływem 90 minut do siatki trafił Balbuena, pobudzając kolegów do walki w ostatnim fragmencie meczu. Gdy trzy minuty później do swojej bramki piłkę skierował Davinson Sanchez, emocje sięgnęły zenitu. Było już tylko 3:2. Do końca wciąż pozostawało kilka minut. West Ham ruszył do ataku, a w 94. minucie wydarzyło się coś nieprawdopodobnego. Manuel Lanzini zdecydował się na strzał z dystansu i futbolówka wpadła w samo okienko bramki. Niesamowity zwrot akcji. Ekipa Łukasza Fabiańskiego wyszarpała punkt na niezwykle trudnym terenie, choć przez większość meczu przegrywała 0:3!

2. Liverpool - Atletico Madryt 2:3 (Liga Mistrzów, 11.03)

Co to było za meczycho! Atletico w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów pokonało Liverpool 1:0, ale przed rewanżem wcale nie mogło spać spokojnie. To przecież Liverpool. To Anfield. “The Reds” nie takie straty potrafili już odrabiać. Do 43. minuty jedną nogą w ćwierćfinale byli jeszcze goście z Madrytu. Wtedy jednak na 1:0 dla Liverpoolu trafił gość od zadań specjalnych - Georginio Wijnaldum. I chociaż gospodarze chcieli iść za ciosem, stwarzając sobie liczne sytuacje, wynik już się nie zmienił. A to oznaczało konieczność rozegrania dogrywki. Tam rozpoczęło się prawdziwe show.
Najpierw Anfield do euforii doprowadził Roberto Firmino. Wydawało się wtedy, że Liverpool jest na dobrej drodze do awansu, bo ekipa Diego Simeone praktycznie nie stwarzała sobie sytuacji. Ale inne plany na ten wieczór miał Marcos Llorente. Dwa razy przymierzył zza pola karnego. Dwa razy trafił do siatki. “The Reds” znaleźli się w krytycznej sytuacji. Potrzebowali już dwóch goli, by odmienić losy dwumeczu. Padł jednak tylko jeden. I to dla Atletico. W doliczonym czasie dogrywki Llorente tym razem wystąpił w roli asystenta, a kropkę nad “i” postawił Alvaro Morata.

1. FC Barcelona - Bayern Monachium 2:8 (Liga Mistrzów, 14.08)

Ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Dwie wielkie marki. Owszem, już przed meczem za faworyta uchodził Bayern, ale chyba nikt nie spodziewał się, że “Die Roten” przejadą się po “Dumie Katalonii” jak walec. Mecz ten wyróżniamy więc nie za szczególne zwroty akcji, bo te były tylko na samym początku, ale za dość szokujący wynik na takim etapie rozgrywek. I dziesięć goli. Bo to też nie zdarza się często.
Strzelanie już w 4. minucie rozpoczął Thomas Mueller. Gdy dosłownie chwilę później piłkę do swojej bramki wpakował David Alaba, wydawało się, że Barcelona błyskawicznie wróciła do gry. Nic jednak z tego. Gol na 1:1 tylko podrażnił monachijczyków. Jeszcze przed przerwą do siatki trafiali Ivan Perisić, Serge Gnabry i ponownie Mueller. Pierwsza połowa zakończona wynikiem 4:1.
Identyczny rezultat padł też w drugiej części gry. Chociaż cień nadziei w serca kibiców klubu z Katalonii wlał jeszcze Luis Suarez, zmniejszając na chwilę straty, później Bayern znów włączył tryb turbo. W końcu trafił Robert Lewandowski, trafienie dołożył Kimmich, a “Dumę Katalonii” pogrążył jej zawodnik, jedynie wypożyczony do Bayernu, a więc Coutinho. Brazylijczyk ustrzelił dublet. Ten mecz przyczynił się później do wielu nerwowych ruchów w klubie z Camp Nou. A Bayern - jak chyba wszyscy wiemy - ruszył dalej, wygrywając cały turniej w Lizbonie.
***
To był trudny rok, także dla świata futbolu, ale znakomitych spotkań nie zabrakło. Oby w 2021 roku było ich jeszcze więcej!
Mecze
własne

Przeczytaj również