Transferowa bolączka Arsenalu, która musi się skończyć. "Ta propozycja wcale nie dziwi"

Transferowa bolączka Arsenalu, która musi się skończyć. "Ta propozycja wcale nie dziwi"
screen youtube
Arsenal przestał być kojarzony z budżetowymi transferami i zaciskaniem pasa. Od pewnego czasu “Kanonierzy” wydają poważne sumy na kupowanie nowych graczy. Nadal jednak nie potrafią zarabiać na tych, którzy są już w klubie. Jeśli chodzi o sprzedawanie, Arsenal wciąż ma się czego uczyć.
Zdaje się, że Arsenal idzie w końcu we właściwym kierunku. Mikel Arteta wprowadza mozolnie swoje porządki, także w kwestii kadry. Choć to jeszcze nie moment, aby spocząć na laurach, progres względem ostatnich lat jest ogromny. Zyskuje na tym jakość sportowa, a Arsenal sezon rozpoczął od dwóch wygranych, czym pochwalić może się jeszcze tylko Manchester City. Kto w Hiszpana wątpił, dziś pewnie zmienia zdanie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Trzeba jednak powiedzieć jasno. Do ideału wciąż daleko. “Kanonierów” można chwalić, bo jest za co, a najbliższe lata malują się w dość przyjemnych barwach, ale wciąż widać rysę na budowie klubu, którą wypadałoby zatrzeć. Dotyczy ona transferów wychodzących.
Parafrazując słowa z pewnej bajki: Arsenal umie już grać ładnie w piłkę, potrafi dobierać piłkarzy… ale nadal nie umie ich sprzedawać. I o tym jest ta historia.

Spore inwestycje

Zarówno przed rokiem, jak i w obecnym oknie transferowym, Arsenal wydaje dużo. Nawet bardzo dużo jak na swoje wcześniejsze standardy. Za czasów Arsene’a Wengera “Kanonierzy” nie słynęli z szastania kasą na prawo i lewo. Owszem, za kilku zawodników zapłacono solidne pieniądze, ale były to raczej pojedyncze strzały. Obecnie jest inaczej.
Wenger pod tym względem był człowiekiem wyrozumiałym. Wiedział, jak działa ten biznes. Trzeba było spłacić koszty budowy nowego stadionu. Klub nie dysponował takim kapitałem jak choćby Chelsea czy Manchester City. Z perspektywy czasu tym bardziej warto docenić francuskiego szkoleniowca, który mimo wszystko dowoził wyniki, nawet gdy rywale decydowali się na windy płacowe lub płacili pokaźne kwoty odstępnego. Arsenal na tym polu często przegrywał w wyścigu o podpisy zawodników.
Być może finansowa wstrzemięźliwość w wydawaniu kilka lat wstecz, pozwala dziś budować zespół łatwiej. Rodzina Kroenke, właściciele klubu, sięgnęła głębiej do kieszeni, ale też nie miała bagażu związanego choćby ze wspomnianym już stadionem. Arsenal, mimo chudszych lat, wciąż jest marką, która potrafi przynieść dochody. Najwyższe ceny biletów w Anglii, spore grono fanów na całym świecie. Jest na czym i na kim zarabiać. Jednak biznesu na piłkarzach odchodzących wciąż klub prowadzić nie umie.

Rekordowa sprzedaż

Patrząc na listę największych transferów z klubu można się poczuć, jakby świat stanął w miejscu dobrych kilka lat temu. Nie licząc Joe Willocka czy Alexa Iwobiego, tak naprawdę zmierzamy już w odległe piłkarsko czasy. Choć akurat sprzedaż tej dwójki, za pokazane poniżej kwoty, to majstersztyk. I przy okazji wyjątek, potwierdzający regułę o sprzedażowej indolencji.
Arsenal
Transfermarkt
Sam fakt, że w czołowej “10” nadal widnieją Nicolas Anelka i Marc Overmars pokazuje, że “Kanonierzy” od lat mają problem ze sprzedawaniem drogo. W końcu obaj gracze z klubu odeszli na przełomie wieków, kiedy mówiliśmy o zupełnie innych pieniądzach w piłce.
Ciekawie wygląda też casus Alexisa Sancheza. On de facto został wymieniony na Henricha Mchitarjana, który… po czasie odszedł za darmo do Romy. Jego obecność na tej liście jest więc mocno naciągana.
Prawdziwy problem widać jednak dopiero patrząc dużo głębiej na listę zawodników odchodzących. Arsenal nie jest klubem bazującym na zyskach z transferów, ale wielokrotnie po prostu oddawał graczy “za frytki”, a nawet dopłacał do interesu.

Lawina błędnych ruchów

Trudno znaleźć jeden powód, który wyjaśniłby błędy w procesie sprzedażowym. Kilku piłkarzy po prostu się nie sprawdziło i trudno było sprzedać ich za rozsądne pieniądze. To się zdarza. Jednak o wiele bardziej w oczy rzucają się inne kwestie: wielokrotne wysyłanie na wypożyczenia, zwlekanie z przedłużaniem kontraktów, kurczowe trzymanie się ludzi “bo mogą jeszcze odpalić”. Do tego konflikty z gwiazdami klubu. Lista zarzutów jest spora. I trudno tu bronić włodarzy “Kanonierów”. Jeśli coś zdarza się raz lub dwa, można obwiniać innych. Jeśli coś dzieje się kilkanaście razy, to warto poszukać problemu wewnątrz.
Po raz ostatni Arsenal dobrze sprzedawał przed sezonem 17/18, po którym odszedł Wenger. Wówczas z klubu za pieniądze odeszli m.in. Oxlade-Chamberlain czy Sanchez, ale także Theo Walcott, Wojciech Szczęsny, Olivier Giroud, Francis Coquelin czy Kieran Gibbs. W sumie 162 mln euro zarobku. I trzeba przyznać, że te ruchy miały sens.
Jednak po zmianach u steru ktoś wyraźnie się pogubił. Za darmo odchodzili m.in. Aaron Ramsey, Danny Welbeck, Shkodran Mustafi, Calum Chambers, Willian, Sead Kolasinac, Sokratis czy ostatnio Alexandre Lacazette. I to jedynie część przykładów, z których tylko trzymanie do końca umowy Francuza da się usprawiedliwić “wyższym dobrem”. Na siłę można do tej wąskiej listy wciągnąć Williana czy Kolasinaca, bo lepiej było na nich nie zarobić, ale zwolnić wysoką tygodniówkę. Z drugiej strony niektórzy ze wspomnianych graczy za odejście… dostali pieniądze, aby nie blokować miejsca w drużynie. Skąd my to znamy? O tym za chwilę.
Arsenal wielu piłkarzy trzymał w klubie na zasadzie “przydasi”. Lepiej mieć piłkarza w kadrze, albo na wypożyczeniu, aniżeli zarobić za nim choćby kilka milionów. Bo kiedyś może być potrzebny. Trochę na tej zasadzie kontraktowano też późniejsze “niewypały”. Głównie z Chelsea. Obok wspomnianego Williana tak było z Davidem Luizem czy Petrem Cechem.
Problem w tym, że gracze stawali się coraz mniej przydatni, ich wartość spadała, a klub koniec końców nie miał z nich żadnego pożytku, choć na kilku można było zarobić. Ramsey? Obecnie to synonim zjazdu, ale jego odejście dało się rozegrać lepiej i spieniężyć. Podobnie zresztą z Chambersem i kilkoma innymi zawodnikami.

Wypożyczenia

Nie wystarczy palców u rąk, aby policzyć “grupę turystyczną” pod szyldem Arsenalu. Wysyłani na wieczne wypożyczenia. Ta ekipa mogłaby mieć zresztą swojego patrona w osobie Joela Campbella. To jeszcze kamyczek do “wengerowego ogródka”. Całkiem nieźle zapowiadający się zawodnik dość szybko przepadł w Anglii. Potem zwiedzał: dwukrotnie Betis, Lorient, Olympiakos, Villarreal, Sporting Campbell miał na tych wypożyczeniach momenty. Ostatecznie trafił do Frosinone za 1.5 mln euro, choć w pewnym momencie można było sprzedać go za wyższą kwotę.
Szlakiem wypożyczeń ostatnio podąża też niespełniony talent, Ainsley Maitland-Niles. Tak samo zresztą Reiss Nelson. Dwukrotnie na tej zasadzie oddawano Lucasa Torreirę, a więcej gier w Niemczech niż w samym Arsenalu zanotował Konstantinos Mavropanos. Dwóch ostatnich w klubie już nie ma. Ale nie ma też za nich dużych pieniędzy. Torreira do Galatasaray odszedł za 6 mln euro (kupiony przez Arsenal za 30 mln), Mavropanos odszedł za nieco ponad 3 mln do Stuttgartu.
Obaj warci są więcej. Na Emirates Stadium zostali jednak skreśleni. Nikt nie miał zamiaru już na nich stawiać, a to poniekąd wykorzystali nabywcy. Arsenal znowu był w kropce. Rozciągniętą kadrę trzeba wyraźnie uszczuplić, a że przez lata zamiast sprzedawać wypychano wszystkich na wypożyczenia, to teraz ruchy są nerwowe, aby zarobić cokolwiek. Nawet sporo poniżej wartości.
Do Monzy na, a jakżeby inaczej, wypożyczenie trafił Pablo Mari. Tu mówi się o 5 mln za obowiązkowy wykup w przypadku utrzymania w Serie A. To kolejne odroczone i niepewne pieniądze za piłkarza, który nawet jeśli za rok do klubu wróci, to miejsca w nim nie zagrzeje.

Biznesowy kryminał

Bezsensowne trzymanie piłkarzy do końca umowy, albo wypożyczanie tych, którzy nie mają już opcji powrotu, to jedna strona medalu. W tym drugim przypadku za “sukces” można nawet uznać 11 mln jakie wpłynie na konto Arsenalu za Matteo Guendouziego. Choć i tu Marsylia kupiła w promocji gracza, który w minionym sezonie Ligue 1 był wyróżniającą się postacią. Każdy inny klub wyciągnąłby za niego więcej.
Guendouzi jednak pokłócił się z Artetą i nikt po nim nie płacze na The Emirates, podobnie jak po Oezilu czy Aubameyangu. To z kolei byłe gwiazdy na wysokim kontrakcie. Klub oddał ich teoretycznie za darmo. Dlaczego teoretycznie? Arsenal po odejściu Ozila nadal płacił mu bowiem sowitą pensję, choć do piłkarza nie miał już żadnych praw. Aubameyang nie tylko dostał odprawę za odejście z Arsenalu, ale za chwilę może być sprzedany z zyskiem przez Barcelonę, która wzięła go za darmo.
Obecne okienko także nie poprawia wizerunku klubu. Poza Guendouzim przykładem jest Bernd Leno. Niemiec do Fulham trafił na zasadach, które trudno jest logicznie wytłumaczyć. Wyceniony na 9-10 mln bramkarz, miał odejść za kwotę gwarantowaną rzędu 7-8 mln. Tymczasem Arsenal zarobił 3.5 mln euro, kolejne 2 mln otrzyma, jeśli Fulham utrzyma się w lidze w tym sezonie. Następne 2 mln, jeśli podobnie będzie w kolejnej kampanii, dodatkowy milion zależny jest z kolei od występów. Wartość bonusów,i to dość odległych, przewyższa główną kwotę.
Jeszcze ciekawszy pomysł dla swojego pracodawcy miał Hector Bellerin. Zawodnik bardzo chciałby trafić do Betisu, który jednak nie ma za co go wykupić. Bellerin proponował zatem… rozwiązanie umowy i puszczenie go za darmo. Kuriozum, ale kto widzi jak na polu sprzedawania piłkarzy działa klub, ten wcale się nie dziwi.
Co więcej, Arsenal może przepalić jeszcze trochę pieniędzy, bo w kolejce do wypchnięcia z klubu czeka choćby Nicolas Pepe. Najdroższy transfer w historii klubu. Do końca umowy pozostały mu jeszcze dwa lata, a więc na odzyskanie choćby części środków czasu jest coraz mniej. I trudno liczyć, aby wartość Iworyjczyka rosła, gdy jego rola w zespole jest marginalna.

Porządki

Arsenal musi posprzątać bałagan, który tworzył się w klubie przez lata. Obrywa za to w sporej części Edu Gaspar, dyrektor klubu. Jednak winny jest nie tylko on. Gdy “Kanonierzy” popadli w ligowe średniactwo, wykonali wiele ruchów transferowych poniżej swojego nominalnego poziomu sportowego. Dziś chcąc zwiększyć potencjał kadry, muszą w jakiś sposób zwalniać miejsce w zespole.
Proces ten nie może jednak przesłaniać wszystkiego. Kilka odejść z The Emirates to prawdziwa klapa i wstyd dla włodarzy klubu. Jeśli Arsenal ma w dłuższej perspektywie być traktowany poważnie, to sam musi zacząć się szanować i przestać trwonić pieniądze. Tu wyzwaniem może być sprawa Bellerina. Czy warto iść tropem minionych ruchów i oddać go za pół-darmo, albo nawet rozwiązać umowę? To chyba już za wiele. Jeśli Arsenal nie chce otrzymać na stałe łatki klubu, który można doić z nadal solidnych graczy, to nie powinien sobie na to pozwolić.

Przeczytaj również