Trener, który nigdy nie istniał. Tak niemiecki komik obśmiał profesjonalny klub piłkarski

Trener, który nigdy nie istniał. Tak niemiecki komik obśmiał profesjonalny klub piłkarski
spox.com
Jak wyciąć piłkarzom numer przed ich najważniejszym meczem sezonu? Coś o tym wie Klaus Augenthaler, wybitny piłkarz, trochę gorszy trener, ale całkiem niezły kawalarz. Historia z podstawionym trenerem-komikiem do dziś jest jedną z najlepszych anegdotek w niemieckiej i austriackiej piłce. Sami zobaczcie, dlaczego.
Hape Kerkeling, kto to taki? Najłatwiej go porównać do kogoś w rodzaju naszego rodzimego Tadeusza Drozdy, Zulu-Guli czy Jerzego Kryszaka. W Austrii rozśmieszał do łez, zwykle nieco starszą publiczność, mniej wysublimowaną jeśli chodzi o poczucie humoru. W programie telewizyjnym „Darueber lacht die Welt” (“Z tego śmieje się świat”) przebierał się w różne kostiumy, podpinał pod nie małe kamerki i mikrofony, nagrywając ludzi, którzy nie zdawali sobie sprawy z tego, co się dzieje. Ot, gagi jak w wielu programach. Tym razem Hape przeszedł jednak samego siebie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Piłkarskie jaja

Po tym, jak zagrał irańskiego mistrza szachowego, fińską piosenkarkę i sprzedawcę lodów, który podał wafelka Angeli Merkel na konwencji jej partii, ówczesny kierownik produkcji SAT1 wpadł na szatański pomysł: - Słuchaj, stary, stworzymy z ciebie litewskiego trenera piłki nożnej i zaprezentujemy na konferencji prasowej - powiedział.
Teraz wystarczyło jedynie znaleźć odpowiednią „ofiarę”. Klub, który chciałby wziąć udział w żartobliwym eksperymencie. W niemieckiej Bundeslidze się nie udało, wszyscy odmawiali. Komuś w końcu udało się skontaktować z Klausem Augenthalerem. Były mistrz świata z 1990 roku pracował wówczas w austriackim Grazer AK i chętnie przystał na warunki postawione przez telewizję. Ku zdumieniu wszystkich. również prezes klubu Peter Svetitis, jako wieloletni fan Kerkelinga, entuzjastycznie podszedł do pomysłu, licząc nieco na rozgłos i uwagę mediów. „Bombę” chciał zdetonować tuż przed wielkim świętem, derbami miasta.
Niemiecka redakcja wkrótce znalazła się w Grazu i zaraz po tym, naprędce, zwołano konferencję prasową. Na dzień przed niezwykle ważnym meczem ze Sturmem. Wcześniej poinformowano wszystkich dziennikarzy, że na spotkaniu pojawi się Augenthaler, prezes i tajemnicza trzecia osoba. Spekulowano również, że trener poda się do dymisji, co nawet u austriackich żurnalistów, znanych ze spokojnego, a wręcz leniwego usposobienia, wywołało coś w rodzaju szoku. - Oniemiałem. Klaus świetnie prowadził zespół, wprowadził go na wysokie obroty, zajmowaliśmy bardzo dobre trzecie miejsce. Mieliśmy teraz derby… To było szalone - przypomina sobie tę sytuację Gregor Poetscher, opowiadając historię magazynowi „The Athletic”.

Drobiarskie metafory i ludowe piosenki

Weszli. Klaus, Peter i dziwny gość z bujnym wąsem oraz kolorowym krawatem, a także jego domniemana żona. Rozpoczął się spektakl. „Auge” ogłosił rezygnację z powodu otrzymania dużo lepszej oferty z Francji. Z kamienną miną, w niesamowicie wiarygodny sposób zapewnił, że będzie mógł ujawnić nazwę klubu dopiero za kilka dni. Potem do głosu doszedł Kerkeling alias Albertas Klimawiszys, czyli nowy trener GAK.
Na pytanie od zdumionych dziennikarzy, czy nagła wymiana szkoleniowca nie będzie miała negatywnego wpływu na zespół, odpowiedział tajemniczo: - Na Litwie jest takie powiedzenie: jeśli zabija się koguta, kura nadal może znosić jaja - oznajmił.
Panowie przy stolikach z trudem, ale chyba zrozumieli metaforę. Najdroższego piłkarza austriackiej Bundesligi, Igora Pamicia, który do tej pory nie strzelił żadnej bramki, scharakteryzował tak: - Ma szybki samochód, ale wolną stopę. Może gra na złej pozycji - powiedział.
Później poszło jak z płatka. Klimawiszys pokusił się nawet o analizę urządzeń sanitarnych w siedzibie klubu. - Przyzwyczailiśmy się z żoną do brania prysznica tylko w zimnej wodzie. Tutaj jest ciepła i nawet nie musisz wrzucać monet do maszyny. Niesamowita sprawa - zakomunikował wszystkim.
Przed końcem konferencji wstał i zaintonował litewską piosenkę piłkarską. W tym samym momencie do chóru dołączyła się „żona” dziwnego przybysza, śpiewając hymn narodowy Rosji. Augenthaler ledwo utrzymał się na krześle. Patrzył i sam pewnie tylko wie, jakim cudem powstrzymał śmiech.

Trening z kosmosu

Podczas następnej sesji treningowej gracze GAK zostali przedstawieni nowemu trenerowi. - Imię tego faceta nic mi nie mówiło, ale wydawało mi się nieco dziwne, że nosił koszulę pod dresem. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem - wspomina Gernot Sick, pomocnik.
Nastał czas na integrację. - Jakim autem jeździsz - pytał zawodników. - Skodą - odpowiedział jeden. - Aaa, skoda. Powinieneś kupić inne - zakończył i kazał się ustawić do rozgrzewki.
„Mówisz serio?!”, pytali Albertasa piłkarze, gdy ten kazał im biegać, a na gwizdek wykonywać „ewolucje” rodem z elementarza nauczyciela wuefu w pierwszych latach podstawówki. Bieg, gwizdek, pompka, bieg, gwizdek, przewrót w przód. Zadania dla profesjonalnych piłkarzy…
- To był rodzaj ćwiczeń, które wykonywałeś jako dziecko, no ale je robiłem. Byłem zbyt oszołomiony tym, że „Auge” odszedł, żeby zadawać jakieś pytania. Pomyślałem, że muszę się podporządkować, jeśli będę chciał grać - mówi po latach Poetscher.
Ale najgorsze jeszcze było przed nimi. „Trening kosmonauty”. Zawodnicy mieli się złapać za nosy i uszy krzyżując ręce, zakręcić się wokół swojej osi i dopiero oddawać strzały. Niektórzy już tracili cierpliwość. Enrico Kulovitza, który najwyraźniej nie potrafił się zastosować do poleceń, jako pierwszego odesłał do szatni. Bramkarz Frank Almer też nie wytrzymał. - Wystarczy, możesz pocałować mnie w dupę - rzucił na odchodne i również udał się pod (ciepły) prysznic. A zaraz za nim reszta.
Nikt nie spodziewał się fortelu. A wiadomość o zmianie szkoleniowca zaczęła żyć w przestrzeni medialnej. Austriacka Agencja Prasowa APA i kilka kanałów radiowych nadało informację o nieoczekiwanej rezygnacji Augenthalera i podjęciu pracy przez jego przedziwnego następcę. Niemiec pamięta, że poznał komika na dzień przed kabaretonem.
- Już wtedy przedstawił się po rosyjsku, odgrywał swoje sceny jeszcze zanim wkroczyły kamery. Powiedział mi, żeby lepiej nikt mu nie podawał piłki na boisku, bo złamie sobie nogi - opowiada Klaus, który później ostatecznie odszedł z Austrii i prowadził m.in. Bayer Leverkusen.
Był zaskoczony, że nikt nie rozgryzł satyryka na swojej absurdalnej konferencji. - Dzisiaj każdy wziąłby telefon, odpalił wyszukiwarkę i sprawdził, co to za gość. I wszystko wyszłoby na jaw. Ale w 1999 roku, kiedy Internet dopiero raczkował, a komórki mieli nieliczni, wszyscy to kupili - dodaje prezes. Po całym zamieszaniu nie stwierdzono skutków ubocznych. Grazer wygrał 1:0, a jedyną bramkę strzelił… Igor „Wolna Stopa” Pamić.
Tobiasz Kubocz

Przeczytaj również