Tutaj futbol schodzi na drugi plan. Polityka, tęcza i "dinozaury" w derbach Hamburga

Tutaj futbol schodzi na drugi plan. Polityka, tęcza i "dinozaury" w derbach Hamburga
geogif/shutterstock.com
Wczesnym popołudniem, na niespełna dwie godziny, fani niemieckiej piłki wstrzymają oddech. Skupią się jednak nie na Bundeslidze, ale... jej zapleczu. Tam, na Volksparkstadion, rozegrane zostaną jedne z najciekawszych derbów u naszych zachodnich sąsiadów. Naprzeciw siebie staną rywale z drugiego co do wielkości miasta Niemiec, Hamburga: HSV zagra z St. Pauli.
I chociaż wielu z was może niespecjalnie interesować to, co dzieje się na zapleczu niemieckiej ekstraklasy, to na ten mecz naprawdę warto zwrócić uwagę. To, w pewnym sensie, takie „Old Firm Derby”. Liga nie jest zbyt medialna, ale sama rywalizacja to coś więcej, niż tylko boisko. To konfrontacja przekonań i ideałów – dwóch drużyn z kompletnie innych światów.
Dalsza część tekstu pod wideo
I tak, jak w Glasgow Celtic reprezentuje katolików, a Rangersi protestantów, tak i w tym przypadku twarzą w twarz stają dwie grupy fanów o innych poglądach. Zwłaszcza z perspektywy „kopciuszka” rywal to antagonista, którego trzeba pokonać. Nie tylko dla dominacji w mieście, ale i w imię wyznawanych przez Pauli i jego kibiców wartości.

„Dinozaur” i rywale w jego cieniu

W Hamburgu, właściwie od zawsze, rządziło HSV. W końcu to jeden z najbardziej utytułowanych niemieckich zespołów, który poszczycić się może również sukcesami w rozgrywkach kontynentalnych. Ich lokalni rywale mają po stronie triumfów co najwyżej wygranie... Pucharu Hamburga w 1947 roku. To dwie kompletnie inne wagi, ale nie znaczy to, że rywalizacja nie jest zacięta.
Spotkania między przeciwnikami z portowej aglomeracji to nowość. „Większa” z drużyn dorobiła się miana „dinozaura”, z uwagi na to, że przez długie lata była jedynym zespołem, który nigdy nie spadł z Bundesligi, grając w niej od pierwszego sezonu. Przypominał o tym legendarny już zegar, wiszący na stadionie. Niespełna dwa lata temu jednak stanął. Hamburger spadł z ligi, lądując na tym samym poziomie, co sąsiedzi.
Na bezpośrednie starcie kibice czekali siedem lat – od ostatniego z siedmiu sezonów Pauli na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Gdy Dawid pierwszy raz pobił na nim Goliata, w 1977 roku, kibice bardziej doświadczonej drużyny oklaskiwali oponentów. Nie uważali ich za zagrożenie, być może w ten sposób próbowali okazać swoją wyższość. Nie oznaczało to jednak, że fani obu zespołów mają „sztamę”. Nic bardziej mylnego – to jedna z najbardziej zagorzałych rywalizacji w kraju.
Miasto podzielone jest na strefy, są miejsca, gdzie jedna strona ulicy należy do HSV, a druga do ich rywali. Gdy zbliżają się derbowe spotkania, na ulice wychodzą grupki szukające zaczepki, liczące na spotkanie podobnej bandy z drugiej strony barykady.
W 2018 roku, przed pierwszymi derbami po spadku, na mostach w Hamburgu porozwieszano kukły symbolizujące wisielców w brązowo-czerwono-białych barwach. To jednak najbardziej „łagodny” przykład „uprzejmości” między obiema drużynami.
Poza rękoczynami między kibicami zdarzały się również ataki na piłkarzy, jak chociażby podczas ostatniej wizyty „Piratów Ligi” na najwyższym szczeblu. Wtedy to grupa chuliganów z przeciwnego obozu zaatakowała golkipera Pauli, Benedikta Pliquetta (co istotne, wychowanka HSV) po inaugurującym sezon spotkaniu z Freiburgiem. Bramkarz odpłacił się w najlepszy możliwy sposób. W 21. serii gier wybronił swojemu zespołowi wygraną 1:0. I to na terenie przeciwnika!

„Football as it’s meant to be”

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że wielu waszych znajomych, którzy nawet nie interesują się futbolem, słyszało o St. Pauli. To drużyna, która ma swoje stałe miejsce w popkulturze, a wszystko dzięki stosunkowo poglądom, które promuje. W ideach przyświecających „mniejszemu” klubowi z Hamburga królują wartości lewicowe – walka z faszyzmem, homofobią, brakiem tolerancji. W związku z tym, ich symbol – piracką czaszkę i skrzyżowane kości – można często zobaczyć w miejscach i środowiskach nie związanych z piłką nożną.
Pryncypy klubu z Millerntor-Stadion mają też odzwierciedlenie w podejściu ich sympatyków do sportu. To przeciwnicy komercjalizacji, robienia z futbolu biznesu czy maszynki do robienia pieniędzy. Dla nich uosobieniem „zepsucia” są kluby właśnie takie, jak HSV. Gigant, od dziesiątek lat wydający ogromne sumy, w ten sposób walczący o kolejne sukcesy. Nie chodzi tu więc tylko o dominację w mieście, ale o coś więcej – o ideały.
Slogan promujący Bundesligę brzmi „football as it’s meant to be” - „piłka nożna, taka, jak powinna być”. W rozumieniu najbardziej zagorzałych fanów Pauli obecny futbol jest kompletnym zaprzeczeniem takiej tezy. Widzą swój klub jako enklawę normalności, wojownika z zepsutym światem. A największy możliwy tryumf stanowi zagranie na nosie lokalnemu rywalowi, który od lat w ich mniemaniu stoi w opozycji do podstawowych wartości.
Kibice klubu z dzielnicy uciechy upierają się, że będą inni, że nie sprzedają swojej tożsamości i nie pozwolą wciągnąć się w konsumpcyjne szaleństwo futbolowego świata. To sprawia, że nigdy nie byli stałym bywalcem Bundesligi, a co najwyżej ją „odwiedzali”. Nie można jednak zarzucić „Piratom Ligi”, że nie są wierni swoim ideałom – również politycznym. W październiku rozwiązali kontrakt z Cenkiem Şahinem. Powód? Popieranie agresji Turcji w Syrii, co nie koresponduje z lewicową linią, której trzyma się Pauli.
To klub na tyle oryginalny, że stał się symbolem. Mówi się nawet, że to druga, po Bayernie, najbardziej popularna drużyna w Niemczech. Ich wyjątkowość sprawia, że budzą zainteresowanie niemal wszędzie. Doczekali się nawet książki, opisującej specyfikę zespołu, jak i jego sympatyków oraz wartości, w które wierzą, napisanej przez Nicka Davidsona.

Mecz odmiennych interesów

Już o 13:00 usłyszymy pierwszy gwizdek. I znowu możemy powiedzieć, że szykuje się starcie Dawida z Goliatem. Nie tylko pod względem statusu klubów w niemieckim futbolu, ale i ich obecnej sytuacji. Drużyna Waldemara Soboty zajmuje obecnie 14. lokatę w lidze, zaledwie dwa oczka nad strefą spadkową.
HSV to z kolei aktualny wicelider 2. Bundesligi, niepokonany od sześciu spotkań (czyli od 6 grudnia). „Dinozaur” chce wrócić na najwyższy poziom rozgrywkowy, który po prostu stanowi jego dom. Po poprzedniej kampanii, zakończonej rozczarowaniem – bo tak należy nazwać brak awansu – chęć zadowolenia kibiców jest jeszcze większa, a na stadionie pojawi się ich aż 57 tysięcy.
Wygrana dziś będzie więc dla obu klubów czymś więcej, niż tylko okazją na zdobycie praw do nazywania się „najlepszą drużyną w mieście”. To szansa na zbliżenie się do finalnego celu. I nawet jeśli są one zupełnie inne, bo Hamburger chce z ligi jak najszybciej uciec, a Pauli w niej zostać, to zapowiada się naprawdę gorące spotkanie.
„Derby rządzą się swoimi prawami” - mówi stare piłkarskie porzekadło, a rywalizacja w drugim mieście Niemiec bardzo dobrze tego dowodzi. Pomimo ogromnych różnic między rywalami, w siedmiu starciach z XXI wieku „Goliat” wygrał zaledwie raz więcej, niż „Dawid”. Nikt więc nie będzie bagatelizował dzisiejszej konfrontacji. To jedna z najbardziej zażartych i interesujących „wojen” niemieckiego futbolu. I niech was nie zwiedzie to, że rozgrywa się ją na boiskach drugiej ligi!
Kacper Klasiński

Przeczytaj również