Tutaj nie pomogą Hakim Ziyech, Timo Werner i Kai Havertz. Z taką obroną Chelsea Londyn nic nie osiągnie

Tutaj nie pomogą Ziyech, Werner i Havertz. Z taką obroną Chelsea nic nie osiągnie
Robert Smith / PressFocus
Chelsea wkroczyła w okno transferowe z hukiem, który pozornie mógłby napawać kibiców optymizmem. Problem w tym, że dziesiątki milionów funtów wydane na Timo Wernera i Hakima Ziyecha zupełnie nie poprawią sytuacji “The Blues”, jeśli nie dojdzie do rewolucji w defensywie. Bo to właśnie w tyłach londyńczycy mają gigantyczne problemy.
Miniona kolejka Premier League musiała być niezwykle frustrująca dla sympatyków Chelsea. Klub walczący o podium ligowe, z aspiracjami na przyszłe sukcesy, po prostu nie ma prawa przegrywać w takich rozmiarach z ekipą pokroju Sheffield. Nawet jeśli “Szable” grają w tym sezonie zaskakująco skutecznie. Architektami klęski podopiecznych Lamparda byli ci sami winowajcy, co zwykle. “Popis” gry w obronie zaprezentowali kolejno Andreas Christensen, Kepa Arrizabalaga i Antonio Ruediger. Ich kuriozalne błędy sprawiły, że jeden z najgorszych napastników w lidze bez trudu podreperował statystyki strzeleckie.
Dalsza część tekstu pod wideo

Na nic kolejni napastnicy

Chelsea wyrosła na razie na króla tegorocznego polowania transferowego, bo zakontraktowanie Hakima Ziyecha i Timo Wernera zasługuje na słowa uznania. Ekscytacja tymi ofensywnymi wzmocnieniami jest zrozumiała, jednak trzeba zauważyć, że Chelsea nie ma jakichkolwiek kłopotów ze zdobywaniem bramek. W lidze pod tym względem ustępują jedynie Manchesterowi City, Liverpoolowi i Leicester. Różnica ta zapewne będzie jeszcze mniejsza w przyszłym sezonie, gdy do gry wkroczą nowe “zdobycze” Romana Abramowicza i jego ludzi.
Warto zastanowić się, czy Ziyech i Werner rzeczywiście przyczynią się do progresu całej ofensywy. Z pewnością dadzą Frankowi Lampardowi spore pole manewru, ale nie wolno zapomnieć, że ofensywa już teraz radzi sobie bardzo dobrze. Młodzi Tammy Abraham i Mason Mount zanotowali razem aż dwadzieścia trafień w lidze. Do dwucyfrowej liczby bramek zbliżają się także Willian oraz Christian Pulisic. W obwodzie pozostaje niezawodny Olivier Giroud, a nie można przecież zapominać o perspektywicznym Callumie-Hudsonie Odoiu czy Rubenie Loftusie-Cheeku. Prawdziwa klęska urodzaju.
Dziwią zatem plotki o zainteresowaniu londyńczyków Kaiem Havertzem, jeszcze jednym graczem o ofensywnych inklinacjach. Oczywiście, Niemiec to fantastyczny talent, wyjątkowo pożądany na rynku transferowym, który dysponuje ogromnym potencjałem, ale dołożenie następnej gwiazdy do ataku nie jest zadaniem z kategorii must-have. To nie zwiększy szans “The Blues” w ewentualnej walce o tytuł. Prędzej okaże się, że w Lampard będzie miał za dużo “grzybów w barszczu”. A najpoważniejsze bolączki zespołu czyhają w tyłach. To tak, jakby wymieniać silnik w Ferrari, które jeździ na kołach od roweru. Tego typu porównanie nie jest przypadkowe, ponieważ poczynania Kepy i spółki przypominają istny cyrk na kółkach.

Jeden gorszy od drugiego

“Lamps” ma w składzie aż pięciu graczy, którzy z powodzeniem mogą grać na środku obrony. Sęk w tym, że tutaj ilość nie idzie w parze z jakością. Kuriozalne błędy z poprzedniej kolejki nie stanowiły wyjątku. Stoperzy Chelsea od miesięcy nie gwarantują spokoju, a ich choćby poprawne występy można policzyć na palcach jednej ręki. Dość powiedzieć, że żaden inny klub z pierwszej dziesiątki Premier League nie stracił więcej bramek. Nawet Arsenal z powszechnie wyśmiewanym duetem Mustafi-Luiz. Co więcej, Crystal Palace, zajmujące 14. lokatę w tabeli też może się pochwalić lepszymi rezultatami w obronie od “The Blues”. Tragiczne wyniki nie wzięły się znikąd. Londyńczykom brakuje boiskowego lidera z krwi i kości. Wraz z odejściem Johna Terry’ego, wszystko na Stamford Bridge runęło.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że nadal popełniam błędy. Chcę być idealny w każdym meczu, ale nie zawsze wychodzi. Nadal się uczę i staram wyciągać wnioski ze swoich pomyłek - mówił Kurt Zouma po sierpniowej klęsce z Manchesterem United. Taka deklaracja byłaby zrozumiała, gdyby wypowiedział ją nieopierzony młokos, ktoś, kto dopiero wchodzi do pierwszego składu. Niestety Francuz w październiku skończy 26 lat i wciąż nie potrafi utrzymać wysokiej dyspozycji. Gra bojaźliwie, w kratkę. Dostosowuje się poziomem do przeciętnych partnerów.
- Andreas ma problemy z koncentracją w polu karnym. Gdy skupiasz się na piłce, musisz kątem oka kontrolować gracza, którego kryjesz. On tego nie robi. Patrzy na wrzutkę, zostawia mnóstwo miejsca, a rywal to wykorzystuje - mówił Ashley Cole po porażce “The Blues” w derbach z West Hamem. Minął tydzień, a duński stoper zaliczył identyczny błąd w starciu z Sheffield. Jest powtarzalność, ale jedynie w zakresie popełnionych gaf.
To właśnie w tym sektorze Abramowicz powinien szukać natychmiastowych wzmocnień. O tym ile zmienia transfer środkowego obrońcy z prawdziwego zdarzenia, przekonały się ekipy Liverpoolu czy Manchesteru United. Próżno szukać na rynku drugiego Virgila van Dijka lub Harry’ego Maguire’a, ale kilku kandydatów można z łatwością wyselekcjonować. Ewentualny spadek Bournemouth obniżyłby na pewno cenę byłego zawodnika “The Blues”, Nathana Ake. Na krajowym podwórku wyróżniają się również James Tarkowski czy Caglar Söyüncü. Jest w kim wybierać.

W poszukiwaniu numeru jeden

Kłopoty są też w bramce. A przecież po odejściu Thibauta Courtois Chelsea nie czekała długo z wyborem jego następcy. Za Kepę zapłacono Athletikowi Bilbao astronomiczną kwotę 80 mln euro. Kiedy bramkarze notują zwyżkę formy, często przywołuje się kultowy kadr z “Matrixa”, gdy bohater zatrzymuje lecące pociski. Arrizabalaga mógłby sobie nie poradzić ze złapaniem plastikowej kulki wystrzelonej z atrapy dla dzieci. Nie zamierzamy pastwić się nad Hiszpanem, jednak statystyki jasno potwierdzają, że nie ma gorszego bramkarza w Premier League.
Kepa ma dopiero 25 lat, ale dalsza wiara w jego nagły wystrzał formy to po prostu strata czasu. Przepłacony golkiper zawodził już pod wodzą Maurizio Sarriego, a w trakcie obecnego sezonu był jeszcze słabszy. Lepszym rozwiązaniem wydaje się nawet postawienie na Willy’ego Caballero, który zbliża się do emerytury. Z kolei najbardziej optymalne wyjście wiąże się z kolejną transakcją na linii Amsterdam-Londyn.
- Gdy w zeszłym roku rozmawiałem z działaczami, zgodzili się na moją propozycję. Wiele zawdzięczam Ajaxowi, ale mam duże ambicje, chciałbym zrobić krok naprzód. Zobaczymy co przyniesie przyszłość - wyznał w kwietniu Andre Onana, golkiper Ajaxu. Kameruńczyk mógłby dołączyć do Ziyecha, tworząc w Londynie małą kolonię byłych graczy “Joden”. 24-latek znakomicie porusza się na linii, a lata spędzone w słynnej La Masii wpłynęły na jego wyszkolenie techniczne. Czyli stanowi kompletne przeciwieństwo obecnej “jedynki” Chelsea.

W walce o przyszłość

Londyńczycy są aktualnie zaangażowani w rywalizację o miejsce premiujące udział w Lidze Mistrzów. Walkę, która tak naprawdę powinna być już dawno zakończona. Skandalicznie słaba postawa linii obrony niczym kotwica ciągnie “The Blues” w dół. Kepa nagle nie przemieni się w nowe wcielenie Petra Cecha, a duet Zouma-Christensen nie przywróci dawno utraconego blasku. Potrzeba wzmocnień i to natychmiastowych.
Chelsea rozpoczęła działania na rynku z wysokiego “C”. To jednak dopiero preludium transferowej ofensywy. Londyński dziennikarz Matt Law przekazywał na łamach “The Telegraph” informacje o planie sprowadzenia jeszcze trzech graczy. W orbicie zainteresowań Abramowicza znajdują się Onana oraz Ben Chilwell, który zastąpiłby niepewnego Marcosa Alonso.
Fani “The Blues” powinni trzymać kciuki za to, żeby ostatni zakup dotyczył pozycji środkowego obrońcy. Tylko w ten sposób będą mogli realnie utrzymać się w ligowej czołówce. Na dziś Frank Lampard nie może odtrąbić sukcesu. Werner i Ziyech nie wystarczą. Dopiero, gdy na Stamford Bridge wylądują topowi bramkarz i stoper, misja uzdrowienia Chelsea zostanie w pełni wykonana.

Przeczytaj również