Uratował nas od Superligi, nazwano go “Robin Hoodem”. Oto najpotężniejszy człowiek futbolu w Europie

Uratował nas od Superligi, nazwano go “Robin Hoodem”. Oto najpotężniejszy człowiek futbolu w Europie
psg.fr
W ciągu tygodnia, kiedy tak wiele największych piłkarskich podmiotów i najbardziej wpływowych właścicieli wyrządziło tak wiele szkód, Nasser Al-Khelaifi po cichu wyłonił się jako najbardziej wpływowy działacz w klubowej piłce nożnej.
Kiedy przeciąganie liny w sprawie Superligi trwało w najlepsze, a kibice co kilkadziesiąt sekund odświeżali Twittera w poszukiwaniu najnowszych informacji, szef PSG w swoim gabinecie odbierał serię gorączkowych telefonów. Prezydent paryskiego klubu stanął przed ogromną presją, będąc naciskany, aby zapisał się do grupy drużyn-założycieli nowego tworu, rozgrywek buntowników, których start groził zniszczeniem starego porządku ulubionego sportu na świecie.
Dalsza część tekstu pod wideo
Według relacji osoby z otoczenia Al-Khelaifiego, którego cytował brytyjski “Financial Times”, na linii panował “całkowity chaos”. Lobbing wielkich klubów miał przejść od uprzejmości w stylu “no dalej, to już się dzieje, bez was to się nie uda”, poprzez zniecierpliwienie, aż do broni ostatecznej w postaci przymusów i gróźb: “Jeśli się nie zaangażujecie, pożałujecie tego, będziecie sami w tym biznesie”. 47-letni biznesmen, działacz sportowy, a w przeszłości aktywny tenisista (995. miejsce w rankingu ATP w szczycie kariery) nie ugiął się. Posłał Superligę tam, gdzie jest jego miejsca. Do diabła.

Bohater we Francji

Decydując się, wraz z Bayernem Monachium, na powstrzymanie startu konkurencji dla Ligi Mistrzów, Al-Khelaifi został nagrodzony za swoją rolę w ruchu oporu. Wybrano go na prezydenta Europejskiego Stowarzyszenia Klubów (ECA). Organizacji, która pozbawiła stanowisk dwunastu założycieli ESL. Szef UEFA rozpływał się nad talentami Katarczyka, nazywając go “wielkim człowiekiem”. Świat stanął na głowie. PSG, instytucja od dawna postrzegana jako zagrożenie dla europejskiego futbolu ze względu na ich ogromne bogactwo i horrendalne wydatki na transfery, wyszła z superligowego kryzysu jako obrońca podstawowych wartości.
Nie żeby on tak to postrzegał. Okazało się, że mówiący cicho, prawie pół-szeptem prezes i dyrektor generalny PSG, stosunkowo nowego supermocarstwa, głęboko szanuje tradycje sportu. We Francji, jego przybranej ojczyźnie, pochwała Al-Khelaifiego była powszechna. Vincent Labrune, szef Ligue 1, podziękował Katarczykowi “w imieniu francuskiej piłki nożnej”, a jeden z największych dzienników nad Sekwaną “Le Figaro” trochę w żartobliwym tonie zadał pytanie, czy nadszedł czas, aby zacząć nazywać go “Robin Hoodem futbolu”.
Następnego dnia po tym, jak z Superligi wykruszyły się wszystkie angielskie drużyny, na prezesa przed siedzibą czekali kibice wdzięczni za to, że ich przedstawiciel nie stanął po stronie “zła”.
Nawet zawsze szczery prezydent Olympique Lyon Jean-Michel Aulas, przez wiele lat toczący zaciekłe boje ze swoim odpowiednikiem z Parc des Princes, nie mógł ukryć podziwu:
- Był czas, kiedy denerwowałem się sposobem, w jaki PSG zajmowało się sprawami i środkami, jakimi dysponowali, ale od chwili, gdy Nasser stawiał opór bardziej niż ktokolwiek inny, wszystkie francuskie kluby dostrzegły, że muszą iść ścieżką wytyczoną przez UEFA - powiedział dziennikowi “L’Equipe”.
Kiedy gruchnęła wieść o możliwym przewrocie, on brał udział w kongresie UEFA. Podchodząc do reporterów powtarzał tylko, że “jest tu, aby stanąć z ludźmi, którzy kochają futbol”. Mówił też, że czuł autentyczne przywiązanie do struktur i niepokoił się potencjalnymi konsekwencjami powstania Superligi. Ufało mu niewielu. Większość sądziła, że prowadzi fałszywą grę i, jeśli przyjdzie moment, odwróci się plecami od ideałów, wybierając gotówkę. Tymczasem, gdy coraz gorętsze informacje o rebelii zaczęły się rozchodzić, prezesowi PSG pokazano nagranie z Garym Nevillem i jego wyegzaltowanym potępieniem projektu. Kilku świadków stwierdziło, że Al-Khelaifi był poruszony materiałem i nie miał ochoty odpowiadać na pytania.

Diabeł się w ornat ubrał

Ironia polega na tym, że on i PSG są ciągle uważani przez środowisko za nowobogackich intruzów. Nawet jeśli pozycja Al-Khelaifiego nigdy nie była silniejsza niż dzisiaj, to nie łatwo wyzbyć się uczucia, że prężny działacz stoi bardziej w obronie swoich interesów, a nie pewnych wartości. Mimo że na pierwszy rzut oka może tak wyglądać.
Bądźmy więc bardziej wstrzemięźliwi w ocenie jego wspaniałomyślności. Trudno uwierzyć w czystość intencji człowieka, który ma mniej romantyczne powody, by przeciwstawić się Superlidze. Będąc jednocześnie prezesem beIN Media Group, nadawcy Ligi Mistrzów w kilku ważnych dla piłkarskiego rynku krajach, nie mógł wbić noża we flagowe rozgrywki pod brandem UEFA. W ten sposób sam sobie zawiązałby pętlę wokół szyi.
To nie wszystko. Jako przedstawiciel dbającego o wizerunek Kataru nie może sobie pozwolić na nic, co mogłoby wstrząsnąć łodzią przed przyszłorocznymi i tak już wystarczająco kontrowersyjnymi Mistrzostwami Świata, odbywającymi się w jego kraju. W bilansie zysków i strat poparcie najbogatszych i najbardziej cynicznych graczy obarczyłoby jego konto zbyt dużym ryzykiem. W tej grze postanowił stanąć na bezpiecznym i twardym gruncie.

Skonsumować związek z UEFA

Co zyskuje? Z szerszej perspektywy strategicznej przytulanie się do UEFA jest zgodne z celami, do których PSG dążyło od momentu przejęcia paryskiego klubu przez Quatar Sports Investments latem 2011 roku. Wystarczy przypomnieć, że Francuzi od dawna żyją mając na gardle nóż przystawiony przez Finansowe Fair Play. W maju 2014 roku PSG zostało ukarane grzywną w wysokości 60 mln euro i ograniczeniami dotyczącymi ustalania składu na Ligę Mistrzów. Uniknęli kontroli swoich finansów w marcu 2019 roku, ponieważ Sąd Arbitrażowy ds. Sportu orzekł, że UEFA zbyt długo czekała ze wznowieniem dochodzenia, czy transfery Neymara i Kyliana Mbappe były przeprowadzone zgodne z przepisami. Obejście FFP to najważniejszy punkt w planowaniu strategicznym PSG.
Zbliżenie się do decydentów europejskiej centrali może pomóc w rozwiązaniu problemu. Zresztą nie tylko tego. Pojawiło się również wrażenie, że przywdzianie barw UEFA zapobiegnie krzywdzącemu sędziowaniu przeciwko francuskiemu potentatowi. Tam nadal pamiętają mecz z Barceloną na Camp Nou w marcu 2017 roku i mają żal do rozjemców tego widowiska. Przez długi czas w Paryżu uważało się, że decyzje arbitrów przeciwko PSG wynikają z tego, że nie są jeszcze tak dużą marką jak choćby Real Madryt. Doskonałe relacje z Ceferinem i spółką powinny, według nich, rozwiązać tę kwestię. Al-Khelaifi oczyścił przedpole. Nie zdobędzie wielkich pieniędzy z nowego projektu, ale za to być może jego klub będzie miał łatwiej w starym układzie.
W miarę trwania konsekwencji po powstaniu i śmierci Superligi, uwaga przeniosła się na występy Paryżan w Lidze Mistrzów. Ich pierwszy półfinał z Manchesterem City nie wypadł wprawdzie doskonale, ale piłkarze opłacani przez Katarczyków nie zamierzają łatwo oddać miejsca w wielkim finale. Podczas gdy klub ze stolicy Francji nigdy wcześniej nie wydawał się tak solidnym członkiem UEFA, Al-Khelaifi wie, że aby stać się ważną figurą rodziny królewskiej Ligi Mistrzów, najpierw trzeba choć raz ją wygrać. Rok temu już witali się z gąską, w tym sezonie droga wydłużyła się nieco bardziej.

Przeczytaj również