W Madrycie dwa kolosy na glinianych nogach. Tę edycję Ligi Mistrzów może wygrać nawet Gladbach

W Madrycie dwa kolosy na glinianych nogach. Tę edycję Ligi Mistrzów może wygrać nawet Gladbach
Cordon Press / PressFocus
8 spotkań. 35 goli. Ponad cztery bramki na mecz. Trzecia kolejka fazy grupowej LM rozpoczęła się od tak mocnego uderzenia, że pozostaje tylko żałować braku kibiców na niemal wszystkich stadionach. Ale jeśli fani wrócą na trybuny, mogą być świadkami kolejnych szalonych wyników w tej edycji. Nawet tych końcowych.
Oczywiście, tytułowe wskazanie Gladbach jako potencjalnego zwycięzcy całych rozgrywek jest nieco prowokacyjne. Ale triumf europejskiego średniaka, który potrafi zachwycać, pasowałby do obecnego sezonu jak nigdy wcześniej. Edycji 2020/21 daleko przecież do normalności. Mamy:
Dalsza część tekstu pod wideo
  • napięty do granic możliwości kalendarz
  • koronawirusa eliminującego piłkarzy ze spotkań, na czele z Cristiano Ronaldo
  • grady goli
  • irracjonalne wyniki
  • niepewną przyszłość fazy pucharowej
Ostatni punkt wydaje się szczególnie istotny. Na ten moment pewnie nikt nie potrafi wskazać, czy najważniejsze rozstrzygnięcia zapadną zgodnie z planem, czy np. rzutem na taśmę będzie trzeba zorganizować turniej finałowy, wzorem tego sierpniowego. W takich okolicznościach podniesienie Pucharu Mistrzów przez zespół z drugiego szeregu nie byłoby anomalią. W bieżących czasach nic już nas nie zaskoczy.
A czemu akurat ozłoceni mogliby być zawodnicy Gladbach? “Źrebaki” są idealną drużyną do wspierania jej przez neutralnych kibiców. Dotychczasowymi trzema rozegranymi meczami zdecydowanie zaskarbili sobie międzynarodową sympatię. Gdyby potrafili trzymać nerwy na wodzy do ostatniego gwizdka arbitra, mieliby 9 punktów na 9 możliwych. Ale i tak nie mają prawa narzekać. Jeśli w rewanżu znów pokonają Szachtar Donieck, będą o włos od awansu z “grupy śmierci”.

Kolosy na glinianych nogach i szczypta magii

Awans Gladbach byłby równoznaczny z odpadnięciem jednego z dwóch faworytów - Realu Madryt lub Interu. Po wczorajszym pojedynku w stolicy Hiszpanii bliżej pożegnania się z LM są “Nerazzurri”. To oni przystąpią do rewanżowej potyczki z “Królewskimi” z nożem na gardle. Elitarne rozgrywki powoli stają się koszmarem dla Antonio Conte - mediolańczycy wypadli za burtę w grupie też w poprzednich dwóch rozgrywkach.
Szlagier w Madrycie nie zawiódł, bo pięć goli zawsze miło się ogląda, ale nietrudno było dostrzec, że obie ekipy przypominają nieco kolosy na glinianych nogach. Widzowie nie mogli się nudzić, jednak nie zaserwowano im futbolu z najwyższej półki, Bramki padały głównie po szkolnych, indywidualnych błędach. Brakowało raczej piłkarskiej magii, z wyjątkiem bajecznej asysty Nicolo Barelli.
Na marginesie, warto obserwować rozwój tego piłkarza. Na dzisiaj jest on bowiem numerem trzy w Interze, po nieobecnym wczoraj Romelu Lukaku oraz Lautaro Martinezie. Zakładając, że nie spuści z tonu, przed 23-letnim Barellą przynajmniej dekada grania na wysokim poziomie.

Festiwal

Co do wspomnianych błędów, to uważni obserwatorzy gry obu zespołów w tym sezonie nie powinni być zaskoczeni częstotliwością niezrozumiałych zagrań w defensywie. Z jednej strony mieliśmy obronę złożoną bez nominalnego prawego obrońcy, za to z będącym bez formy Raphaelem Varanem. Z drugiej strony - formację, która w ostatnich kilku tygodniach dopuściła do:
  • trzech goli Fiorentiny
  • dwóch goli Benevento, Milan, Gladbach i Parmy
  • jednego gola Lazio
Tylko dwukrotnie Inter zachował czyste konto - z Szachtarem i Genoą. Mieliśmy zatem gotowy przepis na strzelaninę. O emocje zadbał choćby Achraf Hakimi. Piłkarz, który został bez żalu pożegnany przez Zinedine’a Zidane’a, miał udowodnić Realowi, że sprzedanie go do Mediolanu było pochopne. Tymczasem przy pierwszej bramce wyglądał, jakby nadal nosił biały trykot. Wzorowo uruchomił Karima Benzemę. A to było dopiero preludium do festiwalu pomyłek, które następowały przy kolejnych golach.
2:0 - Osamotniony Sergio Ramos bez problemu pakuje piłkę do siatki po wrzutce z rzutu rożnego. Kryjący go z początku Stefan de Vrij nawet nie pobiegł za Hiszpanem
2:0 Real Inter
screen
2:1 - Cudowne zagranie Barelli mogło zmylić defensywę “Królewskich”, ale nie ma usprawiedliwienia dla Varane’a, który nie zdążył za Lautaro Martinezem
2:1
screen
2:2 - Esencja gry obronnej Realu w ostatnich tygodniach: Ramos wychodzi z formacji, źle zagrywa, nie wraca, więc robi się dziura.
2:2 Real Inter
screen
Co dalej? Varane nie naprawia błędu kolegi, a - na “deser” - źle ustawiony Lucas Vazquez dopuszcza do niegroźnego strzału kiksującego Ivana Perisicia
3:2 - złe ustawienie zawodników Interu przy szybkiej akcji rywali
Do tego powinna jeszcze dojść bramka po katastrofalnym zagraniu Ferlanda Mendy’ego w końcówce spotkania, ale Francuzowi akurat się upiekło.
Żeby było jasne - tego spotkania nie oglądało się źle. Wręcz przeciwnie. Dwie uznane marki, pięć trafień, kilka ciekawych akcji, znakomity Barella. Jak na tacy jednak dostaliśmy odpowiedź na pytanie, dlaczego Realowi i Interowi daleko od szczytu formy. Ich rewanż na Stadio Giuseppe Meazza nie będzie miał faworyta, za to będzie miał piekielnie wysoką stawkę, szczególnie dla “Nerazzurrich”.

Kanonady co do Joty

Wspomniane Gladbach wpakowało rywalom z Ukrainy sześć goli. Podobnie Bayern obszedł się z Salzburgiem. Z kolei pięć trafień zaaplikowali Atalancie zawodnicy Liverpoolu. Potyczkę ekipy z Bergamo przeciwko “The Reds” można porównać do ubiegłotygodniowego nokautu Manchesteru United na Lipsku. Wielka firma zmierzyła się z zespołem wciąż raczkującym na międzynarodowej arenie, mającym za sobą wyjątkowo udane poprzednie rozgrywki Ligi Mistrzów. Eksperci prognozowali trudną przeprawę faworytów, a skończyło się, tak jak w przypadku “Czerwonych Diabłów”, na ich wysokiej wygranej. Mistrzów Anglii do zwycięstwa poprowadził Diogo Jota. Jak na razie transfer Portugalczyka okazuje się strzałem w sam środek tarczy. To był element, którego w ofensywie Liverpoolu brakowało. Jota, kupiony za ponad 40 mln euro z Wolverhampton, wpasował się do nowego zespołu jak ulał. Roberto Firmino może z pełną powagą drżeć o miejsce w składzie.
A Atalanta? Gian Piero Gasperini zapewnił, że jego podopieczni podniosą się po tej klęsce. I nie mamy powodów, by mu nie wierzyć. Włosi zapłacili sporą cenę za próbę wymiany ciosów z “The Reds”, ale jeszcze w tej edycji namieszają.
Na koniec słówko o wspomnianym już Bayernie. Możemy pół żartem, pół serio prognozować fantastyczny sezon w wykonaniu Gladbach, ale jeśli w Monachium nie nastąpi jakiś kataklizm, to Bawarczycy mają na dziś rozłożony czerwony dywan do kolejnego triumfu w LM. Czerwona maszyna Hansiego Flicka wciąż funkcjonuje bez zarzutu, choć Salzburg bronił się długo i dzielnie, zanim “Die Roten” nie włączyli szóstego biegu. Trener monachijczyków legitymuje się niebywałym bilansem w Champions League. Pod jego wodzą rozegrali oni 11 spotkań. Efekt? 11 zwycięstw, 42 gole strzelone, 7 goli straconych.
Ma się czym chwalić też Robert Lewandowski. Wprawdzie polski napastnik, co u niego się niemal nie zdarza, wydatnie przyczynił się do… utraty drugiej bramki, ale dołożył do tego dublet, dzięki czemu jest już tylko o jedno trafienie od Raula Gonzaleza w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii rozgrywek. “Lewy” uzbierał ich 70. Wyprzedzenie Hiszpana to formalność.

Przeczytaj również