W Mediolanie czas na odbudowę. AC Milan i Inter w poszukiwaniu dawnej świetności

W Mediolanie czas na odbudowę. AC Milan i Inter w poszukiwaniu dawnej świetności
Shutterstock
Stolica Lombardii to jeden z najważniejszych punktów na futbolowej mapie świata. Kluby z Mediolanu wygrywały Ligę Mistrzów aż trzykrotnie w pierwszej dekadzie XXI wieku. Dziś jednak sytuacja wygląda kompletnie inaczej. Zarówno Inter, jak i Milan mają za sobą chude lata. Obie wielkie marki marzą o powrocie na szczyt.
„Nerazzurri” i „Rossoneri” znajdują się w różnych fazach odbudowy. Jedni zdołali wrócić do regularnej gry w Lidze Mistrzów, drudzy przez problemy z Finansowym Fair Play nie mogą brać udziału w europejskich pucharach. Faktem jest jednak, że ani jeden, ani drugi z klubów nie osiągnął jeszcze założonego celu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wiecznie to samo

W przypadku Interu Mediolan naprawdę trudno przewidzieć, co stanie się w najbliższym sezonie. Za każdym razem ich sytuacja wygląda tak samo. Do klubu trafiają interesujący zawodnicy, wszystko wydaje się dobrze układać i... nagle coś się psuje.
Styl gry nie porywa, w szatni wybuchają konflikty z najróżniejszych powodów, a fani są gotowi czasem nawet linczować ludzi związanych z zespołem. W ostatnich czterech latach udało się zakończyć rozgrywki na czwartej lokacie w tabeli Serie A. To dało awans do Champions League, ale oczekiwania fanów są zdecydowanie większe.
Marzą oni bowiem o powrocie na sam szczyt europejskiego futbolu, o nawiązaniu do sukcesów jeszcze sprzed kilkunastu lat, a może nawet i tryumfie w Lidze Mistrzów, jak za kadencji Jose Mourinho.
Minęło już jednak osiem lat od ostatniego finiszu w czołowej trójce ligowej tabeli. Pomimo pokaźnych inwestycji ze strony indonezyjskiego konsorcjum International Sports Capital, a potem chińskiego Suning Holding Group i naruszenia finansowych zasad UEFY, nie udało się przeskoczyć nad „niewidzialną poprzeczką”.
18-krotni mistrzowie Włoch od kilku lat stoją w miejscu i nie mogą ruszyć się do przodu. Pojawiają się nowi trenerzy, nowi zawodnicy, ale wciąż trapią ich te same problemy. Szaleją Icardi i Nainggolan, ciągle przypominając o bolączkach, z którymi „Nerazzurri” walczą bez przerwy już od jakiegoś czasu.

Rywale mają problem, ale my jeszcze większy

Jeśli to, co działo się w niebiesko-czarnej części Stadio Giuseppe Meazza można było nazwać kryzysem, to co można było powiedzieć o sąsiadach, którzy grają na tym samym stadionie? AC Milan, klub, który stanowił o sile światowego futbolu, którego zawodnicy zachwycali swoją grą pokolenia od 2013 roku nie wspiął się wyżej, niż na szóstą lokatę w lidze.
Jeśli chodzi o drużynę Krzysztofa Piątka, to w ich przypadku zjazd jest chyba jeszcze bardziej bolesny, niż u rywali ze Stolicy Mody. Kibice podziwiali w ukochanych, czerwono-czarnych barwach Zlatana, Ronaldinho czy Kakę, aby za kilka lat musieć oglądać usiłujących ratować swoje kariery Fernando Torresa, Alessio Cerciego, a także „artystów” pokroju Fabio Boriniego. Coś ewidentnie poszło nie tak.
Wraz z odejściem wspaniałego pokolenia piłkarzy takich, jak Maldini, Pirlo, Gattuso czy wspomniana wcześniej wielka trójka, coś bezpowrotnie zniknęło. Nie było już błysku i pewności siebie, a raczej ogromny ciężar, który musieli udźwignąć zdecydowanie gorsi piłkarze.
I tak, bez odpowiedniego planu, Milan, zaledwie cztery lata bo zdobyciu ostatniego scudetto, skończył rozgrywki jako 10. drużyna we Włoszech. Tutaj również odbudowy podjęli się chińscy właściciele.
I ci jednak przesadzili z wkładem własnym. „Rossoneri” nie zdołali wypełnić wymogów Finansowego Fair Play i nie zagrają w najbliższej edycji Ligi Europy. I to jest chyba najgorsze – ogromne inwestycje, większe niż dopuszczane, a i tak nie udaje się zakwalifikować do najbardziej prestiżowych rozgrywek na Starym Kontynencie.

Niecierpliwość nie popłaca

Oba kluby szukają trenerów, zawodników i własnej filozofii, która przyniesie odpowiednie skutki. Sęk w tym, że nie widać żadnej konsekwencji. Pierwsi, chociaż ustabilizowali się jako drużyna regularnie grająca w Champions League, wciąż zmieniają szkoleniowców jak rękawiczki. Od odejścia Mourinho mieli ich 13. W 10 lat!
Po drugiej stronie „płotu” nie jest jednak lepiej. Od czasów ostatniego menedżera, który wzniósł trofeum inne niż Superpuchar Włoch, czyli Massimiliano Allegriego, próbowano siedmiu, w teorii stałych, rozwiązań. No i najlepszym efektem było piąte miejsce.
I to jest największy problem zespołów z Mediolanu. Ani jeden, ani drugi zarząd nie ma ustalonej filozofii budowy drużyny. Kolejni szkoleniowcy nie wyznają tych samych ideałów, kluby miotają się, nie mogąc znaleźć spójnej koncepcji. Czasami jesteśmy świadkami pewnego rodzaju poprawy, jak chociażby w przypadku Gennaro Gattuso. To jednak nie gwarantuje bezpieczeństwa szkoleniowcowi.
Często nawet nie ma czasu na dopracowanie planu. Chwila, moment - trenera nie ma. A wraz z nim wylatuje kilku zawodników, których jego następca nie chce widzieć i... tak się kręci karuzela. Niektórzy gracze, jak na przykład Icardi, dochodzą do zdania, że mogą, dosadnie mówiąc, olewać swoich przełożonych, skoro siedzą na gorącym krześle. Jeśli uda im się ich zbojkotować, to może przyjść ktoś nowy, w ich oczach lepszy.
A potem znowu schemat się powtarza. Zamiast zdecydować się pójść w jakimś konkretnym kierunku, jak zrobiono to chociażby w Dortmundzie, lub zaufać zatrudnionemu menedżerowi i pozostawić mu, nawet sporawy, margines błędu, stale okazuje się, że czegoś, w opinii szefów, jest za mało.
Nie pasuje styl, wyniki, lub filozofia samej budowy drużyny. Nie udało się jak do tej pory trafić na personę, która byłaby w stanie w zadowalający sposób pokierować odbudową któregokolwiek z mediolańskich hegemonów. Nadchodzi jednak nowy sezon. I znowu wszyscy liczą na to, że jednak tym razem wybrano dobrze.

Ten sam cel, kompletnie inne filozofie

Antonio Conte i Marco Giampaolo mają za zadanie spisać się lepiej, niż swoi poprzednicy. Pierwszy z pewnością chciałby chociaż włączyć się do walki o trofea. Drugi, nie musząc rozdrabniać się i przejmować meczami rozgrywek kontynentalnych, ma za cel ponownie wprowadzić Milan do Ligi Mistrzów. Cel podobny – zbliżyć swój zespół do należnego miejsca na piedestale. Sposób realizacji będzie jednak kompletnie odmienny.
Były trener Chelsea preferuje raczej spokojny, kunktatorski futbol. Lubi kontrataki, solidne defensywy i frustrowanie rywali, przygotowując się indywidualnie do każdej konfrontacji z najgroźniejszymi przeciwnikami.
Wzmocnił zespół graczami, którzy dobrze spisywali się w ostatnich sezonach na murawach Serie A, jak Stefano Sensi czy Niccolo Barella. Sięgnął również po Valentino Lazaro i Diego Godina, który wraz z Milanem Škriniarem i Stefanem de Vrijem będzie miał decydować o sile defensywy. Ostatecznie, po długich negocjacjach, do Interu trafił też Romelu Lukaku.
Ściągnął zawodników właściwie do każdej formacji swojego ukochanego systemu 3-4-3 lub 3-5-2. Tego typu rozwiązania są bardzo popularne na Półwyspie Apenińskim, a Conte jest jednym z mistrzów właśnie tego ustawienia, które pozwoliło mu tryumfować nie tylko w ojczyźnie, ale i na Wyspach Brytyjskich.
Giampaolo z kolei jest fanatykiem kontroli nad futbolówką. Jego drużyny mają utrzymywać się przy niej, co ogromnie utrudnia oponentom opanowanie spotkania. Jego koncepcję określa się niekiedy filozofią 4P (Passing, Positioning, Pressing, Possession). Idealnie było ją widać podczas okresu pracy w Sampdorii.
Dokonał zdecydowanie mniej transferów, niż oponent. Właściwie jego decyzją były tylko zakupy Theo Hernandeza, Rade Krunicia, Rafaela Leão i Ismaela Bennacera – wykup Francka Kessiego po wypożyczeniu był pewny już wcześniej. Przejmie w spadku drużynę Milanu, która dawała już pewne powody do optymizmu. W dużej części opartą na ambitnych piłkarzach, walczących o swoje nazwisko na europejskiej i światowej scenie.
Gracze jak Suso, Piątek czy Paqueta ciągle bowiem budują swoje marki. Marzą o statusie legend wielkiego klubu. Najpierw jednak trzeba uratować bilans na koncie. Konieczne były sprzedaże i dlatego też, za stosunkowo niewielką kwotę, puszczono do Wolverhampton Patricka Cutrone. To jednak nie zmienia faktu, że jeśli były trener Sampdorii dostanie odpowiednie zaufanie, to zdoła zbudować interesujący zespół. To właśnie ten rodzaj szkoleniowca.
Nadchodzący sezon może okazać się bardzo ważny. Kolejna nieudana kampania sprawi, że tylko bardziej potwierdzą się stereotypy o Interze i Milanie, które zwyczajnie nie mają prawa niczego wygrać.
Oba zespoły mają piękną historię, która powoli odchodzi w niepamięć. W futbolu nic bowiem nie dostaje się za zasługi – trzeba pracować cały czas. Conte i Giampaolo mają przed sobą niesamowite wyzwanie. Wyzwanie związane z ogromną presją i obciążeniem. Muszą udźwignąć nie tylko wielkie oczekiwania, ale i ciężar porażek swoich poprzedników.
Kacper Klasiński

Przeczytaj również