W północnym Londynie słychać strzały. „Kanonierzy” wreszcie naładowali armaty i sieją postrach na angielskich boiskach

W północnym Londynie słychać strzały. „Kanonierzy” wreszcie naładowali armaty i sieją postrach na angielskich boiskach
CosminIftode / shutterstock.com
11 zwycięstw z rzędu, w tym 7 kolejnych wygranych w Premier League, to aktualny bilans Arsenalu Londyn. 31 zdobytych bramek i 9 straconych pokazuje, że podopieczni Unaia Emery'ego są na bardzo dobrej drodze do sukcesu, którego od lat w klubie brakuje. „Kanonierzy” tracą tylko 2 punkty do lidera angielskiej ekstraklasy i na pewno nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
Gdy wiosną, po 22 latach pracy, z posadą pożegnał się Arsene Wenger, wydawało się, że pewna era ekipy z Emirates Stadium dobiegła końca i potrzeba będzie sporo czasu na odbudowanie drużyny, która święciła triumfy na samym początku drugiego tysiąclecia.
Dalsza część tekstu pod wideo
Tym bardziej, że Francuz zostawił zespół dość rozbity, po bardzo nieudanym sezonie, w którym Arsenal zajął tylko 6. miejsce. Na dodatek latem pozbył się Alexisa Sancheza, czyli najlepszego wówczas piłkarza, bez którego nikt nie wyobrażał sobie linii ofensywnej londyńczyków.
Na ratunek miał przyjść Unai Emery, a więc szkoleniowiec, który świetnie poradził sobie w Sevilli, ale już nie potrafił sprostać wysokiemu ego piłkarzy Paris Saint-Germain. Pytań mnożyło się wiele: czy i kiedy Hiszpan stworzy zespół na miarę oczekiwań i czy będzie potrafił regularnie walczyć z najlepszymi?

Kiepski początek

Na samym wstępie Arsenal nie miał szczęścia w piłkarskim kalendarzu, bowiem na inaugurację sezonu od razu trafił na mistrza Anglii – Manchester City, a w drugiej kolejce na odwiecznego rywala „zza miedzy” – Chelsea. „Kanonierzy” oba spotkania przegrali, jednak w batalii z „The Blues” pokazali niezłe możliwości ofensywne, tracąc decydującego gola dopiero w 81. minucie.
Mimo wszystko krytyka nie oszczędziła zespołu oraz samego Emery'ego, któremu zarzucano za mało charyzmy, jakże przecież potrzebnej do prowadzenia tak utytułowanego klubu, na dodatek w roli następcy legendarnego menadżera, jakim był Wenger.
Hiszpan potrzebował czasu, aby poznać zawodników i ukształtować pierwszy skład. Najpierw stawiał na Xhakę i Guendouziego w środku pola oraz sadzał na ławce rezerwowych Alexandra Lacazette’a, obawiając się zapewne, że nie będzie on umiał współpracować z drugim napastnikiem - Aubameyangiem.
Próbował Mesuta Özila na prawym skrzydle oraz jako środkowego ofensywnego pomocnika, rotując tym samym Henrikiem Mchitarjanem, Aaronem Ramseyem czy Alexem Iwobim na różnych pozycjach. Kibicom brakowało trochę konsekwencji i twardej ręki trenera, a wyrazem tego miały być transparenty na wzór znanych już na całym świecie prób usunięcia Arsene Wengera.
Hiszpański szkoleniowiec musiał wymyślić coś ekstra, coś co zrewolucjonizuje grę drużyny i tym samym poprawi jej pewność siebie. Stawianie na stare schematy wydawało się niezbyt roztropne, a zaniechanie prób znalezienia złotego środka z pewnością jeszcze bardziej rozwścieczyłoby fanów. Dlatego Emery nie miał wyboru, musiał szukać.

Idealny duet

Pierwsze zwycięstwo Arsenal odniósł na własnym stadionie w meczu z West Ham United . Nie było ono jakoś bardzo przekonywujące, gdyż bramkę na 2:1 zdobył dopiero w 70. minucie i to po samobójczym trafieniu Diopa. Jednak dało ono nadzieję, gdyż zauważono doskonałe boiskowe zrozumienie między wspomnianymi Lacazettem i Aubameyangiem.
Nie trzeba było długo czekać, aby Emery zdecydował się na wystawienie ich w pierwszym składzie, bowiem stało się to już w kolejnym wyjazdowym spotkaniu z Cardiff, wygranym 3:2. Strzał okazał się w dziesiątkę, gdyż zarówno Francuz, jak i Gabończyk odwdzięczyli się bramką, mocno przyczyniając się do zdobycia kompletu punktów.
Od tej pory obaj piłkarze tworzą jeden z najbardziej zgranych duetów ofensywnych w Europie. „Electric duo” strzela jak na zawołanie, co jakiś czas także obsługując się wzajemnie decydującymi podaniami. Obydwaj podobno świetnie się ze sobą czują poza boiskiem i to doskonale widać również podczas gry.
Ten ruch Emery'ego otworzył drzwi do zdobywania bramek, a także dał Mesutowi Özilowi na więcej swobody dla siebie oraz na więcej wariantów podań. W ten sposób na więcej też mogą pozwolić sobie Mchitarjan, Welbeck czy Iwobi, w zależności kto akurat gra.
Dwójka „Laca-Auba” wydaje się najbardziej skuteczna, gdy ten pierwszy gra w środku ataku, a drugi szaleje po lewym skrzydle. Ciekawostką jest, że „The Gunners” są najbardziej bramkostrzelni w drugich połowach, zdobywając niemal 3 razy więcej goli właśnie w po przerwie.
Duet Arsenalu
Sportbuzz

Na pomoc - Torreira

W przerwie od Premier League, kiedy Arsenal mierzył się w Lidze Europy z Worsklą (4:2), pierwszy raz szansę od początku meczu dostał Lucas Torreira, sprowadzony przed sezonem z Sampdorii. Urugwajczyk do tej pory pojawiał się na placu gry tylko z ławki rezerwowych, zmieniając Granita Xhakę lub Guendouziego.
Spotkanie z Ukraińcami nieco otworzyło oczy Emery'emu na tego piłkarza, bo defensywny pomocnik okazał się znakomitym uzupełnieniem innych zawodników.
- Nie byłoby tylu efektownych akcji Arsenalu, gdyby nie Lucas Torreira. On uwalnia potencjał Mchitarjana, Lacazette’a czy Özila. Torreira zszywa tę drużynę – mówił były obrońca United Phil Neville.
W meczach, w których grał od pierwszej minuty, zespół stracił tylko dwa gole. Torreira umacnia swoją pozycję w zespole i w czterech ostatnich spotkaniach ligowych grał od początku do końca. Anglicy już porównują 22-latka do N’Golo Kante i przypominają na jego przykładzie, że w Premier League ważniejsza od fizyczności jest mobilność i inteligencja. Obu cech nie brakuje Lucasowi.
To odkrycie Emery'ego, który nie bał się postawić na kolejnego młodego pomocnika. Reprezentant Urugwaju znakomicie współpracuje również z defensywą, która wydaje się być największą zmorą Arsenalu, pozwalając często rywalom na zbyt wiele.
Piłkarze Emery’ego dopuścili do tego, że przeciwnicy oddali aż 125 strzałów na bramkę, a bramkarze (Cech i Leno) musieli interweniować 36 razy, czyli absolutnie najwięcej ze wszystkich golkiperów z czołówki. „Dają rywalom zbyt dużo szans” – ocenił w jednym z wywiadów Jamie Carragher. Na szczęście Torreira jest kimś, kto jest w stanie balansować w przestrzeni między obrońcami, a pomocnikami i nie raz już to potwierdził.

Odrodzenie Özila

Były reprezentant Niemiec (zrezygnował z gry w kadrze po aferze z prezydentem Turcji w tle) od kilku meczów wygląda fantastycznie. W ostatnim pojedynku Premier League z Leicester, wygranym 3:1, popisał się kapitalnym podaniem, mijającym aż czterech piłkarzy przeciwnika i otwierającym skrzydło Bellerinowi. Ten bez przyjęcia odegrał do „Auby”, który strzelił na 2:1.
Wcześniej wyrównującą bramkę zdobył sam Niemiec, który rozegrał piłkę ponownie do Bellerina, a ten zrewanżował się dokładnym odegraniem w pole karne. Z kolei bramkę na 3:1 ponownie strzelił były napastnik Borussii Dortmund, przy asyście oczywiście... Özila. Cała akcja to istne dzieło sztuki.
- Gramy seksowną piłkę - stwierdził Mesut Özil po zwycięstwie nad Leicester, a swój komentarz na Twitterze okrasił opisem: „Dumny kapitan drużyny i tego klubu!”. Widać zatem, że rozgrywający „Kanonierów” ponownie zaczął wierzyć w drużynę, bo przed rokiem, po nieudanych występach zespołu, prezentował zazwyczaj zdegustowany wyraz twarzy.
- Jest znakomity. Ma mózg, technikę i talent, które ma niewiele osób. Jeśli pod koniec kariery złożą mu w Arsenalu film z jego golami i asystami, to będzie zapierał dech w piersiach – kontynuował Carragher. W dziewięciu meczach były piłkarz Realu Madryt ma na swym koncie 4 gole i jedną asystę.

Powiew świeżości

Z całym szacunkiem dla dokonań Arsene'a Wengera, którego uważa się za jednego z najwybitniejszych szkoleniowców w historii futbolu, drużynie z północnego Londynu pod koniec jego rządów ewidentnie brakowało nowego pomysłu na prowadzenie zespołu. Brakowało trenera, który ponownie umiałby poderwać zawodników i zaszczepić chęć do jeszcze cięższej pracy.
Coś się w Arsenalu wypaliło, a zapewne jednym z powodów tego stanu była osoba Francuza, który nie działał już na swoich podopiecznych wystarczająco motywująco. Każdy nowy trener sprawia bowiem, że piłkarze chcą pokazać swoją wartość na treningach, by zasłużyć na pierwszy skład, a to często jeszcze podnosi ich umiejętności.
Menadżerowie z określonym stażem mają już swoich ulubionych graczy, którzy czasami podświadomie nie dają z siebie 100%, bo są pewni miejsca w podstawowym zespole. Emery spowodował, że w Arsenalu nastąpiło nowe rozdanie i każdy miał znów „czystą kartę”.
Sprowadzenie Bernda Leno, który od kilku spotkań zastępuje kontuzjowanego Petra Čecha było bardzo trafne, bo Niemiec spisuje się znakomicie, puścił do tej pory tylko 2 gole i nie wiadomo czy na stałe nie stanie między słupkami „Kanonierów”. Pewne miejsce ma także pozyskany z Dortmundu Sokratis oraz wspomniany już Torreira.
Takich zawodników Arsenal właśnie potrzebował, a dobrze i spójnie zarządzany przez coraz bardziej chwalonego Emery'ego, może w tym sezonie zajść daleko. Kolejnym celem transferowym zapewne będzie obrońca, bo Mustafi czy Monreal do światowej czołówki bez wątpienia nie należą. Wszystko jednak po kolei.
Paweł Chudy

Przeczytaj również